Cały świat momentami żyje Smoleńskiem.
Jak to mam rozumieć? Świat się Smoleńskiem zainteresował, jak Tupolew uderzył w ziemię. No, może jeszcze przez następne dwa dni. Potem o tym zapomniano, bo miały miejsce wydarzenia o znaczeniu wiele większym dla świata niż śmierć prezydenta wschodnioeuropejskiego państwa, którego wiele osób nie potrafi nawet znaleźć na mapie.
Mam świadomość, że katastrofa Smoleńska to poważna sprawa, ale uważam, że PiS robi wokół tego o wiele więcej zamieszania, niż jest to potrzebne. Poza tym, to wydarzenie, interpretowane przez jako morderstwo (choćby dokonane przez zaniechanie) oraz nieomal męczeństwo prezydenta Kaczyńskiego, jest potężną bronią w propagandowym arsenale PiS'u, która tak na dobrą sprawę przeciętnego obywatela niewiele powinna obchodzić. Przez popełnione przez stronę polską i rosyjską zginęło prawie 100 osób, w tym prezydent - odpowiednie służby powinny podjąć działania, by podobny wypadek nie zdarzył się w przyszłości. Sprawa powinna była wygasnąć w ciągu kilku miesięcy, a tak regularnie jest nagłaśniana w mediach. A kto na tym najbardziej cierpi? Rodziny ofiar, szczególnie zwykłych, szarych ludzi - załogi samolotu, oficerów BOR, przedstawicieli Rodzin Katyńskich. Media i politycy regularnie rozdrapują rany, które nawet nie zaczęły się zabliźniać.