Od autora:
Dwie sprawy. Po pierwsze w opowiadaniu występują słowa powszechnie branie za wulgaryzmy, ale nie zamierzam kastrować własnej "twórczości". Po drugie zdaje sobie sprawę że do doskonałości wiele mi brakuje, ale cóż, leży od jakiegoś czasu na dysku i się kurzy to się pochwalę, może nie zostanę zjedzony
Część I
-Wróbel, wstawaj!
Stalker leżący przy dogasającym ognisku zamamrotał coś i odwrócił się na drugi bok.
- Wróbel, ja nie żartuje, dochodzi piąta, jeśli mamy być w barze do południa to musimy ruszać!
Facet zwany Wróblem nadal nie reagował. Pietka podszedł do niego i bez ceregieli kopnął go w nerkę.
- Rany Boga! Pieta, ciebie już kompletnie posrało!?
- O, wstałeś? Dobrze. Zbieraj sprzęt i idziemy, jesteśmy już spóźnieni, a trzeba nam zajść jeszcze do dziupli.
Droga z Agropromu do kryjówki minęła bez żadnych incydentów, chłopaki poruszali się znaną tylko sobie, spokojną (jeśli w Zonie można tak powiedzieć) trasą. Dopiero pod samą dziuplą usłyszeli pojedyncze strzały ze starego znajomego każdego kota, czyli makarowa, oraz krzyk jakiegoś nieszczęśnika.
Wróbel i Pieta bez słowa przyśpieszyli, lecz byli pełni złych przeczuć. Gdy dobiegli do wzgórza, zobaczyli przerażającą scenę. Grupa psów zagryzała pechowego dzieciaka. Wróbel, nie namyślając się, szybko, aczkolwiek spokojnie chwycił swoją poczciwą siedemdziesiątkę-czwórkę, wycelował w grupę psów i nacisnął spust. Kula nie chybiła i trafiła w głowę największego psa, urywając mu pysk. Reszta stada natychmiast uciekła.
-Dobry strzał Ptaku, będzie ze 150 metrów. Biegiem, może ten idiota jeszcze żyje.
Stalkerzy zbliżyli się do kota. Pieta natychmiast rzucił się do niego z apteczką, Wróbel natomiast z takim samym zapałem rzucił się ku plecakowi który leżał w pobliżu.
- Cholera, poszarpana tętnica, dużo ran szarpanych… Nieźle go te kundle urządziły. Wróbel, dawaj swoją apteczkę! Wróbel!
- Wal się Pieta, nie będę marnował bandaży na trupa! Zresztą patrz co ten gnojek miał w…
- Zamknij japę ty pieprzony szabrowniku i dawaj tu apteczkę!
Wróbel wiedział kiedy dać spokój. Rzucił przyjacielowi apteczkę i wrócił do przeglądania zawartości plecaka.
- Cholera, długo tak nie pociągnie. Ptaku, bierz go za ręce i bierzemy go do bazy.
- Nie no, teraz to ci już kompletnie odje*ało! Apteczka to jedno, ale zabierać jakiegoś trupa do bazy to inna para kaloszy. Poza tym śpieszymy się do baru!
- Słuchaj Wołodia, nie mam zamiaru się z tobą kłócić, bierzemy dzieciaka do bazy i kropka. Pomyśl, gdybyś to był ty?
Wróbel wiedział tylko że on nie wpakowałby się w taką gównianą sytuację. No ale skoro Pietka użył jego prawdziwego imienia, wiadomo było że nie ma nastroju.
- Dobra, niech ci będzie. Ale jego fanty bierzemy i dzielimy po równo, nie uwierzysz co on miał!
Wasyl nie wiedział co się dzieje. Ostatnie co pamiętał to psy zagryzające jego brata. Potem tylko biegł i biegł.
Teraz z kolei znajdował się w jakimś starym domku. Leżał w łóżku i nie mógł się ruszyć. Z drugiej izby słyszał podniecony głos.
- Pieta, patrz na to jeszcze raz! Stary magazyn wojskowy! Pełno sprzętu! Pełno artefaktów!
- Ptaku, uspokój się. Co prawda plany wyglądają zachęcająco, ale notatki tego kota to co innego. Pewnie entuzjazm go poniósł i tyle.
- Mówię ci, pieprzyć barmana! Jeśli choć połowa tego co tam pisze to prawda, to po jednym kursie będziemy tak obrzydliwie bogaci że…
- Jeśli, jeśli, jeśli. Musimy wykurować tego dzieciaka i dokładnie go przepytać, idź po…
Wasyl nic więcej nie usłyszał, ponieważ z bólu stracił przytomność.
- Hej, dzieciaku!
Wasyl z trudem otworzył oczy.
- O, śpiąca królewna się obudziła. Słyszysz i rozumiesz co mówię?
- Ta… Tak.
- Świetnie. A więc, me imię Wróbel i będę twoim -tfu!- lekarzem do czasu aż wrócisz do jako takiego zdrowia.
Wasyl spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem. Wyglądał całkiem normalnie. Ot, średni wzrost, średnia postura, brązowe włosy, krótki zarost, wojskowe spodnie i sweter. Nie wyglądał na czubka, ale sprawiał takie wrażenie.
-Wiesz co to jest? – Zapytał Wasyla pokazując mu jakiś dziwny przedmiot –
- Nie.
- A więc masz pierwszą i możliwe ostatnią okazję zobaczyć na własne oczy artefakt zwany „duszą”. Prawdopodobnie dzięki niemu uratujemy twoje nędzne dupsko. To co się teraz stanie nie będzie dla ciebie zbyt przyjemne, ale szczerze mówiąc, strasznie mi z tego powodu wszystko jedno.
Mówiąc to, przyłożył „duszę” do uda Wasyla, które, jak z przerażeniem stwierdził, było całkowicie rozszarpane.
Nagle poszarpana skóra na nodze zaczęła niesamowicie piec. Jednocześnie jednak, jak zauważył przez łzy i z wielkim zdziwieniem, w niesamowitym tempie zaczęła wracać do jako takiej normy.
- Co tak patrzysz, Zona dzieciaku, Zona! – Zaczął śmiać się Wróbel – Jakieś pół godzinki i noga będzie prawie jak nowa! Przez ten czas możesz mi opowiedzieć więcej o tych magazynach w których byłeś, bardzo nas to… ku*wa!
Wróbel powoli wstał.
- Pieeeta! Dzieciak znowu zemdlał…