przez Universal w 15 Mar 2016, 19:21
Poczta.
W lapku padł mi shift. Uniemożliwia mi to pisanie dłuższych tekstów bez wku*wiania się na niedziałający klawisz, stąd zamówiłem tanią nówkę na USB (jak na złość mam PS/2, ale i tak musiałbym kupić co najmniej przejściówkę). Idąc po taniości wybrałem je*aną pocztę polską. No i fajnie - dość szybko dostałem na maila informację, że mój cebulowy polecony ekonomiczny śmignął do mojego oddziału.
Tego dnia miałem robotę, a że mam telepracę - cały dzień w domu. Spodziewałem się paczki. Ojciec przyjechał po 15 i mówi mi o awizo. Jak się wku*wiłem... je*any ani nie zadzwonił dzwonkiem, ani nie zapukał, tylko wsadził awizo w drzwi i pojechał w piz*u. Jak dzisiaj zobaczyłem, na paczce napisał "adresat niezastany". Kij ci w dupę, pierdo*ony pocztylionie, obyś miał potrzebę przeszczepu i serce też wysłali pocztą polską, to prędzej sobie gumową gruszkę zamiast serca wszczepisz niż zawierzysz własnej firmie.
No nic, jadę na pocztę. Poczta we "wsi gminnej", tzn. centralnym ośrodku decyzyjnym wójta. Żeby tam dojechać muszę drałować kilka kilometrów pieszo i autobusem, albo do Poznania i przez Poznań do tamtej wiochy. Super dojazd ku*wo. Ale miałem zajęcia, i tak musiałem podpisać rachunek (umowa-zlecenie) w firmie, więc jadę.
Najpierw pół godziny czekania na podmiejski. Potem kolejki jak sku*wysyn, bo drogi dojazdowe do półmilionowego miasta dwupasmowe jednojezdniowe, od cholery świateł, od ku*wy tirów, mnogo debili którzy nie powinni otrzymać prawa jazdy. Ale ok, kilka minut spóźnienia uznałem za akceptowalne. Idę w stronę poczty - oczywiście sznur schodów, jakbym na szczyt wchodził, i myślę sobie - "oby nie było kolejki".
No, cztery osoby przede mną. Pierwsza ma paczuszkę, druga paczuszkę, trzecia rachunki i dwa zygmunty, czwarta listy I FAKTURKĘ. Super. By dodać dramatyzmu wspomnę, że na poczcie pojawiłem się o 13:07, a o 13:22 miałem ostatni autobus z powrotem do Poznania (podpisanie rachunku zostawiłem na później). Ostatni w tym sensie, że na kolejny trzeba było długo czekać.
Pierwsza obsłużona, druga obsłużona, czas usainuje jak szalony. Trzeci odesłany do okienka obok, bo młody uczący się pocztowiec ogarnął dupę i włączył się w proces odhaczania klientów. Stoję jak ten smutny ch*j z awizo w ręku, patrzę ze smutkiem i drżeniem rąk na zegar. Baba przede mną woła już finalnie o fakturkę, a pinda z okienka... wystawia kartkę "stanowisko nieczynne". Ja, zrezygnowany jak Sekuła w chwili oddania czwartego samobójczego strzału w brzuch, tylko rzucam w próżnię "aha"... I ustawiam się za dziadkiem od rachunków, bo co zrobię, te w okienku wyje*ane i czymś tam się zajmują. A młody uczący się pocztowiec klepie w tę klawiaturę, czyta te rachunki... Sekundy jak pociski 9mm z jakąśtam kryzą lecą w przestrzeń, szczękam zębami, bo włosów wyrwać nie mogę. Stary płaci. Zygmuntami, jak wspomniałem. Już czekam na "mogę być winny grosika?", ale nie. No dobra, wydał mu 104 złote reszty, stary odchodzi (he he he), podchodzę ja. Rzucam to awizo, mrugam okiem i mówię "panie, migiem, a nawet suchojem". On łapie w lot, po czym idzie szukać paczki w listach. No ok, myślę. Szuka, szuka, pyta starszych stażem, te mu coś pokazują. Dobra, przynosi, pyta o dowód, spisuje dane, daswidania. Ze trwało to dwa razy dłużej niż powinno to pomijam, widać pierwszy raz widział komputer na oczy.
Wychodzę z poczty i widzę odjeżdżający z przystanku autobus. Ja pier*olę...
Generalnie wycieczka na pocztę zajęła mi trzy godziny. Bywa. Wróciłem do domu, zjadłem coś, podłączyłem klawiaturę.
zje*any alt, ledwo działające polskie znaki - a "ź" to muszę kopiować z istniejących tekstów. Świetnie.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
-
Za ten post Universal otrzymał następujące punkty reputacji:
- atikabubu, Mito, Mila, Wayathin.