Tym razem się rozpisałem, może wydać się trochę nudne z początku, ale wyjaśniłem tam większość pytań.
Rozdział drugi: Zadanie
Nasi bohaterowie doszli już do obozu. Najemnicy zaczęli od razu pytać zarówno kota, jak i jego nauczyciela, co robili.
- Młody uszczelił kontrolera, potem też świetnie obronił się przed nibypsem. Ale jest zanadto ruchliwy. Chciał sprzątnąć stalkerów, na których nie miał kontraktu. No i chyba wystraszył się rozprutego ciała.
- Więc jednak kogoś zabiliście... kto to był?
- Jakiś bandyta. Groził nam. Wpakowałem mu magazynek dum-dumów z jego peemu. - odparł mistrz.
Tymczasem koledzy zagadali nowego.
- Podobno załatwiłeś nibypsa bez broni... serio to zrobiłeś? Pokaż ogon.
Kot wsadził rękę do zasobnika i wyciągnął czarnobrązową kitę.
- Ładny okaz. Będziesz miał ksywę Wilczarz. Zwykle młodzi uciekają przed byle ślepym psem. Masz powód do zachwytu, ale ucz się dalej. Dużo przed tobą. - powiedział jeden z najemników.
Spokój przerwał siedzący przy radiu stalker.
- Słuchajcie, mamy nowe zlecenie! Jakieś wojskowe kutafony robią rozróbę pod Zwęglaczem, a zleceniodawca potrzebuje niezakłóconego przebiegu emisji i przeżycia swoich ludzi. Mamy zdjąć dowódcę i paru wyższych oficerów. Bez nich żołnierze szybko się poddadzą, a Monolitianie zrobią swoje. Mamy nie zabijać Monolitian walczących przy Zwęglaczu, to jacyś szpiedzy, którzy potrzebują naszej pomocy, a także nie ujawnić się. Zleceniodawca płaci 8 patoli na łebka. Bierzemy to?
- Tylko w jakiej walucie? - zapytał nawet nie odwracając głowy jeden z najemników.
- W dolarach, to jakiś zagranicznik.- odpowiedział radiowiec
- No... to jazda z tym koksem! - wrzasnął wesoło nauczyciel.
- Szczep, uspokój się, wszyscy tam iść nie możemy, a interweniować musimy szybko.
- Radian, zapytaj, gdzie miejsce spotkania po zapłatę.
- W Rostoku, przy stacji. Tam mamy drugi oddział, ale ktoś musi tam pójść, żeby te gnoje nie zajumały nam naszej kasy.
- Dobra, ja, Wilczarz, Zgul i Serhij pójdziemy na akcję. Radian z Indiańcem zostaniecie pilnować obozu. Czech i Franz pójdą po zapłatę. - zakomenderował Szczep. Wilczarz, bierz snajperkę i siatkę, wy bierzcie coś z tłumikiem. Siatki też możecie wziąć, za mokro na ghillie. Franz, Czech, wy uzbroicie się dobrze, możecie wziąć te FN z poprzedniego zlecenia.
Tak uzbrojeni najemnicy ruszyli na pierwszą misję Wilczarza. Nie szli przez Czerwony Las, lecz na wzgórzach ponad nim. Jest tam całkiem ładny widok na Zwęglacz, ale nie dochodzi emisja psioniczna. Niewiele tam też anomalii, a przynajmniej nie było trzy tygodnie temu, gdy najemnicy wykonywali podobne zlecenie. Deszcz stawał się coraz gęstszy, a snajperską drużynę dochodziły już odległe głosy strzałów, ryki mutantów i zawodzenia zombie.
- Szefie, dlaczego mówią na ciebie Szczep? - zapytał Wilczarz
- Wada wymowy. Skutek choroby, a wirus był z nowego szczepu. Zonowy, złapałem go tutaj. Nie wymawiam, no, wiej ja mówię miszczu, szczelić, rozumiesz.
Nagle z trawy ni z tąd, ni z owąd wyskoczył snork. Zahaczył Zgula łapą w twarz, rozbijając nos I zostawiając czerwony ślad. Przewrócił najemnika I próbował już rozerwać zębami jego gardło, gdy Wilczarz wsadził potworowi w kark nóż. Zgul zrzucił z siebie ciało snorka.
- ku*wa, ale będę śmierdział!
Wszyscy wiedzieli, że Zgul, z pochodzenia Gruzin miał bardzo dziwne priorytety. Jak sam mówił, to tylko poczucie humoru. No fakt, facet śmiał się z wszystkiego, i to on zawsze znajdował najlepsze dowcipy.
Gdy stalkerzy doszli już na miejsce, nie zastali żadnych anomalii, lecz zarżnęli mięsacza, który zrobił tam sobie legowisko. Wilczarz rozłożył Parker-Hale'a, Szczep zaczął wyszukiwać mu cele lornetką, a Serhij ze Zgulem pilnowali, aby żadna pijawka czy inny nieproszony gość nie zaszedł ich od tyłu.
- Oficer, 560 metrów, 03.06.02
Cichy strzał. Oficer osunął się na ziemię. Żołnierze zaczęli panicznie chować się za murami, nie wiedząc, czy to jedni z fałszywych Monolitian których zresztą dziwnym trafem nie było widać jakimś cudem trafili, czy wezwali posiłki.
- Oficer, 580 metrów, 03.07.00
Kolejny strzał. Mosiężna łuska uderzyła w swoją poprzedniczkę wydając ciche kliknięcie. Wilczarz zarepetował.
- Stalker wojskowy, 560 metrów, 03.06.08
Wilczarz znowu strzelił. Sfera wojskowego stalkera rozpadła się, ukazując wyrwany mózg. Jak pracodawca przewidział, żołnierze zaczęli się poddawać ze strachu, nie widząc nawet wroga. Z wagonu wybiegł ostatni szpieg, cały we krwi. Serią z Abakana popruł żołnierzy. Żołdacy padli oniemiali. Nagle stalker zaczął do czegoś strzelać. Z bunkra wylonił się ledwo widoczny kształt: pijawka. Wilczarz nie czekał, strzelił w mutanta, który upadł wprost przed gotowym na śmierć fałszywym monolitianinem.
Snajper poczuł nagle uderzenie otwartą dłonią w tył głowy, a następnie słowa pochwały:
No, w sumie uratowałeś nam wypłatę. Ale nich mi ta niesubordynacja będzie ostatni raz!
Wilczarz złożył snajperkę i najemnicy poszli w stronę obozu. Tylko jego interesowało, co dalej stanie się ze szpiegiem, lecz nic o tym nie powiedział, wedle zasady trzeciej. Wykonuj tylko to, co ci kazali, za więcej nie zapłacą.
Ojeju, ale się rozpisałem, z 2 tygodnie to robiłem