W dniu wczorajszym, wybrałem się z małżonką na Grę Endera. Jestem wielbicielem książki Orsona Scotta Carda, jest to jedna z lepszych książek SF jakie czytałem, zresztą czytałem ją jako 15 latek i zrobiła na mnie piorunujące wrażenie ze względu na fabułę ale nie będę spojlerował. Generalnie książka jest jak dla mnie pozycją obowiązkową dla wielbicieli SF.
No ale do meritum, film jest od 10 lat co już mnie lekko zdziwiło. Generalnie szedłem z przekonaniem, że będzie kupa jakich mało. Wiem, wiem nie można się nastawiać ale ja nic nie poradzę. Film niestety zrobiony jest dla amerykańskich dzieciaków, smutne to ale wiele scen zrobionych na zasadzie robienia wrażenia i pokazywania jaki to super cool ten Ender. W 1h i 54min chcieli upchnąć fabułę skomplikowanej było nie było i głębokiej fabuły. Zrobili to z klucza walimy to co fajne a to co nudne ale daje sens wywalamy. Więc moja małżonka, która nie czytała książki po wyjściu z filmu zasypała mnie gradem pytań ocb. Po dłuższej rozmowie oboje stwierdziliśmy, ze bez przeczytania książki film jest kompletnie nie zrozumiały (tudzież momentami dziury w fabule psują odbiór całości). I fajnie by było jakby zrobili z tego chociaż mini serial. Tudzież w dobie hobbita, w którym treści niewiele a dzieli się go na 3 filmy, mogli zrobić to samo. Budujące jest to, że Iza stwierdziła , że musi książkę przeczytać (a SF generalnie nie trawi).
Teraz łyżka miodu w beczce dziegciu
otóż aktorstwo w filmie jest całkiem znośne głównie za sprawą Harrisona Forda oraz świetnego Bena Kingsleya (choć gra mało). Aktor grający Endera Asa Butterfield na początku mi się nie spodobał bo generalnie jakiś taki patyczakowaty z zapadłym mostkiem to jednak grał też na poziomie. Gorzej z kadetami ale to inny temat... Dobry wybór i fajna kreacja to rola Bonzo zagrana moim zdaniem brawurowo przez Moisesa Arias. Samego filmu źle się nie ogląda, bo akcja w miarę wartka (ze względu na mocne skrócenie fabuły) i zwłaszcza pod koniec trzyma w napięciu (nawet mnie znającego zakończenie). Bitwy treningowe i kosmiczne są nawet fajnie zrobione, efekty całkiem dobre i przyjemne dla oka.
Reasumując: Polecam przytyczanie książki przed pójściem do kina, dyskutowaliśmy z Izą czy lepiej przed czy po i jednoznacznie (z perspektywy osoby czytającej i nie) warto chyba jednak przed. A sam film oceniam na 6/10 czyli nie ma kompletnej katastrofy ale mogło być dużo lepiej.