Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Mila w 08 Lip 2014, 02:04

Witam. Na wstępie zaznaczę, że tytuł jaki widzicie, to nie jest tytuł tego, co zdążyłem dopiero napisać. Ogólnie rzecz biorąc, nie mam póki co, pomysłu na nazwanie swej twórczości w ciekawy sposób. Ale do rzeczy.
Wrzucę jedynie krótki fragment, jaki do tej pory napisałem. Jest to wersja robocza, więc czegoś super nie oczekujcie, bo może coś się jeszcze zmienić. Liczę na jakieś sugestie, albo "doradzenie", jeśli gdzieś coś, zrobiłem źle. Albo po prostu opinie - te pozytywne i negatywne - co o tym sądzicie. :)

P.S Grafika nie jest moja, aczkolwiek przerobiona w małym stopniu. Raczej będzie to "okładka", ale w najbliższej przyszłości z tytułem. (O ile go wymyślę).

Kod: Zaznacz wszystko
https://www.dropbox.com/s/b9kuoy00t8idbdl/Rozdzia%C5%82%20I.pdf



Dla tych, którzy mają bóle o to, że nie jest na forum, ino w linku.. Nie justowałem, bo nie wiem jak, nic nie poprawiałem. Uważam, że w tej wersji jest bardziej męczące, ale to już nie mój problem. :piesek:
:

Rozdział I
Wracałem akurat z okolic Agropromu. Od jakiegoś czasu w obu budynkach tegoż instytutu,
stacjonuje wojsko. Sam nie wiem czemu, większość samotników też nie ma pojęcia. No i przez to,
coraz częściej widzę „Krokodyle” na niebie, przed którymi muszę się kisić po krzakach, byleby
mnie nie wypatrzono i nie ustrzelono jak dziką kaczkę. W ogóle, pewnie usłyszę pytanie – po
cholerę żeś tam polazł? No, to odpowiedź jest prosta – artefakty. Zaraz za tym całym instytutem
badawczym, tym pierwszym kompleksem, bliższym drodze na Wysypisko, jest sporej wielkości
bagno. Jakiś pajac mi nagadał, że tam można niezłe fanty wynieść, a to guzik prawda, tak wam
powiem. Niby coś tam mogło być, ale wszystko wyzbierane i trzeba do emisji czekać. Nie dość, że
się – nie okłamujmy – ku*ewsko natrudziłem, by tam dojść, bo wzmożone patrole gierojów, przed
którymi musiałem się ukrywać, to jeszcze pieprzone stada ślepaków miałem na karku. Niby
przeciwnik dupa, ale mają tę samą taktykę. Najpierw krążą wokół ciebie, jakby miały ci się zaraz
do gardła rzucić, nagle skręcają i w przeciwną stronę biegną, kręcąc się obok ciebie, aż niewyprztykasz się z całej amunicji. No, a potem kaplica. Mają żarcie na kilka dni, o ile coś większego
ich nie przegoni. O żołnierzach gadać nie będę, bo chyba każdy wie jak to z nimi w Zonie jest. Cóż,
tamtego wypadu do udanych nie przypiszę. Marny łup jak na kilka dni spacerowania, a szczególnie
schylania się, bo gdzieś się usłyszało pogwizdywanie trepów. Chociaż może to nie byli akurat oni?
No, Zona różne figle potrafi spłatać umysłom samotników.
Było już bardzo późno. Nie pamiętam, która wtedy była godzina, ale coś koło dwudziestej
drugiej, albo dwudziestej trzeciej. Może i bym pamiętał dokładniej, ale nie noszę tych szpanerskich
palmtopów, które często znajduję uszkodzone u martwych stalkerów. Mi tam PDA nie jest do
niczego potrzebne. Elektronicznego gówna nawet nie ma gdzie tu naładować, a jak jest już gdzie, to
niezłą kasę trzeba wyłożyć. Ważniejsze są własne umiejętności i w miarę aktualna mapa, a nie
pedalski sprzęt z Dużej Ziemi. Ma swoje zalety, ale... właśnie – jest kurde jedno, wielkie „ale”.
No, ale wracając do tematu. Szedłem w stronę Wysypiska, ale ogólnie kierowałem się mniej
więcej na zachód, do starego hangaru, który mógł jeszcze przed Pierwszą Emisją służyć za „wielki
garaż” dla pociągów. Kręci się tam zazwyczaj kilku samotników, bo jest to dobre schronienie przed
mutantami czy bandytami, bo i takich w okolicy można spotkać. Niestety.
Akurat znajdowałem się na dość wysokim wzniesieniu. Zaraz przy drodze, która prowadziła do
opuszczonej placówki naukowców. Wyjąłem lornetkę i przykucnąłem w krzakach obok, uważnie
obserwując otoczenie. Wiem, o tej porze, to nawet gówna ślepaka nie zobaczę, a co dopiero same
kundle. O dziwo, przy pomocy księżyca, jakoś wypatrzyłem watahę, która leżała w przeróżnym
śmieciu, pośród rzadkiego lasu, odsypiając dzień na wielkich metalowych i betonowych,
elementach – w sumie, to sam nie wiem po czym. Może pozostałości po jakimś budynku z samego
Martwego Miasta? Kto ich tam wie, co w osiemdziesiątym szóstym tutaj wywożono.
Nie liczyłem ile tam kundli się wylegiwało, ogólnie skradałem się lewym bokiem do urwiska,
obserwując czy ich w jakiś sposób nie obudziłem i czy nie są chętne na nocnego ganianego. Z
resztą, co o tej porze może polować? No, może pijawki... z tego co słyszałem. Do ślepaków miałem
jakieś trzysta, może czterysta metrów. Teoretycznie powinny mnie jakoś wyniuchać, ale
najwyraźniej kolacyjka była dzisiaj dość bogata, to i nie miały ochoty ruszać swoich psich,
wyłysiałych dup, na kogoś takiego jak ja, więc cichutko, szedłem sobie w stronę tego zbocza, co to
miałem po swojej lewej. Ogólnie rzecz biorąc, nie było wysoko. Jakieś osiem metrów w dół, na
trawę. Stromo też jakoś strasznie nie, ale ogólnie nie zamierzałem tędy schodzić, bo nie widziałem
cholernego sensu, skoro mogę sobie przejść tuż obok tej małej dolinki obok psów i jakoś dojść do
hangaru. Jeszcze będąc na górze, widziałem przez powybijane ramy okien, światło. Oczywiście,
rozpalono ognisko, coby sobie przy nim czas umilić, samogonu jakiegoś walnąć, porozmawiać,
pożartować. Miałem tam dołączyć, bo godzina nie taka późna, nikt jeszcze nie śpi, to się ponarzeka,
że na darmo polazłem na bagno za Agropromem.
Powiem tak. Nigdy, ale to nigdy w życiu się tak nie wystraszyłem, że chyba z wrażenia zlałem
się w kombinezon. Byłem przy samej krawędzi skarpy, której miałem użyć za „wyjście awaryjne”,
gdyby ślepym psom nagle zachciało się bardzo późnej kolacji. No, to się kurde nieźle przeliczyłem
i o mało co, życia nie straciłem.
W Zonie, chimery traktuje się niemalże jak te stworzenia z mitologii greckiej. Czyli coś, co
mogło istnieć, ale niekoniecznie musi to być prawda. Ja zawsze byłem przekonany, że to cholerny
bullshit, że ktoś to przeżył i pieprzą takie głupoty. Są trzy kategorie takich, którzy spotkali się z
chimerą „oko w oko”. Pierwsi – to ci, którzy usłyszeli o niej od kogoś niezbyt zdrowego na umyśle
i opowiadają przy ogniskach strasznie prze-kolorowane historie, niczym na jakiejś wycieczce
klasowej. Drudzy – twierdzą, że się z nią spotkali, ale mają tak poje*ane w głowie, że ciężko im
uwierzyć w takie bujdy. To właśnie ci, od których dowiadują się ci pierwsi. No i trzecia grupa – to
ci, którzy rzeczywiście spotkali się z chimerą, ale nie wyszli z tego cało. Ja, mówiąc krótko – nie
wiem do której z tych trzech grup się zaliczam, ale zdecydowanie nie należę do ostatniej z nich.
Byłem tak zajęty obserwowaniem w mroku ślepaków, że sam nie usłyszałem, że jestem
„namierzany” i śledzony, właśnie przez cholerną chimerę. Jak debil, gapiłem się na zaśmieconą
malutką polankę pośród drzew u dołu, kiedy w końcu dotarły do mnie coraz to głośniejsze susy,
jakimi przemierzała ta pół-mityczna bestia Zony. Gwoli ścisłości – to pieprzone kłamstwo, żechimery potrafią skakać na niewyobrażalną wysokość, zdolne powalić stalkera nawet w
egzoszkielecie, przy okazji, urywając mu głowę główną paszczęką. Kłamstwo, bo ja tego nie
doświadczyłem. No chyba, że jej teren nie odpowiadał. W końcu miała do mnie pod górkę.
Jak zobaczyłem tę parę żółtych ślepi, pełnych nienawiści i chęci mordu, które były kilka kroków
ode mnie i te łapska, które już po mnie sięgały... stawiałem na to, że ja przy tej skarpie zejdę na sam
widok tego wielkiego bydlęcia, zdolnego rozpieprzyć kilku doświadczonych stalkerów. Po prostu
dłużej się nie zastanawiając, a mając pod ręką Stracha, jak pociągnąłem serią przed siebie – to jest
w chimerę – mając nadzieję, że choć trochę ją tym zatrzymam, albo porządnie wku*wię, dając jej
jeszcze większy powód do zabicia mnie i zjedzenia ze smakiem. Do dziś nie mam cholernego
pojęcia, czy to właśnie ta seria mnie uratowała, czy może pieprzone szczęście. Po prostu dziękuję
Zonie, że i tym razem ulitowała się nad moim żywotem i dała jeszcze trochę nieokreślonego czasu
na egzystowanie w jej objęciach.
Już przy samym trzymaniu za spust, gdzie broń po prostu wyrwała w górę i usłyszeniu ryknięcia
niezadowolonej bestii z przyjęcia mojej amunicji, czułem, że grunt pod stopami jakiś taki miękki
się robi. Stając bokiem do skarpy, mutant starał się odgonić przecinające powietrze pociski kalibru
5,45x39 mm. Skończyło się na tym, że zostałem „pacnięty” i zrzucony z wzniesienia, gdzie na moje
szczęście po prostu sunąłem dupskiem po piachu, wystających kamieniach i patykach, klnąc i
wrzeszcząc – nie, nie jak baba. Już nie strzelałem jak opętany, bo i tak ślepe psy pewnie szukały
źródła hałasu, albo uciekły na widok potężniejszego mutanta. Nawet nic sobie wtedy nie złamałem,
po prostu zjeżdżając na tyłku, niemalże upadłem na równe nogi niczym kot i ile sił miałem,
zacząłem biec ku wąwozowi zaraz przy magazynie, w którym miałem przespać noc. Jak dobrze
pamiętam, było tam jakieś przewalone drzewo. Albo to była sprawka samotników, albo Zona
uczyniła, że drzewo leżało w poprzek, dając taką prowizoryczną „kładkę”. To również przyczyniło
się do uratowania mi dupy, przed chimerą. Mówią, że skróty w Strefie, to tylko do śmierci
prowadzą. Miałem tego farta, że ten skrót wyciągnął mnie z objęć Czarnego Stalkera, który wręcz
dał mi kolejną szansę. Dzięki ci Zono, żeś tam tę skarpę stworzyła.
Podczas ucieczki w ogóle się nie odwracałem. Nie, nie, nie. Biegłem, aż nie dopadłem do
konarów wysuszonego, wielkiego dębu i nie zacząłem się po nim wspinać. Nie miałem ze sobą
dużo sprzętu. Chyba ze dwie konserwy turystyczne, butelka wody, amunicja i może ze trzy liche
artefakty w pojemnikach. Nie było to dużo, ale też nie zamierzałem zostawiać tego na pastwę
kundli, chimery czy nawet jakiegoś stalkera. Po prostu uciekałem i tyle. Szpej też jest ważny. A
jeszcze mnie, dyszącego jak lokomotywa, czekała przeprawa bo tym przewalonym drzewie.
Najwięcej się pieprzyłem już przy drugiej stronie, bo gałęzie suche, bałem się, że spadnę. Nie. Nie
bałem się. Adrenalina we mnie buzowała, że jakbym jeszcze walnął jakiegoś energetyka, albo jakby
mnie „elektra” popieściła, to bym chyba jak robot chodził całą noc. No, taka prawda.
Oczywiście nie było mowy o jakimkolwiek odpoczynku, dopóki nie wlezę do magazynu, albo
nie dowlokę się do tego drugiego hangaru, wybudowanego w zboczu góry, gdybym jednak nikogo
nie zastał w tym pierwszym. Mógł być to dawny tunel kolejowy do Agropromu, ale zamurowano
go. Robota chyba jeszcze przed Drugą Emisją, a czemu miało to służyć, to nie wnikam. Ważniejsze
było moje życie. Dlatego też biegłem ile jeszcze miałem sił w nogach. Nie darłem już ryja, jak co
poniektórzy, bo tylko bym sobie jeszcze większych problemów narobił. Po prostu sapałem jak stara
baba wsiadająca do tramwaju z wielkimi siatami zakupów. Nie wiem jak mi się to udało. Nie mam
zielonego pojęcia. Ale jedno było pewne – to właśnie dziś wygrałem z chimerą. Owszem, mogła
wpaść i zrobić rozpierduchę w magazynie, ale to mało prawdopodobne. Przynajmniej z mojego
punktu widzenia. Z resztą z tak bliskiej odległości musiałem ją nieźle poharatać, serią z AKS-74U.
Brama była nieco uchylona. Przez ogrodzenie nie dałbym rady już przeleźć, więc nawet nie
próbowałem przeprawy przez siatkę. Zamknąłem tę uchyloną połówkę za sobą i ruszyłem do
wielkich drzwi, które też były otwarte, ale przy tych już stał osobnik w kapturze. Na początku do
mnie celował – a może i nie? – jak byłem przy bramie, ale najwyraźniej mnie rozpoznał w blasku
księżyca i opuścił broń. Dziś na warcie stał Jakub. Nie miał żadnej ksywy. Po prostu każdy do niego
wołał po imieniu. Do tego rodak, ale nigdy go nie pytałem skąd tak dokładnie pochodzi. Dziwny z
niego koleś. Jeszcze bardziej poważny i tajemniczy, niż ja. Może rasijiskiego języka nie znał?Sapiąc i ledwo zataczając się na nogach, za to twardo trzymając broń, skinąłem mu głową i on mi
również. Normalnie już się bujałem na lewo i prawo, chętny runąć na glebę i tak przespać następny
dzień. No, to nie jest miłe być rozszarpanym przez taką bestię na jaką ja tej nocy natrafiłem. O, nie.
– Ty, Mila, coś ty taki zmachany? Wieczorny bieg przez anomalie? – Zarechotał jeden z kolesi,
który siedział przy ognisku razem zresztą towarzystwa. Rosjanie, Ukraińcy... Z całego tu
zgromadzenia, tylko ja i Jakub jesteśmy Polakami.
Wszędzie rozpoznam ten zapijaczony głos. Kosa. Najbardziej wku*wiający typ, jakiego do tej
pory poznałem. Rosjanin prosto z Moskwy, z jakiegoś blokowiska. Jak sądzę, za młodu typowy
dresiarz. Ja wiem, że tu się już tacy trafiali, ale jeszcze żaden, aż tak długo jak Kosa, nie wytrzymał.
Już chyba ze cztery lata tu siedzi. No i choć miał paskudny charakter i ktoś mógłby powiedzieć mu,
by zabierał dupę do bandziorów, to dało radę z nim wytrzymać. Nie twierdzę, że to mój kolega, ale
jeśli trzeba, poratuje, o ile będzie miał czym.
– Chi... chi... chimera. – Wydyszałem z trudem, odwieszając po drodze Stracha na ramię i
opierając dłonie o kolana. I tak zaraz na nie upadłem i gestami, z wyciągniętą dłonią do jednego
towarzysza, poprosiłem o wodę. Wiadomo – w Zonie, z czystą wodą jest trochę ciężko, bo
zazwyczaj ogarniamy ją z „importu”, z Dużej Ziemi. Ale chyba jeszcze nie miałem takiej sytuacji,
by mi ktoś z samotników, pożydził kilku większych łyków. Swojej nie dałbym rady wyjąć z
plecaka.
– Bujdy. Pewnie pseudo-pies ci wyskoczył przed nosem, obsrałeś zbroję i spie*doliłeś. – Reszta
tylko cicho skomentowała, albo mi się ot tak, przyglądała. Ktoś nawet cicho się zaśmiał. – Strzały
słyszeliśmy, ale się stąd nie wychylaliśmy. Z resztą – Machnął ręką. – Daleko do drogi na Agro i
nawet gdyby to była chimera, to już byś nie żył. O. – Kosa obejrzał się po zgromadzonych z
uśmiechem triumfu, choć nie wiem jakiego i liczył na poparcie. Kilku coś tam odburknęło, ktoś
pokręcił głową, ale wiele nie pogadali, bo przecież ja Polak. Co człowiek na to poradzi... tacy już
ludzie byli. Chociaż tak tylko z ruskimi było, Ukraińce byli bardziej otwarci.
Sam tylko machnąłem ręką i ułożyłem się w pozycji pół leżącej i oddałem wodę, dziękując za
nią, krótkim spasiba. Towarzysz kiwnął tylko głową i schował butelkę do plecaka, który miał obok.
Ja – póki co – siedziałem w takiej pozycji i starałem się wyciszyć, uspokoić szalejące serce i
organizm. Co za durnie, ale co się dziwić. Już wspominałem jakie były grupy tych, którzy mieli
spotkanie z chimerą. Teraz wpadła mi do głowy czwarta – widziałeś ją naprawdę, ale i tak ci nikt
nie uwierzy, bo powie, że to pseudo-pies.
Jeszcze tak poleżałem chwilę i już miałem wstawać, iść do drugiego hangaru wydrążonego w
niewielkiej górze, by tam przekimać, kiedy rozległ się donośny ryk. Nie, to nie był posokowiec, to
nie był dzik. To właśnie chimera. Tak. wku*wiona chimera, której właśnie uciekła kolacja i jest
mocno zawiedziona moim zachowaniem. Wszyscy wokół ogniska zamarli i popatrzyli na mnie
jakby nie dowierzali. Aż cisnęło się na usta a nie mówiłem? Ale sobie podarowałem. Chimera, niech
sobie na psy poluje. Ich tu multum! Chrzanią się jak króliki, a nas, biednych stalkerów, którzy
starają się związać koniec z końcem, gnębi taki wielki potwór. To było nie do pomyślenia. Ale
zaraz, zaraz. To jest Zona! Od Zony się niczego nie oczekuje, bo jak się na nią pogniewasz, to ci się
odpłaci czymś gorszym, niż taka chimera. O ile coś może być gorszego od mutanta-legendy.
Widocznie sam coś zawiniłem i już wstając na równe nogi, po kilkunastominutowym wylegiwaniu
się na betonie, splunąłem w bok, w duchu przepraszając za swoje myśli. Pora iść spać, o ile teraz w
ogóle jakoś zasnę.
Obudziłem się dość wcześnie. To znaczy obudzony, to ja zostałem przez chłopaków, bo zbierali
się już do Bazy. Baza, to takie miejsce, gdzie możesz się czuć nawet bezpiecznie. O wiele bardziej,
niż koczując w takich miejscach, jak chociażby to. Nie ma tutaj jakiejś zwartej, twardej ekipy, która
rządzi tutejszymi okolicami. W Bazie możesz wypić coś dobrego, zjeść, pogadać z innymi,
wymienić się informacjami na temat mutantów, anomalii i artefaktów. Możesz nawet pohandlować,o ile nie przesadzisz z ceną. Baza znajduje się na północ od Wysypiska, w starym kompleksie
fabryki metalu. Wiem, pojęcie ogólnie szeroko pojęte, ale nigdy nie wnikałem w to, co tam
produkowano. Ważne, że teraz miejsce służyło nam za taką bezpieczną przystań dla strudzonych
stalkerów. Ogólnie, nie była jakoś wyśmienicie chroniona. Właściciel, który robił tam w sumie za
takiego barmana – starszy już gość – płacił tym, którzy byli chętni trochę popilnować. Ludzi tam
też od cholery nie było, ale zawsze się ktoś znalazł. Taki nasz własny Azyl za Kordonem, przez
który ciężko teraz przejść. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy posiadają palmtopy i w jakiś
sposób się komunikują. Nie, nie ma tu Internetu. I całe szczęście, bo gdybym kiedyś wrócił do
swojego domu, to na pewno natrafiłbym na stronę: "Wakacje w Zonie", gdzie wielu stalkerów
wrzucałoby zdjęcia z wypadów, jak to ubiło kilka ślepaków, albo słodka-fotka z martwym
kontrolerem. To by było coś... W ogóle – o czym ja myślę.
Ogarnąłem się na szybko. Sprawdziłem czy wszystko mam – z ruskimi nie wolno się zbytnio
bratać – zmieniłem magazynek na pełny, bo już wczoraj nie miałem czasu na ładowanie pocisków, a
skoro mam ich trzy i zawsze są pełne gdy z nich nie korzystam, załadowałem jeden i już byłem
gotów na wyjście. Na jedzenie też czasu nie miałem większego. Kromka chleba, kilka tabletek
przeciwko promieniowaniu i można iść. Z resztą, jak zwykle byłem ostatnim, na którego czekano.
Aż dziwne. Może fakt, że chimera grasuje po okolicy ich zlękła i stwierdzili, że przyda im się każda
broń? Pewnie coś na mój temat gadano, jak poszedłem spać.
Ja, Jakub, Kosa i jeszcze trzech innych, których nie znałem osobiście, ruszyliśmy w stronę Bazy.
W dzień nie ma co się tak obawiać mutantów, bo zazwyczaj naprzeciw wyskakują nam ślepaki,
dziki, albo nawet i snorki, ale te ostatnie raczej rzadko idą na misję samobójczą w pojedynkę. Nie
byłem wyspany ani trochę. Jeszcze nie doszedłem do siebie po wczorajszej akcji z chimerą. Przez
gadanie Kosy już sam nie wiem, czy to naprawdę był ten mutant, czy to tylko takie zwidy ze
zmęczenia. No postawiłbym skrzynkę czystej wódy prosto z Polski, że to była chimera. Takich
rzeczy się nie zapomina, a nigdy wcześniej podobnych ryków i odgłosu chodu, nie usłyszałem. Na
pseudo-psa nie wyglądało, bo za wielkie. Na dzika tak samo. Dopiero teraz przypominałem sobie
wczorajszą noc i jestem pewien, że była tam druga głowa, tylko mniejsza. I teraz będzie mnie to
spotkanie prześladować przez kolejny miesiąc, a do Agropromu już więcej nie pójdę, a
przynajmniej nie przez Wysypisko. Póki nie dowiem się od kogoś, że ktoś ubił chimerę i nie pokaże
mi jakiegoś trofeum. Zona może rzucać ciężkie kłody pod nogi, ale to był znak, że muszę teraz
uważać. Nigdy więcej wypadów o tak późnej porze.
Nie szliśmy przez popękaną, starą asfaltówkę, bo idąc na widoku, bylibyśmy tylko łatwym
celem dla Mi-24, dla mutantów, czy bandytów, albo nawet i wojskowych, ale nie dalej niż za
Kordon i Agroprom, się nie zapuszczali. Takie rozkazy mieli. Rzadko kiedy zdarzał się patrol
gdzieś w głębi Zony. Takich nazywano najemnikami, którzy z krajów europejskich przylatywali
tutaj na „tajne misje”. Z nimi jeszcze szło się dogadać, ale jak widzisz trepa, albo spieprzaj stamtąd
ile sił w nogach, albo strzelaj, jeśli jesteś na tyle odważny. Ja osobiście, to bym uciekał. Mi tu
jeszcze życie miłe, nie wiem jak innym.
Ostatnio edytowany przez Mila 09 Lip 2014, 14:27, edytowano w sumie 3 razy

Za ten post Mila otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive TheGodOfEvil.
Awatar użytkownika
Mila
Stalker

Posty: 159
Dołączenie: 28 Cze 2014, 16:30
Ostatnio był: 16 Lut 2019, 20:01
Miejscowość: Siedlce
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 13

Reklamy Google

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Gizbarus w 08 Lip 2014, 07:00

To gdzie w takim razie to opowiadanie? :suchar:
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Kosma w 08 Lip 2014, 11:32

A nie ma go w linku?
Ależ to co Mila zrobiłeś jest idiotyczne. Nie jesteś żadnym Meeshem: :meesh:, więc po prostu napisz nam opowiadanie na forum...
Image

Nic nie warte znajomości, po czasie tracą wartość
u mnie z ludźmi jak z rapem - nie ilość tylko jakość.


Image
Awatar użytkownika
Kosma
Stalker

Posty: 109
Dołączenie: 04 Cze 2014, 17:30
Ostatnio był: 20 Wrz 2014, 21:38
Miejscowość: Tak, chcę mieć w profilu
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Tunder S14
Kozaki: 13

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Mila w 08 Lip 2014, 11:52

@Gizbarus, masz w linku.

@Kosma, nie. Mi odpowiada taki schemat. Na nikim się nie wzorowałem, więc nietrafna uwaga, że jestem Meeshem. Z resztą, nie mówię, że będzie to tylko jakieś opowiadanie, do tego krótkie. Korzystam z takiego słowa, bo nie chcę za bardzo przesadzać ze słowem "książka", więc czekam na odpowiedzi dotyczące tego, co napisałem, a nie tego, jak ja piszę i jak to pokazuję. :)
Awatar użytkownika
Mila
Stalker

Posty: 159
Dołączenie: 28 Cze 2014, 16:30
Ostatnio był: 16 Lut 2019, 20:01
Miejscowość: Siedlce
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 13

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Gizbarus w 08 Lip 2014, 12:32

No tak, nie zrozumiałeś, jak widzę. Chodzi o to, żebyś wrzucił TU swoje opowiadanie, a nie wciskał je w linki do pierwszego posta. Tak wiesz, cywilizowanie.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez TheGodOfEvil w 08 Lip 2014, 12:57

Niezłe. Czekam na kolejny rozdział.
Żart - nie śmieszny = Gdzie zapodział się S.T.A.L.K.E.R 2? Ma rewolucje. Ale jakie?
Chue chue...
Awatar użytkownika
TheGodOfEvil
Kot

Posty: 16
Dołączenie: 05 Lip 2014, 13:17
Ostatnio był: 30 Lis 2014, 17:41
Miejscowość: Żołądek nibyolbrzyma
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: RP-74
Kozaki: 5

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Mila w 08 Lip 2014, 13:08

Gizbarus napisał(a):No tak, nie zrozumiałeś, jak widzę. Chodzi o to, żebyś wrzucił TU swoje opowiadanie, a nie wciskał je w linki do pierwszego posta. Tak wiesz, cywilizowanie.


No, ale właśnie chodzi o to, że wszystkie akapity, myślniki mi się powysypują, a ja nie lubię mieć w tekście burdelu, więc wolę wrzucić to w takiej formie.

@TheGodOfEvil, to jeszcze nie jest skończony rozdział pierwszy. :D
Awatar użytkownika
Mila
Stalker

Posty: 159
Dołączenie: 28 Cze 2014, 16:30
Ostatnio był: 16 Lut 2019, 20:01
Miejscowość: Siedlce
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 13

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Voldi w 08 Lip 2014, 19:20

To i tak, i tak robisz źle :E

Po 1. Kto chce napisać książkę to i tak ją napisze i nie będzie się pieprzył z jakimiś durnymi forumami :caleb:
Po 2. Dlatego istnieje taka funkcja jak "wyjustuj". A myślniki to wiesz - w kwestii wydania książki, możesz tylko dołożyć roboty wydawnictwu ;)
Po 3. Mało komu chce się wchodzić jakoś specjalnie w wysublimowane linki do ich super-duper-epickich pięciostronicowych "nieskończonych rozdziałów pierwszych".

I :caleb: .
Image

Za ten post Voldi otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Pangia, Gizbarus,
Negative Kosma.
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Mila w 08 Lip 2014, 19:24

Cóż, widzę, że tu się z nikim nie dogadam, nikt czegokolwiek nie powie na temat, więc wątek można usunąć, bo nie widzę sensu słuchania gadania nie na temat. ^^
Awatar użytkownika
Mila
Stalker

Posty: 159
Dołączenie: 28 Cze 2014, 16:30
Ostatnio był: 16 Lut 2019, 20:01
Miejscowość: Siedlce
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 13

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Universal w 08 Lip 2014, 21:21

To ja Ci na temat powiem, że .pdf jest do dupy, bo gorzej się kopiuje fragmenty (m.in. wrzuca niepotrzebne entery), by je użyć w formie cytatu przy ewentualnych poprawkach. Poza tym jakoś lepiej wygląda to w poście - zamieniłbyś wcięcia na podwójne entery i wsio, gotowa wrzuta na forum.


że tam można niezłe fanty wynieść

Raczej "stamtąd", lub można tam "zdobyć", "uzyskać".
Nie dość, że się – nie okłamujmy – ku*ewsko natrudziłem

Napisałbym "nie dość, że - nie okłamujmy się - ku*ewsko się natrudziłem", ale to i tak byłoby nie teges. Brakuje tu jednego "się", ale to zdanie jest za małe na nie dwa.
Nie dość, że się – nie okłamujmy – ku*ewsko natrudziłem, by tam dojść, bo wzmożone patrole gierojów, przed
którymi musiałem się ukrywać, to jeszcze pieprzone stada ślepaków miałem na karku.

Tu też coś nie gra. Jakie "bo wzmożone patrole gierojów"? Dlaczego "wzmożone patrole", dlaczego "gierojów"? Oba nie pasują do kontekstu, tu pasuje raczej zwyczajne "częstsze" i "trepów"/"wojskowych".
Niby przeciwnik dupa, ale mają tę samą taktykę.

W połączeniu z poprzednim zdaniem wychodzi na to, że wojskowi mają tę samą taktykę co ślepe psy, co z kolei kłóci się z późniejszym opisem.
No, a potem kaplica.

Nie pasuje mi tu ten przecinek.
Ma swoje zalety, ale... właśnie – jest kurde jedno, wielkie „ale”.

No to byś je określił :/ Przy okazji - zbyt często używasz "no". Konwencja konwencją, ale wku*wiające nawyki głównego bohatera odstręczają.
Szedłem w stronę Wysypiska, ale ogólnie kierowałem się mniej więcej na zachód, do starego hangaru

Agroprom jest na zachód od Wysypiska, więc jak mógł się kierować na zachód?
Akurat znajdowałem się na dość wysokim wzniesieniu. Zaraz przy drodze, która prowadziła do
opuszczonej placówki naukowców

To powinno być jedno zdanie. Kropkę zmień na przecinek.
przykucnąłem w krzakach obok, uważnie obserwując otoczenie

#czepiamsię
Kucając w krzakach gówno widać przez lornetkę.
O dziwo, przy pomocy księżyca,

Raczej przy udziale światła księżyca (dobra, odbitego), niż samego księżyca, jak wynikałoby to z tekstu.
na wielkich metalowych i betonowych, elementach

I po co ten przecinek?
ogólnie skradałem się

"Ogólnie" nie pasuje.
swoich psich, wyłysiałych dup, na kogoś takiego jak ja

Coś mi mówi, że lepiej wyglądałoby "wyłysiałych psich dup". Poza tym drugi przecinek zbędny.
bo nie widziałem cholernego sensu

"Cholerny sens"? Bez cholernego sensu.
Jeszcze będąc na górze, widziałem przez powybijane ramy okien, światło.

"Jeszcze będąc na górze widziałem światło przez puste ramy okien". Chyba, że powybijane były ramy, a nie szyby, ale to nie widzę sensu by o nich wspominać. Wtedy puste otwory okienne.
Ja zawsze byłem przekonany, że to cholerny bullshit

Karny k*tas za chu*owe anglicyzmy.
prze-kolorowane

Łącznie. Albo po prostu "przerysowane", "podkoloryzowane".
Ja, mówiąc krótko – nie wiem do której z tych trzech grup się zaliczam, ale zdecydowanie nie należę do ostatniej z nich.

Bez sensu, biorąc pod uwagę co pisałeś wcześniej. Bohater twierdzi, że ludzie pieprzą głupoty lub są chorzy psychicznie, jeśli mówią, że spotkali chimerę, a chwilę później zaliczasz się do którejś z tych grup?
pół-mityczna bestia Zony

Wywaliłbym "Zony", a "pół-mityczna" zmienił na "półlegendarna".
Jak zobaczyłem tę parę żółtych ślepi

Parę? No i nie wiem - odstąpiłeś od uniwersum, czy zapomniałeś o jednej-dwóch głowach?
Do dziś nie mam cholernego pojęcia

Zastanawiam się, czy piszesz to świadomie, czy też nie. Ale mnie te wstawki "cholerne", "no" w co trzecim zdaniu irytują. Jeśli bohater ma kląć, niech to robi z większym wdziękiem. W beletrystyce nawet żulik staje się bardziej szekspirowski :E Już jakiś czas temu zrezygnowałem z źle pojętej dosłowności.
z przyjęcia mojej amunicji

Nie pasuje mi tu "amunicja", czyli cały nabój, a nie tylko pocisk, który to właściwie trafił w cel.
pociski kalibru 5,45x39 mm

Zbędny szczegół. Po prostu pociski.
zostałem „pacnięty”

Pacnąć to można muchę łapką/packą/jaktenplastikktonazywa. Z kolei jeśli kilkumetrowy stwór pie*dolnie delikwenta choćby z połową mocy, to już jednak potrzeba bardziej doniosłych słów.
Nawet nic sobie wtedy nie złamałem, po prostu zjeżdżając na tyłku, niemalże upadłem na równe nogi niczym kot i ile sił miałem, zacząłem biec ku wąwozowi zaraz przy magazynie, w którym miałem przespać noc.

"Niemalże upadłem na równe nogi jak kot i zacząłem biec w stronę wąwozu ile sił w nogach". Nie wiem jak wtrącić wzmiankę o magazynie, czy raczej hangarze.
To również przyczyniło się do uratowania mi dupy, przed chimerą

Znowu niepotrzebny przecinek. Polecam prosteprzecinki.pl.
ten skrót wyciągnął mnie z objęć Czarnego Stalkera

A to co znowu za typ? Trzeba było wyjaśnić.
Nie, nie, nie

Słowa, słowa, słowa. Tylko po co, po co, po co?
nie zacząłem się po nim wspinać

Raczej na niego. Wspinać się "po" to po drabinie, natomiast drzewo tu jest obiektem na który się wspina, a nie przy pomocy którego się włazi na szczyt.

Nie czaję całego tego akapitu z konarami dębu itp. O co tam właściwie chodzi - to część wcześniej opisanej ucieczki, czy co właściwie? Jak dla mnie - zła konstrukcja.

musiałem ją nieźle poharatać, serią z AKS-74U.

Po co ten przecinek i po co pełna nazwa modelu? Starczyłoby "krótki kałasznikow", czy cuś.

Trzy akapity pisałeś, że biegnie. Żeby to było ciekawie opisane, to ok - ale nie było, w dodatku chronologia zdawała się być zaburzona.

Jeszcze bardziej poważny i tajemniczy, niż ja.

Szczerze powiedziawszy to nic trudnego, bo ani powagi, ani tajemnicy to ja u bohatera nie zaznałem - to tylko pusta deklaracja.
Sapiąc i ledwo zataczając się na nogach

Ledwo się zataczając? Raczej ledwo się utrzymując lub mocno zataczając.
skinąłem mu głową i on mi również

"Skinąłem głową, on odpowiedział tym samym".
Normalnie już się bujałem

A "magicznie"? :caleb:
ale jeszcze żaden, aż tak długo jak Kosa, nie wytrzymał.

"Ale jeszcze żaden nie wytrzymał aż tak długo jak Kosa". Ponadto cały akapit z deka bez sensu. Najpierw stwierdzenie, że jest najbardziej wkurwiającym typem jakiego poznał [czyli w całym życiu], potem że daje radę z nim wytrzymać, a czasem nawet poratuje w trudnych chwilach. No to moment, jak to w końcu ma się przedstawiać?
odwieszając po drodze Stracha na ramię i opierając dłonie o kolan

I w tym momencie ów "Strach" powinien spaść na bok. Poza tym "odwieszać" to bardziej na wieszak, tu pasowałby "zawieszać", lub "przewieszać". Niby drobnostka, ale jak dla mnie stanowi to subtelną różnicę.
dziękując za nią, krótkim

Znowu niepotrzebnie przecinek.
To znaczy obudzony, to ja zostałem przez chłopaków

Jak wyżej.

Baza - czemu nie po prostu Bar, nazwa przyjęta i dobrze brzmiąca, w przeciwieństwie do topornej "Bazy", kojarzącej się bardziej z leśną kryjówką dzieci z podstawówki, niż z dobrze zorganizowanym obozowiskiem dorosłych i doświadczonych życiem mężczyzn?

w starym kompleksie fabryki metalu

Mamy takie słowo jak "huta". To chyba jedyne miejsce, w którym produkuje się "metal". Zakładam, że "huta" brzmiała zbyt egzotycznie jak na Zonę, ale w takim razie sugerowałbym zmienić branżę.
Ogólnie, nie była jakoś wyśmienicie chroniona.

Niepotrzebny przecinek i niekoniecznie pasujące "ogólnie".
Azyl

Dlaczego wielką literą?
słodka-fotka

O nie, musiałeś spolszczyć i tak już beznadziejną "słitfocię", transformując ją we wcale nie lepszego potworka? Jak już musisz, a bohater lubi porzucać mięsem, to trzeba było wrzucić tu "samojebkę", czy coś podobnego.
Na jedzenie też czasu nie miałem większego.

"Nie miałem też więcej czasu na jedzenie". Bo jak większego, to w porównaniu z kim? :suchar:
Z resztą

Z resztą to można wrócić ze sklepu.
Nie byłem wyspany ani trochę.

Zmieniony szyk.
a nigdy wcześniej podobnych ryków i odgłosu chodu, nie usłyszałem

"A nigdy wcześniej nie słyszałem podobnych ryków i chodu", czy jakoś tak. Innymi słowy - znów szyk.
albo nawet i wojskowych, ale nie dalej niż za Kordon i Agroprom, się nie zapuszczali

"Albo nawet i wojskowych, choć nie zapuszczali się dalej, niż za Kordon, czy Agroprom". Szyk.
Takie rozkazy mieli

Panie Yoda...
Takich nazywano najemnikami, którzy z krajów europejskich przylatywali tutaj na "tajne misje".

No i ku*wa to samo. Znowu mieszasz jak Alexis z Dynastii. Raz, że wojskowi a najemnicy to dwie różne rzeczy; dwa, że szyk.

Na koniec parę uwag ogólnych:
- mieszasz czas teraźniejszy i przeszły
- mieszasz szyk zdania
- mieszasz chronologię wydarzeń
- źle stawiasz przecinki
- poprawiaj ile możesz przed publikacją

I krótki komentarz:
Jedno wydarzenie rozwlekłeś na niemal cztery strony (odliczam miejsce na obrazek). Nie opisałeś tego specjalnie porywająco, jest trochę drobnych błędów. Jeśli to miałby być fragment powieści (książka to już wydane dzieło, a mówimy tu o gatunku), to pewnie miałaby 700 stron i była o niczym. Chyba, że to samiuśki początek, a potem akcja nagle przyspiesza, ale podejrzewam, iż bardziej prawdopodobnym jest, że oddałbym z nudów do tyłu przy setnej stronie. Ponadto nie podoba mi się styl wypowiedzi bohatera. Tyle, poprzednio przy cytowaniu bawiłem się lepiej, tu niespecjalnie jest nawet jak to obśmiać :(

TheGodOfEvil napisał(a):Niezłe. Czekam na kolejny rozdział.

A ja nie :caleb:

Image
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.

Za ten post Universal otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive BJ Blazkowicz, Voldi, Mila.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Mila w 08 Lip 2014, 23:17

Daję Ci za to Kozaka, bo jako jedyny miałeś chęć to sprawdzić, za co dziękuję. To jest wersja no wiadomo - pierwsza. Wiele się jeszcze w tym fragmencie może zmienić, stąd pozmieniane szyki i wiele innych błędów, które mi wytyczyłeś. Tak, dobry Yoda ze mnie. ._.
Co do lokalizacji tego hangaru, o którym pisałem. Wzoruję się na lokacjach zawartych w Lost Alphie, o czym zapomniałem wspomnieć na początku.
Hm, na prawdę jestem Ci wdzięczny za pokazanie co zrobiłem źle. Postaram się to poprawić jak się da. Powodem - choć to nie wymówka - może być fakt, że jak piszę, to robię to późnym wieczorem, to samo z poprawieniem. Czemu wstawiłem taki początek, taki fragment? Po prostu chciałem, by ktoś wyłapał błędy i mi to pokazał. Będę miał podstawę dzięki Twojemu postowi, jak mam nie robić. :) Dzięki, dzięki, Universal. ^^ :wódka:
Awatar użytkownika
Mila
Stalker

Posty: 159
Dołączenie: 28 Cze 2014, 16:30
Ostatnio był: 16 Lut 2019, 20:01
Miejscowość: Siedlce
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 13

Re: Tytuł roboczy [Opowiadanie]

Postprzez Kosma w 09 Lip 2014, 11:08

Też miałbym chęć, ale gdzie tu mnie porównywać z Universalem. Po prostu u mnie z transferem 8b/s pobierałoby się to wieczność - u Ciebie będzie dziesiąty rozdział, ja dopiero pierwszy pobiorę i przeczytam. :suchar:
Image

Nic nie warte znajomości, po czasie tracą wartość
u mnie z ludźmi jak z rapem - nie ilość tylko jakość.


Image
Awatar użytkownika
Kosma
Stalker

Posty: 109
Dołączenie: 04 Cze 2014, 17:30
Ostatnio był: 20 Wrz 2014, 21:38
Miejscowość: Tak, chcę mieć w profilu
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Tunder S14
Kozaki: 13

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 9 gości