---Od autora---To taki wstęp do mojego opowiadania o Dimitrim, później zwanym "Szczęściarzem". W tym prologu chciałbym przedstawić głównego bohatera, lecz jak ktoś nie chce tego czytać i zacznie od 1 rozdziału (który później wstawię) raczej powinien się połapać "o co biega".
PROLOGDryyyyyń, dryyyyń....
Dimitri zbudzony ze snu otworzył oczy i popatrzył na budzik.
-Siódma.- Powiedział sam do siebie wyłączając go. – Więc to już dziś…
Właśnie dzisiejszego dnia Dimitri miał wylecieć na Ukrainę, aby tam udać się do miejsca, o którym myślał od dawna – do Zony… Do wyjazdu przygotowywał się od miesiąca. Wszystko zaczęło się od poznania w Moskwie Józefa. Józef był już w Zonie, ale musiał wrócić do Rosji. Był on hazardzistą, przez co popadł w długi u Stalkerów. Gdy zobaczył swoją podobiznę w PDA jakiegoś najemnika postanowił uciekać do swojej ojczyzny. To właśnie Józef opowiedział o Zonie, możliwościach zarobku, wolności itp. Dimitri po zastanowieniu się postanowił samemu spróbować swoich sił w tej całej „Zonie”. Nie miał nic do stracenia, w jego wiosce nie miał żadnych szans wybić się i coś zarobić. Sprawdził jeszcze raz czy wszystko wziął – żarcie jest, nóż wojskowy jest, stara radziecka lornetka jest, ubranie na zmianę jest, apteczka jest, butelka „Kozaka” – jest.
-No to w drogę. –Powiedział Dimitri i wyszedł z domu uprzednia zakładając skórzaną kurtkę i swój wojskowy plecak. Gdy szedł uklepaną ścieżką do jedynej tutaj asfaltowej drogi usłyszał za plecami znajomy głos.
- Dimitri ! Gdzie idziesz ? – Był to głos starego Ivana. Ivan tutaj był uważany jako wójt, chociaż oficjalnie nim nie był.
- Dorobić trochę… Wrócę kiedyś.
- Taa … Każdy tak mówił.
Domitrowi zrobiło się żal tych wszystkich ludzi, których zostawiał. – Przepraszam… powiedział wręcz szeptem. Powoli odwrócił się i zaczął dalej iść.
- Dimitri !
-Tak?
- Weź to. – Powiedział stary Ivan dając mu 300 rubli. – To nie dużo, ale przyjmij to jako prezent od mieszkańców wioski. Nam i tak się nie przydadzą, a Tobie choć trochę pomogą w tym wielkim świecie.
-Dziękuję… Naprawdę. – Powiedział Dimitri przyjmując pieniądze.
-Bywaj zdrów… I leć już właśnie jedzie autobus.
Dimitri szybko odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę ulicy. Machną ręką w stronę kierowcy, aby ten się zatrzymał. Wsiadł, zapłacił z góry i zajął jedno miejsce. – Teraz trzy godziny do Moskwy…. –Pomyślał w chwili gdy autobus ruszał.
Moskwa przywitała przybyszy ostrym słońcem. Dimitri nie miał czasu na zwiedzanie, więc szybko udał się na lotnisko gdzie po serii formalności zajął miejsce w samolocie do Kijowa.
Kijów za to powitał przybysz deszczem. Dimitri po wyjściu z lotniska rozejrzał się po mieście. Zobaczył dwójkę policjantów. Policja jak policja, jednak pewien szczegół przykuł uwagę Rosjanina.
- Ja pier***ę, broń ! – pomyślał, po czym szybko poszedł na postój taksówek. Wybrał specjalnie jakąś starszą, zużytą. Wsiadł.
- Dokąd ?
- Eee … znasz jakieś „nielegalne” miejscówki ??
- A co, burdel chodzi po głowie ?
-Niee, gdzieś gdzie można nabyć coś do obrony… wiadomo co…
-Aaa, dobra, zawiozę Cię tam, ale jakby co to nie ja.
Po paru minutach jazdy byli na miejscu. Dimitri wysiadł i poszedł między kamienice w jakiejś dzielnicy slumsów. Gdy tak szedł i szukał jakiegoś handlarza bronią nagle ktoś złapał go za ramię. Dimitri odskoczył i przygotował się do walki.
- Chcesz uciec z tego świaaata ? Mam dooobry toowar… - Powiedział jakiś naćpany diler który zatrzymał Rosjanina.
-Nie, a znasz kogoś kto sprzedaje broń ?
-Może ta, może nie…
-Zastanów się. – Powiedział Dimitri wyjmując 10 rubli.
-Eee, coś mnie pamięć zawodzi…
-Teraz Ci się rozjaśniło ? – Rzucił krótko wyjmując jeszcze 10 Rubli
-O tak, choć ze mną. – Powiedział diler biorąc kasę.
Po paru minutach drogi stanęli przed starym barakiem.
-To tam. – Rzucił krótko ćpun wskazując na budynek. Dimitri wszedł do środka.
-Masz tutaj jakąś broń ? – wypalił bez zastanowienia Rosjanin do pierwszej napotkanej w baraku osoby.
-Ciszej do cholery. Co chcesz?
-Coś dla początkującego.
-Strzelałeś kiedyś ?
-Tak, w wojsku do tektury.
-Dobra, weź to. – Powiedział handlarz wyjmując spod lady obrzyna.
-No dobra, dorzuć jeszcze jakiś ołów.
-Masz tu 2 pudełka. Teraz kasa
-Ile? –Zapytał się Dimitri wyjmując pieniądze. Handlarz wyrwał mu wszystko, odliczył sobie swoją działkę po czym oddał 200 rubli – Tyle. – Rzucił na koniec po czym poszedł w głąb ciemnego korytarza.
Dimitri skrzętnie schował do plecaka obrzyna i śrut. Ruszył w stronę dworca autobusowego. Tam szukał jakiś linii która zawiozłaby go jak najdalej na północ. Nic nie było, lecz kątem oka zobaczył małą karteczkę:
Ivankiv. Tel 457-668-501. Pomyślał. – Zadzwonię, co mi tam.
-Halo?
-Dobry ja jestem w Kijowie i chciałbym dojechać do Ivankiv’u.
-Eee, jutro będę jechał to cie wezmę na pasażera.
-Dobrze, dziękuję.
-Dobra, trzeba będzie przespać się w jakimś tanim hotelu.
Po paru chwilach poszukiwania Dimitri znalazł coś taniego, gdzie przespał noc.
Nazajutrz wyspany, choć trochę obolały od twardego łóżka stał przy dworcu. Po 15 min podjechał stary KAMA3, którego prowadził starszy już Ukrainiec.
-Ty do Ivankiv ?
-Tak, to ja.
-To skikaj. Co się tak rozglądosz, spodziewałeś się autokaru ?? Tera nikt nie jeździ do Ivankiv, ja tam mieszkom to sobie przy okazji dorobię.
-Aha. – Powiedział tylko Dimitri
Podróż minęła w miarę szybko. Do dojechanie na miejsce kierowca rzucił na pożegnanie:
-Bywaj, stalkerze
-Stalkerze ?
-Nu tak, niby po co byś tu jechał?
- Też prawda… Czekaj, nie wiesz którędy tam dojść ?
-Wiem, idź tą drogą na północ, po pewnym czasie miniesz wioskę, dalej na północ i dojdziesz do posterunku wojska. Raz tom byłem, gdy wiozłem żołnierzykom dostawę „Kozaczka”. Dalej się nie zapuszczałem, i tak tam nie przepuszczają. Ale ty na pewno sobie jakuś poradzisz.
-Dobra, dzięki za pomoc. – Powiedział Dimitri i ruszył opisaną przez kierowcę drogą. Po pewnym czasie Rosjanin dotarł do wioski, gdzie zrobił sobie przerwę w marszu. Podszedł do niego pewien mężczyzna ubrany podobnie jak on.
-Ty też do Zony ?
-No tak…
-To może pójdziemy razem. Sam trochę Si ę boję.
-No właściwie to czemu nie. Znasz tylko jakiś sposób jak ominąć wojskowych ?
-Tak, trochę tu wybadałem teren. Znam dobrą miejscówkę, której nikt nie pilnuje.
-Dobra, prowadź…