Przeżyłem już tych końców świata bez liku... Paru nie przeżyło, bo potraktowali sprawę zbyt serio, pozamykali się w jaskiniach, potruli się w dżunglach et cetera, cetera.
W przeciwieństwie do kilku deklaracji przedmówców, ja jestem wierzącym katolikiem. W związku z tym wierzę w koniec świata, sąd ostateczny itd.
Nie wierzę zaś w ogóle w takie zapowiedzi końca świata jakim nas karmią media i wszelkiej maści wróże i astrolodzy...
Biznes z wróżeniem od wieków polega na wygłaszaniu "proroctw" tak aby były jak najbardziej mętne i pozwalały post factum na dowolną interpretację. Greccy władcy wyruszali na wojnę pchani delfickim proroctwem, "że zwycięży wielki władca". Po klęsce kapłani tłumaczyli dopiero, którego mieli na myśli
Inna gwiazda to Nostradamus, który po stracie rodziny sfiksował i wypisywał bełkotliwe wierszyki, które
zawsze po fakcie ktoś przypisywał do jakiegoś wydarzenia, często to samo "proroctwo" do kilku różnych klęsk...
Już przecież wg jego zapowiedzi świat miał się skończyć kilka lat temu. Po fakcie oczywiście okazało się, że wiersz był "źle przetłumaczony"...
Nikt jeszcze nic tak naprawdę nie przewidział, a tak zwane "sukcesy" astrologów, jak zbadano, mieszczą się w rachunku prawdopodobieństwa.
Połowa "wiedzących" przewiduje zwycięstwo Obamy, druga McCain'a. Ktoś będzie miał rację, ktoś na chwilę zdobędzie więcej naiwnych klientów. Interes się kręci...