Polowanie na rodenty
cz. 1Było ciemno, mgła mozolnie opadała na ziemię. Elektroniczny budzik wbudowany w deskę rozdzielczą samochodu wskazywał 23:15.
Cień, trzydziestoczteroletni weteran Zony, spał jak zabity. W pobliżu kręcił się jedynie jego przyjaciel Kabel, który pełnił wartę. Oboje dołączyli rok temu do Powinności.
Cień zbudził się z krzykiem z koszmaru, rodem z Teksańskiej Masakry Piłą Łańcuchową, tyle że zamiast psychola, główną rolę zagrała Pijawka. Z mackami.
- Nic Ci nie jest?.. - gdzieś w oddali dało się słyszeć głos Kabla.
- Jestem cały.. - odpowiedział Cień.
Trząsł się ze strachu i zimna. Koszmar ten nękał go od pierwszego dnia w zonie, powoli zaczął się przyzwyczajać do sceny bycia rozszarpywanym przez niewidzialnego stwora.
- GRRRAAAU! - Kabel wyskoczył zza rogu samochodu, śmiertelnie przerażając towarzysza. Ten podskoczył i walnął głową o dach pojazdu.
- To nie było, ku**a, śmieszne! - Cień oburzył się i wypełzał z metalowej puszki.
Był ubrany w ciemnozielony sweter, ciemne dżinsy i glany. Standard.
- Zakładaj kombinezon, nigdy nie wiadomo - wypalił Kabel i przeładował Grozę. Broń posiadała celownik SUSAT, tłumik oraz magazynek rozszerzony do 45 naboi kaliber 5.56. Idealne modyfikacje do warunków w zonie.
- Spieprzaj dziadu.. - powiedział w myślach i założył kombinezon SEVA. Był cały czarny, posiadał hełm z filtrem powietrza i cyfrowy noktowizor, ciężki do zdobycia w Zonie.
- To jak, kolejny dzień na łonie dzikiej, radioaktywnej natury?.. - powiedział Kabel, przeciągając się
- Jasne, czemu nie. - Cień przeładował swoją broń, starego, wysłużonego Ak-74 z dodatkowym granatnikiem i lunetą. Zdobył go od jakiegoś pijanego wojskowego, ale pomińmy tą historyjkę.
Ciąg dalszy -
coming soon!