przez Ra-serafin w 03 Maj 2009, 07:48
No właśnie byłem jak byłem w poradni to zauważyli ten problem uciętych ogonków i powiedzieli że to też można zaliczyć do dysgrafii. Ale koniec offtopu.
Szliśmy nasypem, uważnie stawiając kroki pomiędzy kolejnymi przerwami w starych zardzewiałych szynach. Teren ten roił się od anomalii grawitacyjnych i wystarczyło stanąć na krawędzi granicy działania anomalii by zawisnąć nogami do góry w powietrzu i zmówić szybką modlitwę w nadziei, że anomalia wyrzuci cię w powietrze, co skończy się połamaniem, a nie jak to w większości przypadków bywa- rozerwie cię na małe kawałeczki. Każdy z chłopaków uważnie rozglądał się na boki, przed siebie i gdzie tylko mógł skierować wzrok. Każde dziwne zjawisko i niepasujący element do reszty był od razu meldowany Siergiejowi, który wyciągał z kieszeni śrubę i rzucał ją przed siebie. A dziś trzeba było uważać. Kordon spowiła mgła, której jeszcze godzinę temu nie było, ale tak to już bywa z tą pogodą w zonie- raz coś jest, a raz nie ma. Teraz stąpali po pas w mgle, więc łatwo było o wypadek. Słońce zakryły ciemne chmury zamieniając dzień w noc. W powietrzu unosił się zapach mokrej rdzy, a co jakiś czas dało się wyczuć odór zwłok. Jednak my szliśmy dalej. Światło naszych latarek bardzo słabo przebijały się przez mgłę, ale ten promyk światła dawał nam jakąś nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Władimir szedł na przedzie z racji tego, że jako jedyny z obecnych miał noktowizor i widział więcej niż wszyscy, ale nagle stanął dając nam znak ręką byśmy zrobili to samo. Po chwili przekazał szeptem coś do Siergieja, który stał za nim a ten to podał dalej aż doszło do mnie na końcu.
- W oddali widać zarysy ramion mostu, jeszcze jakieś sto metrów i powinniśmy natknąć się na wagony, w który wolni stalkerzy trzymają zapasy.- Przekazał do mnie Wania stojący przede mną.
Nagle ciszę przerwały serie z karabinów( na mój słuch chyba z viperów) z okolic mostu przerywane jakimiś wrzaskami, ale z tej odległości nie dało się zrozumieć ani słowa.
-Dobra towarzysze, biegniemy zobaczyć, co się dzieje, dwójkami, ja i Oczko bierzemy lewą stronę a ty Wania weź Wasilija i na prawo. Michałow, ty osłania tyły. – Krzyknął Siergiej, po czym wraz z Władimirem pognali przed siebie.
Jako że nie chciałem zostać sam w tej mgle pobiegłem za nimi i co chwilę zerkałem za siebie czy przypadkiem nikt nie podąża za nami.
W obozowisku pod mostem nikogo nie było. Walały się tu tylko zniszczone części wagonów i gruz, który pozostał po szczątkach dziury, która znajdowała się dokładnie pośrodku mostu uniemożliwiając przejazd pociągów. Nie było żadnych ciał, ani nawet śladów krwi, wogule obóz wyglądał jak by nikogo tu od dawna nie było.
-Czy jest tu ktoś?- Krzyknął Wasilij. Nikt nie odpowiedział.
Nagle beczka koło Wani przewróciła się, przeturlała kilka metrów i z jej wnętrza wydobył się głos.
-Pomóżcie mi. Utknąłem.
Szybko podbiegłem, złapałem obcego za rękę i po chwili stał tu przede mną trzęsąc się ze strachu. Od razu podbiegł do nas Siergiej.
-Kim jesteś i co się tutaj stało? – Spytał.
-Nazywam się Dimitri Stonka, należę do wolnych stalkerów. To wszystko stało się tak szybko, że nie wiedziałem co zrobić i kiedy zostałem tylko ja schowałem się do tej beczki.- Odpowiedział stalker.
-Ale, co się stało, kto to był i gdzie są ciała?- Wypytywał dalej.
-To były zombie, pojawiły się nagle wychodząc z mgły. Sięgnęliśmy po broń jednak one szły nadal tak jak by kule były z papieru. Kiedy dorywały kogoś, zaczynały go gryźć i po chwili nasi zaczęli strzelać do naszych. Rzuciłem broń i szybko wskoczyłem do beczki mając nadzieję, że mnie nie zobaczą.- wymamrotał.
Tego już było za wiele. Amunicji tyle ile kot napłakał i jeszcze gromada truposzy chowająca się we mgle. Niech tym problemem zajmie się Walerian i jego stalkerzy, to ich teren, my musimy ruszać.
-Młody, -powiedziałem do Stonki- zaprowadzisz nas do Sidorowicza?
Stalker spojrzał na mnie wzrokiem weterana.
-Chłopie, codziennie tam chodzę, mógłbym cię nawet zaprowadzić tam z opaską na oczach.- Odpowiedział Dimitri.
-Ty tu mi się nie przechwalaj, bo przed chwilą wyciągnąłem cię z beczki zapłakanego tylko zaprowadź nas do handlarza.
-Dobra, dobra jak chcesz stalker. Tylko musimy uważać, bo ten teren jest mocno napromieniowany.
Teraz zwróciłem się do reszty towarzyszy.
-Wyruszamy, teraz. Sprawdźcie broń i gęsiego za mną i stalkerem. Chłopak był tak miły, że zgodził się zaprowadzić nas do Sidorowicza.
Stalker poprowadził nas główną ulicą Kordonu. Pogoda się nie poprawiła – było ciemno, zimno i cicho jak to w grobie -skomentował Wania.
-Zaraz powinniśmy dotrzeć do Lipki i jego brata Lewusa, dwóch samotników siedzących na opuszczonym przystanku i za małą kwotę oprowadzających kotów po okolicy.- Powiedział do mnie Stonka.
Nie kłamał. Po kilku minutach z mgły wyłonił się przystanek. Był cały czerwony ,a po ziemi walały się szczątki ludzkich kości oraz części ciała zombie. Widok był przerażający.
Kazałem towarzyszom zabezpieczyć teren a sam przyjrzałem się miejscu masakry. Podłoga przystanku lepiła się od krwi, z której gdzieniegdzie wystawały kości oraz zdeformowane części, zombie. Jednak coś tu nie pasowało. Jeżeli zombie zabił stalkerów to, kto zabił jego. Chyba, że...
-Wania, chodź tu! – Zawołałem towarzysza – Weź tego Stonke i przeszukajcie okolicę w promieniu 100 metrów.
-Ale, po co?
-Dowiesz się jak wrócisz. – Odpowiedziałem, po czym Wania złapał Dimitriego i razem zniknęli w mgle.
Nie było ich ponad pół godziny. Przez ten cały czas panowała śmiertelna cisza, podczas której razem z resztą zespołu pilnowaliśmy przystanku. Co jakiś czas ciszę przerywało piekielnie straszne szczekanie zmutowanych psów. W powietrzu dało się czuć strach i odór zwłok jednak my ciągle w gotowości wyglądaliśmy w mrok mgły.
Nagle w mrocznej oddali pojawiły się dwa małe świetliste punkciki, które z czasem zaczęły się przybliżać robiąc się większe i zalewając okolicę światłem. Im bardziej robiło się jasno tym lepiej dało się słyszeć cichy warkot silnika. Tylko jedna frakcja w zonie miała dostęp do działających pojazdów. I tylko jedna była wrogo do wszystkich nastawiona.
-Wszyscy do rowu. Jadą wojskowi! – Krzyknąłem do stalkerów.
Po chwili wszyscy leżeliśmy uwaleni błotem w rowie bacznie obserwując zbliżający się transporter. Po kilku minutach maszyna dojechała do przystanku i się zatrzymała. Na ziemię opadła metalowa klapa i z pojazdu wysypał się oddział żołnierzy.
-Mamy informacje, że widziano tutaj oddział Wolności, który chce zaatakować naszą placówkę. Informacja jest sprzed kilkunastu minut, więc pewnie muszą gdzieś tu być. Macie ich znaleźć i przyprowadzić tutaj. – Rozkazał swoim ludziom dowódca oddziału.
Żołnierze rozeszli się zostawiając przy transporterze dowódcę i dwóch strażników. Jeśli by tak odwrócić ich uwagę to zdobylibyśmy rzecz, której w zonie nie można kupić ani znaleźć. Taka okazja trafia się raz na krótkie stalkerowe życie. Decyzja była tylko jedna.
-Władimir – Powiedziałem szeptem. – wstań i biegnij w stronę mostu by odwrócić ich uwagę ,a my wtedy zajmiemy transportowiec i wyeliminujemy tych co cię będą gonić.
-Dobrze, ale zróbcie to szybko, bo nie chce dostać przypadkiem jakieś kulki w dupe. – Powiedział Władimir, po czym wstał i szybkim sprintem robiąc jak najwięcej hałasu pobiegł w stronę mostu.
Reakcja dowódcy była natychmiastowa.
-Łapcie go idioci, ale nie zabijajcie. Jeszcze nie! – Dodał żołnierz widząc niezadowoloną twarz kompanów.
Kiedy wojaki wystartowały w pościg za Władimirem dałem znak towarzyszom by czekali i robiąc to najciszej jak można podczołgałem się do transportowca. Dowódca oddziału wyciągnął papierosa, zapalił i oddał się nałogowi nie zauważając wyłaniającej się za pojazdu kolby karabinu, która uderzyła prosto w jego głowę. Padł na ziemię jednak wcześniej zdążył zawyć z bólu z całej siły.
-Szybciej zanim wrócą jego kumple. – Zawołałem stalkerów.
Siergiej rzucił się do środka pojazdu i zajął wieżyczkę, a Wasilij zainteresował się uruchomieniem transportowca.
-Szybko, dowódca chyba oberwał. – Krzyczał z oddali jeden z żołnierzy.
Po sekundzie z mgły wyskoczyło 10 żołnierzy wiec bez zastanowienia odrzuciłem karabin, wyciągnąłem pistolet, drugą ręką złapałem za głowę omdlałego dowódcy i przystawiłem do niej broń. Żołnierze zamarli i nie strzelili jednak ciągle prawie tuzin kałaszników był wycelowany w moją głowę.
[size=150]
:soviet: Trudne Decyzje :soviet:
[/size]
Tego obrazka nigdy nie zapomnę. Po jednej stronie transportowiec wojskowy i ja trzymający broń przy głowie dowódcy, a po drugiej oddział uzbrojony po zęby. Jednak rozwiązanie było tylko jedno.
Urodzeni by walczyć , szkoleni by wygrywać . Dragon Fight Club Sochaczew