przez Breżniev w 26 Lut 2009, 21:53
Był rok 2011
Otworzyłem oczy by powitać nowy dzień... Wyszedłem z przybudówki przy hangarze głównym. Kolejny zwykły dzień- pomyślałem i ujrzałem pierwsze promienie słońca w Dolinie Mroku, już było słychać harmider codziennego życia braci z ,,Wolności", śmiechy, śpiew, gitarę.. I to wszystko tak jakby w ogóle nie przejmowało tu nikogo twarde życie w zonie. Tutaj mieliśmy
wszystko czego pragnęliśmy. W ,,Świecie zewnętrznym" byliśmy wszyscy wyrzutkami, w zonie dostosowując się do warunków i gromadząc pod jednym sztandarem mogliśmy żyć spokojnie i beztrosko chroniąc się nawzajem... To nie znaczy, że nie mieliśmy wrogów, co jakiś czas można było spotkać szwentającego się mutanta lub nawet zorganizowane grupy bandytów- szybko zresztą usuniętych,
przez naszych dobrze wyszkolonych chłopców. Głównym problemem była jednak ,,Powinność", wciąż atakowali nasze straże graniczne. Od pierwszej wymiany racji między frakcjami mieliśmy z nimi wojnę. Tamci zamiast się przystosować, żyć jak bracia, po prostu chcą zniszczyć nas i zonę. Nazywam się Lukash i chcę opowiedzieć o dniu, w którym ,,Wolność została zamknięta w pułapce bez wyjścia.."
Około godziny 13 Siergej (obecny lider), zlecił naszej grupie infiltracje miejsca w opuszczonych gospodarstwach, gdzie podobno widziano ostatnio małą grupę członków opozycyjnej frakcji. Czając się od strony bagien nasz zwiadowca zauważył nieliczny oddział wroga. Poinformował nas o strażniku blisko wejścia i snajperze w sąsiednim budynku cudem dostrzeżonym. Petrenko- kapitan naszej grupy, przywołał do siebie
Wladimira, doborowego snajpera. Strzelec wysłuchawszy polecenia dowódcy zaczaił się w pobliżu ze swoim Vintarem, a Petrenko poprowadził nas na wschodnią flankę, za pagórkiem nie byliśmy widoczni dla ich snajpera. Kapitan dał sygnał i w ciągu zaledwie trzech sekund Wladimir zabił ich strzelca, a my ruszyliśmy szturmować gospodarstwo. ,,Powinność" nie zdążyła zareagować, a my już byliśmy przy ogrodzeniu
rozpoczynając ostrzał. Mój Abakan choć był stary, robił swoje... Zdumiewająco szybko, łatwo oczyściliśmy ruinę, zbyt łatwo...........
Nie byliśmy bestiami, po przeszukaniu ekwipunku pochowaliśmy zmarłych stalkerów... Gdy już mieliśmy wracać do bazy zdać raport z akcji, zauważyłem nietkniętą skrzynię opatrzoną tytanowymi zamkami i klawiatórką- z pewnością otwierana była ona na kod. Postanowiliśmy zabrać ją do hangaru- naszego centrum dowodzenia.
Zbliżał się wieczór, gdy dotarliśmy do bazy. Kiedy Petrenko poszedł zdawać raport, zanieśliśmy znaleziony ekwipunek do magazynu, a tajemniczą skrzynię na przechowanie do mnie, póki nie wróci z wyprawy nasz Inżynier Czerniakov. Tego dnia nie siedziałem z innymi przy barze Gandzi, leżałem u siebie przyglądając się ciągle tajemniczej skrzynce, paląc papierosa za papierosem. W końcu gdy dobiegała 20 postanowiłem wyrwać się z wyrka i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Otworzyłem drzwi na oścież, by wypuścić dym z pomieszczenia, gdy nagle dobiegł mnie krzyk członka mojej grupy - Lukash! Czerniakov wrócił! Dawaj tą Twoją skrzynkę!
tak więc wraz z Wladimirem z dwóch stron zabraliśmy ciężką skrzynię do starego bunkra, gdzie inżynier miał swoją pracownię. On rzucając krutkie spojrzenie na zamki, poszperał chwilę w szufladach by wyciągnąć..... mini plastik. - Wynieście to na zewnątrz, rozsadzimy zamki - powiedział.
- - -
Proszę o twardą krytykę, to moje pierwsze opowiadanie i chcę wiedzieć czy kontynuować i jakie popełniam błędy.