Jeden pan jedzie do Meksyku uratować jedną panią i przez cały film nic się nie dzieje. Tak, obejrzałem nawet trailer dla pewności, dziękuję.
Nie mówię, że film jest zły. Właściwie mógłbym nawet zachęcać, bo różni się od filmów o kosmitach, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Ale niestety traktuje kosmitów jak dzikie zwierzęta, które pouciekały z ZOO, przez co cała egzotyka filmu znika. Równie dobrze dwójka ignoranckich amerykanów mogła się przedzierać przez zwykłą meksykańską prowincję i tyle samo by się działo. Do tej fabuły żadni kosmici nie byli potrzebni, tylko tego się czepiam. Kiedyś oglądałem program z Cejrowskim, który mówił, że przeprawa przez Dżunglę jest śmiertelnie niebezpieczna. I to ze zwykłymi ziemskimi stworzeniami. W tym filmie dodanie elementów sci-fi było kompletnie niepotrzebne, bo nie spełniły kompletnie żadnej funkcji. Chyba tylko taką, żeby zwabić fanów sci-fi do kin.
Nie jest to nawet metafora na obecną sytuację polityczną, bo nie zwraca naszej uwagi na żaden realny problem. Niby jest "wielki mur" między USA a Meksykiem. No i co? No jest, fakt. Ale czy w takim razie film metaforycznie przedstawia Meksykan jako obce, bezmózgie stwory, które chcą przejść za mur tylko po to, żeby siać zniszczenie? To nie trzyma się kupy.