The Wish czyli zwycięska praca Rafała Gabriela
Konkurs „Spełniacz Życzeń” jest kolejnym dowodem na to, że nasi czytelnicy potrafią stworzyć naprawdę świetne rzeczy. Otrzymaliśmy 39 zgłoszeń w tym 1 film nakręcony tradycyjną metodą, dwie animacje (jedna zrobiona od zera), 7 grafik oraz 29 opowiadań (5 z nich zostało odrzucone, bo były niezgodne z regulaminem).
Nie przeciągając – zwycięzcą został Rafał Gabriel. Stworzył on świetną animację pt. „The Wish” zrobioną ze statycznych rysunków. Jak wcześniej pisaliśmy otrzyma on od nas wszystkie książki z Fabrycznej Zony (poza najnowszym „Łowcą z Lasu”), wersję cyfrową gry Metro: Redux, „Dzielnicę Obiecaną” Pawła Majki oraz pudełkową wersję Survarium.
Jego animację możecie obejrzeć powyżej.
Drugie miejsce zajął Jan Mruczyk, który napisał zdecydowanie najlepsze opowiadanie.
Kliknij tutaj, by je przeczytać:
- Chodź do mnie! – Coś zawyło z wnętrza hali. Mężczyzna struchlał i mocniej zacisnął ręce na kolbie trzymanego kałasznikowa. – Zbliż się!
Stalker zawahał się, przez moment chcąc wycofać się i wrócić czym prędzej do odległego o niemal dzień drogi obozu. Zaciekła wewnętrzna batalia toczona wewnątrz jego głowy zakończyła się jednak zdecydowanym zwycięstwem ciekawości nad rozumem.
Falujące powietrze wyłuskane z mroku snopem światła latarki zdradzało obecność anomalii termicznych stanowiących gwardię przyboczną Monolitu. Pisk dozymetru stał się nieznośnie jednostajny, więc szybkie pstryknięcie wyłącznika uciszyło go na dobre. Uzbrojony po zęby w śmiesznie bezużyteczną broń i godny politowania zestaw małomiasteczkowych rojeń intruz wpatrywał się rozanielony w zjawiskową bryłę Spełniacza Życzeń. Emanujący niebieskim światłem kryształ zahipnotyzował człowieka, zajmując psychotycznym szturmem najwyższą lokatę w hierarchii jego wartości.
- Chciałbym… – zaczął niepewnie stalker, podchodząc parę kroków bliżej. Choć bał się wypowiedzieć te słowa na głos, pragnienie krążące w jego głowie od wielu dni zdawało się już całkowicie uformować. Tak nabrać na sile, by stanowić samodzielny, niezależny już od rozsądku byt.
- Chciałbym, by Ukraina była na powrót silna, by… – kiedy zaczął mówić, nie mógł powstrzymać już słowotoku. Mimo to Spełniacz Życzeń doskonale wiedział już, jak brzmi dalsza część jego prośby. Umysł śmiertelnika otworzył się na nieznane innym żyjącym bodźce, a połączenie z nim zostało nawiązane i ustabilizowane.
Mężczyzna początkowo czuł tylko lekkie ciepło rozlewające się po całym jego ciele. Po chwili łagodny wzrost temperatury stał się nie do wytrzymania. Naczynia krwionośne widoczne pod skórą napuchły, część z nich popękała, tworząc wylewy. Wzrok przestał być ostry, bryła Spełniacza zlała się w bezbarwną jedność z tłem ściany znajdującej się kilkanaście metrów dalej, by moment później zakryć świat całunem ciemności. Potężny ból rozrywał ciało stalkera na setki części, a mimo to wciąż stanowiło integralną całość. Strumień sygnałów neuronowych przepchnął się przez ograniczoną przepustowość synaps, doprowadzając do największego paradoksu w życiu tego człowieka – odczuwania nieistnienia.
Wszystko ustąpiło jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy gruchnął o twarde, wilgotne podłoże. Ból wywołany zderzeniem ze zwartą powierzchnią był niczym w porównaniu ze wcześniej odczuwaną udręką. Nim otworzył oczy, przez chwilę próbował wymacać to, na czym leżał i zorientować się, gdzie jest.
Znajdował się na dziedzińcu kamiennej budowli, najpewniej zamku. Otoczony ludźmi w kolczugach stalker zdezorientowany rozglądał się na boki, próbując uchwycić choćby jedną rzecz, którą by znał. Nigdzie jednak nie dostrzegał ani znajomych twarzy, ani nawet przygnębiającego krajobrazu Zony, do którego zdążył przywyknąć przez ostatnie miesiące. Zamiast tego dostrzegł jedynie powiewające na wietrze niebieskie sztandary ze złotym trójzębem – coś, co od dawna pragnął zobaczyć . Symbol Rusi i Ukrainy od całego tysiąclecia. Chwilę później dostrzegł ukrywającego się za żołnierzami popa. Trzymał on w drżących rękach niewielki drewniany krzyż i mamrotał coś pod nosem.
- Co do… – zaczął stalker, ale wycelowane w niego ostrza mieczy powstrzymały go przed bardziej znaczącymi ruchami.
- Czto ty? Skud ty? Nieprzyciel, a? – Warknął niewyraźnie jeden z wojów, zdający się najmniej bać nieoczekiwanego przybysza.
- Oćcze naś, zlituj się! – Wykrzyknął histerycznie duchowny zza pleców żołnierza. Po chwili przybysz z innego świata usłyszał znajomy, tubalny głos, jak żywo przypominający ten z wnętrza Sarkofagu:
- Zabić!
Jak na rozkaz uzbrojeni mężczyźni hurmem natarli na leżącego intruza, tłukąc, siekąc i raniąc go czym popadnie – pałką i kamieniem, włócznią i mieczem. Pokrzykiwali przy tym różne niezrozumiałe dla niego słowa, w dodatku jakby przez coś przytłumione. Choć stalker próbował się osłaniać przed razami, wobec przewagi liczebnej i użycia żelaznych ostrzy był bez szans.
Wokół bezwładnego ciała leżącego u stóp Monolitu urosła spora kałuża krwi. Mimo to wciąż tłuczono je bez opamiętania kolbami karabinów, od czasu do czasu poprawiając kopniakiem uzbrojonym w czarnego desanta. Bili do utraty tchu, wypełniając gorliwie Jego rozkazy. Oni, bezwładne marionetki odziane w biało-zielone mundury, przyboczna straż najwyższego dowódcy.
Trzecie miejsce to również opowiadanie – autorstwa Huberta Hołody.
Kliknij tutaj, by je przeczytać:
Dimitri Grigorijorowicz Petrowski zwany Faustem znał się na broni. Samodzielnie nawet usprawniał ją bojownikom Powinności w zamian za trochę rubli i możliwość uczestniczenia w badaniach organizowanych przez tę frakcję. Mówiąc w skrócie: nie był to typowy doktorek w białym fartuszku, z nosem między stronicami notatek. Jak było trzeba, to umiał coś lub kogoś zastrzelić, rozwalić jakiś mur własnoręcznie wykonaną bombą, łeb ukręcić, przekupić wojskowych i tak dalej, i tak dalej. Pewnie dlatego najchętniej działał samodzielnie.
Tak było i tym razem. Dopiero za trzecim podejściem udało mu się przedostać przez Prypeć do elektrowni. Poprzednie dwie próby uniemożliwiły mu przeważające siły Monolitu okupujące północną część miasta. Kiedy Powinnościowcy zaatakowali fanatyków, nastała dogodna sytuacja, w której korzystając z zamętu walki Faust cichcem ominął wszystkie przeszkody i dotarł na miejsce.
Wyjątkowo silna emisja, która dzień wcześniej nawiedziła ZONĘ, wyczyściła doktorowi drogę do sarkofagu. Jedynie paru zombiaków kręciło się w okolicy, ale nie stanowili większego zagrożenia jeśli się ich nie drażniło. Zresztą, Faust wiedział, że strzelanie do nich nic mu nie da, a wręcz pozbawi go „straży tylnej”.
Korytarze wiodące do Spełniacza stały się domem dla licznych snorków, najwidoczniej dawno już nikt nie odwiedzał tego rejonu. Petrowski załatwił je jednego po drugim przy pomocy swojego shotguna. Bez większych problemów dotarł do komnaty.
Pomieszczenie spowite było niebieską poświatą, emanującą od kryształu. „A więc to jest Monolit” – pomyślał fizyk i zbliżył się do celu swojej wędrówki. Ściągnął maskę ze swojego kombinezonu z zamkniętym obiegiem powietrza. Ukazała się jego jasna, poważna twarz z zielonymi oczami wpatrzonymi w obiekt pożądania. Bezładna fryzura zdawała się jakby poddawać elektrolizie. Faust obserwował kryształ jeszcze przez parę minut, jakby zahipnotyzowany jego tajemniczą aurą. W końcu zaczerpnął powietrza pełna piersią, otworzył usta i wypowiedział:
- Chcę posiąść całą wiedzę jaka istnieje. Chcę wiedzieć wszystko!
Stalker poczuł zawroty głowy. Zaczął drżeć w konwulsjach. Jego gałki oczne odwróciły się. Padł na twardą posadzkę. Skręcał się w bólu, a jego świadomości ukazywały się przeróżne obrazy, słyszał głosy nienależące do nikogo, słowa nigdy nie wypowiedziane. Widział rzeczy przekraczające ludzkie pojęcie. I nagle wszystko ustało.
Ciemność, cisza, nicość. Bezwartościowość i obojętność. „To jest warte mniej niż psia karma”. ZONA. Ucisk, skrępowane ciało, powoli odzyskiwana ostrość wzroku, wyłaniające się kolory i kształty. Biały fartuch, białe fartuchy. Biała strzykawka, białe ściany, białe włosy, ciemna gęba.
- Spokojnie, tu będzie ci dobrze. Zaopiekujemy się tobą, wszystko będzie w porządku. – słyszał Faust pośród odmętów halucynacyjnych myśli.
- Wiem… – powiedział otępiale, puszczając strugę śliny z ust. – Wiem, że nic nie wiem. Wiem, nic nie wiem. Wiem.
Białe postaci stały się wyraźne. Poirytowane spojrzały na siebie.
- Cholera, kolejny filozof. Dajcie go do 105-tki do Konfucjusza. – zarządził człowiek o śniadej cerze i mlecznobiałych włosach.
- Zaaplikować mu „głupiego Jasia”? – zapytał inny, młodszy.
- Wiem, że nic nie wiem. – bełkotał Faust.
- Nie trzeba… – odpowiedział śniady.
Młodszy gość w białym fartuchu pchnął wózek z Faustem. Ten szarpnął się, ale nic nie wskórał wobec krępującego go kaftana bezpieczeństwa.
- No chłopie, przed tobą długa droga. – rzekł donośnie młody i zaśmiał się jeszcze donośniej.
- Wiem…
- Wiesz?
- … że nic nie wiem. – mamrotał dalej Petrowski.
Gratulujemy zwycięzcom – skontaktujemy się z wami wkrótce. Dziękujemy za wszystkie zgłoszenia! Parę niezwycięskich prac opublikujemy na naszym Facebooku, więc obserwujcie.
W końcu po tylu latach przeczytać ten wpis – świetne uczucie :)
Jest 80%, zaraz odpalam
super sprawa, tak trzymać!!11!
SUPER! Nie moge się doczekać! :D
Hell yeah!