Operacja "Backstab"

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Postprzez Scurko w 31 Sie 2008, 15:44

Nawet fajnie się czyta, błędów nie zauważyłem, ale mogą być, bo grypka mnie zlapała (tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego - a to peszek :wink: ) i mogę się mylić... Ogólnie podoba mi się.

Pozdrowienia
Awatar użytkownika
Scurko
Tropiciel

Posty: 292
Dołączenie: 03 Lip 2007, 20:16
Ostatnio był: 16 Kwi 2022, 18:56
Miejscowość: Dębowiec k.Cieszyna
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 3

Reklamy Google

Postprzez CLEAR SKYline w 31 Sie 2008, 15:58

Jeden z żołnierzy został zabity w szyję. Powinno być "trafiony". Zabić kogoś można z czegoś, a nie w coś. Więcej strasznych błędów nie zauważyłem.
ImageImage
11% graczy uważa że najważniejsza jest grywalność, jeśli należysz do tych 89% dla których ważniejsza jest grafika to p...l się.
Awatar użytkownika
CLEAR SKYline
Łowca

Posty: 464
Dołączenie: 13 Lis 2007, 21:07
Ostatnio był: 29 Sty 2013, 15:25
Miejscowość: 3OHA -> БAP -> APEHA
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Black Kite
Kozaki: 1

Postprzez SaS TrooP w 31 Sie 2008, 15:59

Rzeczywiście HAHAHA :D . Głupie przeoczenie ;). Już poprawiam.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 31 Sie 2008, 16:01

Nieźle,naprawdę nieźle.
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Postprzez SaS TrooP w 01 Wrz 2008, 13:56

ROZDZIAŁ SZÓSTY - CZARNI PRZYJACIELE


SAS Unit 157 szedł już od dwudziestu minut. W końcu zauważyli tunel.
- Tędy wejdziemy do Kordonu. Zdjęcia satelitarne się zgadzają. Uważajcie, bo mogą mieszkać tu jakieś mutanty. - Zarządził Jedynka.
Tunel był pełen kawałków betonu i wielu innych śmieci. Ponadto leżały tam dwa szkielety. Przy wyjściu od strony Kordonu znajdowało się parę materacy. Dwójka rzucił parę śrub przed siebie. Nie było żadnych anomalii. Problem tkwił w tym, że było tam zupełnie ciemno, a żołnierze mieli tylko kieszonkowe latarki.
- Wchodzimy tam. Dwójka, osłaniaj tyły, czwórka, prowadź. My poświecimy ci, żebyś się o nic cie rozbił. - Rozkazał dowódca.
MP5A2 strzelca powędrował do policzka i Czwórka ruszył powolnym Tactical Runem, reszta Unitu zaś go osłaniało i tworzyła niezbędne źródło światła.
W przeciągu trzech minut pokonali przejście. Wtedy, zza pobliskiej górki wyłoniły się białe, świecące oczy.
- Kontakt na drugiej! - zawołał ktoś z drużyny.
Czwórka błyskawicznie odwrócił pistolet maszynowy. Odczekał chwilę. Oczy były jeszcze za daleko, by dało się stwierdzić co to. Mimo to ich właściciel biegł bardzo szybko w kierunku Unitu. Komandosi nie mieli najmniejszej wątpliwości. Wtedy stworzenie zniknęło.
- Co jest ku*wa?! - zawołał Trójka.
- Formować deltę! - zakrzyknął Jedynka.
Operatorzy natychmiast ustawili się w kształcie karo. Zaczęli skanować teren przed sobą. Dwójka sprawdzał akurat wyjście z tunelu, gdy usłyszeli szelest nad nim. Czwórka odwrócił się w ostatnim momencie. Mutant wyglądający jak pies, ale z ogromnymi kłami i z pianą na pysku rzucił się na specjalistę od cichego podejścia. Strzelec wystrzelił dwa naboje. Oba trafiły zwierzę w mózg. Martwe już ciało spadło na Dwójkę, który z krzykiem przewrócił się na ziemię. Wystrzelił trzy kule z Makarova z tłumikiem w kierunku truchła. Wtedy dopiero zorientował się, że brakuje mu połowy czaszki. Zrzucił z siebie zwłoki i spojrzał na Czwórkę.
- Dzięki, stary! - powiedział.
- Nie ma problemu.
- Chłopaki! - upomniał ich Jedynka. - Nie czas na rozmowy. Postrzelaliśmy trochę, słyszeli nas wszyscy w okolicy. Czas ruszać, zwłaszcza, że chce jeszcze tej nocy dotrzeć do Siediemowicza.
SAS Unit 157 bez słów ruszył w dalszą drogę, ostrożniej niż dotychczas. Zona kryła w sobie wiele tajemnic, którym nawet najlepsi żołnierze świata mogli nie podołać.

*************************************************************************

Podliczono straty. Zginęło 162 Monoliciarzy i siedmiu amerykanów. Szacowano, że ponad połowa tej frakcji została wyeliminowana. Abrams był mocno uszkodzony, ale dało się go wyremontować. Problem tkwił w tym, że nie było uzupełnień dla załogi, a dowódca nie żył, strzelec zaś miał złamane wszystkie żebra i uszkodzony kręgosłup. Wyjdzie z tego bez kalectwa, ale trochę to potrwa.
Zwłoki płonęły w sześciu oddzielnych stosach. Ciał było za dużo, i tak duże ognisko mogło łatwo się rozprzestrzenić albo rzucać się w oczy z kilometrów. Pułkownik Dell zmienił rozkaz w ostatniej chwili. Spodowało to, że żołnierze musieli schodzić do rowów i wynosić resztki fanatyków i swoich kolegów do innych dziur. Akcja "Żądło" się udała, ale zarząd operacji "Stancja" zadowolony nie był. Smith stał teraz w pokoju dowodzenia przy stole ze wzmacnianego drewna.
- Co to ma być?! Straty w ludziach ujdą, ale rozwalił pan czołg! Pan wie, co to znaczy majorze? Pozbawił nas pan podstawowej ochrony bazy! - wrzeszczał Doktor Callahan.
John gotował się ze złości. "Jak, jak tacy durni jajogłowi śmią mnie opie*dalać za moją wojnę! Wygrałem dla nich ogromną batalię, a oni wyrzywają się, bo stracili... Nie, nie straciliśmy. Uszkodziliśmy czołg. Powinni mi być wdzięczni. Policzymy się jeszcze". Odparł jak najspokojniej.
- Moi ludzie będą bronić bazy. Operacja "Stancja" przebiega bez zakłóceń. W wypadku problemów jednak podjęliśmy zasadnicze środki wyeliminowania świadków i zagrożenia.
- Gdybyś puścił czołg na miejscu Charlie czy Delty...
- ... to byłoby jeszcze gorzej Korsarz! - odparował Smith przerywając szefowi ochrony. - Nie byłeś nie wiesz.
Jedynie Pułkownik Graham Dell siedział cicho. Ponieśliśmy straty, ale Smith pokonał dużo liczniejsze siły wroga na nieznanym terenie i do tego wrogim terenie. Postanowił działać.
- Zamknąć się. Wszyscy. - powiedział. Zależało mu, by i cel "Stancji", jak i jego ciało było gotowe najszybciej jak się dało. - Callahan, wracaj do laboratorium. Trzymamy teren do wieczora. Potem obiekty naszej operacji mają zostać wypuszczone w teren. Mamy w ogóle coś?
- Stworzyliśmy istoty, które są w stanie przejąć kontrolę nad ludzkim umysłem. Są to na razie prototypy. Uważam, że nie są...
- To ja uważam, co jest, a co nie jest. - rzucił groźnie Dell. - Za dwadzieścia jeden godzin mają zostać wypuszczone. Szybko wam poszło doktorze, gratuluję. Jak to osiągnęliście.
- Schwytaliśmy istotę zwaną "Kontroler". Pobraliśmy próbki jego mózgu. Ponadto daliśmy radę wytworzyć specjalne serum, które chroni przed wszelkimi atakami psionicznymi. Jednym słowem, zrobiliśmy pierwszy krok w drodze do powstania super żołnierza.
- Świetnie. Nie teraz zajmie się pan tym, na czym mi najbardziej zależy. Schwytajcie mutanta o nazwie "Snork" i przebadajcie konstrukcję jego ścięgien. Rząd wymusił na mnie super żołnierza nie tylko skutecznego psychicznie, ale i fizycznie.
- Jutro zabierzemy się do pracy. Jakieś pytania?
- Tak. Ile w przeciągu tych dwudziestu jeden godzin jesteście w stanie stworzyć tych "Kontrolerów"?
- Maksymalnie czterech.
- Należy uodpornić naszych ludzi.
- Już to zrobiłem. Każdy dwa dni temu wypił w swojej wodzie rozcieńczone serum. Pan też.
"Rzeczywiście, ta woda smakowała dziwnie. A opieprz za to dostał medyk, który miał pilnować, by woda nie była napromieniowana. To nie jego wina, cholera", pomyślał Dell. Nie lubił podnosić głosu na swoich ludzi, jeśli nie zawalili sprawy. Zwrócił się ponownie do Callahana:
- Następnym razem proszę mi mówić, co mi pan do wody dosypuje...
- Mi także. - Dodał Henry Morgan. - Wszyscy powinniśmy być wtajemniczeni.
- Oczywiście. - powiedział doktor. - Ale co pan , pułkowniku, miał na myśli mówiąc "Wypuszczone"?
- Sprawdzimy ich właściwości bojowe. A stalkerzy będą bali się zbliżać do CNPP. Rozejdą się legendy o nowym mutancie. To pozwoli na zawężenie bezpieczeństwa. Smith... - zwrócił się do majora. - Co z sarkofagiem? Podobno dalej są tam fanatycy? Dlaczego nie zakończyłeś akcji w stu procentach i próbujesz nam wmówić, że jest już po wszystkim?
Smith spojrzał na Korsarza. Uśmiechał się wrednie nim dziecko skarżące nauczycielowi, że jego kolega zrobił coś złego. Odwzajemnił mu to spojrzenie.
- Za dwie godziny będzie po wszystkim. - powiedział do swojego dowódcy. - Oni już w zasadzie nie żyją. Zamknęliśmy ich tam. DO stu dwudziestu minut wszyscy zarzygają się na śmierć.
- Świetnie. Dlaczego postawił pan na oblężenie?
- Ponieważ promieniowanie jest tak duże, że nawet nasze mundury to za mało. Ich są jeszcze słabsze. Nie chciałem narażać swoich ludzi na chorobę bądź śmierć.
- Mądrze. Korsarz i ty - wskazał na Smitha. - Odmaszerować. Ja uzgodnię parę rzeczy z Callahanem...
Zebrani wyszli. Zostali tylko szef i doktor.
- To jest szaleństwo! - zawołał szef naukowców. - Projekt nie jest jeszcze gotowy, by ujrzeć światło dzienne!
- Wyślecie cztery z pięciu. Każdemu wsadzicie radiowy ładunek do głowy. Jeśli coś pójdzie nie tak, zdetonować. Nasi ludzie są przecież odporni.
- To prawda, ale on mogą się obrócić przeciwko nam!
- To je załatwimy. Trzeba ryzykować, rozumiesz?! Nie mamy dużo czasu.
- Dobrze, zrobię to. wbudujemy im GPSy do ładunków, będziemy wiedzieli, gdzie są.
- Świetnie. Gra jest warta tego ryzyka.

*************************************************************************

Noc nieco się rozjaśniła. SAS Unit 157 zobaczył przed sobą coś, co kiedyś było parkingiem. Jedynka przeczesywał lornetką teren. Prawie nic jednak nie widział.
- Jakiś ruch w zabudowaniach, wygląda na człowieka. Jakieś pomysły?
- Tak. - powiedział Dwójka. Byli sami, więc nie musiał udawać niemowy. - Schowajmy broń i wejdźmy tam. Możliwe, że to stalkerzy. Pogadamy z nimi i pójdziemy do wioski.
- Warto zaryzykować. - zawyrokował Trójka.
- Dobrze. Spróbujmy. Służę w SASie od czternastu lat i wiem, że ludzie, którzy ryzykują w tym fachu nie dożywają emerytury. To tak na przyszłość. - pouczył swoją drużynę dowódca.
Po minucie spokojnym krokiem doszli na parking. Zobaczyli człowieka w czarnej kurtce z TOZem przewieszonym przez ramię. Patrzył się głupio na przybyszów.
- Dzień dobry. - Powiedział Jedynka płynnym rosyjskim. - Szukamy wioski, tutaj w okolicy...
Stalker nie mógł wydusić słowa. Zawołał swojego kolegę. Ten miał na sobie płaszcz i kominiarkę.
- O co chodzi? I czemu gadasz z tymi kotami? - spytał opryskliwie.
- My jesteśmy tu nowi i chcielibyśmy spytać się o drogę. - wyjaśnił spokojnie i głosem udającym strach.
- Aaaa, rozumiem! - pojął aluzję stalker. -Chłopaki, ci panowie chcą znaleźć wioskę kotów! - zawołał.
Wtedy z największego budynku wyszło jeszcze trzech ludzi, a dwóch innych wyłoniło się z podłużnego domku, po lewej stronie.
Jedynka spojrzał na Dwójkę. Oczy obu komandosów mówiły: "Oj, niedobrze, niedobrze!". Dowódca postanowił zażegnać problem.
- Czy my się nie pomyliliśmy? - spytał niepewnie stalkera.
- Ależ nie, nie! - odparł tamten. Do wioski to tą dróżką... - wskazał wyjazd z parku maszyn. - ...potem w lewo, przez most i w prawo.
- Aha, to dziękujemy. - powiedział Trójka. - Pójdziemy już i dziękujemy panom za pomoc. - Rzekł drapiąc się w okolicach swojego Makarova, schowanego pod kurtką.
- Ależ nie, nie. - powtórzył stalker. - Wy już nigdzie nie pójdziecie. - Uśmiechnął się wrednie. Jak na komendę pozostali stalkerzy podnieśli broń. Dzierżyli głównie AK-74 w różnych wersjach i MP5A2. Ponadto dwóch miało strzelbę TOZ.
- A teraz ładnie wyrzućcie broń, koty. - rozkazał.
Jedynka spojrzał na swoich ludzi. Byli gotowi. Trójka zaś miał schowany swój pistolet pod ubraniem. Dowódca i Czwórka wyrzucili swoje bronie na ziemię. Wtedy dwójka pędem skoczył do najbliższej osłony, która znajdowała się w nieużywanym garażu ze zdezelowaną ciężarówką. W tej samej chwili grenadier wyjął swój pistolet i oddał dwa strzały w brzuch bandyty w płaszczu. Wtedy pozostali komandosi padli na ziemię i zabrali swój ekwipunek nim nawet dotknął ziemi. Czwórka zaczął strzelać od razu w kierunku największej grupy bandytów. Jedynka zaś do mniejszej. Wrogowie odruchowo padli na ziemię, co pozwoliło SAS Unitowi na znalezienie osłony. Jedynka dołączył do chowającej się w budynku Trójki, a strzelec dotarł do Dwójki w garażu. Całość trwała niespełna sekundę.
Jeden bandyta zginął na miejscu, pozostali pochowali się. Ich herszt zaś wykrwawiał się na środku placu. Rozległy się krzyki. Ktoś strzelił. Wtedy kanonada rozgorzała na dobre. Stalkerzy zaczęli strzelać na ślepo, ale anglików już tam nie było.
- Trójka, dawaj ten granat do tamtego domu! - W tej samej chwili wykonał ruch ręką oznaczający ogień osłonowy, który miał poprowadzić Czwórka. Ten zaś ostrzelał złoczyńców w dwupiętrowym domu, pozwalając grenadierowi na celny rzut. RGD poleciał prosto w okolice schodów, którymi akurat zbiegał jeden z Bandytów.
Eksplozja była tak mocna, że przez okno wyleciał telewizor. Podmuch wywrócił beczkę z ogniskiem w środku. Płynna masa rozlała się po drewnianej podłodze domu. podłoga zapadła się, a jej resztki zaczęły się palić. Przeciwnik na schodach zginął na miejscu, drugi odruchowo się cofnął i odkrył, że w miejscu w którym chciał stanąć nie ma już podłogi. Spadł plecami na parter łamiąc sobie kręgosłup. Ostatni z wrogów w tamtym miejscu ruszył z bronią przygotowaną do strzału w kierunku garaży. Napotkał Dwójkę biegnącą z uniesionym Makarovem. Trafił bandytę dwa razy w twarz, po czym złapał jego Kałasznikowa nim uderzył o ziemię i wstrząs wywołałby samodzielną reakcję zamka. Prawa część była czysta.
W międzyczasie Jedynka i Trójka zostali przyparci ogniem przy ścianie prowadzonym przez dwóch pozostałych bandytów. Jeden wypuszczał krótkie serie z MP5, a drugi strzelał z TOZa.
- Zostań tu! - rozkazał Jedynka i cicho podszedł wroga od tyłu. Niestety, bandyta zwietrzył podstęp i obejrzał się za siebie. Dowódca nie zdążyłby unieść ręki z pistoletem, dlatego błyskawicznie wślizgnął się za róg. Tutaj wróg popełnił błąd. Przeciwnik ze strzelbą na ułamek sekundy zaprzestał strzelania i obejrzał się na kolegę. To wystarczyło, by Trójka wyskoczył i strzelił mu trzy razy w plecy. Ostatni bandyta zobaczył, jak jego przyjaciel ginie i zupełnie stracił nerwy. Z dzikim wrzaskiem na ustach, strzelając na oślep wybiegł z budynku. Po sekundzie skończyła się mu jednak amunicja i wpadł wprost pod lufę Dwójki. Nie zdąrzył wykonać nawet najmniejszego ruchu. Jego zwłoki runęły na ziemię.
- Czysto! - zawołał Trójka.
- Czysto! - powiedział Czwórka.
Dwójka zawołał tak samo. Wszystko trwało dziewiętnaście sekund. Znaleziono dla TOZy, dwa AK-74 i trzy MP5.
- Zostawić ciała i broń tutaj! - rozkazał dowódca.
- Dlaczego?! - buntował się Czwórka. Był najmłodszym komandosem z całej ekipy.
- Bo jeśli wpadniemy obładowani to wioski, to zaczną coś podejrzewać.
- Hej, chłopaki! - zawołał Dwójka. - Ten ich lider chyba jeszcze dycha!
Dowódca natychmiast podbiegł do rannego.
- Kim jesteście!? Gdzie jest Powinność?! - wykrzyczał mu w twarz.
- Job twaju mat... - usłyszał w odpowiedzi.
Potężny uścisk za szyję podniósł umierającego stalkera. Jedynka chwycił go za włosy i zaczął uderzać jego głową o traktor. Po dziesiątym rąbnięciu zawartość czaszki wylała się na ziemię.
- I tak Siediemowicz wszystko nam zdradzi. Idziemy chłopaki! - zarządził komandos.
SAS Unit 157 ruszył do wioski. na niebie powoli świtało.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 08 Wrz 2008, 18:49

ROZDZIAŁ SIÓDMY - GRUBA RYBA


Wasilij z trudem rozprostował nogi. Od trzydziestu dwóch godzin w zasadzie się nie ruszał. Był ubrany tylko w zwykłą kurtkę, w jego plecaku znajdowała się spakowana SEVA, która wymagała długotrwałej renowacji. Stalker wypił dwa napoje energetyzujące z Polski. "Red Bull" nawet mu smakował.
- Nie piłbym tego tak dużo na twoim miejscu. Źle wpływa na ciśnienie serca. - powiedział Sacharow kręcąc głową.
- Nie przejdę przez Dzicz bez tego. Ale zapamiętam. - odparł Powinnościowiec.
Zadowolony z pojętnego ucznia naukowiec wskazał stojącemu i przyglądającemu się Krugłowowi szafkę, powiedział coś po czym wszedł do wewnętrznej części bunkra, nie dostępnej nawet dla wojskowych. Pomocnik Sacharowa otworzył szafkę i wydobył z niej MP5A5 oraz paczkę naboi. Podał je Wasiliewowi.
- Żeby cię w Dziczy nic nie zeżarło. Zaraz byś musiał iść. Wojskowi nic do was nie mają, ale jak zwali się jakiś psychol to możesz mieć problem. Zwłaszcza, że za pół godziny mamy dostawę prowiantu.
- Dobrze, już mnie nie ma. I dziękuję za pomoc. Nie wiem co by się ze mną stało gdyby nie wy.
- Zawsze do usług stalkerze. Szerokiej drogi. Liczę, że jeszcze się spotkamy.
Wasilij wyszedł na zewnątrz. Od razu rzucił się na niego bełkoczący zombie. Powinnościowiec, mimo, iż był słaby szybko rozprawił się z przeciwnikiem wbijając mu nóż w mózg. Cielsko zgniłego potwora przewróciło się przed drzwiami do bunkra. Stalker jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku Baru. Chciał dotrzeć tam jak najszybciej, by powiedzieć Woroninowi o tym, co zobaczył w Stancji, ale nie chciał zmęczyć się w samym środku Rostoku, otoczony przez mutanty i bandytów.

*******************************************************************************************************************************************

Dwójka powoli skradał się do pierwszego domku. Było już widno, dlatego robił to szczególnie ostrożnie. Czwórka leżał w krzakach nieopodal celując w grupę ludzi przy płonącej beczce. Trójka pilnował tyłów, a Jedynka obserwował lornetką całą okolicę.
- Wygląda OK! - dał znak ręką dowódca.
- To jak, wchodzimy? - spytał grenadier.
- Owszem.
Wszyscy schowali broń, po czym powolnym krokiem weszli do wioski. Zostali zatrzymani przez strażnika.
- Czego tu chcecie? - zapytał ostrym tonem.
- Mam nadzieje, że nie jesteście bandytami, którym uciekliśmy.
- Jezu! - stalker zbladł. - Idą za wami?
- Nie. Zgubiliśmy ich.
- Na pewno? A kiedy tam byliście? mniemam, że szliście przez parking.
- W nocy. Przyszliśmy z okolic tunelu.
- OK, możecie wchodzić. 45 minut temu usłyszeliśmy eksplozję. - strażnik wskazał w kierunku parkingu, gdzie jeszcze widoczny był dym ulatniający się ze zgliszcz domu wysadzonego granatem. - I wysyłamy grupę kotów, zeby to sprawdzić. Zabiliście kogoś?
- Nie, ale chyba jednego raniliśmy.
- Dobre i to. Wchodźcie, ale dalej mamy was na oku. Jesteście tutaj nowi. Do tego aż w czterech, co jest rzadkim zjawiskiem.
- Dziękujemy. - odparł Jedynka. - Jeden gnój w Kijowie zgwałcił mi dziewczynę. Zarżnąłem sku*wiela, ale gliny są tam przekupione. Menta była synem jakiegoś mafioso. Cudem zwialiśmy obławie. Nie jesteśmy kryminalistami.
- Tutaj wielu jest takich. Idźcie już. Tutaj lepiej mieć czujną straż. Jeśli chcecie przeżyć noc...
SAS Unit 157 ruszył wgłąb wioski. Stalkerzy siedzący przy beczkach patrzyli się z zainteresowaniem. Niektóre oczy jednak wyrażały obawę, a jeszcze inne nienawiśc.
- Nie wszyscy nas polubią. - wymamrotał Czwórka po rosyjsku. Teraz tylko ten język i obowiązywał.
- Prawda. - odparł dowódca.
- Hej, wy! Stójcie! - zawołał jakiś stalker. Wyglądał inaczej niż inni. Bardziej jak żołnierz niż partyzant. - Nazywam się Fanatyk. A przynajmniej tak na mnie mówią. Może najpierw zapoznacie się z resztą? - pokazał innych kotów.
Anglicy przysiedli się do grupy. Zostali poczęstowani wódką i kiełbasą. Mięso przyjęli.
- Ja nie piję. - rzekł Trójka.
Pozostali pokiwali głową.
- Jacy Dziwni ludzie... - powiedział pod nosem jeden ze stalkerów.
- Jak się nazywacie? - spytał inny.
- Wowka - rzucił Jedynka.
Wszyscy spojrzeli się na Dwójkę.
- Ja mam na imię Marcel. - rzucił Trójka. - A Mik jest niemową. Od urodzenia.
- Rozumiemy. - powiedział Fanatyk.
- Jurko - dodał Czwórka.
- No to się znamy! - rzucił inny stalker. - To jest Diewnyj. - pokazał na kolegę obok. Był bardzo chudy i nosił okulary. - Ja nazywam się Jurik. - dodał.
- Mówcie mi Dziwka. - rzucił trzeci ostatni z kotów.
Anglicy zaśmiali się. Oprócz Dwójki, który teoretycznie nic nie słyszał, a poza tym i tak nie rozumiał o co chodzi.
- Dlaczego? - spytał Jedynka z prawdziwym zainteresowaniem.
- Bo każda rozkałda przed nim nogi haha! - rzucił Jurik!
- I jak była tu jedna jedyna kobieta to ją tak wy*uchał, że myśleliśmy, że umrze od tylu orgazmów! - dodał Diewnyj.
Wszyscy zaśmiali się i poranek zleciał na słuchaniu wykładów Dziwki jak zdobył tyle kobiet.
- Dobra! - zaczął Jedynka. - jeszcze jedno...
- Wal śmiało! - powiedział Fanatyk.
- Gdzie znajdziemy niejakiego Siediemowicza? Powinien gdzieś tutaj być...
- Nie znam gościa... - powiedział Diewnyj. Pozostali pokręcili głowami.
- Wiesz o nim coś więcej? - spytał doświadczony stalker.
- Chyba jest handlarzem.
- Ach, haha! - wszystkie koty zaczęły się śmiać. - Sidorowicz! Jest tutaj, pod ziemią, za wioską. W takiej jakby piwnicy. Idźcie tam jak chcecie.
Komandosi podnieśli się, a Jedynka dał znak migowy Dwójce. Wyszli z wioski od strony południowej i zobaczyli piwnicę. Zeszli na dół.
Od pierwszych schodów poczuli ohydny smród. Zeszli na dół i zauważyli uchylone drzwi. Jakiś gruby mężczyzna za nimi siedział do nich tyłem i spożywał jakiś posiłek.
- Przepraszam... - powiedział cicho Jedynka.
Grubas odwrócił się błyskawicznie.
- Nowe twarze... - powiedział pełnymi ustami plując kawałkami mięsa i ziemniaków ekran swojego laptopa. - ku*wa! - wymamrotał.
- Tak, dopiero co przybyliśmy. Mimo to zostałeś uprzedzony o nas, z tego co wiem.
Sidorowicz przyjrzał się uważnie żołnierzom.
- Tak, tak, pamiętam. Ile macie kasy? Wiem, po co tu jesteście. I wiem, że mamony wam nie brak. Wyciągnął rękę do przybyszów.
Jedynka spojrzał się na tłustą i brudną łapę, zamknął na chwilę oczy, przemógł się i obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. "Zaraz się zrzygam!", powiedział w myślach.
- Chodźcie! - rzucił krótko handlarz.
Wszyscy weszli głębiej. Znajdowały się tam dwa pomieszczenia. Jedno było naszpikowane wszelkiego rodzaju karabinami, głównie tych sygnowanych nazwiskiem "Kałasznikow". W drugim zaś leżały na wpół zgniłe zwłoki.
- Jezu! Co to jest? - spytał się Trójka.
- Z trupiartki. - wyjaśnił Sid, bo tak na niego również mówiono.- Dopiero wieczorem Powinność zabierze je do naukowców.
Weszli do pokoju pełnego karabinów i ładunków wybuchowych.
- No, to bierzcie co chcecie. Potem zapłacicie.
Czwórka przekazał MP5A2 swojemu dowódcy, sam zaś wziął AKS-74M. Trójka zabrał skróconego AK-74 oraz paręnaście granatów. Niestety, nigdzie nie było widać granatnika GP-30.
- Masz GPka? - spytał się handlarza.
- Nie, ale mam Tishtinę. - odparł tamten, otworzył szufladę i położył obiekt pożądania grenadiera na biurko.
Dwójka zaś zadowolił się AKMSem z tłumikiem PBS-1.
Po podliczeniu cen komandosi zapłacili. Zostało im niewiele pieniędzy, ale mieli broń z pełnym wyposażeniem. Nareszcie mogli czuć się bezpieczni.
Opuścili piwnicę i wkroczyli z powrotem do wioski. Stalkerzy wybałuszyli oczy widząc tak pokaźny arsenał.
- O ku*wa! Ile za to zabuliliście!? - krzyknął Jurko.
- Mik może nie ma głosu, ale kasy mu nie brakuje. niczego nie ukradliśmy.
- Chciałbym mieć tyle mamony co wy!
- My teraz mamy tyle co ty. - Rzucił Czwórka i uśmiechnął się. - To co dzisiaj robimy? - rzucił w kierunku kolegów.
- Odpoczywamy. - zakomenderował Jedynka. - Jutro rozejrzymy się trochę. - I wiecie co? - powiedział do stalkerów. - Nie wiem jak moi kumple, ale ja skuszę się na łyk wódki...
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez meJKu w 15 Wrz 2008, 22:33

Opowiadanie świetne. Nie mogę się doczekać następnej części :]
Awatar użytkownika
meJKu
Weteran

Posty: 681
Dołączenie: 04 Gru 2007, 22:21
Ostatnio był: 02 Lis 2024, 23:06
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 111

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 01 Paź 2008, 15:12

ROZDZIAŁ ÓSMY: SZYDERCZY ŚMIECH

- Sierżant sztabowy Mike Teflo melduje się na rozkaz, sir!
- Posłuchajcie sierżancie... - powiedział Paul Smith do swojego najlepszego NCO. - ...weźcie Crimmaana, Larsona i Hicka i idźcie sprawdzić co z fanatykami w reaktorze.
- Robi się! - odpowiedział sierżant i wymaszerował z pokoju.
Wyszedł na zewnątrz. Stosy pełne ciał powoli przestawały się palić. Doszło znów do paru lokalnych kontrataków, ale Monoliciarze nie mogli walczyć z tak rozwiniętym technologicznie wrogiem. W okolicach elektrowni cały czas padało. W zasadzie padało w całej Zonie, ale emisje elektryczne przyciągały opady atmosferyczne właśnie na Stancję. Paru żołnierzy chodziło już do psychologa. Śmierć wielu ludzi w żaden sposób nie wpłynęła na ich psychikę. Mimo to paru komandosów miało już stany depresyjne spowodowane pogodą.
Mike znalazł Jacka. Rozmawiał akurat z mechanikiem obok ich HMMWV. Gdy kierowca zauważył przyjaciela mechanik wrócił do pracy, a Crimmaan wstał.
- I co jest? - spytał.
- Bierzemy Larsona i Hicka.
- I co?
- Jedziemy do reaktora.
- Dobra. Winters już skończył z małym to możemy pojechać. - Crimmaan pokazał swojego Humvee, który w zasadzie wyglądał jak nowy. Karoseria została naprawiona, szyby wymienione a tapicerki umyte z krwi. Oboje wsiedli do samochodu i odjechali. Reszta drużyny otrzymała już rozkazy i czekała w okolicach sarkofagu. Larson - grenadier i Hick, sanitariusz weszli ostrożnie do sarkofagu. Było pusto. Ostrożnie pokonali wszystkie pomieszczenia aż do wejścia do pomieszczenia z reaktorem nr 4. Pułapki z miną nie było. Za to wszędzie walały się szczątki paru ludzi. Ściany był zbryzgane krwią. "Nieźle pie*dolnęło!", pomyślał sierżant. Pod podwyższeniem niedaleko Monolitu siedziało paru fanatyków. Byli martwi. Nagle amerykanie usłyszeli jęknięcie. Wszyscy natychmiast przybrali pozycję bojową. Parę metrów o Spełniacza leżał we własnych wymiocinach Monoliciarz i mamrotał coś. Jego skórę pokrywały pęcherze. Crimmaan podszedł z bronią gotową do strzału do rannego.
- Woła matkę Mike! - zawował i pokazał ręką, że nie ma zagrożenia jednocześnie nie spuszczając celownika z fanatyka. Teflo podszedł i spojrzał się na niego. Stalker był już na skraju śmierci. Ledwo oddychał i zupełnie już stracił wzrok. Sierżant bez słowa wypuścił trzy-nabojową serię w pierś. Ranny jęknął i przestał charczeć.
- Radiacja to niezły sku*wiel. - podsumował Hick.
- Sprawdźcie resztę i postrzelajcie trochę w ciała. Tak na wszelki wypadek.
Żołnierze rozeszli się, a Teflo włączył radio wbudowane w hełm.
- Baza, tu Foxtrot. Jesteśmy w budynku Spełniacza Życzeń. Sytuacja opanowana. Możecie przysłać jajogłowych, odbiór!
- Zrozumieliśmy! Będą za chwilkę. Trzymajcie się i nie zacznijcie świecić! - odparł doktor Jack Callahan po drugiej stronie łącza.

*******************************************

- Stary, co się stało?! Woronin się o ciebie pytał Sacharowa. Chciał wysłać grupę Barina do Dziczy, żeby cię odszukać! - powiedział strażnik Powinności widząc kulejącego Wasilija.
- Drobne problemy przy Stancji. Gdzie Woronin? - zmęczonym głosem zapytał ranny. - Mam dla niego ważną informację.
- Wania, zostań tutaj! - rozkazał Powinnościowiec swojemu koledze. - Ja wezmę Wasilija do Baru!
Drugi strażnik kiwnął głową. Chwycił stalkera pod ramię i zaczęli powoli iść w kierunku bunkra Woronina. Gdy tylko samotnicy i reszta frakcji ich zauważyła, rozległy się okrzyki i nawoływania. Wasilij został obsypany jedzeniem, apteczkami i bandażami. Zawsze był lubiany wśród innych, a w Zonie warto mieć przyjaciół. Po paru minutach zwiadowca leżał już na łóżku. Zmieniono opatrunki założone przez naukowców. W pomieszczeniu roiło się od gapiów, ale Woronin natychmiast kazał im wyjść. Wasilij czuł, że zapowiada się długa i ważna rozmowa.
- Dobrze, co z Dmitrijem? - spytał się przywódca z nieukrywaną obawą.
- Nie żyje. To coś rozwaliło mu głowę...
- Jak oni wyglądają?
- Dz... Dziwnie. - przez stalkera przeszedł dreszcz, gdy przypomniał sobie tą maskę. - Mają uniformy podobne do ACU, ale są dużo grubsze. Nawet Wintorez by się nie przestrzelił. Mają zakryte twarze, ale ich oczy świecą się na różne kolory. Nie mam pojęcia, dlaczego. Może to mutanty? Do tego w okolicach uszu znajdują się czerwone ko... koła. Chyba dzięki min widzą i słyszą lepiej. Może dla... dlatego zauważyli nas gdy tylko wykonaliśmy ruch na tym je*anym drzewie... - Wasilij zaczął drżeć. Zobaczył swojego kumpla, gdy jego głową pękała trafiona kulą...
- Spokojnie stary! - zawołał Marek Cieślowski i rzucił w kierunku zwiadowcy butelkę wódki. - Pij!
Wasilij przyssał się do manierki niczym pijawka do skóry.
- Ilu ich było?
- Nie wiem. Ja widziałem tylko paru jak wypadli i zaczęli strzelać w moim kierunku. Miałem zasranego pica! Potem cudem zwiałem Hummerowi i dolazłem do Sacharowa. To tyle...
- Rozumiem. A kogoś ci przypominali?
- Tak. Z mundurów jakby jankesów...
Woronin zbladł. Tego się obawiał. Plącząc słowa polecił Wasilijowi leżeć. Sam zaś wybiegł z pokoju.

*************************

- Będzie burza. - powiedział mężczyzna w czapce mijając kawiarnię w Kijowie.
- Przepraszam? - powiedział jeden z gości przy stoliku. - Mamy 30 stopni...
- Fakt, ale duszno jest. - odparł ten pierwszy. Facet przy stoliku wstał i razem wsiedli do pobliskiego samochodu. Odjechali.
- Zenek, to mnie zaczyna ku*wa martwić. - rzucił na wstępie drugi mężczyzna, który miał na sobie garnitur. - Od ponad trzydziestu godzin żadnych wieści od Orła...
- A ile razy próbowałeś?
- Nawet częściej niż powinienem.
- Może dlatego się przestraszył i zerwał kontakt na jakiś czas.
- Wątpię. Ostatnio już zbyt rozmowny nie był. on coś kręci, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Zaraz dojedziemy do hotelu. Spróbujemy ponownie na ostatniej, rezerwowej częstotliwości. Nie próbowałeś na 28,13 Mhz co nie?
- Nie. Jeszcze nie.

***************************

Woronin włączył radio. Sprawdził częstotliwość 26,12 Mhz. Cisza. Potem 24,66 Mhz. Również tylko trzeszczenie. Finalnie nastawił pokrętło starego modelu LORANa z lat siedemdziesiątych na 28,13 Mhz. Usłyszał relację meczu piłkarskiego Odra Wodzisław - Wisła Kraków. Ślązacy prowadzili 3:0. "Wisła zeszła na psy", pomyślał stalker. Usłyszał głos Dariusza Szpakowskiego:
- Słońce pięknie wschodzi nad zachodnią trybuną stadionu w Monachium!
"Jeszcze!?", smętnie pomyślał Woronin. Sygnał ten oznaczał gotowość komunikacji przez Diasko. "Ha ha, i tu was mam!", rzucił myślach. uśmiechnął się szyderczo i wyłączył radio.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 05 Paź 2008, 14:39

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY: ZABRAKŁO

Dziwka i Diewnyj przygotowali bandaże. Każdy wziął dwa (jeden dla siebie i jeden dla kumpla) oraz po apteczce na ewentualne zadrapania czy postrzały. Okularnik naładował swojego Toza, a jego kolega strzelił raz w niebo z AKS-74U, by sprawdzić, czy wszystko OK. Za parę minut mieli iść sprawdzić parking.
- Sugeruję, by jeden z nas poszedł z wami w celu ubezpieczenia. W dwójkę może być groźnie. - zaproponował Jedynka.
- Czy ja wiem. My dobrze współdziałamy. - odparł Dziwka.
- Ekhm, nie chcę cię urazić Diewnyj, ale czy ty umiesz w ogóle strzelać? - dowódca SAS Unitu uśmiechnął się głupio.
Chudzielec bez słowa podniósł strzelbę. W sekundę wymierzył w wronę lecącą do niego bokiem ponad sto metrów dalej i nacisnął spust. Z ptaka posypały się pióra i bezwładnie spadł na ziemię. Diewnyj opuścił broń i popatrzył na nią z błyskiem w oku. Jedynka dopiero po chwili zorientował się, że nie mruka.
- Jasna dupa... - wymamrotał Czwórka.
- Chyba poradzimy sobie sami. - rzucił Dziwka.
- Chłopaki, narada! - zawołał Anglik. - Poczekajcie chwilę. Wolałbym jednak kogoś wysłać. Nawet z tak wyśmienitym strzelcem możecie nie dać rady.
Żołnierze zebrali się przy ognisku.
- Ja pier*olę, i to ma być cywil? - rzucił Trójka.
- Oni też czasem umieją strzelać. Wydaje mi się, że wszystko OK. - odparł Czwórka.
- Możliwe. Ale skoro tak się zna, to może nas przejrzeć. Wystarczy jeden nieuważny ruch. - zaznaczył Jedynka.
- Prawda, co sugerujesz? - powiedział ledwo słyszalnie Dwójka wydając przy tym jęki, by wyglądało to jak mamroczący coś niemowa.
- Trójka, idziesz z nimi. Trzeba będzie go zdjąć.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Rozumiem.

*************************************************

Zbliżał się wieczór. Wszystkie siły operacji "Stancja" były w pełnej gotowości. Doktor Jack Callahan i Graham Dell wyszli z sali operacyjnej ukończonego już laboratorium w asyście plutonu ludzi. Wieźli cztery łóżka zakryte płachtą. Żołnierze ciągle w nie celowali. Gdy opuścili budynek, załadowano "towar" na ciężarówki. Gdy truck i osłaniające go Humvee z karabinami M2 zapaliły silniki, strzelcy odbezpieczyli karabiny. Pojazdy ruszyły w kierunku wyjazdu z elektrowni. Jechały ponad pięćdziesiąt na godzinę. Po niespełna minucie byli na miejscu.
- Szybko, bo zaraz się obudzą! - wrzeszczał Dell poganiając żołnierzy. Wyciągnięto łóżka i zdjęto płachty. Leżały na nich istoty przypominające ludzi, ale z dużymi, nieproporcjonalnymi głowami. Parę cicho pomrukiwało.
- Mamy około minuty! - powiedział doktor.
- Ruszyć dupy! - zawołał dowódca jeszcze głośniej.
Komandosi, ciągnąc wózki przed sobą, biegli sprintem. Gdy byli około czterdziestu metrów od elektrowni porzucili je i uciekli.
- Pół minuty!
Nastąpiła cisza. Wszyscy spoglądali na mutanty z wypiekami na twarzach.
- Teraz!
Nic się nie stało.
- Co jest ku*wa! - Zawołał Dell.
- Środki usypiające nie działają co do sekundy. - powiedział Callahan.
Minęła kolejna minuta. Wszyscy zrezygnowanym wzrokiem patrzyli na eksperyment. Wtem jedna z kreatur drgnęła. Żołnierze natychmiast w nią wycelowali. Zaczęła wydawać z siebie dźwięki mamrotania. Potem kolejna zaczęła robić to samo. W końcu i trzecia zaczęła się wić. Coraz głośniejszy krzyk przerodził się w ból, gdy potwory pospadały z łózek na twardą glebę. Próbowały się podnieć, ale nie umiały. Za każdym razem upadały na ziemię uderzając ciałem o kamienie. Ryk bólu był nie do zniesienia. Finalnie, po parunastu minutach wstały. Jeden z nich spojrzał się na celujących w niego żołnierzy. Wrzasnął, jakby chciał coś powiedzieć, po czym razem z dwoma innymi mutantami, potykając się, ruszył w stronę Prypeci.
Callahan odetchnął z ulgą.
- Moje gratulacje doktorze!- zawołał Dell i uścisnął dłoń podwładnemu.
- Taa, jasne. A co z nim? - odparł naukowiec i pokazał czwarte łóżko.
Wszyscy zastygli bez ruchu. Potwór nawet nie drgnął.
Dell kiwnął głową, dając znak komandosom, by to sprawdzili.
Dziesięciu mężczyzn w tactical runie podbiegło do obiektu eksperymentu. Sprawdzili puls i wszelkie znaki życia. Brak.
- Przykro mi doktorze, zdarza się najlepszym. - powiedział Dell i wykonał ruch ręką.
Callahan zamknął oczy.
Każdy z żołnierzy opróżnił na potworze cały magazynek. Finalnie jeden zostawił granat, który rozerwał resztki ciała i łóżko.
Komandosi wrócili do reszty oddziału. Bez słowa wszyscy załadowali się na samochody i odjechali.

*******************************

Diewnyj, Dziwka i Trójka, zwany potocznie Marcelem szli drogą w Kordonie. Kierowali się do pozostałości parkingu. Gdy wdrapali się na górkę komandos podał stalkerowi lornetkę.
- Jezu! Chyba coś im jebnęło, bo niema połowy chaty! - zawołał Dziwka, który kierował wyprawą.
- Widzisz jakichś bandytów?
- Tak. Chyba czterech. I ciała innych na kupie. To wyście ich tak urządzili?
- Nie. Tylko jednego chyba Mik trafił.
- Może jacyś inni stalkerzy. No nic, idziemy tam. Uwaga! Mają jednego więcej. Nie dajcie się zabić. Nie będzie łatwo!
Wszyscy przygotowali broń i zaczęli powoli schodzić z górki. Trójka z trudem powstrzymywał odruch tactical runu.
Niezauważeni przeniknęli do stodoły. Widzieli dwóch bandytów, którzy dyskutowali często gestykulując i spoglądając się na coś, co kiedyś było domem.
- Stary, ale im pie*dolnęło. z RPG ktoś musiał przysrać! - powiedział jeden z bandytów.
- Racja. Ciekawe, kto!Może Powinność? - odparł ten drugi.
- To fakt. Ale dobrze im było, bo w ogóle terenu nie pilnują. - podsumował pierwszy złoczyńca.
Bandyci zmienili temat.
- Mamy jakiś plan? - spytał Dziwka.
- Ja pójdę z Diewnym,a ty zajmij ich czymś, ok? Może chcesz granat?
- Granaty mam, ale czy ty chcesz mnie zostawić na łaskę losu? Tak po prostu?
- Nie. My pójdziemy tym korytarzem. Nie spodziewają się ataku. Ale sugeruję załatwić tych dwóch.
- Niech będzie.
Diewnyj i Dziwka wymierzyli w dwóch bandytów. W międzyczasie Trójka ruszył powoli korytarzem. Rozległ się huk wystrzałów. Potem jęki. Marcel obrócił się i zobaczył biegnącego do niego Diewnego ładującego sluga do toza. Dziwka strzelał z Kałasznikowa na ślepo, w kierunku bandytów.
- Jeden idzie do was! Drugi wieje! - wrzeszczał.
Usłyszeli kroki w pomieszczeniu przy korytarzu. Nagle bandyta wystawił rękę i wystrzelał cały magazynek z Makarova. Nikt nie został trafiony.
- Teraz, nim przeładuje! - zawołał Diewnyj.
- Biegiem wypadł z korytarza i trafił wroga w klatkę piersiową. Żebra w ułamku sekundy połamały się jak zapałki a kręgosłup złamał. Ofiara odleciała na metr i uderzyła w ścianę. Nie wydała z siebie dźwięku. Trójka dokładnie wyczuł moment. Gdy jeszcze huk wystrzału nie opadł wyjął pistolet i strzelił stalkerowi w szyję. Diewnyj charknął i upadł. Komandos chwycił jego strzelbę i wypalił mu w twarz. Następnie wziął do rąk swojego AKS-74U i wypadł z budynku.
- Mam ich! Obu! - triumfalnie krzyknął Dziwka. - Stary, coś ty taki blady?
- Diewnyj... Diewnyj nie żyje. - oznajmił grobowym głosem Marcel.
Stalker upuścił broń. Jego radość natychmiast zniknęła. Rozpłakał się.
- Jak, jak to się ku*wa stało?! - krzyknął.
- sku*wiel wywalił z Makarova cały magazynek. On, rzucił się z tozem na tego gnoja, ale tamten miał przygotowanego Kałaszka.
- Gdzie on jest?
- Kto?
- Diewnyj!
- Stary, spieprzajmy stąd nim przyjdą inni, albo ktokolwiek nas zobaczy. Ponadto nie chciałbyś go teraz widzieć...
Trójka pomógł wstać kumplowi. Wziął go pod ramię i ruszyli razem do obozu.

*******************************

- Wracają! - zawołał Fanatyk widząc idących stalkerów. Chwilę potem uśmiech zniknął. - Dziwni oni jacyś...
Trójka trzymał pod ramię Dziwkę. Wyglądali bardzo mizernie. Gdy grupa zwiadowcza weszła do wioski inni podbiegli do nich. Dopiero wtedy zauważyli, że jeden z nich płacze. Fanatyk chwycił Dziwkę za kołnierz.
- Gdzie jest Diewnyj? - zapytał.
- Nie żyje. - odparł beznamiętnie Rosjanin i podszedł do ogniska. Wyciągnął ze swojego plecaka wódkę i dał sobie w szyję.
- Ja wam opowiem. Wszystko. - powiedział Trójka, spoglądając na swoich kolegów. Jedynka niemal niezauważalnie kiwnął głową.
Podeszli do ogniska. Do stalkerów dołączył Sidorowicz.
- Coś niewyraźny jesteś stary! - rzucił do Dziwki. - Kiedyś w Polsce była taka reklama preparatu przeciw przeziębieniu...
- Diewnyj nie żyje. - Uciął Jurik.
Handlarz zakaszlał.
- To ja wam dzisiaj za darmo trochę wódki dam...
- Dlaczego? - wyszeptał stalker, który właśnie stracił przyjaciela. - Dlaczego jego to spotkało? Za co? Znaliśmy się od przedszkola. Potem całą podstawówkę i studia medyczne...
- Studia medyczne? Diewnyj był lekarzem? - zapytał Trójka.
- Nie dostał się. Ja poszedłem na AWF.
- To skąd on tak dobrze strzelał? - zapytał zaintrygowany Jedynka. - Jakby był szkolony przez wywiad albo jakąś armię...
- Jaja sobie robisz?! Brzydził się wojskowymi. Zawsze kochał broń i lubił polowania. Całą swoją wypłatę na strzelnicy spędzał. Za to go narzeczona porzuciła i poszedł tutaj. Kiedy się o tym dowiedziałem nie chciałem go samego zostawić i także wszedłem do Zony. Jezu miły! - rozpłakał się do reszty i pociągnął z butelki.
Jedynka nic już nie powiedział. Zlecił zabójstwo studenta, który lubił broń i dlatego był podejrzany. Zabił niewinnego. Ale misja to misja. A czas to czas.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez SaS TrooP w 06 Sty 2009, 19:43

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY: POGRZEB

Stalkerzy siedzieli w dwóch grupach. Pierwszą tworzyli Jedynka, Dwójka i Czwórka oraz Fanatyk. Drugą zaś Trójka w otoczeniu kolegów zabitego Diewnego./ Jurik cały czas pił. Zwymiotował na ognisko. Pozostali podnieśli go z ziemi i zanieśli do czegoś, co kiedyś było domem. Zasnął natychmiast.
Fanatyk opowiadał Anglikom o Diewnym. Okazało się, że nigdy nie miał nic wspólnego z żadnym wywiadem. Trójka nie cierpiał na wyrzuty sumienia. Tworzył wyssane z palca historie o tym, w jaki sposób bandyci pozbawili życia jego towarzysza.
Po całym dniu opowieści rozpoczęto organizację pogrzebu stalkera. W tym celu Fanatyk z Dziwką udali się na parking i zabrali resztki Diewnego. Sidorowicz doprowadził Jurika do porządku. Termin ustalono na południe przyszłego dnia.
O dwunastej zaczęło padać.
- Dodaje tragizmu sytuacji. - rzucił Jedynka.
Stali w rzędzie przed udeptaną ziemią z krzywo wbitym krzyżykiem. Wisiały na nim rzeczy martwego. Chlebak, pistolet i poszarpana przez kule kurtka. Deszcz kapał im na kaptury. Sidorowicz przyglądał się tej scenie spod daszku swego bunkra. Jurik wystąpił naprzód.
- Zebraliśmy się tutaj, by pożegnać naszego przyjaciela, towarzysza broni oraz szklanki, Diewnego Łopatowowa. Zginął tragicznie w roku pańskim 2011 podczas starcia z bandytami na parkingu, w Zonie, na terenie post apokaliptycznego Czarnobyla. - potarł nos. - Był wspaniałym kolegą i strzelcem. By uczcić jego osobę jego broń, to jest TOZ-34 zostanie wręczony za darmo pierwszemu kotu, jaki przybędzie do tej wioski od tej chwili. Pamięć o naszym przyjacielu nigdy nie zaginie.
Jurik pociągnął nosem, potarł przegubem oczy i cofnął się.
- Proszę was, jeśli ktoś wierzy, nieważne w co, niech teraz się za niego modli.
Dziwka jak na komendę zaczął intonować jakąś pieśń. Dwójka rozpoznał, że to utwór z Kościoła Grekokatolickiego. po zakończeniu pieśni Fanatyk podszedł do prowizorycznego grobu i poprawił krzyż oraz przykrył go kurtką Diewnego tak, by nie zmókł.
Wrócili do ogniska. Sidorowicz przyniósł wszystkim (prócz Jurika, który musiał się czasowo powstrzymać od picia) po kieliszku żołądkowej gorzkiej. Z czasem rumieńce na twarzach powiększyły się, a grobowy nastrój opadł. Czwórka wydobył gitarę i zaczął grać coś weselszego.
- A... A w ogóle chlópaki, to po ch*ja wy tu jisteszcie? - wybełkotał nawalony Dziwka.
- Musimy kole...eee...gę znaleźć, bo przez przypadek tu trafił. - odparł stojący Trójka jednocześnie tracąc równowagę.
- Kiedy wyruszacie? - zapytał się Fanatyk. Tylko on i Jedynka nie byli pijani.
- Za pięć, sześć dni. - odparł dowódca SAS Unitu 158.
Zagadani stalkerzy nie zauważyli zmutowanego dzika, który skradał się do wioski. Umiejętnie ominął pijanych ludzi i skupił się na wiszącym na krzyżu chlebaku. W chwili, gdy ściągnął kurtkę chlebak spadł i resztki sucharów wysypały się na ziemię. Dzik zakwiczał radośnie i zaczął zjadać pokarm.
- O ku*wa! Heeej! - wrzasnął Jurik. - Z dala od tego sku*wielu!
Podniósł się z ziemi i chwycił TOZa od Diewnego. Dzik spanikował i ruszył do ucieczki, ciągnąc za sobą krzyż oraz kurtkę.
- Stój! - wrzeszczał Jurik. Klęknął i wypalił dwa razy. Był jednak słaby i w zasadzie widział stado dzików. Nie trafił. Ruszył sprintem za zwierzęciem jednocześnie ładując dna nowe shelle. Gdy dzik wbiegł na górkę w kierunku posterunku wojskowego Jurik wypalił kolejne dwa razy. Bez efektu. Szczęścia spróbował Dziwka strzelając z Makarowa parę razy, jednak nie potrafił nawet znaleźć palcem spustu. Zaklął szpetnie.
Dzik uciekł ciągnąć za sobą grób Diewnego. Jurik znów się popłakał.
- Czy ta je*ana Zona nie ma ni cienia litości!? - wrzasnął. - Skoro już go zabrałaś, to chociaż teraz zostaw w ku*wa spokoju. - osunął się na ziemię.
- Do dupy tu jest. - podsumował Fanatyk.
Podbiegli do Jurika i podnieśli go z ziemi.
- Biedak, chyba nigdy z tego nie wyjdzie. - skwitował Jedynka. - Macie jakieś psychotropy czy coś?
- Niestety nie. - odparł doświadczony stalker.
- Po prostu trzymajmy go z dala od wszelkiej przemocy przez parę dni. Przejdzie mu.
- Racja.
Zabrali stalkera do izby i tam położyli. Zasnął niemal natychmiast.
- prze*ebane stracić kogoś po tylu latach.

**********************************

Minęły dwa dni od czasu wypuszczenia eksperymentów na wolność. Badania wznowiono. Mike Teflo, Jack Crimmaan i Josef Sightor, snajper przydzielony z Alphy do Golf na czas misji, siedzieli w centrum dowodzenia znajdującym się za reaktorem nr. cztery.
Sierżant Teflo i jego kierowca po akcji "Żądło" spodobali się Dellowi. Odznaczenia w wypadku tajnej misji nie wchodziły w grę, awans też nie. Mimo to swoim wyczynem Mike zdobył sławę wśród wszystkich żołnierzy. Wielu mu gratulowało. Jeszcze więcej zazdrościło. Wykończył osobiście ponad dwudziestu przeciwników i zniszczył pojazd! To wykraczało nawet poza statystyki NBCDF. Co prawda poniósł straty, jednak dowództwo uznało, że nie jest to jego wina, ale samych martwych już żołnierzy.
- Mam dla was dzisiaj coś specjalnego. - powiedział Dell, który siedział przed nimi. Przesunął mapę przed nos komandosów.
- Jantar. - mruknął Crimmaan.
- Tak. Ja wiecie, Eksperyment nr. 1 udał się niemal całkowicie. Czas rozpocząć eksperyment drugi. I właśnie was wyznaczam do tego zadania. Jantar to wyschnięte jezioro na zachód od Rostoku. Ponadto stary ośrodek badawczy.
- Przepraszam, że przerywam pułkowniku. - wciął się Mike. - Ale czytałem co nasze raporty na ten temat. Chyba nie będziemy w trójkę infiltrować tak zwanego "X16", prawda?
Dell zaśmiał się.
- Nie, nie. Za bardzo cenimy sobie życia naszych ludzi sierżancie. Twoje zwłaszcza. Poza tym w laboratorium dostalibyście szybciej sapera niż strzelca wyborowego.
- Przepraszam, nie zauważyłem, pułkowniku.
- Dobra, oto co macie zrobić. - dowódca operacji wydobył zdjęcia i rzucił je na mapę.
- ku*wa, paskustwo. - zauważył Sightor.
- Dokładnie. To najprawdopodobniej stalkerzy poddani długotrwałemu promieniowaniu. oczywiście tylko jedna z mutacji.
- Mam pytanie. - powiedział Crimmaan. - Czemu na niemal wszystkich zdjęciach te... osobniki mają maski gazowe?
- Pytanie trafione. Nie mamy pewności, ale najprawdopodobniej to jakaś odmiana promieniowania, w sensie obiektów je wytwarzających. Uderza zapewne w systemy oddechowe masek.
Wszyscy spojrzeli na zdjęcia. Była na nich kreatury człekokształtne, poruszające się jak psy, nieustannie wąchające ziemię. Każdy z potworów miał maskę gazową, a jego ciało pokryte było bąblami i bliznami. Nie było widać twarzy, jednak szczęka nie posiadała skóry i zwisała bezwładnie.
- Chłopaki. Jedziecie tam bez masek.
Żołnierze wytrzeszczyli oczy.
- A jak nas nakryją? - powiedział kapral.
- I na tym polega problem. Dotrzecie tam HMMWV w wersji M998, czyli pół-ciężarówki. Weźmiecie broń z tłumikami. Sighter, ty dostaniesz M24A2. Musicie znaleźć dobrą pozycję i uj*bać ze dwa albo trzy mutanty. Potem zapakować je na samochód i wrócić tutaj.
- Brzmi prosto. Gdzie jest haczyk?
- Cały teren jest pokryty uzombifikowanymi stalkerami. - Dell uśmiechnął się. - Zapewne to również wina promieniowania. Będą starali się was zjeść. Dosłownie. Ponadto w okolicy jest Ruski ośrodek badawczy chroniony przez Powinność. Nie możecie im się pokazać na oczy. W wypadku, gdy ktoś z was zginie musicie zabrać go ze sobą. I każdą jego część ciała z osobna.
- To chyba jasne. - powiedział Teflo.
- Mam nadzieję. Jedźcie i zabijcie parę mutków. Callahan się ucieszy. Może nawet polubi, kto wie?
Wszyscy się roześmiali.
- Dobra pułkowniku, spadamy. Możesz na nas liczyć.
- Taką mam nadzieję.
Żołnierze wstali i podeszli do drzwi celem udania się do zbrojowni.
- Tak swoją drogą - powiedział Dell na odchodnym. - Nazywają to gówno snorkami.

*****************************************
Grupa Golf szła wyremontowanym korytarzem. Kiedyś był to zapewne obiekt biurowy w CNPP. Jednak inżynierowie odnowili cały budynek od wewnątrz. ściany były pomalowane na biało, wstawiono aparaturę badawczą, wyrzucono i spalono wszystkie niepotrzebne i zniszczone obiekty jeszcze z czasów ZSRR. Teraz nie było już' Jednego z budynków z Czarnobyla". Teraz był tutaj nowoczesny ośrodek badawczy "Stancja", którego standardy były o niebo wyższe niż najlepszych Europejskich laboratoriów.
Żołnierze skierowali się do zbrojowni. Tam zostali powitani przez porucznika Grevera, specjalistę od broni wszelkiego rodzaju.
- Potrzebujemy czegoś do cichej roboty, a Sightorowi M24A2. - powiedział Teflo.
- Spoko chłopaki, chodźcie za mną.
Przeszli na drugi koniec pokaźnego pomieszczenia, gdzie znajdowały się pudła z dodatkami. Grever wskazał na Mikea:
- Ty masz swojego SCARa całego/
- Tak jest, pułkowniku.
- Dam ci tylko tłumik. ACOGa masz też?
- Tak.
- A ty kapralu?
- Tak jak sierżant Teflo.
- To macie tłumiki, więcej wam nie potrzeba. Sightor, chodź ze mną.
Żołnierze grupy Golf zabrali ze sobą tłumiki. Strzelec wyborowy poprowadzony został do innej części pomieszczenia, gdzie wręczono mu jego broń.
- Niestety, na sajlensera nie licz. Niedopatrzenie dowództwa głównego. Nie mamy. - Grever wzruszył ramionami.
- Rozumiem. - odparł Sightor
- Czy to wszystko?
- Tak, panie poruczniku.
Strażnik broni podał rękę sierżantowi. ścisnął ją tak mocno, że Teflo pisnął z bólu. Grever był bardzo silny. Ważył prawie sto kilogramów i spędzał dużo czasu na siłowni. Nie hodował włosów ani zarostu. Cały czas chodził tylko w podkoszulku.
- Dobra, mam inne zajęcia, więc spadajcie. No i oczywiście powodzenia. - powiedział.
- Dziękujemy - odparł za wszystkich Mike.
Golf opuścił magazyn.

*************************************************

- Tutaj. - powiedział Teflo, gdy byli dwieście metrów od Prypeci. -Skręcaj.
Crimmaan zwolnił gaz i Humvee stoczył się na polną ścieżkę. Kurz i błoto sypały się spod kół. Sightor jeszcze raz zerknął na mapy i kompas. Ta ścieżka prowadzi obok Czerwonego Lasu. Potem przechodzi obok Baru, by następnie wyjść na tyły Instytutu Jantarskiego. Zajmie im to około dwóch do trzech godzin.
Żołnierze nie zaobserwowali żadnego zagrożenia. Byli jednak przygotowani na kontakt, dlatego każdy miał na sobie maskę i broń na kolanach. Jechali w ciszy. Po paru minutach odezwał się Crimmaan.
- Amerykańscy turyści wybrali się na spacer do rosyjskiego lasu. Spotykają niedźwiedzia. Wrzask, panika, rzucają się do ucieczki. Niedźwiedź za nimi. Nieopodal, na polance biesiaduje grupa Rosjan. Kocyk, wódeczka, zakąska, flaszeczki chłodzą się w strumyku. Pełna kultura, nie wadzą nikomu. Nagle na polanę wpada wrzeszcząca zgraja i przebiega przez środek pikniku. Kocyk zdeptany, wódka rozlana - masakra!
Więc Rosjanie gonią intruzów i spuszczają wszystkim wpie*dol. Już trochę uspokojeni wracają na miejsce imprezy. Jeden zauważa mimochodem: Ten w futrze, to nawet nieźle się napie*dalał...

********************

Jedynka podjął decyzję: Pora kontynuować misję.
Właśnie pakowali swój sprzęt, gdy podszedł do nich Fanatyk.
- Uważajcie na wojskowych przy moście. sku*wysyny mogą od was kasę wyłudzić, a potem i tak zabić.
Komandos uśmiechnął się.
- Nie damy się. Po prostu ich ominiemy.
Stalker zmarszczył brwi.
- A jak chcecie to zrobić? Wokół same mutanty i promieniowanie.
- Uwierz mi, Fanatyk. Mamy swoje sposoby. - Jedynka puścił oko do Rosjanina.
- Hmm, chciałbym je poznać...
Anglik rzucił okiem na swoich podwładnych. Dwójka właśnie sprawdzał broń, Trójka siedział przy ognisku pijąc napój energetyzujący. Czwórka rozmawiał, a w zasadzie pocieszał Diewnego, który właśnie się obudził. Jedynka miał wrażenie, że jego strzelec współczuje stalkerowi. Martwił się tym. Nie mogli pozwolić sobie na okazanie słabości.
Zaczepił Fanatyka.
- Wyruszamy jak zacznie się zachód słońca. Cza się powoli żegnać.
- Istotnie.
Istotnie słońce zaczynało chylić się ku zachodowi.

***********************

Teflo ryczał ze śmiechu. Crimmaan zaopatrzył się w sporą liczbę dowcipów. Sierżant, mimo ciągłego śmiechu obawiał się wykrycia.
- Dobra, za parę minut jesteśmy. Wal ostatni i potem cisza operacyjna.
- Jasio wysłał list do swoich dziadków. Dziadek czyta list babci na głos: Kochani dziadkowie, wczoraj poszedłem pierwszy raz do szkoły i miałem godzinę wychowawczą. Wychowawczyni powiedziała, że musimy zawsze mówić prawdę więc się Wam do czegoś przyznam. W te wakacje jak byłem u was to zszedłem do piwnicy nasrałem do słoja z kompotem i odstawiłem z powrotem na półkę. Jasio". Dziadek skończył czytać, je*nął babkę w ryj i mówi:
- A mówiłem ci -Gówno! Ale ty -scukrzyło się, scukrzyło się!!!
Sightor opluł szybę. Mike uderzył głową o kierownicę, a Crimmaan śmiał się w głos z własnego dowcipu.
Teflo szybko się jednak opanował. I tak dużo ryzykowali, a zaraz miała rozpocząć się misja. Po chwili pozostała dwójka również spoważniała. W oddali widzieli Instytut Jantarski.
Podjechali bliżej i zostawili samochód w krzakach. Następnie przykryli go liśćmi. Wszyscy włączyli wspomagacze w swoich hełmach na maxymalny poziom. Dzięki temu mogli wykryć zagrożenie na ponad trzy razy większy dystans niż normalnie.
Amerykanie poruszali się od krzaka do krzaka w tactical runie. Prowadził Teflo, Sightor był w środku, a Crimmaan zabezpieczał tyły. Wkrótce dotarli na niewielkie wzniesienie tuż obok Instytutu. Teflo dał rozkaz do zatrzymania się, a sam zaczął przeczesywać teren w poszukiwaniu zombie. Nie musiał długo szukać. Pojedynczy osobnik wędrował sobie ścieżką coś mamrocząc pod nosem. Sierżant przyłożył broń do policzka i pewnym ruchem nacisnął spust. Pocisk cicho przeszył powietrze, potem rozległo się głuche pacnięcie i przeciwnik padł na ziemię w obłoku krwi. Chwilę potem rozległ się kolejny strzał. To Crimmaan powalił innego uzombifikowanego stalkera. "Czysto", pokazał ręką. Dotarli do zniszczonego autobusu. Sightor wydobył pistolet i pod osłoną kolegów sprawdził pojazd. Czysto. Wyjrzał przez wybite dawno okno przy miejscu kierowcy. Zobaczył dach bunkra naukowców.
- Na glacy u jajogłowych czysto!
- Zrozumielismy.
Teflo i Crimmaan podeszli pod garaże zabijając jeszcze jednego zombiego. Stamtąd widać było zarówno bagna, jak i bunkier. Sierżant pokazał swojemu strzelcowi wyborowemu, by podszedł do niego. Sightor, który ubrany był w Ghillie podpełzł z M24A2 w ręku. Bez słowa rozstawił podstawkę i zaczął skanować okolicę.
- Żadnych podejrzanych osobników. Coś sobie po bagnach biega, a u jajogłowych przed bunkrem paru Powinnościowców stoi.
Teflo wydobył zdjęcie snorka i lornetkę po czym wyjrzał zza pagórka. Zobaczył na bagnach jakąś człekopodobną kreaturę. Porównał ją do zdjęcia. Istotnie, był to snork. Stwór biegał w kółko non stop obwąchując teren. Przyjrzał się stalkerom. Dwóch siedziało na skrzynce przed bunkrem, trzeci chodził wokół niego. Numery cztery i pięć rozmawiały głośno, a szósty chodził w okolicach bagien. Sierżant poinformował o tym swoich towarzyszy.
- Sierżancie, na bagnach jeszcze parę snorków. Ponadto parę zedów kręci się w kółko.
"Sightor ma bystre oko", pomyślał Teflo.
- Oceń dystans.
Strzelec wyborowy wydobył lornetkę i parę razy spojrzał raz w lunetę, a raz w wyciągnięty przedmiot.
- Dałbym plus minus trzysta czterdzieści, może pięćdziesiąt. Jeśli chodzi o mnie znacząco to nie wpływa. Sierżancie, czekam na rozkazy. - poinformował Sightor przechodząc na wojskowy ton.
- Dobra robota kapralu. Daję ci wolną rękę. Chcę mieć cztery, tak jak zażądał Dell.
Sightor kiwnął głową. Przyłożył broń do policzka. Teraz liczył się tylko on. I jego przeciwnik. Przyjrzał się stworowi. Istota biegała w kółko cięgle obwąchując ziemię. Mrugnął z zakłopotaniem. Czekał.
Minuta.
Dwie.
Pięć.
Teflo siedział w spokoju. Wiedział, że kapral musi się skupić i nie zanosi się na szczególnie interesujący dzień. Nagle ktoś klepnął go w bark. Sierżant obrócił głowę i zobaczył Crimmaana, który wskazywał na Sightora. Mina strzelca wyrażała zaskoczenie i zdziwienie. Podniósł głowę znad lunety. Jego usta ułożyły się w wąską linię, czoło było podciągnięte.
- Sightor, co jest? - zapytał Teflo.
- Nie wiem. - usłyszał po dłuższej chwili Sierżant. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nawet pies przystaje raz na jakiś czas. To coś zaś non stop biega tą samą ścieżko, jakby się... Zacięło?
Całą trójka wyjrzała zza górki i spojrzała na stwora. Rzeczywiście, biegał tam gdzie niemal godzinę wcześniej. Co do centymetra.
- Może coś... zaznacza? - spytał Crimmaan.
- Jaja sobie robisz? Sightor, jakiś pomysł?
Strzelec wyborowy myślał przez chwilę.
- Taaaak. Ktoś musi tam zejść i dać się zauważyć lub usłyszeć. Wtedy snork zatrzyma się, a ja wystrzelę.
- Czemu nie wystrzelisz teraz? Przecież cały czas biega tak samo... - zauważył sierżant.
- Ale dystans jest duży, a po drodze mogą być jakieś anomalie zniekształcające lot kuli. Gdy go zatrzymacie wyeliminujemy połowę zagrożenia.
- Niech ci będzie. - zarządził Teflo. - To kto idzie?
Strzelec i podoficer spojrzeli się na kierowcę, który właśnie udawał, że wpatruje się w niebo. Minęła, dłuższa chwila, gdy poddał się pod ich wzrokiem.
- ku*wa wasza mać! - rzucił i zaczął czołgać się w kierunku bagien.
- Sightor, musisz zareagować błyskawicznie. Nie wiadomo co to chu*stwo zrobi.
- Tak jest!
Crimmaan dotarł do bagien na odległość stu metrów. Leżał na czymś, co kiedyś było rurą. Wyciągnął radio.
- Jacyś stalkerzy?
Sightor powoli omiótł lunetą budynek naukowców.
- Wszyscy w bazie. Ten, co tu stał poszedł już pół godziny temu, wszedł do środka.
- Zrozumiałem!
Crimmaan delikatnie spojrzał w dół. Pod rurą stał zombie i mamrotał coś pod nosem. Komandos wyciągnął nóż i cicho zeskoczył. Potwór mruknął, gdy ostrze zagłębiło się w czubku czaszki. Potem upadł bezwładnie. Jankes chwycił zwłoki za resztki kołnierza i odciągnął wgłąb rury. Mógłby stąd zastrzelić snorka, ale nie znał jego wytrzymałości. Wolał zostawić robotę Sightorowi.
Po paru minutach bez kontaktu z wrogiem był już około pięćdziesięciu metrów od bagien. Mutant nadal biegał w kółko. Pozostałych nie było widać. Zrobił krok. I przystanął. Snork spojrzał na niego.
- Sightor, już! - krzyknął Teflo w ucho strzelca wyborowego.
Kapral przymierzył chwilę. Snork ciągle patrzył i warczał cicho na Crimmaana. Lecz komandos zachował spokój. Powoli nakierował broń na cel, upewnił się, że dystans jest prawidłowy i nacisnął spust.
Głowa mutanta rozsypała się na miliony kawałków. Strzał był z tak daleka, że Crimmaan ledwo go usłyszał, a Powinnościowcy nie mieli szans.

**********************

Dwóch stalkerów siedziało przy bunkrze Sacharowa. Jeden z nich zobaczył błysk od strony Instytutu.
- Burza idzie.

**********************

Crimmaan niemal nie krzyknął z ulgi. Mimo, że stał jak kamień był gotów do błyskawicznej reakcji. Nagle coś zawarczało po jego lewej. Obrócił głowę i zbladł.
- To była zasadzka! - wrzasnął Teflo.
Sightor, mimo chwili zaskoczenia, błyskawicznie wrócił do siebie i niemal na ślepo strzelił w drugiego snorka.
Crimmaan nie był tak szybki, by zdążyć odwrócić całe ciało. Mutant już zamierzał wybić się i wskoczyć na komandosa, jednak nagle coś trafiło go w pierś. Siła strzału wyrzuciła go metr do tyłu i stwór upadł na plecy. Crimmaan znów coś usłyszał, tym razem za sobą. Nie dał się już zaskoczyć. Przesunął ciężar ciała na plecy, co spowodowało, że w ułamku sekundy uderzył łopatkami o ziemię. W ostatniej chwili. Szpon zarysował mu gogle. Trzeci snork przeskoczył tuż nad nim. Amerykanin błyskawicznie podniósł SCARa i wypuścił krótką serię w pośladki mutanta. Stworzenie jęknęło cicho, zatoczyło się parę razy i upadło dobite przez kaprala. Crimmaan nie opuszczając broni rozejrzał się. Było cicho. Jego tłumik spisał się świetnie. Sam karabin też. Powoli wstał. Pozostałe snorki biegały... w kółko po drugiej stronie bagien. Żołnierz uśmiechnął się do siebie.
- Tym razem już się nie nabierzemy.
Dał znać kolegom, że wszystko w porządku.
Teflo wytarł pot spod maski. Tym razem naprawdę się przestraszył. Jego przyjaciel omal nie zginął. Spojrzał na stalkerów. Dalej niczego nie podejrzewali.
- Było ciężko, ale jest git. - oznajmił.
- Sierżancie, mam pytanie... - odezwał się Sightor.
- Tak, kapralu?
- HMMWV nie ruszymy, bo jest to zbyt niebezpieczne. Jak macie zamiar dostarczyć tutaj ciała?
- ku*wa, o tym nie pomyślałem! - rzucił z zakłopotaniem Teflo.
Zastanowił się chwilę.
- Pomogę Crimmaanowi zabrać te zwłoki.
- Ja tu zostanę i będę pilnował wroga?
- Tak. Poradzisz sobie sam?
- Oczywiście, sierżancie! - Sightor uśmiechnął się chytrze.
Teflo bez słowa ruszył ścieżką, którą parę minut temu szedł jego kapral. Po chwili - jako że nie musiał aż tak uważać - dotarł do Crimmaana.
- Już myślałem, że będę to targał sam. - rzucił kapral. Dalej, zbierajmy się z tym.
Teflo chwycił pierwszego snorka za głowę. W tym celu wszedł po pas w bagna. "Całe szczęście, że mam maskę, bo smród by mnie chyba zabił", pomyślał. Pociągnął. Resztki czaszki oderwały się od głowy. Westchnął. Po chwili namysłu wsadził swoją zdobycz pod pachę i wziął zwłoki na plecy. Wyszedł bagien.
Po chwili razem z kapralem stali przy Humveem i wrzucili ciało na pakę.
- Jest lżejszy niż myślałem, ale i tak dał mi kopa. - powiedział Mike.
Wrócili pod rurę, gdzie doszło do walki. Tym razem Crimmaan wziął resztki mutanta, a sierżant go ubezpieczał. Nie natknęli się na nic niepokojącego w trakcie drogi do samochodu. Przeszli obok Sightora. Strzelec wyborowy leżał niewzruszony. Poruszył tylko ręką w geście, że wszystko w porządku.
Po kolejnych paru minutach dotarli do ostatniego stwora. Teflo wziął go na swoje barki i zaczęli wracać do jeepa.
Sightor obserwował Powinność przy bunkrze. Stalkerzy nie pomyśleli nawet o tym, że warto wysłać patrol. Nagle poczuł drżenie ziemi. po chwili nasiliło się. "Co jest...", pomyślał. Usłyszał tupot. Ów dźwięk wydobywał się od strony drogi. Odwrócił głowę i natychmiast wydobył pistolet i radio.
- Ej, Jack, Sightor wchodzi na alarmowy!
- Poczekaj, - Crimmaan wydobył radio z pasa sierżanta i odebrał wiadomość. W tej samej chwili usłyszeli wrzask. Ziemia zadudniła. Żołnierzy zaswędziała skóra.
- Uciekajcie do cholery! - wrzeszczał Sightor, strzelając z Beretty do niby-olbrzyma. Przerzucił swoją broń przez bark, a sam zaczął uciekać przed szarżującym mutantem. Potwór miał około dwóch metrów wzrostu. Był długi na niecałe dziesięć metrów. Jego przód przypominał twarz człowieka, a tym - jaszczurkę. Posiadał tylko dwie nogi, którymi przebierał teraz w pogoni za człowiekiem.
- Zrób coś! - Zawołał Teflo. - Jestem je*anym służbistą i doniosę te zwłoki choćby nie wiem co. I tak mamy tylko trzy zamiast czterech.
Crimmaan ruszył w stronę Sightora. Strzelec wyborowy załadował ostatni magazynek do pistoletu. Kierowca podbiegł do potwora i wystrzelał cały magazynek w jego bok. Niby-olbrzym wrzasnął, ziemia znów zadudniła. Zmienił kierunek szarży. Sightor podbiegł do Tefli.
- Słuchaj! - zaczął sierżant. - Bierz samochód i podjedź do mnie!
Kapral pokiwał głową i ruszył sprintem do Humveego. Jego obolałe od ciągłego leżenia kości protestowały. Na ostatnich siłach dotarł do pojazdu. Kluczyki tkwiły w stacyjce. Crimmaan nie spodziewał się, by ktoś ukradł jego samochód. Strzelec nacisnął pedał gazu. Wóz ruszył z piskiem opon. Gałęzie przykrywające maskę opadły.

*********************

- Jefremov, Gad i Junkers zostają tutaj! - zarządził lider garnizonu bunkra. - Ja, Idiem i Lewy ruszamy zabić gnoja!
Idiem uśmiechnął się złowieszczo, wkładając Pocisk do lufy RPG-7. Dowódca załadował swoją Grozę,a Lewy Abakana i puścili się biegem w stronę Instytutu.

*********************

Teflo i Sightor spotkali się w połowie drogi. Sierżant wrzucił Zwłoki na siedzenie pasażera. Ręce zdrętwiały mu od trzymanego przez wiele minut ciężaru.
- Szybko. - wychrypał. - Po Jacka!
Crimmaan uciekał nie oglądając się za siebie. Niby-olbrzym był jedynie lekko poraniony. I bardzo rozjuszony. Gdy kapral wbiegł slalomem między niskie drzewa mutant przewrócił wszystkie. Byli może sto metrów od Instytutu. Amerykanin wiedział, że wkrótce będzie musiał wbiec w obręb emisji psionicznych. I gwałtownie przestał wierzyć w swój hełm. Nagle usłyszał pisk kół. "Moje autko!", podziękował w myślach i rzucił się w kierunku, skąd dobiegał dźwięk silnika. Sightor omal nie staranował swojego kolegi. Crimmaan upadł uderzając kostką o kamień. Jęknął z bólu. Pociemniało mu przed oczami.
Silna ręka złapała go za kołnierz.
- Przynajmniej teraz poniosę żywego! - ryknął Teflo i nadludzkim wysiłkiem zarzucił kumpla przez bark. Podbiegł do odległego o parę metrów wozu i wrzucił kierowcę na zwłoki snorka, które zdążyły zbroczyć krwią całą tapicerkę. am zaś wskoczył na miejsce obok Sightora, gdy wypadł na nich z wrzaskiem mutant.
- Jedź! - ryknął Mike.
Strzelec wyborowy odsunął się na wstecznym w ostatnim momencie. Niby-olbrzym otarł się o przód HMMWV i zerwał zderzak. Gdy stwór wbił się w drzewo parę metrów dalej, Sightor wydobył z kamizelki granat błyskowy i rzucił nim w mutanta. Następnie wbił pedał gazu w samochód. Silnik zawarczał i pojazd błyskawicznie się rozpędził. W międzyczasie granat eksplodował i oślepił potwora, który zaryczał i zaczął uderzać we wszystko wokół niego.
HMMWV oddalił się na bezpieczną odległość. Golf miał rannych, ale zadanie wykonał niemal całkowicie. Nie został zdemaskowany. Wkrótce żołnierze natrafili na drogę, którą tu przyjechali. Sightor zmienił bieg i grupa udała się w drogę powrotną do CNPP.
- Dobrze jeździsz. - oznajmił Crimmaan, gdy ból minął na tyle, by mógł się podnieść.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez Zola92 w 19 Sty 2009, 23:56

Świetne teksty, bardzo wciągająca fabuła ;) czekam na wiecej :) błędów rażących się nie dopatrzyłem.
Zola92
Kot

Posty: 2
Dołączenie: 19 Sty 2009, 23:39
Ostatnio był: 30 Maj 2009, 23:32
Miejscowość: Zabrze
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 0

Re: Operacja "Backstab"

Postprzez Quinn w 20 Sty 2009, 10:32

Znowu? :) No cóż, znów będzie do mnie pisał. ;)

Kuźwa, Quinn! Nie spamuj człowieku, ile można powtarzać! -C17
Awatar użytkownika
Quinn
Ekspert

Posty: 712
Dołączenie: 14 Cze 2007, 13:37
Ostatnio był: 10 Cze 2024, 19:44
Miejscowość: Seattle, budynek z elektryczną owcą na dachu...
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: --
Kozaki: 4

PoprzedniaNastępna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość