djcycu napisał(a):
Bujdy o zachodzie? Żaden kraj zachodni nie jest tak uprzejmy jak Polska imaginuje. Chamstwo na drogach i łamanie przepisów wszędzie jest w podobnym stopniu. Kultura? No przestańcie...
Nom.
Wczoraj kończyły się u mnie w mieście chmielaki, jak sama nazwa mówi - święto browarnictwa. Jadąc obwodnicą do domu odnotowałem dość mały ruch, pustka przede mną, więc mogło się jechać te 110, kiedy ograniczenie było do 90. Oczywiście jak coś najeżdża to zwalniałem, żeby nie było.
No ale do rzeczy. Wyjeżdżam na obwodnicę, a za mną jedzie niemiaszek w wolcwagenie. Zamiast mnie wyprzedzić (przecież pasek 6 generacji powinien mnie objechać parę razy
) cały czas siedział mi na dupie, tak że przez lusterko jedyne co widziałem to jego blachy i światła. W końcu dojeżdżam do ronda, z dalsza zacząłem muskać po hamulcach, żeby się stop zaświecił. Jakbym nagle depnął, to miałbym go na dupie. Mimo że zacząłem hamować i wytracać prędkość, gościu wciąż utrzymywał do mnie bliski dystans. Kiedy stanąłem przy rondzie i oczekiwałem aż zjadą ludziowie, którzy nie zapalili przy zjeździe obok mnie kierunku, gościu zaczął na mnie trąbić bez powodu. Czyżby w Rajchu nie obowiązywały przepisy o zachowaniu szczególnej ostrożności w momencie, kiedy nie wiemy, jaki jest dalszy kierunek jadącego rondem? Ostatecznie pojechałem w inną mańkę, dojczland w inną. Na chmielaki najeździło się sporo ludu z innych miast i nawet że trochę niemiaszków. O dziwo, każdy na obcych tablicach jeździł jakby był paniczem drogi.
Teraz kolejna sprawa, powiązana z tym. Skoro chmielaki to święto piwa, nie powinno się siadać za kierownicę lub łazić środkiem szosy pod wpływem. Ja nie mam nic przeciwko, żeby jakiś debil wjechał w rów czy drzewo i się zabił, bo nie chciało mu się poczekać po suto zakrapianym świętowaniu. Jednak szkoda jest czyjegoś życia, człowieka, który jedzie całkowicie trzeźwy i chce wrócić do domu. Sam w pierwszy dzień chmielaków musiałem raz odruchowo zwalniać, bo jakiś gościu na tablicach SD jechał środkiem jezdni. Nawet jak trąbiło się to debil nie zjeżdżał. Już nawet nie chodzi mi tu o buractwo ludzi czy tam chamstwo. Chodzi o samo bezpieczeństwo. Tak ciężko jest schować swój paniczowizm czy też alkohol na później i jechać zgodnie z zasadami? No bo przecież lepiej narobić bidy komuś i sobie.
Ostatnie, czyli poruszeni w temacie piersi. Jako pieszy sam nigdy nie lecę na złamanie karku na przejście, kiedy polazłem odbierać komputer, czekałem bite kilka minut na przejściu, gdyż co chwila z powodu chmielaków jeździły samochody. Kilka razy mogłem wlaźć na przejście metodą wje*ania się, ale po co? Żeby komuś narobić stracha? Każdy normalny człowiek chyba zna podstawowe prawa fizyki i wie o tym, że samochód nie stanie w miejscu. Jeszcze na drogach wku*wiają mnie staruszki na rowerach czy przejściach. Ja nie zabraniam nikomu jeździć rowerem, no ale opanujta się. Samochód jedzie z przeciwka, taka babuszka kuła się środkem pasa, więc jej nie wyprzedzę. Tak więc toczenie się do momentu aż samochód przejedzie i ten uczuć później, gdy podczas wyprzedzania widzisz jak babuszka zatacza się w stronę auta. Takie coś wku*wia i tyle. Prędzej doszłaby piechotą niż w takim tempie dojechała gdzieś. Potem odbieram ojczulka z lekarza. Zjeżdżam z ronda, jakaś babcia z tobołkami wpie*dala się nad przejście przed maskę. Oczywiście ważniejsze było pociągnąć szpargały niż ruszyć głową. Sytuacja analogiczna do powyższej. Zaczęła magicznie iść dopiero wtedy, kiedy do przejścia dzieliły mnie pojedyncze metry. Oczywiście podczas zjeżdżania z ronda prędkość była mała, no ale jednak straszek to straszek.
Zawsze mnie zastanawiało jakim sposobem te babcie potrafią tak wystrzelić na przejściu, by później dalej toczyć się jak czoug po ruskich bagnach.