Kawka

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Kawka

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 28 Sie 2008, 10:08

KAWKA
PROLOG

-Szybciej!
-Staram się,ale to gówno więcej nie wyciągnie!
Krople deszczu wściekle atakowały przednią szybę Poloneza i rozbijały się o nią. Ciemnogranatowe chmury rozświetlały pioruny. Wiatr rzucał mniejszymi gałązkami i roślinkami. Droga,wokół której rosły stare drzewa, była pokryta w większości kałużami i zwiędłymi liśćmi. Autem,w którym jedno ze świateł nie działało jechało dwóch mężczyzn. Ten,który prowadził miał kruczoczarne włosy,sięgające mu do ramion. Oczy,patrzące przed siebie,były niebieskie. Ten,który siedział z tyłu był raczej niski,choć tęgi. W ręku trzymał starego ak-47. Nie miał żadnych włosów.
-Doganiają nas skur***le!-krzyknął łysy.-Zrób coś!
-Mogę się zamienić z tobą miejcami-odkrzyczał ten z przodu-Ale to będzie cholernie trudne!
Z ciemności wyłoniła się nagle droga prowadząca w prawo do Prypeci. Mężczyzna skręcił gwałtownie i zaklął. Zielony Polonez wpadł w poślizg,stanął na dwóch kołach i przewrócił się. Uderzenie,odgłos miażdżonej blachy i tarcia o asfalt. W końcu auto wylądowało na dachu,w jakimś rowie,do połowy wypełnionym brudną wodą. Mężczyzna z tyłu miał skręcony kark,jego ubranie było poszarpane. Ten który był z przodu chwycił tylko karabin i wyskoczył z wozu. Nie było czasu upewniać się,czy Michał żyje. Zamiast tego,czarnowłosy ruszył chwiejnie w kierunku
wysokiej trawy. Jeszcze parę metrów,jeszcze parę kroków....W końcu padł płasko na ziemię w bezruchu. Przez ryk wiatru i burzę,przedarły się do niego krzyki ludzi,którzy ich ścigali. Nie odzywał się.
-Mamy ich!-usłyszał nagle i poczuł jak czoło oblewa mu zimny pot. Rozgarnął lekko trawę i ujrzał jak wojskowy Hammer zatrzymuje się koło przewróconego Poloneza. Ze środka wyskoczyło czterech wojskowych w mundurach. Każdy z nich miał m4. Żołnierze zeskoczyli do wody i okrążyli wrak.
-Jednego nie ma!
-W krzaki,szybko! Ranny nie mógł daleko uciec!
-Głupiś? Zobacz,do Zony nas wywiało za tymi du***mi! Wróć,czekaj! Promieniowanie,wrócimy ze skafandrami!
Krzyki i kłótnia trwały jeszcze chwilę,po czym Hammer odjechał.
Ocalały tylko na to czekał. Zerwał się na równe nogi i wybiegł z krzaków otrzepując się panicznie i przeklinając. W końcu rozejrzał się wokół siebie. W oddali stał na wzniesieniu,gęsto porośniętym wszelkiego rodzaju roślinami. Gdzieś poniżej były...światła.
-Skąd na takim zadupiu ludzie?-zapytał sam siebie mężczyzna i zaczął ostrożnie schodzić na dół. W końcu stanął nieopodal pierwszego budynku,którym były ruiny domu jednorodzinnego najpewniej. Mężczyzna zajrzał do środka ostrożnie. W środku siedziało około pięciu osób,ubranych w stare skafandry. Jeden z osobników zauważył go i krzyknął ostrzegawczo pokazując na niego palcem.
-Nie ruszaj się! Stój!
Mężczyźnie nie pozostało nic innego,jak podnieść ręce do góry i wypuścić ak-47 na mokrą trawę.
-Imię!
-Tomasz Kawka.
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Reklamy Google

Postprzez mathus92 w 28 Sie 2008, 11:11

Początek niezły, ale niestety czym dalej w las, tym więcej grzybów (czyt. błędów). Popracuj nad składnią, rozwiń trochę opisy krajobrazu i postaraj się o jakieś krótkie wzmianki o przeżyciach wewnętrznych bohatera.

Tomasz ''Kawka'' Krzywik napisał(a):Ten,który siedział z tyłu był raczej niski,choć tęgi. W ręku trzymał starego ak-47. Nie miał żadnych włosów.

Po pierwsze: powinno być:
Ten, który siedział z tyłu był raczej niski, choć tęgi.

Po przecinku dajemy odstęp, tak samo jak po każdym znaku interpunkcyjnym.
A po drugie ten fragment, że mężczyzna "nie miał żadnych włosów" jest trochę zabawny i kłuje w oczy.
No i ostatnie po trzecie: mogłeś z tego zrobić jedno zdanie.
Takich błędów właśnie się strzeż... Propozycję korekty prześlę Ci na PW. Pozdrawiam,
Mathus92
Awatar użytkownika
mathus92
Stalker

Posty: 118
Dołączenie: 25 Cze 2007, 23:29
Ostatnio był: 14 Sie 2010, 18:17
Miejscowość: Zakopane
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 0

Postprzez de99ial w 28 Sie 2008, 11:59

I bym jeszcze uprościł.

"Ten z tyłu był raczej niski, tęgawy" bo że siedział to oczywiste.
Nienawidzę politycznej poprawności.
I feminizmu.
www.wrota.com.pl - w nowej szacie!
Image
Awatar użytkownika
de99ial
Stalker

Posty: 82
Dołączenie: 22 Sie 2008, 16:37
Ostatnio był: 27 Sty 2013, 21:59
Miejscowość: Lublin
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: RP-74
Kozaki: 0

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 28 Sie 2008, 12:28

Wybaczcie,że tak krótko,ale to dopiero rozgrzewka :) Pierwszy raz będę pisał o Zonie. Oczywiście,większość błędów poprawię (te które znajdę) Co do przeżyć-będą,więc nie martwić się :)
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Postprzez Scurko w 28 Sie 2008, 13:25

Jak na pierwsze to całkiem, całkiem. Popraw błędy, napisz kolejną część i będzie gitara :wink:

Pozdrowienia
Awatar użytkownika
Scurko
Tropiciel

Posty: 292
Dołączenie: 03 Lip 2007, 20:16
Ostatnio był: 16 Kwi 2022, 18:56
Miejscowość: Dębowiec k.Cieszyna
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 3

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 28 Sie 2008, 13:58

Napiszę,to rozdział a nie część xD
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 29 Sie 2008, 17:45

Rozdział pierwszy.

„Wioska kotów” jak ją nazywali,była raczej mała.
Stanowiło ją kilka zrujnowanych i zarośniętych domów. Przez środek wioski biegła dróżka.
Było też kilka aut,ale jakoś nikt nie kwapił się, żeby je naprawić. Jej mieszkańców nazywano stalkerami. Stalkerzy, to byli nielegalni mieszkańcy, którzy przybyli do Zony (tak się nazywał napromieniowany teren,na którym Kawka przebywał) w poszukiwaniu cennych artefaktów. Co to były artefakty, Tomasz miał przekonać się już wkrótce. Następnego dnia po jego przybyciu i dokładnym przepytaniu,stwierdzono, że może zostać, pod warunkiem, że Sidorowicz go zaakceptuje. Gdy jeden ze stalkerów go prowadził do handlarza, Tomasz rozglądał się uważnie. W oddali,na jednym ze wzgórz bawiło się stado psów. Drzewa szumiały cicho liśćmi. „Wszystko ładnie i pięknie”-pomyślał Kawka-”ale co ja tu u licha będę robił? Mam tu co prawda bezpieczne schronienie, a nawet jeśli stalkerzy mnie nie przyjmą,to schowam się w którymś z tych opuszczonych budynków. Tylko co z jedzeniem?”
-Tu.-usłyszał głos mężczyzny,który go prowadził i spojrzał do przed siebie. Prowadzono go do zardzewiałych wrót prowadzących do piwnicy. Stalker otworzył je i wskazał schody prowadzące pod ziemię, dając mu mu do zrozumienia,że ma tam wejść sam.
-Dobra,dzięki.-kiwnął głową jego przewodnikowi i zszedł po schodkach. Szedł chwilę wąskim korytarzem, który kończyły mocne żelazne drzwi. Tomasz uchylił je i do jego uszu dobiegła muzyka klasyczna. Za drzwiami było mała piwniczka, którą na pół dzieliła duża lada. Za ladą siedział gruby mężczyzna, wcinający kurczaka. Włosy miał rzadkie,twarzy też nie miał urodziwej. Na widok przybysza,mężczyzna odłożył kurczaka i spytał:
-A pukać w domu nie nauczyli? Siadaj!-powiedział władczo i wskazał na jakieś spróchniałe
krzesło w kacie piwniczki. Kawka podsunął je sobie i położył ak-47 na kolanach. To wszystko zaczynało go irytować.
-Słyszałem o tobie-zaczął handlarz, przeżuwając resztki kurczaka -Taa. W nocy żeś przylazł. Kawka,tak?
-To moje nazwisko,ale na imię....
-Chrzanić imiona. Tu mówimy krótko i konkretnie. Tak będę na ciebie mówił, zrozumiano Kawka?
Tomasz Kawka westchnął i kiwnął głową, dodając:
-I tak mam w nosie, jak mnie nazywacie. Ale chyba miałeś do mnie jakąś sprawę?
Sidorowicz przyglądał mu się przez chwilę i odparł:
-Tak. Wiesz co to „wężyk”?
-Nie.
-I nic dziwnego. To artefakt, czyli to czego od dziś będziesz szukał. Teraz słuchaj uważnie, bo nie lubię powtarzać. „Wężyk” to mała, zielona, galaretowata dżdżownica. Zauważysz ją na pewno,bo odbija światło i ciągle się porusza. Ma może z pół metra długości. Jest dla mnie niezwykle ważna, a ja nie mogę za bardzo ryzykować życia, sam chyba rozumiesz... tylko moje pieniądze trzymają ten cały burdel w ryzach, więc wysyłam ciebie. I nie schrzań
tego, bo dam ciebie mutantom na pożarcie.
Widząc minę Tomasza, dodał:
-Och, i nie pytaj gdzie tego szukać. Nie mam bladego pojęcia. „Wężyk” powstaje niedaleko anomalii o nazwie huśtawka...Nie wiesz, co to jest? Nieważne, sam zobaczysz. Dam ci licznik Geigera, żebyś nie świecił się jak tu wrócisz. No i detektor. Zacznie pikać,jak będziesz blisko anomalii. I załóż na siebie jakiś skafander.
Handlarz zdjął jakieś ubranie,przypominające kurtę i podał mu. Kawka założył go i popatrzył na Sidorowicza przez chwilę, po czym zapytał.
-Gdzie my właściwie ku*** jesteśmy? To wszystko przypomina jakiś...inny świat?
W oczach Sidorowicza pojawiło się zrozumienie. Handlarz pokiwał głową i odpowiedział.
-Właśnie tak.
........

Promienie Słońca ledwo przedzierały się przez gęste chmury. Wysoka trawa falowała na łagodnym wietrze. Było w miarę ciepło. Główną drogą prowadzącą do Prypeci szło trzech mężczyzn. Jednym z nich był właśnie Kawka, kolejnych dwóch było stalkerami wybranymi do towarzystwa, czy może raczej pilnowania Tomasza. Zarówno licznik Geigera jak i detektor milczały.
-W tym tempie to do wieczora będziemy się włóczyć.-skwitował krótko Kawka.-To badziewie albo nie działa,albo tutaj można hodować truskawki.
-Nic nie poradzę-odparł Szakal,mężczyzna o niebieskich oczach i krótkich, brązowych włosach.-Ale tak to już jest z artefaktami. Raz ich nie ma, raz włażą ci do du**. No nie,Lisie?
Lis był stalkerem bardzo towarzyskim. Kiedyś był gitarzystą, nawet niezłym. Ale potem jego zespół rozpadł się i Lis przybył do Zony. Naturalnie nie zdradził w jakim celu. Detektor zaczął pikać.
-O cholera! Mamy coś!-ucieszył się Lis rozglądając się uważnie wokół siebie.
-Tak,ale teraz musimy to jeszcze zlokalizować.-westchnął Kawka i poszedł w prawo,w kierunku pobliskiego zagajnika. Im bliżej drzew był Tomasz,tym szybciej pikał detektor.
-Uważaj!-ryknął nagle Szakal i odciągnął go do tyłu.-Chcesz, żeby ci jajca urwało?! Patrz!
I pokazał palcem na przestrzeń między drzewami. „Zaraza, tutaj coś jest” pomyślał, patrząc na wskazywany teren. Z początku nic tam nie było widać. Dopiero po chwili Kawka
zobaczył pulsujące powietrze.
-Co to u licha?-spytał z ciekawością w głosie. Pierwszy raz coś takiego widział.
-Anomalia. Miejsce w które możesz wdepnąć tylko raz. Później ci wyjaśnię. Chodź.
Trójka mężczyzn ostrożnie obeszła zagajnik na około, po czym zapuściła się między drzewa. Tutaj promienie słoneczne ledwie przedzierały się przez rozłożyste korony drzew. Na polanie siedziało stado psów, na których widok dwójka stalkerów zatrzymała się. „Co im dzisiaj odwala?” zastanowił się Kawka.
-Co wam jest? Boicie się par...
-Stul pysk!- syknął Szakal.-to nie są zwykłe psy,tylko cholerne mutanty.
Niestety, gdy tylko skończył mówić przywódca stada zawył i psy rzuciły się na nich.
-Ognia! Strzelać do nich!
Kawka przyłożył ak-47 do ramienia, wycelował i zaczął strzelać krótkimi seriami, zmieniając co chwila cel. Obok usłyszał jak Szakal i Lis otwierają ogień ze swoich karabinów. W normalnych warunkach pewnie by szybko wycieli w pień stado, ale zmutowane psiaki były cholernie wytrzymałe. I szybkie, bowiem w krótkim czasie dobiegły do nich.
-O ku*** rozproszyć się!-ryknął Szakal i w tym momencie dwa psy obaliły go na ziemię.
-Szakal!-krzyknął Lis i rzucił się na pomoc towarzyszowi.
-Uwaga!-zawołał Tomasz i poczęstował ołowiem największego ze zmutowanych.
Lis kopnął w zad psa dobierającego się do gardła Szakala.
-Pomóż, do cholery!
-A co robię!?
-Za tobą!
-Ku***
Kawka odskoczył w bok i nacisnął spust. Czoło oblał mu zimny pot. Amunicja się skończyła. Dobył szybko noża myśliwskiego i przygwoździł cały ciężarem ciała mutanta do
ziemi, po czym poderżnął bestii gardło. Usiadł ciężko w wysokiej trawie.
-Wszystkie. Ja pierniczę, to dopiero było.
-Zajmij się tym twoim wężykiem lepiej. Szakal?- Lis wyjął opatrunki podał ja stalkerowi.

.......

Znaleźli wężyka dosyć szybko. Były problemy ze zmieszczeniem go w plecaku, ale jakoś dali sobie radę.
-Cholera, ale to boli-stęknął Szakal, gdy szli z powrotem do wioski. Niebo zmieniało już barwę, Słońce zachodziło. Licznik Geigera cykał, ale nikt się tym nie przejmował. Nie było na razie takiej potrzeby. Asfaltowa droga opadała w dół. Po paru minutach Kawka stanął jak wryty. Po plecach przeszedł mu dreszcz. Było zbyt ciemno, żeby wypatrzeć ruch w wiosce, a świerszcze i inne owady robiły za dużo szumu, żeby coś usłyszeć. Mimo wszystko Kawka zdał sobie sprawę, że są w dupie. Miał przeczucie, że coś nie jest tak,jak powinno być.
-Czekajcie, pójdę się trochę rozejrzeć po terenie.
-Po ch**?-spytał Szakal słabo. Prowizoryczne opatrunki przesiąkły jego krwią.
-Nie, proszę poczekajcie. Lis masz jeszcze trochę ołowiu?
-Mam. Tak na oko starczy na jeden magazynek.
-Pożycz mi trochę.
-Nie oddasz.
-Przecież k**** wiem. No daj, będę was osłaniał.
Gdy tylko załadował ak-a, zszedł z drogi i zaczął się skradać w kierunku wioski. Nie mylił się. W wiosce kotów trwała walka. Tomasz ostrożnie dobierał ścieżkę, gdy schodził na dół.
Doszedł do pierwszego domu. Karabiny i pistolety słychać było już wyraźnie. Kawka zajrzał przez wybite okno do środka. W środku leżał jakiś mężczyzna ubrany na czarno. Bandyta. Mężczyzna przeskoczył przez okno i kucnął, rozglądając się uważnie. Na razie nikt nie zauważył go. I dobrze. Podkradł się do drzwi i wyjrzał na ścieżkę. Ale miał farta. Bandyci zepchnęli stalkerów do zagajnika, gdzie był bunkier Sidorowicza i zabarykadowali się na ulicy, plecami do Kawki. Krótko mówiąc-wystawili się. Mężczyzna klęknął na bezpiecznej pozycji i otworzył ogień, celując w głowy. Dwóch bandytów upadło na ziemię z rozwalonymi głowami. Reszcie bardziej się poszczęściło. Kawka zaklął i schował się za ścianą. Nie miał pojęcia, jaki manewr wykonają agresorzy, ale wiedział jedno – aby przeżyć trzeba się ruszać. Policzył do trzech. Rzucił się do schodów. Gdy jakiś mężczyzna wbiegł do budynku, Kawka nie żałował naboi. Stanął w oknie na piętrze i strzelił. Pociski błyskawicznie pokonały drogę dzielącą je od bandytów i raniły ich w piersi. Tomasz zmienił cel na tego, który był jeszcze zdrowy i nacisnął spust. Nastąpił tylko suchy trzask. „Taaaak, świetnie! Akurat teraz”. Cofnął się od okna i wrócił z powrotem na klatkę schodową. Skradał się tam mężczyzna trzymający pistolet z tłumikiem. Kawka nie myśląc wiele zdzielił go kolbą po twarzy. Jego niedoszły zabójca spadł ze schodów i prawdopodobnie skręcił kark. Mimo to, Tomasz dobył noża myśliwskiego i wbił w tył głowy. Wyjął pistolet z dłoni bandyty, schował nóż i wyszedł tylnymi drzwiami. Padł w pożókłą trawę i zaczął się czołgać. Stalkerzy, którzy dotąd wytrzymywali napór, teraz przeszli do ofensywy. Tomasz dotarł do nich i zerwał się, strzelając do uciekających bandytów. Nagle ujrzał lufę karabinu wystającą z okna. Za późno. Siła pocisku powaliła go na ziemię. W okolicach klatki piersiowej pojawił się pulsujący ból.
-Ja pi******! Boli!

Ktoś go dostrzegł, ktoś go odciągnął pod drzewo. Mężczyzna zerknął na ranę i uśmiechnął się krzywo. Kula rozerwała skafander i skórę. Dużo krwi. Ale znowu dopisało mu szczęście. Ktoś akurat zajmował się medycyną i się zajął Kawką jak należy.

......
Następnego dnia Kawka przypomniał sobie, że wciąż nie oddał artefaktu Sidorowiczowi. Zebrał się i wyszedł z ruin domu, w którym nocował. Lał deszcz, ciężkie chmury sunęły po niebie. Mimo to doszedł utykając do bunkra handlarza. Grzecznie zastukał w drzwi, aż nie usłyszał szorstkiego „wejść!” Popchnął drzwi i wkroczył do środka. Stanął przed ladą mężczyzny wcinającego kurczaka i zaczął grzebać w torbie. Rzucił na szynkwas zielonego,wijącego się ślimaka.
-O to chodziło?
Sidorowicz zgarnął artefakt szybkim ruchem i zlustrował Kawkę spojrzeniem.
-Może być. Możesz zostać. A niech mnie, masz tu też trochę forsy.-rzucił Tomaszowi sakiewkę.-Dobra robota, jesteś jednym z nas.
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Postprzez Brian w 29 Sie 2008, 17:53

Opowiadanie bardzo mi się podoba. Akcja, akcja, akcja :!: :wink: . Pisz dalej. Jednak po prostu muszę wyciągnąć minusy by kolejny rozdział był jeszcze lepszy. Po pierwsze literówki (zdarzają się każdemu - spokojnie :wink: ). Dwa...błędy gramatyczne i logiczne. Przykłady :

kiwnął głową jego przewodnikowi


Chyba swojemu? :wink:

Drzewa szumiały cicho liśćmi.


Nie wiem czy to jest błąd ale jakiś mi nie podpasowało :P

Oprócz tego zdarzają się niewygodne powtórzenia, które mogłeś bez problemu zniwelować.

No i to wszystko. Czyta się przyjemnie i to najważniejsze. Zastosuj się do rad i pisz dalej. Będzie coraz lepiej. :wink:
Podpis poszedł się je*ać.
Brian
Tropiciel

Posty: 204
Dołączenie: 11 Mar 2008, 21:53
Ostatnio był: 25 Wrz 2009, 21:14
Miejscowość: 30HA
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: "Tunder" 5.45
Kozaki: 0

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 29 Sie 2008, 17:56

Zaufam ci ;) Spoko,błędy biorę zawsze pod uwagę ;) Szkoda, że do roku szkolnego napiszę tylko jeden-dwa rozdziały :(
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Postprzez Brian w 29 Sie 2008, 18:00

Ano szkoda. Ja w rok szkolny bedę na kompie tylko piątek-sobota-niedziela. A to bardzo mało czasu na pisanie także co tydzień bedzie pojawiał się jeden rozdział Wilka :| . Góra dwa :| .

Pisz dalej i tyle :wink: . Jest dobrze i będzie jeszcze lepiej.
Podpis poszedł się je*ać.
Brian
Tropiciel

Posty: 204
Dołączenie: 11 Mar 2008, 21:53
Ostatnio był: 25 Wrz 2009, 21:14
Miejscowość: 30HA
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: "Tunder" 5.45
Kozaki: 0

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 31 Sie 2008, 10:38

Rozdział drugi

Kawka zerknął na PDA, które dostał od Sidorowicza. Niestety, mapa nie myliła się. A więc znów czekała go brudna robota.
Minął tydzień odkąd Tomasz przybył do Zony. Po wydarzeniach sprzed paru dni miał „wolne”. Rana, paskudnie głęboka, dokuczała mu jak diabli. No trudno. Miękkich do strefy nie wpuszczają. A teraz będzie musiał przeszukać to cholerne wysypisko – to tutaj rzekomo miały się znajdować podziemia, w których przeprowadzano kiedyś (przed wybuchem czwartego reaktora) testy. Podobno właśnie wtedy powstały pierwsze mutanty. Ale to nie te dziwadła interesowały Sidorowicza, tylko urządzenia i próbki, za pomocą których można było „stworzyć”artefakt. Handlarz dał mu lepszy kombinezon, ze względu na wysokie promieniowanie. Kawka dowiedział się też, że pod tymi olbrzymimi hałdami leżą napromieniowane wraki, które kiedyś pokrył radioaktywny pył. Dlatego tu było tak niebezpiecznie. No i śmierdziało. Założył maskę przeciwgazową i zaczął iść w kierunku posterunku stalkerów, którzy obozowali w tym „przyjemnym miejscu”. Tomasz trzymając ak-47 w pogotowiu ruszył na spotkanie. Z jego komunikatora dobiegł głos mężczyzny.
-Stój. Kim jesteś i skąd przybywasz?
-Trochę ograne to pytanie, wiesz? Od Sidorowicza jestem. Mam pluskać się w kanałach.
-Aaaa. W porządku możesz podejść, ale żadnych gwałtownych ruchów. Mile widziany opuszczony karabin.
Tomasz posłusznie opuścił karabin i ruszył powoli do czegoś na wzór bramy. Zerknął przy okazji na ruiny wieży posterunkowej. Jeden ze stalkerów wdrapał się tam i czatował ze snajperką. Na powitanie Kawce wyszedł mężczyzna z karabinem szturmowym m4. „Ładna pukawka”
pomyślał sobie Tomasz. Osoba, która do niego szła, była wysoka i dobrze zbudowana. Włosy miał czarne, ale długości nie dało się ustalić, ze względu na kaptur.
-Powitać! Jak cię zwą?
-Kawka. Również powitać. Wybacz pytanie, ale nie przeszkadza wam ten smród?
Mężczyzna nie wyglądał na złego.
-Przyzwyczaisz się. A zresztą masz maskę, więc nie narzekaj. A, wybacz, zwą mnie śmieciarzem, ale wolę moje prawdziwe imię. Krzysztof.
-Mnie tam wszystko jedno. Ja pewnie będę niedługo krecikiem.
-Taaa, słyszałem o twojej misji i wiesz co? Znaleźliśmy z chłopakami ten twój tunel. Paskudna sprawa. Wiesz, nawet ci trochę współczuję.
-Dzięki. Macie może jakąś latarkę? Przyda mi się tam na dole.
Śmieciarz myślał chwilę i pogrzebał w skafandrze. Wyjął małą latarkę i podał ją Kawce. Tomasz spojrzał na nią z rozbawieniem i powiedział.
-Świetna. A baterie jakieś są?
-Jakieś tam powinny być.-odparł Krzysztof i kiwnął głową.
-Chodź, lepiej żebyś zrobił to co trzeba i wyszedł z tuneli. To dość...nieprzyjemne miejsce.
-No co ty nie powiesz?
Klapa znajdowała się w ziemi. Cała była pordzewiała i cud, że się jeszcze nie rozsypała.
-Módlcie się za mnie-powiedział Kawka schodząc po drabinie w ciemność.
........
Latarka, wbrew pozorom dawała wystarczająco dużo światła. Tak jak się Kawka tego spodziewał, było tu cicho, śmierdziało, a ściany były zmurszałe i porastały ja jakieś roślinki. Było nieprzyjemnie. Kroki stawiane przez Tomasza odbijały się echem po laboratoriach. Licznik Geigera „cykał” powoli, więc nic mu jeszcze nie groziło. Zszedł po schodach. Usłyszał brzęk tłuczonej butelki. Szybko przystawił ak-47 do ramienia i rozejrzał się. Światło latarki pokazało stare komputery, olbrzymie pojemniki z zieloną cieczą. Sufit był niski. Jakiś głos w głowie kazał mu nie krzyczeć. Nie zdradzać położenia.... Kawce wstąpił pot na czoło. Oparł się o ścianę i miał małą nadzieję, że nic go nie zajdzie. Tutaj nic nie było pewne. Przetarł ręką czoło. Detektor piknął.
-Ku***
Coś zaczęło się szybko przemieszczać. Słyszał kroki. Coraz bliżej...Nic nie było widać, tylko laboratorium...Coraz bliżej....bliżej...
-AAAAAAAA!-Ryknął Kawka i otworzył ogień z ak-47. Lufa zaczęła pluć ołowiem na wszystkie strony, niszcząc aparaturę, butle i komputery. Huk był straszny, a Tomasz nie przestał strzelać,dopóki nie usłyszał suchego trzasku. Coś ciężko zwaliło się na podłogę. W jednym miejscu zaczęła się poszerzać kałuża krwi. Znów nastała cisza, przerywana odgłosami przeładowywania broni. Kawka zaczął się skradać w kierunku głównego komputera. Zdziwił się widząc, że maszyna pracuje. Na starym monitorze wyświetlał się napis-wprowadź kod. Tomasz patrzył jak urzeczony na napis, odłożył karabin na bok. Palce wystukały.
ZONA.
Nic. Na komputerze pojawiła się informacja o złym haśle.
ARTEFAKT.
Efekt był ten sam. Tomasz ostatni raz wpisał hasło.
STALKER.
I w tym momencie zaczęło się piekło. Zawył alarm, ekran zgasł. Całe pomieszczenie wypełnił trujący gaz. Kawka założył gogle, które Sidorowicz mu podarował. Miał szczęście, że wcześniej założył maskę. Detektor zapiszczał niemiłosiernie. Mężczyzna ruszył powoli z karabinem w ręku. Czuł ciepło na nieosłoniętej części twarzy. Pocił się, ale pozornie był bezpieczny. Licznik „cykał” szybciej. „Jeśli nie chcę zacząć się świecić to muszę brać dupę w troki...” Zaczął biec korytarzem wypełnionym dymem. Nagle ni stąd ni zowąd otrzymał potężny cios w brzuch. Kawka zwinął się z bólu na ziemi i stęknął. Coś mu rozerwało skafander i rozdarło skórę. Tomasz z wysiłkiem kopnął powietrze i zaklął, gdy noga spotkała opór w postaci niewidzialnego ciała.
-Co tu się k**** dzieje?!-krzyknął i strzelił z karabinu. Znów usłyszał, że coś upada na ziemię. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że w laboratoriach są niewidzialne potwory. Podniósł się. Rozcięcie paskudnie szczypało. Ranny zaczął się wlec przed siebie. Kolejne pomieszczenie. Kawka zamknął drzwi i zabarykadował je. Rozejrzał się i westchnął. Detektor piszczał jak oszalały. I nic dziwnego. Pośrodku znajdowało się coś w rodzaju dużego zbiornika, w którym unosił się artefakt. Chyba. Tomasz podszedł do któregoś z komputerów i pokombinował przy nim chwilę. Hasła nie było, co znacznie ułatwiło robotę.
Zaczął czytać. „Dobra.”pomyślał gdy skończył „to tutaj można robić te artefakty....W porządku „ Pozbierał trochę papierów i wziął małego laptopa. Podszedł do pobliskiej drabiny i rozpoczął wspinaczkę w górę. Miał dziwne wrażenie, że wszystko poszło za łatwo. Pomijając rozerwaną skórę, rzecz jasna. Podniósł ciężką pokrywę i odetchnął świeżym powietrzem. Wygramolił się na wysoką trawę i padł na ziemię, ciężko oddychając.
-Ach, nie ma to jak zapach plutonu o poranku.
Prawie zlał się w gacie gdy usłyszał śmiech blisko siebie. Tomasz nawet nie zauważył mężczyzny siedzącego obok. Uspokoiło Kawkę to, że mężczyzna obok nie trzymał karabinu. Albo innej broni,
-No i co tam robiłeś?-Mężczyzna miał szorstki głos, ale nie było w nim wrogości-Pewnie artefakty, co?
-A skąd o nich wiesz? Jesteś....
-Tak jak i ty.
-Aha. To tłumaczy. Nie, Sidorowiczowi zachciało się maszynki do robienia tego dziwactwa. Znasz Sidorowicza?
Stalker ryknął śmiechem.
-Czy znam? Stary, to przez niego mnie wypierniczyli z wysypiska. A zapomniałem. Bies jestem.
-Kawka. Byłeś na wysypisku?
-Pewnie, że tak. Ale później przyszedł ten f*** i przegnał mnie. Kojarzysz może Kreta?
-Tak, znam. Dał mi latarkę. Coś z nim nie tak?
Bies wyraźnie wściekł się.
-Czy coś z nim nie tak?! To przez tego p*********** ch*** muszę jeść te parszywe mutanty! To przez
-Zamknij się!-syknął Kawka.-Albo cała ta Zona zwali nam się na łby. Ach, kurde, masz jakieś opatrunki?
Rana piekła niemiłosiernie.
-O w d****, stary, co żeś tam robił? Nie, nie mam. Lepiej, żebyś wrócił do swoich.
-Może. Słuchaj, będę wracał przez wysypisko. Ten Kret to dużo ma tych swoich....
-Bandytów. Stalkerzy sobie pomagają. Nie było ich ledwie trzech. Ale uzbrojeni jak stąd do reaktora.
-Hmm. To nieco komplikuje sytuację. Słuchaj, a jakby ich wypierniczyć stamtąd w nocy? Skoro Kret to taki dupek, to może inni też go nie uwielbiają? Przydałoby mi się parę sojuszników.
-Hmm. Nocy? Może być. Tylko trzeba uważać na wysoki poziom promieniowania. Masz licznik.
-Pewnie.
-No to chodźmy.
Bies okazał się całkiem znośnym towarzyszem podróży. W czasie ich wędrówki powrotnej na wysypisko odbyli miłą rozmowę na temat egzekucji Kreta. „I dobrze, że się go pozbędziemy. I nienawidzę takich debili jak on. A zresztą i tak nie znaliśmy się za dobrze.”
pomyślał Kawka. Teren, przez który szli był mu obcy, ale jego nowy znajomy zdawał się znać drogę. Lasek przez który przechodzili, nie miał przed nim tajemnic. W końcu licznik Geigera zaczął cykać. I śmierdziało.
-To na pewno tu-skwitował Tomasz i przygotował karabin.-Czyli jaki plan?
-Poczekaj.
Bies wyjął dziwaczną lornetkę i zaczął przeglądać teren wysypiska.
-Snajper na hałdzie. Poradzisz sobie z nim?
-Zajdę go i uściskam.
-Rób jak chcesz, byle skutecznie.
Rozeszli się i zaczęli okrążać obóz stalkerów. Kawka ostrożnie zaczął schodzić z hałdy w kierunku nic nie świadomego snajpera. „Powoli...powoli...KU***” Kawka potknął się i zaczął z hukiem zjeżdżać na śmieciach. Licznik Geigera cykał bardzo szybko, co niemal na pewno oznaczało napromieniowane. Uderzył całym ciężarem ciała w auto. Cóż, cel został teoretycznie osiągnięty. Lawina śmieci zmiażdżyła strzelca wyborowego. Ale narobiła huku. Wartownicy przy bramie otworzyli ogień i Tomasz usłyszał świst pocisków koło swojego ucha. Mężczyzna sturlał się do auta, które zmiażdżyło snajpera. Rozejrzał się szybko. Znalazł. Podniósł karabin snajperski Dragunova. Wychylił się zza wraku i przymierzył się do strzału. Celownik najechał na głowę mężczyzny, który strzelał do niego.
„wdech...wydech...wdech”. Siła strzału odepchnęła go do tyłu, ale trafił.
-Kawka, pomóż do cholery!-usłyszał krzyk biesa.
-A co ja do diabła robię?!
Zawiesił snajperkę na ramieniu i zaczął strzelać z ak-47. Jeden z bandytów wspinający się
w jego kierunku dostał porcję ołowiu. Kret widząc, że jego pachołkowie dali d**y na polu bitwy, a stalkerom nie kwapi się im pomóc zaczął wrzeszczeć.
-Poddajemy się! Poddajemy!
........

Bies nie był zły na swoich dawnych towarzyszy. A zresztą, przekupili go Kozakiem. Następnego dnia o poranku, Bies pożyczył od jednego ze swoich kumpli dubeltówę i władował oba pociski w twarz Kreta. Cóż, to nie była chwalebna śmierć. Zsikał się przedtem. Tomasz popił tęgo z gwinta i skutek promieniowania wylał gdzieś z dala od obozowiska. Można było powiedzieć, że był zdrowy. Bandaże też się jakieś znalazły.
-Odprowadzić cię?
-Jak chcesz. We dwóch zawsze raźniej.
Droga powrotna trochę potrwała, ale obyło się bez niespodzianek. Po pożegnaniu się w wiosce kotów z biesem Kawka niemal od razu poszedł do Sidorowicza. Położył laptop i notatki przed handlarzem i spojrzał na niego wyczekująco.
-No nieźle Kawka. Dobra robota.-powiedział Kurczakożerca oglądając zdobycz.-Nie najlepiej, ale i tak dobrze. Facet przed tobą zaginął w akcji. Taaa, te notatki powinny pomóc. Świetnie..Dobra, jeszcze trochę i będę miał wszystko...co tak stoisz? A Forsa. Jasne.
Rzucił mu sakiewkę.
-Jak byś miał życzenie, to mogę ci coś opylić. Wiesz M4 i tak dalej...
Kawka skrzywił się.
-Dzięki, że powiedziałeś mi o poprzedniku. Następnym razem wsadzę ci ten laptop w du***. Nie śpieszy mi się z umieraniem. A teraz wybacz ale jestem zaj***** zmęczony. Do jutra.
Uśmiechnął się krzywo do handlarza, a ten odpowiedział mu również uśmiechem.
-Doskonale cię rozumiem Kawka. Też byłem kotem. No do słodkich znów.
-Dzięki.
Tomasz wyszedł z bunkra i ruszył do domu, nie zdając sobie sprawy, że mają przerąbane. Wszyscy.
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Re: Kawka

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 06 Wrz 2008, 20:27

No na komentarze czekam :)
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Następna

Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość