Od września pogrywam w "Priboya...". Cóż, latka lecą, sam łapię się na tym, że już nie jestem w stanie poświęcić grze tyle czasu co kiedyś. Zagrywanie się do nocy - myślę, że
to se nie vrati... Niestety, wygrywa jakiś obłąkany rozsądek, który szepcze do ucha: "Odpuść, stary". Ale dość lania żalów. Mają one jedynie usprawiedliwić głosy napastujące mnie za opieszałość.
"Priboy..." ogólnie rzecz biorąc cieszy. Zmienia fabułę, znacznie - fakt. Przyznam, gram według poradnika, którego gdzieś tam wyszperałem w Sieci. Bez tego raczej trudno byłoby. Latanie za dokumentami rozrzuconymi po całej Zonie nawet sprawia jakąś tam frajdę. Wskazówki jednak, jakiego papieru gdzie i w jakiej kolejności szukać - przyznajcie są w grze dość mętne. Dlatego cześć i chwała twórcom za poradnik.
Stalker to jedyna gra, która tak podnosi ciśnienie. Żadna inna. Blowout w wiosce pijawek. Czerwony las. Jantar. Magazyny wojskowe, gdzie dopadły mnie naraz trzy pijawki. To są chwile, dla których warto żyć. Ciemność, słuchawki na uszach, skowyt w oddali, szelest liści pędzonych wiatrem.
Przyznaję, zmodyfikowałem trochę ceny. Nie wiem, jakbym wytrzymał Elektrownię bez kilkunastu/dziesięciu apteczek. Mimo SEVY promieniowanie mocno napsuło mi zdrowia i nerwów. Lubię mieć sporo amunicji w zapasie. Szybkostrzelny AK i około 1000 pestek dają poczucie względnego bezpieczeństwa - względnego, powtarzam - bo bezpieczeństwo w Zonie to oksymoron
Zawiodłem się natomiast na pozostałych broniach. O ile Vintorez daje radę, to pozostałe spluwy mocno mnie rozczarowały. Te wszystkie Grozy, FN-y, Springfieldy fajnie się prezentują, ale AK z dołączoną lunetą i granatnikiem rządzi.
Artefakty... za cholerę nie potrafię tego obsługiwać. No nie czuję tego. Sprawdzam statystyki, podwieszam co fajniejsze i nie odczuwam korzyści płynących z ich posiadania. Być może to jeszcze przede mną.
Uprzedzam, gry jeszcze nie skończyłem. Spenetrowałem Sarkofag i dowiedziałem się, że muszę "na pieszaka" wrócić do Doliny Mroku po jeszcze jeden papierek. Tu zdrowo przegięli. Wracać przez te wszystkie lokacje, których przejście to jedno wielkie bojowanie, sieczka totalna? A propos sieczki. Prypeć - tak sobie czytam to wszystko, co wyżej koledzy opowiadają o Zewie Prypeci (nie grałem jeszcze) i tęsknię... za Miastem Duchów. Ktoś to gdzieś ładnie ujął, że Prypeć w SoCH to masakra, rzeźnia Monolitian, przemykanie z A do B, klimat po prostu ginie od gradu kul. Szkoda...
No nic, wracam. Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów! Kłaniam się teamowi dezo... za "Priboya", a przecież szykują Lost Alpha - mod, którego wypatruję co dnia. Będzie się działo...
Nikt nie tańczy na trzeźwo - chyba, że oszalał...