ur. 11 lipca 1963r., Moskwa, Rosja
Autor pozycji:
Dom na bagnie, Złudne marzenie, Jałowe Ziemie, (Jałowe Ziemie 2: Kolejne wtargnięcie)
Co skłoniło Pana do napisania pierwszej powieści z serii S.T.A.L.K.E.R.? Czy trudno było wczuć się w klimat gry komputerowej S.T.A.L.K.E.R.?
Skłoniło mnie do tego wydawnictwo EKSMO. A wczuć się w atmosferę gry komputerowej okazało się całkiem łatwe. W studiu GSC dano nam tyle materiałów na ten temat, że bardzo wyraźnie wyobraziłem sobie samą Zonę, jak i zamieszkujące ją istoty, czy wzajemne relacje w środowisku stalkerów. Świat gry, z jednej strony, bardzo dobrze przemyślany, a z drugiej strony, nad podziw spójny. Spójrzcie, ile całkiem różnych, niepodobnych do siebie nawzajem autorów pisało i nadal pisze o Zonie, a każdemu udaje się odkryć w niej coś swojego. Uważam, że to oczywista zasługa twórców gry.
Jak panu szło pisanie pierwszej powieści, Dom na bagnie? Bez przeszkód czy zdarzyło się trafić na jakieś trudności z powodu braku przyzwyczajenia? Przecież S.T.A.L.K.E.R. wyróżnia się od Pana innych książek, zarówno klimatem, czasem odbywających się wydarzeń, jak i gatunkiem (w pewnym stopniu).
Wszystko trwało jak zwykle. Żadnych specjalnych problemów albo przeszkód. Prawdę mówiąc, osobiście nie widzę szczególnych różnic między książkami serii S.T.A.L.K.E.R., a tym, czym zajmowałem się i zajmuję. Gdybym musiał się zmuszać do tego, to z pewnością by mnie nie zainteresowało.
Trudno było pisać pierwszą książkę przed wyjściem gry komputerowej? Jakich informacji udzielili Panu jej twórcy?
Nie, zupełnie nie trudno. Twórcy gry udostępnili nam możliwie jak najwięcej informacji, łącznie z unikatowym filmem o ich własnej wizycie w strefie Czarnobylskiej. Wrażeń i informacji było sporo, pozostawało jedynie nadać im formę literacką. O wiele trudniejsze było późniejsze pisanie książki, dlatego, że bardzo chciałem uniknąć powtórzeń.
Jak wiadomo, wymyśla Pan nowe potwory, nowe ugrupowania… i pomimo tego Zona nadal pozostaje Zoną. Nie wszystkim udaje się wprowadzanie w gotowy świat nowości. Nie boi się Pan eksperymentować?
Na odwrót, lubię eksperymentować. I zawsze staram się, żeby książka nie była podobna do poprzedniej.
W książkach innych autorów, Zona jest złowroga, a Pańska Zona (jeżeli wszystko dobrze zrozumiałem) stała się taką w wyniku “walki o przetrwanie”. Dlaczego w Pana książkach człowiek to najniebezpieczniejszy drapieżnik Zony, a mutanty, z grubsza mówiąc, to jego ofiary?
To niezupełnie tak. Nie próbowałem uczynić mutantów ofiarami. Gotów jestem je usprawiedliwić, bowiem w większości są one bezmózgimi stworzeniami, a zatem, nie wiedzą co czynią. Jeżeli spróbować spojrzeć na Zone oczami potwora, który znalazł się w niej z innego świata, to ona może mu się wydawać nie mniej wroga niż człowiekowi. Człowiek zaś, który znalazł się w Zonie dziczeje, że tak się wyrażę, z własnej woli. Ponieważ uważa, że inaczej tu nie przetrwa.
Przed napisaniem książki szczegółowo rozmyśla Pan nad fabułą czy też pomysły przychodzą w trakcie pisania?
Wszystkie moje książki – to najczystsza improwizacja. Zaczynając pracę, wiem tylko o czym chcę napisać, para-trójka postaci, które całkiem niekoniecznie zostaną głównymi bohaterami i mniej lub więcej wyobrażam sobie miejsce akcji. Cała reszta pojawia się w trakcie pracy.
Czy uważa się Pan siebie za fana gry komputerowej S.T.A.L.K.E.R.? Czy śledzi Pan nowości na temat tworzenia nowego tytułu?
Zależy od tego, co rozumie Pan po przez słowo „fan”. Ukończyłem grę, która bardzo mi się spodobała i teraz wszystkim mówię, że to najlepsza gra, spośród wszystkich jakie widziałem. Jak jeszcze bardziej „zfanacieć”, tego nie wiem. Nowości nie śledzę, bo nie mam na to czasu.
Co się zaś tyczy klimatu Pana powieści – jak Pan go tworzy? Jak pracuje Pan nad klimatem? Być może, w tym celu czyta Pan inne powieści?
Tak, w sumie, oczywiście, i książki czytam, i filmy oglądam, i muzyki słucham, i jem czasem coś smacznego. Mam na myśli to, że człowiek, jak wiadomo, posiada pięć zmysłów. I jeżeli ktoś chce, aby czytelnik poczuł atmosferę opisywanego miejsca, to trzeba obciążyć wszystkie jego zmysły. A to oznacza, że bohater powinien nie tylko widzieć to, co odbywa się dookoła niego, i słyszeć co do niego mówią, ale też czuć zapachy i smaki tego, co trafia do jego ust, a także postrzegać kształty przedmiotów. Żeby to wszystko przekazać, powinien Pan to wszystko co opisuje, sam bardzo wyraźnie i jasno sobie wyobrażać.
Czym wyróżnia się pisanie powieści dla serii S.T.A.L.K.E.R. od pracy nad innymi projektami?
W zasadzie niczym. Jedyne stawiane wobec książek serii wymaganie, to aby ich akcja toczyła się w uniwersum gry komputerowej. Byłoby dziwne gdyby było inaczej. Co się zaś tyczy całej reszty, to zależy od uznania autora. Jest to widoczne także na przykładzie moich książek. Wykorzystuję nieobecne w grze komputerowej lokacje, wymyślam nowe mutanty, wprowadzam inne istoty. Nawet obecne w grze komputerowej mutanty, w moich książkach często zachowują się zupełnie inaczej.
Książkowa seria S.T.A.L.K.E.R. niewiele w ponad rok zdobyła sobie ogromną popularność w Rosji. Jak Pan sądzi, czy to pojedynczy fenomen czy też oparte na grach wieloautorskie serie literackie w najbliższej przyszłości na stałe zagoszczą na półkach księgarń?
Andriej Lewickij (znany także jako Ilja Nowak)Myślę, że w najbliższej przyszłości pewnie nikomu nie uda się powtórzyć sukcesu tej serii. Chociaż oczywiście próby, z grubsza udane, będą się zdarzały. Sęk w tym, że świat Zony dał zarówno graczom jak i czytelnikom, to, na co wszyscy tak długo czekali. Możliwe, że nawet tego nie podejrzewając. To świat zarówno wymyślony, jak i rzeczywisty. Świat, który znajduje się obok, ale żyje według własnych zasad. Świat, w którym nie ma rzeczy niemożliwych. Książki z serii S.T.A.L.K.E.R. zbliżyły się do powieści przygodowych Chaggarda. Bohaterowie udają się na poszukiwanie różnych tajemniczych skarbów, przeżywają mnóstwo najbardziej nieprawdopodobnych przygód, spotykają się z zadziwiającymi istotami. Najważniejszy nie jest jednak skarb, który wcale nie musi zostać odnaleziony, lecz droga duchowych i moralnych poszukiwań bohaterów. Ale i bez zbytecznego moralizowania. To historie, które są ciekawe zawsze i dla wszystkich.
ur. 16 kwietnia 1971r., Kijów, Ukraina
współscenarzysta gry komputerowej S.T.A.L.K.E.R.: Czyste Niebo
Autor pozycji:
Wybór broni, Serce Zony, Saga Śmierci: Mgła
Współautor pozycji:
Łowcy mutantów, Wojownicy Zony, Wężyk, Czerep mutanta
Jak to się stało, że zaczął Pan pisać do serii literackiej S.T.A.L.K.E.R.?
Otrzymałem list od Wasilija Mielnika, redaktora wydawnictwa EKSMO (już nie jest tajemnicą, że on i Wasilij Oriechow to ta sama osoba), który zaproponował mi napisanie powieści dla tej serii. Nie zabrałbym się za to, gdybym nie miał żadnego z nią związku, ale w tamtym okresie razem z niektórymi pracownikami GSC, zająłem się pisaniem scenariusza do prequela gry Cień Czarnobyla – Czystego Nieba. To znaczy, bezpośrednio ani scenariusza, ani dialogów, ani konkretnie związanych z zadaniami szczegółów nie pisałem, ale opracowywałem ogólną koncepcję gry. Od kilku miesięcy praca nad grą w pełni mnie pochłonęła, ciągle powstawały mi w głowie nowe lokacje, postacie, wydarzenia… Ogólnie rzecz ujmując, zdarzyło to, co zazwyczaj zaczyna się zanim przystępujesz do tworzenia nowej powieści. W tamtym momencie sam pragnąłem się zabrać za pisanie, i dlatego się zgodziłem, praca nad książką stała się naturalnym przedłużeniem mojej pracy nad scenariuszem.
Jak odnosisz się do tego, że niektórzy czytelnicy oskarżają twoje książki o nadmierną „fantastyczność”, oderwanie od rzeczywistości?
Cieszy mnie to. To oznacza, że wymyśliłem coś ciekawego. Współczesna rosyjskojęzyczna literatura z gatunku fantastyki, w rzeczywistości jest „fantastyką bez fantastyki”. Na tym pytaniu można zatrzymać się na dłużej. Upraszczając, fantastyka składa się z elementów i zależności między nimi. Do elementów należą jakieś obrazy, pomysły, postaci, a do zależności należą wydarzenia, przygody. Większość współczesnych autorów powieści z gatunku fantastyki wymyśla zależności, ale nie elementy. Załóżmy, że taki autor zabiera się za pisanie fantasy. Bierze podstawowy zestaw: elfów z uszami, gnomów z siekierami, magów, zamki, żołnierzy, jeżeli ktoś chce być oryginalny to jakieś wojownicze Amazonki. W sumie wychodzi z tego standardowy świat fantasy i następnie autor po prostu wymyśla różne przygody, które toczą się wewnątrz tego świata. I już. To znaczy, że autor nie wnosi do gatunku nic nowego, w żaden sposób nie tworzy go, w ogóle niczego od siebie nie dodaje. Aby wymyślić kolejną serię przygód zbytnio główkować nie trzeba. W ogóle nie trzeba myśleć. To samo dotyczy, załóżmy, space opery, tylko tam jest inny standardowy zestaw. Cyberpunk z kolei, a dokładniej rzecz biorąc, to, co teraz uważa się za cyberpunk, ma swój własny zestaw: potężna korporacja, sztuczna inteligencja, tajemnicza organizacja hakerów-buntowników, młody haker-indywidualista… Właśnie z tego w zasadzie składa się współczesna fantastyka — kupa staroci, zgnilizny, którą każdy autor miesi po swojemu na miarę swoich zdolności. I czytelnicy przyzwyczaili się do żywienia się tą zgnilizną. Oni myślą, że właśnie taka powinna być fantastyka. Gdy trafiają na coś, co zawiera właśnie fantastykę, to są to jakieś nowe elementy, a nie tylko niekończące się przemieszane zależności między nimi, u wielu zaczynają się gotować mózgi i zamiast spróbowania zrozumienia czegoś, co wykracza poza ramki ich wyobraźni, zaczynają wrzeszczeć: „Bełkot!”.
Seria książkowa jakiś czas temu zmieniła wydawcę. W efekcie wielu autorów zostało poza tematem. Jak zdołałeś tak lekko i szybko „zaprzyjaźnić się” z AST?
Od dawna współpracowałem z EKSMO, ale również i z GSC. I to przejście było dla mnie… no, bolesne. W pewnym sensie znalazłem się w ogniu krzyżowym. Niestety, jest to niezbyt przyjemna sytuacja, której nie chcę komentować. To wszystko to kwestie wewnętrznych spraw, wzajemnych relacji między wydawcami, a posiadaczami licencji, nie będę jej dotykać.
Jak skomentujesz wypowiedzi, że Lewickij „tłoczy” jedną powieść za drugą?
W rzeczywistości, wszystkie tego typu komentarze związane są z tym, że wśród czytelników serii są zwolennicy i przeciwnicy moich książek. Wśród przeciwników są normalni ludzie, ale są i tacy, którzy nie potrafią oddzielić stosunku do książki, od stosunku do jej autora. Jeżeli powieść im się nie spodoba się to nie uznają tego po prostu za kwestię gustu. Usilnie starają się udowodnić, że z obiektywnego punktu widzenia powieść jest zła, do tego jeszcze próbują przekonać otoczenie, że również jej autor to zły człowiek. Cwaniaczek, który „tłoczy” książki jedna za drugą, albo coś w tym stylu. Gdy zaczynam czytać jakąś książkę, która mi się nie podoba, to po prostu odkładam ją na bok i zapominam o niej, a nie próbuję przekonać wszystkich, że jej autor to maniak polujący nocami na przechodniów.
Jak Pan uważa, czy pisarz powinien zwracać uwagę na komentarze?
W żadnym wypadku. Pisarz śledzący komentarze, chcąc nie chcąc próbuje dostosować się do nich, pod gust czytelników. Ale, po pierwsze, tak się nie da, a po drugie, pisarz to nie prostytutka, powinien pisać tylko zgodnie ze swoim gustem, a nie dostosowywać się pod klientów. Nie można podlizywać się czytelnikom, próbując im dogodzić, nawet w tak wyraźnie rozrywkowej literaturze. Warto brać pod uwagę jedynie opinie wykwalifikowanych, zawodowych krytyków literatury.
Wasilij Iwanowicz Mielnik (pseudonim Wasilij Oriechow)
ur. 8 listopada 1972r., Moskwa, Rosja
redaktor wydawnictwa EKSMO
Autor pozycji:
Zona śmierci, Linia ognia, Sektor ostrzału
Według jakich zasad dobierani się autorzy serii i jak znalazł się Pan w tym projekcie literackim?
Dostałem się, można by rzec, cudem. Po zawarciu przez wydawnictwo EKSMO kontraktu z firmą GSC Game World na publikowanie książek na motywach z gier serii S.T.A.L.K.E.R.. W sukces tego projektu mało kto wierzył: powieść gotów był napisać znany autor Aleksiej Kaługin, dotychczas piszący nowelizacje gier komputerowych, do udziału w projekcie namówiono także Aleksieja Stiepanowa. W związku z tym, że mam bezpośredni kontakt z wydawnictwem EKSMO i wcześniej w periodykach już były publikowane moje opowiadania, poproszono mnie o dołączenie do projektu. Zgodziłem się, ponieważ jego tematyka i zaproponowana swoboda fantazjowania całkowicie mi odpowiadały.
Co się zaś tyczy pozostałych autorów serii, to przede wszystkim zgłaszają się ci pisarze, którzy już brali udział w projekcie, a ich książki cieszą się największym zainteresowaniem czytelników. Wydawnictwo wybiera z szeregu popularnych autorów powieści z gatunku fantastyki, nowych, którzy ich zdaniem są w stanie sprostać podobnemu tematowi i materiałowi. Zresztą, zdarzają się też i wyjątki. Andriejowi Lewickiemu polecono napisać książkę, ponieważ brał udział w stworzeniu scenariusza do prequela gry. A od debiutanta Siergieja Niedoruba, kupili prawa do już gotowej powieści amatorskiej, ponieważ zadecydowano, że jest on w stanie zainteresować swoją powieścią szerokie grono czytelników.
Co Pana skłoniło do rozpoczęcia pisania książek z serii S.T.A.L.K.E.R.?
Wydało mi się, że to może być nie najgorszy debiut. Taka nieduża trampolina w charakterze kampanii reklamowej gry komputerowej, która nie pozwoli mojej pierwszej książce zgubić się wśród nieprzerwanego potoku innych z gatunku fantastyki. Ale naturalnie, na taki sukces w żaden sposób nie liczyłem – miałem nadzieję, że ogólny nakład będzie zaledwie nieco wyższy od średniego.
Czy trudno było panu debiutować jako pisarzowi w projekcie S.T.A.L.K.E.R.?
Raczej nie. Mnie akurat udział w literacko-fabularnym projekcie, wymagającym oddania określonego tekstu dokładnie w terminie, znacznie ułatwił pracę. Bardzo mnie to dyscyplinowało. W ciągu dotychczasowych piętnastu lat nie mogłem napisać jedynej powieści, w nieskończoność szlifując i wylizując tekst, jak mi się wydaje, zupełnie bez pożytku dla niego. Ale gdy podsunięto mi wyraźne warunki świata i konkretny termin, nie dało się lenić dalej. Tekst trzeba było napisać za wszelką cenę, i w sumie go napisałem. A ta powieść, którą wylizywałem tyle lat, dotychczas nie jest gotowa, i nie wiem, czy będzie gotowa kiedykolwiek – dlatego, że wobec niej nie mam takiego samego dyscyplinującego ciśnienia.
Gdy napisał Pan swoją pierwszą książkę, jak przekazał ją Pan do wydawnictwa, i czy od razu ją przyjęto?
Moją pierwszą książką była Zona śmierci. Pisałem ją zawczasu, biorąc zaliczkę zgodnie z umową zamówienia, więc mogli nie przyjąć jej tylko w ostateczności.
Czy odniósł Pan kiedyś wrażenie, że pisze Pan książkę niepotrzebnie? Albo wrażenie, że nie zostanie przyjęta w wydawnictwie?
Na razie nie, na wszystkie moje książki najpierw były zawierane umowy. Wydawca był pewny tego, że go nie zawiodę i napiszę dobrą jakościowo książkę. I wrażenia takiego, że niepotrzebnie piszę, też nie było. Jeżeli takie wrażenie pojawiłoby się, to po prostu nie kontynuowałbym pracy. Po co pracować na próżno?
Czym się Pan inspirował pisząc swoje książki?
Inspirowałem się roboczymi materiałami do gry komputerowej, które mi pokazali jej twórcy. Jeżeli zaś chodziło o to, czy nie czerpałem natchnienia z innych książek, filmów albo muzyki, to nie, nie czerpałem – z wyjątkiem oczywiście Pikniku na skraju drogi. Ale nawet Pikniku… nie czytałem po raz kolejny, obawiając się stracić ten niesamowity klimat martwych przestrzeni Zony, który kiedyś doświadczyłem, czytając tę książkę będąc nastolatkiem. Zląkłem się spojrzeć na ukochany tekst zmęczonym, dorosłym wzrokiem.
Pisze Pan w biegu czy zawczasu rozmyśla nad całym scenariuszem?
Zazwyczaj, zanim rozpocznę pracę, mam w głowie najogólniejszy, rozpisany na pół strony, szkielet powieści. I koniecznie, chociażby z grubsza, powinienem wiedzieć, czym wszystko się zakończy. Dalej ma miejsce nieprzerwana improwizacja. Liczni bohaterowie, linia fabularna i niespodziewane zwroty akcji rodzą się już w trakcie prac.
Czy dla Pana świat znany z książek i ten z gry komputerowej są jednolitą całością czy też S.T.A.L.K.E.R. stał się dla Pana samoistnym światem, w którym żyją Pana bohaterowie?
No, ponieważ jak już zostało powiedziane wyżej, nad światem S.T.A.L.K.E.R. z twórcami gry komputerowej pracowaliśmy praktycznie jednocześnie, tylko z różnych stron, wiele rzeczy pozostało mi wymyślać samemu. Odpowiednio, zrodziła się u mnie swoista mitologia Zony, odróżniająca się od tej, która została pokazana w grze komputerowej, inne relacje między bohaterami, nowe anomalie itd. Oczywistym jest, że w Linii ognia, która jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej książki, należało trzymać się właśnie tego świata, nieco odróżniającego się od znanego z gry komputerowej. Można rzec, że w pewnych przypadkach świat Zony śmierci rzeczywiście żyje własnym życiem, w porównaniu do tego znanego z gry komputerowej. Niezupełnie odrębnie, ale w pewnego rodzaju bocznym tunelu.
U każdego autora Zona jest inna, raz mroczna i straszna, gdzie indziej jest poligonem przetrwania, aż w końcu odwrotną stroną naszego życia. A jaka jest Pana wizja Zony?
Zona, to bezsprzecznie poligon przetrwania, jednak początkowo nie w tym celu została ona stworzona. To nie piekło, nie odwrotna strona życia, a po prostu obcy, obojętny i śmiercionośny świat, żyjący własnym życiem, okrutny, ale zrównoważony ekosystem, niepotrzebujący ludzi, którzy po coś tam wchodzą. Z innej strony, jak słusznie zauważył jeden z bohaterów Zony śmierci, to on wniknął w naszą rzeczywistość okupując ogromny obszar, a nie my w jego. Dlatego ludzie zmuszeni są tam walczyć.
Czy napisać pełnowartościową powieść serii S.T.A.L.K.E.R. może każdy, czy też jest na to potrzebne pozwolenie od twórców gry komputerowej?
Pozwolenie od twórców nie jest potrzebne, ale trzeba mieć pewność, że wydawnictwo będzie gotowe opublikować waszą powieść. Z tym zazwyczaj są problemy: przytłaczająca większość dzieł w serii była odgórnie zamówione u pisarzy i po pierwszej fali książek stalkerskich, wydawcy zaczęli ostrożniej podchodzić do wyboru autorów, woląc podpisywać umowy z już znanymi autorami powieści z gatunku fantastyki. Jednak, przypomnę, Niedorub i Bobł najpierw napisali swoje powieści, a dopiero później ich teksty zainteresowały wydawnictwo. Ale to raczej rzadkie wyjątki od reguły.
Nie jest tajemnicą, że uniwersum Zony jest inspirowane Piknikiem na skraju drogi i, że liczni czytelnicy, chociażby podświadomie, porównują powieści z serii S.T.A.L.K.E.R. z książką autorstwa braci Strugackich. Czy ciężko było pisać, mając świadomość tego, że Pana powieści bez wątpienia będą porównywane z dziełem klasyków?
Nie, praca nad tym była nader łatwa, ponieważ ciekawiej było pisać. Jako wielki fan Pikniku na skraju drogi, rozumiałem, że nie uda mi się stworzyć arcydzieła na podobną skalę. Dlatego nawet nie próbowałem współzawodniczyć, albo polemizować z tytanami fantastyki, koncentrując się na innym celu: stworzeniu dobrej książki rozrywkowej. Prawdę mówiąc, mimo wszystko, nie mogłem się powstrzymać i popełniłem kilka chuligańskich wybryków pod ich adresem, dla przykładu, główna legenda Zony w mojej powieści to Red Szuchow.
Bez wątpienia, książki z naszego literackiego projektu i słynna powieść braci Strugackich to zupełnie różne kategorie wagowe. Ale przecież nie da się w kółko czytać klasyków. Czasem chce się przeczytać po prostu dobry, wciągający tekst, który pozwala przyjemnie spędzić parę wieczorów. Bardzo się cieszę z dochodzących do mnie informacji, że wielu młodych czytelników skłoniliśmy do sięgnięcia po raz pierwszy po Piknik na skraju drogi, a wywołało to zainteresowanie książkami z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.. To oznacza, że nasza praca nie poszła na marne.
W Rosji jest teraz wydawanych wiele wieloautorskich serii, głównie zagranicznych, jednak wszystkie one ustępują w popularności serii literackiej S.T.A.L.K.E.R., która istnieje na rynku zaledwie od kilku lat. Jak Pan sądzi, gdzie tkwi podstawowa przyczyna tak oszałamiającego sukcesu?
Myślę, że sukces wyniknął z połączenia wielu czynników: swoją rolę odegrała zarówno oszałamiająca popularność gry komputerowej, jak i fakt, że pierwsza fala książek powstawała jednocześnie z nią, i ukazała wraz z premierą, a nie wiele lat później. Jest to także, rosyjskojęzyczna seria rosyjskojęzycznego projektu, sprawnie wykorzystującego znane wielu osobom realia radzieckie.
Źródła:
Мир фантастики [Świat Fantastyki] Nr.12(64)/2008 – fragmenty wywiadów z Aleksiejem Kaługinem i Wasilijem Oriechowym, będące częścią artykułu Zona dla wszystkich – seria S.T.A.L.K.E.R. Dmitrija Złotnickiego
LitStalker – fragmenty wywiadów: z Andriejem Lewickim datowany na 27 maja 2009r., z Aleksiejem Kaługinem datowany na 27 czerwca 2009r. i Wasilijem Oriechowym datowany na 21 lipca 2009r., opublikowane na łamach oficjalnego portalu rosyjskojęzycznej serii literackiej S.T.A.L.K.E.R.
W końcu po tylu latach przeczytać ten wpis – świetne uczucie :)
Jest 80%, zaraz odpalam
super sprawa, tak trzymać!!11!
SUPER! Nie moge się doczekać! :D
Hell yeah!