Nie wyszło z "Czerwoną Strefą" więc spróbowałem cuś naskrobać.
No i to jest... błąd. Zarówno z sukcesem i porażką trzeba się "przespać", wyciągnąć wnioski i je przyswoić. W dwa dni, z Twoim warsztatem, to praktycznie niemożliwe. Można co najwyżej liczyć, że wtedy miałeś gorszy dzień, teraz lepszy - ale czy to ma sens? Wątpię.
Pierwsza sprawa, już na samym początku - formatowanie tekstu. Nie jestem tego w stanie pojąć - dlaczego ludzie, chcąc by inni ich czytali, mają tę rzecz głęboko w... poważaniu. Jeśli chce się zainteresować czytelnika, trzeba to zrobić również pod względem formy - akapity, spacje, kropki, przecinki, zróżnicowana wielkość czcionki (fontu) - to wszystko ma znaczenie dla czytelności. Już nie mówię o justowaniu, bo to zbyt ubogi - już na pierwszy rzut oka - tekst, dość krótki, by na to machnąć ręką i wreszcie - forum tego nie oferuje. A przynajmniej nic mi o takim BB Code nie wiadomo. Chyba napiszę propozycję stworzenia go.
Widzę ciemność, pustkę.
Czuje wilgoć i stęchliznę.
Kiedy w poradnikach proponują użycie "zasady pięciu palców", to chodzi o subtelne podejście do tematu. To ma finezję Armii Czerwonej - po mordzie i do przodu. Nie chodzi o to, by opisywać po kolei:
- co się widzi
- co się czuje
- kto mówi
- co robi
I tak dalej. To ma być finezyjne, naturalne w czytaniu. Czytelnik ma płynąć, a nie czuć się jak podczas odczytywania kolejnych pozycji z listy.
Siedzę. Mam związane nogi oraz ręce i przez to nie mogę się ruszyć.
To jest zbyt proste. Z tego półtora zdania - bo trudno mi "siedzę" uznać za pełnoprawne zdanie, raczej za bękarta prozy i "nowoczesnego" wiersza - można byłoby zrobić kilka. To nie jest opowiadanie. To jest koncept, w dodatku średnio nakreślony. Ewentualnie, gdyby to inaczej ująć, te słowa mogłyby stać się dialogiem czy monologiem. Jest tu spore pole do popisu.
Nie wiem gdzie jestem, ani jak się tu znalazłem. Słyszę kroki dobiegające gdzieś z głębi nicości.
Trudno mi ten szkic rozbić nawet na części. Wyrywam zdania trochę z kontekstu. To może tak - ten tekst trochę mi przypomina wybryki awangardzistów. Podstawowa różnica jaka tu zachodzi jest taka: awangardziści przed eksperymentami zaczynali z podstawami. Tobie się podstawy mieszają z celem, takie odnoszę wrażenie. Innymi słowy - nie kombinuj z górnolotnymi frazami typu "kroki dobiegające gdzieś z głębi nicości", bo brzmi to zwyczajnie śmiesznie. Oczywiście, możesz mi zarzucić, że też się tym posługuję w swoich tekstach - i prawdopodobnie będzie to prawda, bo chyba coś takiego popełniłem. Ale zorientowałem się - przy pomocy innych - że to błąd. I Tobie też radzę - nie idź w tę stronę.
serce przyspiesza bicie
Ciemna postać podchodzi do mnie
Posługujesz się kalkami. Takie schematy nużą. Brakuje tu oryginalności zarówno pod względem pomysłu jak i formy.
Cień schyla się i przecina węzły na nadgarstkach, a potem na kostkach.
Cień tego nie robi, tylko postać rzucająca cień. Niby szczegół, a wpływa na całość. Ponadto - "przecinanie węzłów" brzmi źle. "Przecinanie
więzów" już lepiej, choć to tylko roboczy przykład.
Nie wiem ile idziemy, ale droga się nie kończy. Cały czas idziemy ciemnym korytarzem, albo tunelem sam nie jestem tego pewien…
Niekończąca się droga ciemnym tunelem, dezorientacja, nienaturalność sytuacji... Daruj, nie jesteś Schulzem. Wielokropek na końcu (tak, wiem, dwa zdania wcześniej też go użyłem) wcale nie polepsza tego wrażenia. Zrezygnuj z takich form, bo to jest zwyczajnie oklepane.
Sny są dość trudne w opisywaniu. Najpierw naucz się opisywać dobrze jawę.
Budzę się zlany potem i rozglądam się wokoło:
Kolejny schemat. Zlany potem, przerażony snem, rozgląda się wokoło. I litania obiektów, które widzi
Leżę w ciasnej, wilgotnej piwniczce. Wstaje z ziemi i zwijam czerwony śpiwór. Wyjmuję konserwę niewiadomego pochodzenia i zostawiam ją na drewnianej szafeczce. Wychodzę…
Ciasna, wilgotna piwniczka - brak uzasadnienia dla takiej lokacji. Czytelnik nie ma się domyślać.
Czerwony śpiwór? A co ma ten kolor do rzeczy?
Konserwa - skąd wyjęta, po co, dlaczego położona na szafce? Bez sensu.
"Wychodzę" i wielokropek - literacki VHS ze spraną taśmą.
Pogoda jest ładna.
Rozumiem niechęć do opisów, ale kompletnie nie rozumiem w takim razie chęci pisania. Co to w ogóle ma być - "pogoda jest ładna"? Powtórzę:
to jest tylko szkic. To nie jest opowiadanie.Słońce miło grzeje, a lekki wiaterek kołysze koronami drzew.
Sielanka. Miło grzeje. Lekki wiaterek. Ja pierdzielę...
Przy tlącym się ognisku siedzą trzej stalkerzy w kombinezonach „Świt”.
Gdzie się tli to ognisko? Jacy stalkerzy? Co o nich wiadomo? Kombinezony? Nie mieszaj gry z tekstem, albo to dobrze uzasadnij. Też popełniałem ten błąd, wrzucając np. PDA, ale wybito mi to z głowy. I dobrze.
Rozmawiają o czymś żywo, lecz nie zamierzam słuchać.
"Dwóch samotników żywo dyskutuje. Trzeci, siedzący nieco z boku, przysłuchuje się im, wybierając łyżką resztki jedzenia z puszki. Rzucam tylko na nich okiem, nie zwracając na nich większej uwagi" - przykład słaby, ale mający zilustrować, jak powinieneś rozwinąć tę myśl.
Dziś jest ten dzień. Dzień wyprawy, odejścia z Pogranicza.
Super. Jest mi, z pozycji czytelnika, bardzo wszystko jedno. Tani patos, krótkie zdania, brak treści innej niż "w końcu zawita tu akcja".
Obieram kurs do bunkra skąpego handlarza Sidorowicza.
Obieraj zimnioki. Kurs na Santa Lucię. Skąpy handlarz? A może jakaś anegdotka to tłumacząca, cień emocji?
Otwieram masywne stalowe drzwi i witam go serdecznym uśmiechem.
Rozumiem, że stoi zaraz za drzwiami? Do dupy ten bunkier - drzwi zawieszone w próżni (brak ich lokalizacji), zlokalizowane pół metra od wyjścia z piwniczki (brak informacji o odległości, oddaleniu, czymkolwiek - tylko jakiś "kurs na bunkier"). Zamiast drzwi lepsza byłaby gródź, właz, wrota. Poza tym - "serdeczny uśmiech" - do skąpca? W takim razie żaden to skąpiec, zwykły miły pan.
Sidorowicz jest grubym, łysiejącym mężczyzną mającym dobre układy z wojskiem.
Dzięki za zwięzłą, żołnierską informację.
Przywędrował do Strefy jako jeden z pierwszych stalkerów.
Aha. Super informacja... Co to wnosi? Że weteran? To napisz to jakoś sensowniej, wzbogać.
-Czego ci potrzeba?- zapytał podając mi dłoń.
-Ty dobrze wiesz- powiedziałem ściskając mu dłoń.
-Tak się droczę- puścił moją dłoń i wyciągnął metalową skrzynkę spod lady.
Jeśli ktoś się droczy, to Ty ze mną, publikując to coś. To nic nie wnosi. Jest infantylne i żenujące. Nienaturalna wymiana nic nieznaczących słów napisanych w niewiadomym celu. Wcześniejsza informacja o skąpstwie - zbędna w kontekście tego "dialogu".
-Czego ci potrzeba? [...]
-Ty dobrze wiesz-[...]
-Tak się droczę- [...]
-Jak zawsze- [...]
-To po co przychodził- [...]
- Bo muszę- odparłem wyciągając wodoodporną, hermetycznie zamykaną torebkę.
-1800- burknął.
Bezsensowny dialog. Brak wzmianki SKĄD jest torebka, czemu ona służy - można się co najwyżej domyślać. Podobnie - nie ma żadnej wskazówki nawet, po co ta skrzynka, do czego mu potrzebna. Nawet jeśli chcesz to wyjaśnić w kolejnym odcinku (oby nie), to musisz to jakoś zasygnalizować.
Wyszedłem…
Zachodni wiatr spienionego morza goni fale... Szlag, co to jest w ogóle.
Usiadłem na soczystą, zieloną trawę nieopodal „Wioski kotów” i otworzyłem kupiony przedmiot.
Na dnie spoczywał pistolet maszynowy MP5 i zwykły, stary Makarow.
Niepotrzebny cudzysłów, nieprecyzyjne "soczysta", "przedmiot" = brak opisu - mógłby to być wcześniej kupiony przedmiot, choćby manierka. Brzmi to może głupio, ale bądź precyzyjny. Makarow małą, bo to pistolet, nie konstruktor. Całkiem jak "to audi", nie "to Audi" - chyba, że mowa bezpośrednio o marce, nie o obiekcie.
Zawiesiłem maszynówkę na plecy i schowałem pistolet do nowej, brązowej kabury.
Brak genezy zdobycia kabury - wypadałoby wspomnieć. "Maszynówka"? Córka maszynisty?
Zbędny kolokwializm.
a ostatnie dwa do plecaka
Wcześniej się słowem nie zająknąłeś, że ma plecak. A powinieneś.
Wziąłem zamach i wrzuciłem skrzynkę wprost do „Windę”.
Jaka "winda", jaki zamach? Brak opisu anomalii - znowu się trzeba domyślać, że to wariacja na temat anomalii grawitacyjnej.
Prostokąt wystrzelił wysoko w niebo i spadł nie wiadomo gdzie.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że prostokąt to figura płaska, dwuwymiarowa?
-Ani drgnij – powiedział ktoś za mną.
Zamarłem, oblał mnie dreszcz przenikający do kości. To koniec.
I całe szczęście, że koniec. Bo ciągu dalszego taniego dreszczowca bym nie zniósł. Znowu tylko impulsowa wzmianka o zagrożeniu odwołująca się do
klasyki
kina
klasy B.
Nie umiem inaczej wytłumaczyć sobie tych dwóch kozaków jak brakiem gustu bądź dziwną chęcią uszczęśliwienia autora. Tekst jest słaby i na moje nie jest opowiadaniem, a zalążkiem szkicu. Brakuje tu formy i fabuły. Sens znikomy. Nic odkrywczego, brak "przynęty". Nie wyciągnąłeś chyba żadnych wniosków z ostatniej "przygody" z pisaniem. Zacznij lepiej dużo czytać.