Kolejna część. Uwagi, sugestie mile widziane. Nie krępujcie się napisać co Wam na wątrobie leży
Miłego czytania.
Pamiętnik Żołnierza– Co zrobimy z trupami? – zapytał Jewgienij, gdy już wszyscy zebrali się przy transporterze. – Jak ich znajdą a pojazdu nie będzie, zaczną coś podejrzewać.
– No właśnie, co z trupami? W lesie ich pełno. Jak ich znajdą a lasu nie będzie, zaczną coś podejrzewać. – Przedrzeźniał go Grafit – Żeś wymyślił... Trzy trupy chyba nie robią w tej chwili różnicy.
– Nie, nie. Słuszna uwaga. Jak znajdą załogę transportera bez pojazdu, zaczną go szukać i załatwią każdego kogo znajdą w jakimkolwiek tego typu pojeździe. A tak, możemy zdobyć trochę czasu, zanim zauważą zniknięcie tej kupy żelastwa. – Wtrącił się Nikita.
– Weźmy trupy ze sobą, później się ich pozbędziemy i po problemie... Wielkie mi ALE. – Zmieszany Grafit dostrzegł jaką głupotę wypowiedział sekundę wcześniej.
– Tak uczynimy. Niech ktoś zobaczy co jest w środku i naprawi to... to co się zepsuło. – Przerwał Major i poczuł się źle z tym, że jego ojciec był mechanikiem, a on prawie niczego nie wiedział o maszynach.
– Na zewnątrz byłem w jednostce remontowej przez jakiś czas, zajmę się tym. – Spod masywnej pokrywy wydobyły się przytłumione słowa Michaiła, który już grzebał w silniku. – Się liznęło tego i owego... Cały czas się człowiek uczy. Heheh. – Charakterystycznie zarechotał.
– To lepiej powiedz w jakiej jednostce Cię nie było... Przez „jakiś czas”. Jak takiś mądry.
Jewgienij z Grafitem wślizgnęli się do wnętrza pojazdu. Wnętrze było małe i niewygodne. Siedzenia obite twardym brezentem, okazały się wyjątkowo komfortowe. – Jezu chryste, jak to się w ogóle uruchamia? – Przeszło przez myśl Grafitowi siedzącemu na miejscu kierowcy. Żółtawe światło zamontowanej w środku lampy zalewało całe wnętrze. Zajrzał w każdą szczelinę w którą tylko zdołał. Nie znalazł nic. Jewgienij, przy radiostacji, znalazł za to metalowy pojemnik z amunicją, trochę jedzenia zapakowanego w papierowy worek i dużą teczkę z jakimiś dokumentami. – Przyjrzymy się temu później – Pomyślał. Następnym jego znaleziskiem okazał się karabin. Lecz nie taki wcale zwykły. Pozbawiony wszelkich zbędnych części, nawet kolby, karabin leżał w dłoni nad wyraz wygodnie.
Chwyt był całkowicie przerobiony i wygrawerowane na nim litery „DM”. Palec idealnie leżał na spuście. – Zrobiony od zera czy jak? – Komora sprężania była bardzo krótka, podobnie jak lufa. Cały karabin, o ile można go tak nazwać, był niewiele większy od dużych pistoletów. Można było dostrzec podobieństwa do popularnego Automatu Kałasznikowa z tym, że to co Jewgienij trzymał w ręku, strzelało dziewięcio milimetrową amunicją.
W pojeździe znajdowało się również kilka wyrzutni RPG z amunicją i zwykła amunicja karabinowa, oraz amunicja do armaty znajdująca się we wierzy.
Następnym, mrożącym krew w żyłach, znaleziskiem była dziura. Przestrzelina pozostawiona przez duży pocisk.
– Poprzednia załoga chyba marnie skończyła. – rzucił bez namysłu. – Znalazłem dziurę.
Poprzedni właściciele faktycznie mogli opuścić pojazd martwi. Biorąc pod uwagę fakt, że wewnątrz w kilku miejscach, widoczne były nieuważnie starte ślady okopcenia. Świeże spawy, nie rzucające się zanadto w oczy, dopełniały teorię.
Michaił, grzebiący w tym czasie w silniku, odkrył przyczynę nie uruchamiającego się motora. Był to maleńki kamyczek, który utknął w filtrze paliwa i zablokował przepływ płynu.
– Niech ktoś spróbuje odpalić! – Krzyknął spod pokrywy.
– Idę, idę! – Odpowiedział Dimitrij i wszedł na miejsce kierowcy. Jewgienij z Grafitem opuścili już pojazd. Rozmawiali z resztą drużyny. – Uwaga! Odpalam! – Ostrzegł wszystkich.
Przesunął dźwignię zmiany biegów w pozycję neutralną, wcisnął pedał sprzęgła, przestawił przełącznik odpowiadający za pompę paliwa w pozycji „włączone” i nacisnął przycisk z napisem „start”. Rozrusznik znów poruszył dwanaście tłoków. Po chwili w odpowiednich cylindrach pojawiła się mieszanka i iskra spowodowała jej wybuch. Rurą wydechową spaliny wydostały się do atmosfery.
Silnik radośnie warkotał na wolnych obrotach powodując przyjemny, w tej sytuacji, hałas.
Gdy po chwili silnik się rozgrzał, obroty ustabilizowały się a Dimitrij przestawił przełącznik autoregulacji ciśnienia w oponach na pozycję „teren”. Grupa stojąca obok transportera usłyszała w trzewiach potwora syk uchodzącego powietrza, a cały ciężki pojazd delikatnie opadł w skutek mniejszego ciśnienia w oponach.
– Przeklęci amatorzy... Nic nie uszanują. – Dimitrij zdenerwował się, gdy zauważył, że peryskop nie działa i był zmuszony otworzyć okienko, służące do obserwacji drogi, którego podpórka była urwana i należało ją czymś podeprzeć. Wszystkie przekleństwa zagłuszył pracujący silnik.
Major wspiął się na pancerz i zajrzał do włazu.
– Można wsiadać?! – Krzyknął do kierowcy.
– Można! Załóż hełmofon! – Kierowca również krzyknął, wykonując rękami gest, jakby zakładał na głowę garnek a następnie założył okrycie głowy o którym mówił i wetknął wtyczkę kabla w odpowiednie miejsce.
Nowa załoga weszła do pojazdu i usadowiła się na miejscach. Wszyscy założyli hełmy służące ochronie słuchu i ułatwiające porozumiewanie się.
– Dokąd jedziemy? – Dimitrij odezwał się do hełmofonu.
– Jedź tam, w stronę lasu. Widzisz? – Odpowiedział Paczenko
– Cud, że jeździ... Robi się. – Kierowca wcisnął pedał sprzęgła, włączył, pierwszy z sześciu, bieg i zaczął powoli puszczać sprzęgło. Pojazd drgnął. Obroty nieznacznie spadły i kierowca skorygował je wciskając delikatnie pedał gazu. Pojazd już się toczył, jechał, coraz szybciej i szybciej. Pojazdem trzęsło na nierównościach kryjących się pod wysoką trawą.
Jewgienij włączył odbiornik radiowy i nasłuchiwał co się w eterze dzieje. Wojsko o niczym nie wiedziało.
– Na zewnątrz cisza! – Krzyknął do hełmofonu.
– Przyjąłem!
Michaił operował głównym uzbrojeniem pojazdu. Obrócił wieżę w lewo, w prawo a następnie skierował lufę na wprost. Mechanizmy wspomagające zdawały się działać.
Podróżowali przez dużą polanę przez prawie pół godziny nie napotykając żadnego oporu. Noc była tak czarna jak wcześniej, światło słońca odbite od powierzchni księżyca nie docierało do ziemi. Niebo zasnute było ołowianymi chmurami. Rozbity śmigłowiec ukazał się ich oczom. Gdy objechali mały zagajnik. Mapy Majora mówiły prawdę.
– Podjedź do niego, ostrożnie. Nie bawimy się w obserwację. Bierzemy co mamy wziąć i spadamy na pełnym gazie. Ile jest paliwa? – Ryknął Major, aby przekrzyczeć głośny silnik i mieć pewność, że wszyscy słyszą.
– Dziś mamy fart, ponad pół baku. I jeszcze w kanistrach jest sporo.
– Dobra, gazu do śmigłowca... gaz do dechy, lepiej mieć to już za sobą. – Krzyknął Major i prawie z podekscytowania wyszedł z siebie.
Dimitrij jedną ręką złapał się uchwytu przyspawanego do wewnętrznej strony pancerza i wdepnął pedał gazu do oporu. Silnik pracował na jeszcze wyższych obrotach, wytwarzając jeszcze większy hałas. Pojazd przyspieszył na nierównościach i teraz pędził przez wysoką trawę jak szalony. Załoga próbowała się utrzymać na miejscach. Każdy trzymał się czegoś stabilnego, aby nie poobijać się na kwaśne jabłko o metalowe elementy.