Oto i dalszy ciąg. Sami oceńcie czy ta dłuższa przerwa wpłynęła pozytywnie czy negatywnie na jakość opowiadania
Jacek usłyszawszy komunikat zerwał się błyskawicznie na równe nogi, stał chwilę nasłuchując. Michał powoli podszedł do drzwi i ostrożnie je uchylił. Było pusto, żołnierze którzy tędy przed chwilą przebiegali musieli się bardzo śpieszyć.
-I, co ? widzisz coś ?- Jacek spytał niezdecydowanie, i choć nie zdawał sobie sprawy ledwo wyszeptał te słowa.
Michał nie usłyszał lub zignorował zapytanie. Wyszedł powoli na korytarz nie spoglądają na kompana i ruszył w prawo, przeciwnym kierunku do tego gdzie biegli żołnierze. Jacek złapał się za głowę i jękną cicho
-Kiedy en koszmar się skończy ? nie dość już wycierpiałem ? ? padł na kolan zasłaniając dłońmi twarz ? Mam tego już dość?- urwał gwałtownie.
Jacek był skrajnie załamany ale wiedział doskonale że musi się wydostać. Wydostać z miejsca które zdawało mu się najbezpieczniejszym jakie widział od początku tego piekła, od wyjścia z obozu. To co uznał za azyl okazało się pułapką. Powoli podniósł się, a w oddali usłyszał odgłosy wystrzałów z karabinów i okrzyki mające zachęcić żołnierzy do walki, wzywające do nie ustępowania. Snując się z wolna dotarł do drzwi. Zauważył że Michał się po niego wraca, biegł w jego stronę. Mimowolnie Jacek uśmiechną się. Uśmiech jednak znikną z jego twarzy równie szybko co poczucie beznadziei. Michał dobiegając wymierzył celny cios w brzuch. Jacek skulił się.
-Oszalałeś !? biegnij za mną, to jeszcze nie koniec.
-Ugh? mój brzuch?
-Biegnij za mną bo ci mocniej przywalę.
Jacek choć niezadowolony ruszył czym prędzej za Michałem, już po paru metrach zapomniał o Bulach brzucha. To co usłyszał przysporzyło mu tyle adrenaliny że zapomniał całkowicie o bólu. Nieludzkie jęki, jakby ktoś żywcem obdzierany ze skóry. Odgłosy dochodziły z oddali jednak niesione echem były bardzo wyraźne, zupełnie jakby cała ta masakra rozgrywała się tuż za nim.
-Musimy znaleźć zbrojownię
Zawołał Michał odwracając się na chwilę w stronę biegnącego za nim Jacka. Obaj zdawali sobie sprawę że trzeba znaleźć broń, swoja starą lub nową, ale sprawną. Choć biegli na oślep skręcając po różnych korytarzach nie spotkali nikogo. W różnym miejscach bazy odgłosy walk nasilały się, w innych było niemal całkowicie cicho. Monotonny sygnał oznajmiający iż na terenie bazy jest wróg został nagle przerwany. Ktoś dostał się do głośnika.
-Tu starszy oficer Korton. Oddziały 5 i 6 mają zabezpieczyć główne laboratorium natomiast 2,3 i 9 kierujcie się na wschód i zabezpieczajcie teren. I niech przyjdzie ktoś do ? (Łup!) orzesz w mordę, drzwi puszczają (Łup!) Cholera! Zabezpieczcie windę i nie dajcie się im wydostać na powierzchni? (Łup! Trach!) Macie sukinsyny- Rozległa się długa seria z karabinu, potem był już tylko żałosny jęk i mikrofon został zniszczony.
Na korytarzu zapanowała cisza. Tylko na chwilę, kolejne strzały zaczęły rozchodzić się ze wszystkich storn. Michał i Jacek biegli dalej nie zwracając na nie uwagi, niespodziewanie z za zakrętu wybiegł Paszto z szóstką swoich ludzi. Spojrzeli na siebie znacząco, słowa były tu zbędne. Paszto wraz z żołnierzami ruszyli dalej a Michał i Jacek podążyli za nimi. Gdy biegli na równi z żołnierzami dwóch z nich odpięło swoje pistolety z kabur i dało chłopakom by nie biegali bez broni. Kawałek dalej spotkali pierwszego mutanta. Jacek i Michał już go widzieli. To ten sam który chciał zabić łomem, umie obsługiwać proste narzędzia, ale ten trzyma w rękach karabin. Leżący u jego stup żołnierz cały był zalana krwią ale mimo to żył. Próbował się odczołgać, nie zdawał sobie sprawy że nie ma nóg i najpewniej niebawem się wykrwawi. Dookoła leżały ich strzępy, nikt nawet nie próbował sobie wyobrażać w jaki sposób ten mutant go tak okaleczył. Poszło kilka serii a mutant nim zdążył zareagować leżał na ziemi. Biegli dalej nawet nie zatrzymując się by pomóc rannemu, dla niego było już za późno.
Grupa biegła nie zatrzymując się, choć Michał i Jacek zostawali nieco z tyłu to i tak mieli niezłe tempo. W sumie ciężko powiedzieć czy biegli czy najzwyczajniej uciekali. Niektóre ostre zakręty pokonywali obijając się o ściany, nawet nie zwalniali. Gdy w końcu trafili na znajomy korytarz prowadzący do windy nieco zwolnili nie przerywając jednak biegu. Wszyscy nieco zmęczeni takim sprintem starali się jak najszybciej odzyskać siły. Choć przez pewien czas było cicho gdy zbliżali się do windy usłyszeli odgłosy strzelaniny. Całe serie z karabinów i ryki mutantów. Wszyscy z bronią w pogotowiu biegli dalej. Gdy wypadli z zakrętu na prosty korytarz do windy zobaczyli prowizoryczna barykadę z stołów i szaf na środku przejścia okalającą wejście do windy i kilku żołnierzy ostrzeliwujących korytarz z drugiej strony. Nie było widać do czego strzelają gdyż w korytarzu roznosił się gęsty dym najpewniej z zasłony dymnej. Najgęstszy był właśnie z drugiej strony korytarza. Żołnierze wskoczyli do prowizorycznego okopu i oddali kilka serii. Paszto zaczął się wydzierać dopytując kto był na tyle mądry by dać osłonę mutantom. W odpowiedzi odburkną mu jeden z żołnierzy.
-Same se granat rzuciły
-Co takiego ?
-Musiały dostać się do arsenału.
Paszto odwrócił się do Michała.
-Ty i Jacek macie stąd jak najszybciej spierda*ać. Jak wyjdziecie?
Paszto wręczył mu plecak z granatami i kilogramem C4. Wiadome było że muszą rozwalić wejście żeby te ścierwa się nie wydostały. Nie siląc się nawet na odpowiedź ruszył w stronę windy. W prawdzie windy samej nie było, wprawdzie była na dole ale roztrzaskana. Zamocowano już linę mającą dać drogę ucieczki, na górze słychać było jakiś żołnierzy. Michał wspinał się pierwszy a zanim Jacek. Nie wiedzieli co tam się działo ale po odgłosach poszły już granaty. Zostało im tylko kilka chwil. Żołnierze na górze też penie usłyszeli te wybuchy bo zaczęli głośno przeklinać. Kiedy zostało im już kilka metrów do szybu wpadły mutanty. Te były inne, cztery odnóża zakończone jakimiś szpikulcami które wbijały się w beton i umożliwiały wspinaczkę, głowa przypominała pajęczą a tułów ludzki. Całość wyglądała dość koszmarnie. Ani Jacek ani Michał nie widzieli jednak tego co ich goniło,. przyśpieszyli tylko na świadomość że cos wlazło za nimi do szybu. Michał w pośpiechu o mało nie spadł, opuścił się jednak niemal na Jacka, spadł mu przy okazji plecak z materiałami wybuchowymi przewieszony przez ramie. Teraz gdy odwrócił wzrok za spadającym plecakiem dostrzegł sześć ścigających ich mutantów. Były szybsze niż oni na linie ale na szczęście były dobry kawał na dole. Michał przyśpieszył i zaraz znalazł się na górze. Ze strachu popuścił w gacie ale nawet tego nie zauważył. Zaczął zamykać drzwi windy. Jacek jeszcze zdążył wejść, potem pomogła mu reszta żołnierzy i drzwi zostały zamknięte. Teraz szybko kierowali się w stronę głównego wejścia. Mutanty zaczęły już powoli przebijać się przez drzwi windy. Jeden z żołnierzy wprowadził jakieś dwa kody do elektronicznego zamka i drzwi zaczęły się zamykać. Drugi kod zapewne je blokował czy coś takiego. Drzwi zamknęły się dość szybko, nim jeszcze mutanty wydostały się z szybu. Chwila triumfu i fakt ze im się udało szybko przeminą i nawiedziły ich myśli że zamknęli tam wszystkich znajomych, przyjaciół, niektórzy ciągle mogą ryć. Może nawet dotrą do włazu? I tak są już straceni. A oni tylko odwlekli to co nieuniknione było już późno a zostali bez schronienia w środku lasu. Pocieszyć ich mogło już tylko to że jutro rano przyjedzie tu Kwiatkowski z swoimi ludźmi i odwiezie do bezpiecznego miejsca. Im pozostało tylko przeczekać tę noc, przeżyć.
Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne. Wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe - Albert Einstein