Opowiadanie "Kościej"

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Opowiadanie "Kościej"

Postprzez MCaleb w 01 Sty 2008, 00:47

Jako, że do tej pory bezlitośnie robiłem korekty Waszych tekstów, postanowiłem napisać coś na poważnie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.


Rozdział 0: Epilog.
Kościej nagle zawył. Dla niego było to przerażające wycie z głębi własnych trzewi, natomiast na zewnątrz było słychać ciche stęknięcie. Cholernik go postrzelił w udo, a teraz chował się za pieprzonym śmietnikiem. Kościej miał już dość tej zabawy, szturchnął więc kucającego obok Tomasza, na co ten wściekle warknął przekleństwo i schował się natychmiast za wrakiem samochodu. Towarzysz najchętniej przywaliłby Kościejowi pięścią, lecz nim się zamachnął kolejne strzały zrobiły kilka wgnieceń w karoserii i pomknęły rykoszetem nad ich głowami, wzbijając w powietrze drobiny rdzy i starego lakieru.
- Kiedyś cię za to zabiję, szujo. – rzekł Tomasz i na potwierdzenie swych słów splunął.
- Nie peniaj, cieniasie. – rzucił tylko Kościej, po czym wyciągnął ostatnią cytrynkę, wyrwał zębami zawleczkę i rzucił granatem, celując za kontener. Eksplozja była większa niż oczekiwali i starodawny śmietnik przesunął się o kilka metrów w ich stronę. W powietrze wyleciała broń, kawałki munduru i fontanna krwi. Głowa niedoszłego pogromcy Kościeja Starego i Tomasza Popaprańca, wraz z hełmem, pacnęła o ich kryjówkę. Martwe oczy patrzyły w niedowierzaniem na własny, zmasakrowany nos. Zez ten nie dodał ani trochę godności zdekapitowanej głowie napastnika.
Kościej wreszcie wyszedł z ukrycia i rozprostował swe gnaty, z których słynął. Był bardzo kościstym człowiekiem, wysokim i wysuszonym. Siwo-czarna, przerzedzona czupryna tym bardziej nie odejmowała mu lat, a zapadnięte, brązowe oczy, wokół których utworzyła się już dawno sieć zmarszczek podkreślały to spostrzeżenie. Ubrany był w czarny kombinezon SEVA, a na plecach właśnie przewiesił sobie mocno zmodyfikowanego kałasza.
Tomasz natomiast był niższy i bardziej umięśniony. Choć do Striełoka trochę mu brakowało, to w porównaniu z towarzyszem wyglądał niczym siłacz Staszek. Oczywiście przed tym, jak Staszka Karuzela wzięła w objęcia. Tomasz miał na sobie znoszony kombinezon stalkera, który krył w sobie kilka osobliwych modyfikacji. Trzymał w rękach GP-37 z pociskami przeciwpancernymi. Cały obrazek dopełniała głupia mina stalkera.
- To był zakrapiany granat? – spytał Kościeja lekko drżącym, lecz głębokim głosem.
Chudzielec przez moment rozważał zbycie kolegi milczeniem, lecz po chwili z jego ust dobiegł chrapliwy głos, który idealnie pasował do niego:
- Czyżbyś na raz oślepł i ogłuchł, Tomaszu? Oczywiście, że zakrapiany! Czy inne granaty wyrywają taki lej w ziemi i robią więcej huku, niż czwarty reaktor podczas swoich pięciu minut?
Tomasz stał tak chwilę w milczeniu. Cisze przerywał jedynie gwiżdżący wiatr. Wciąż groziło im niebezpieczeństwo ze strony zombiech. W Jantarze nigdy nie było się bezpieczym. Mimo to Kościej zastanowił się nad swoim obecnym położeniem. Nie wiedział, czy ma po co wracać do Baru. No i jeszcze zostawał do przebycia Rostok.



Rozdział I: Apokalipsa.
Dwa dni wcześniej.
Kościej zajął swoje ulubione miejsce przy stoliku w kącie ‘knajpy’. Barman miał dziś masę roboty, co chwila zjawiał się jakiś stalker, który chciał się napić Kozaka i zeżreć jakiś kawałek podejrzanego mięsiwa. Nasz bohater podrapał się po podłużnej bliźnie, biegnącej wzdłuż prawego policzka. Jeszcze pięć minut temu obił mordę jakiemuś kotu za zajęcie jego stałego miejsca. Uśmiechnął się i pociągnął wódki ze szklanki. Zawsze brali go za chuchro, dając się zwieść jego wyglądowi i siwym włosom. Tak naprawdę nie był taki przed wejściem do Zony. Strefa w bardzo specyficzny sposób odcisnęła na nim swe piętno. Był jednym z pierwszych stalkerów, lecz mimo to nie zyskał rozgłosu. Cieszyło go to. Wolał po cichu opylić artefakty, kupić na lewo dobrą broń i ekwipunek i żyć w cieniu. Oczywiście miał paru znajomych, w tym najstarszego – Przewodnika. Raz nawet uratował mu życie. Co prawda przez przypadek, ale kogo to teraz obchodziło.
Zatopił się tak w rozmyślaniach, że nie zauważył kogoś, kto dosiadł się do tego samego stolika. Gdy poczuł kuksańca, sięgnął gwałtownie po nóż. Miał zamiar rozpruć bebechy nieproszonemu gościowi. Jednak zamarł wpół ruchu, gdy rozpoznał Adama Wiedźmina. Uspokoił się od razu i schował nóż. Znajomy na szczęście niczego nie zauważył. Wydawał się być już po drugim Kozaku, a nigdy nie słynął z mocnej głowy.
- Sztarrry! – zaczął Adaś – Jeszt roo... robota...
Chudzielec przeklinał gościa. Pół Baru musiało to usłyszeć. Jeszcze tego brakowało, by Powinność zwęszyła w tym biznes, nie wspominając o czujkach bandytów i najemników.
- Zamknij się idioto. – syknął w odpowiedzi – Ocipiałeś do reszty? Dzięki tobie już pół Strefy wie, że... – tu przerwał, tak naprawdę o niczym nie wiedział. Lecz Adam miał zazwyczaj głowę do interesów, nie na darmo nazywano go Kantem. Mimo to zapomniał o bardzo ważnej zasadzie – nie ubijaj interesów po pijaku.
- Aaale jak tach moszeszsz... Mnieee? Pszyjacielaa ot kret-tynów wyżywać? Ze mną szię nie napijeszsz? – ciągnął pijaczyna.
Stary go wcale nie słuchał. Wstał i podszedł do Barmana. Wystarczyło tylko sówko, by ochraniarz wziął nabzdryngolonego Adama za fraki i zaciągnął do pokoi gościnnych.
Barman zawdzięczał wiele niepozornej postaci. Po tym, jak pomógł mu zdobyć 100 Radów i wkraść się sprytnym fortelem w łaski Powinności, miał zapewniony stały stolik i tyle Kozaka, ile mógł wypić.
Wrócił więc na swoje miejsce. Jutro przepyta Wiedźmina o co mu chodziło. Dziś chciał się wreszcie pogodzić z własnymi wspomnieniami. To właśnie one dodały mu tyle zmarszczek, a także nie pozwalały spać w nocy. Koszmarne sceny, które naprawdę przeżył, we wspomnieniach stawały się jeszcze gorsze, wręcz groteskowe i karykaturalne. Normalny mężczyzna po kilku takich nocach popełniłby samobójstwo. Kościej niestety do nich nie należał.
Siedział tak przez całą noc. Kozak pomagał, przepędzał widma dawnych wrogów i towarzyszy, a także łagodził ich obawy. Bar już całkiem opustoszał. Wszyscy spali snem sprawiedliwego tam, gdzie zmorzyła ich wóda, lub też udali się do swoich kwater i obozowisk. Nawet Barman udał się na spoczynek, a ochroniarza już dawno zastąpił zmiennik, który właśnie pochrapywał przy ladzie.
Staremu wydawało się, że widzi dawnego kolegę. Przysiadł się on do jego stolika ze szklanką i przedpotopową wódką – Smirnoffem. Kościej przetarł oczy. Kozak zamglił już trochę jego wzrok, lecz zjawa nie znikała. Michajło, Siepacz Czwartego Pułku siedział przed nim i szczerzył transcendentalne zęby w parodii uśmiechu. Wyglądał tak samo, jak ostatnim razem widział go – rozwichrzona czupryna jasnych włosów, okrągła twarz i zielony mundur piechoty. Dziura w miejscu lewego oka i poszerzony uśmiech po tej samej stronie twarzy też był na swoim miejscu.
Półprzeźroczysty gość odezwał się swoim dawnym głosem, którego Kościej nie słyszał od dziesięcioleci.
- Witaj kamracie, nie znudziła ci się jeszcze ta egzystencja? Wciąż kochasz zabijać? Czy też obrałeś inny cel w życiu? – ostatni wyraz wręcz wypluł.
Tak, wyrzuty, tego mógł się jedynie spodziewać po widmie dawnego druha. Bezwiednie zacisnął dłoń na pustej szklance.
- Żyjesz już stanowczo za długo, ale to się wkrótce zmieni! – ciągnął dalej duch, tym razem z werwą. Zmienił też ton na oskarżycielski – Jak myślisz, ile jeszcze będę czekał! Chcę zobaczyć twą śmierć, psi synu! Przez ciebie tu jestem, a wciąż nie dajesz mi w spokoju spocząć! Zemrzyj wreszcie!
Stary miał już tego dość. Zamachnął się więc szklanką. Zgodnie z oczekiwaniem przeleciała przez widmo i roztrzaskała się o jedną z podpór baru. Strażnik zerwał się, przeleciał półprzytomnym, zaspanym wzrokiem po obecnych i znów położył się spać.
Widmo po tym ataku rozwiewało się. Nareszcie spokój, pomyślał Kościej i wkrótce usnął. Nic mu się nie śniło. Nic, po raz pierwszy od ponad pół wieku. Odkąd przekroczył niewidzialny próg tej przeklętej Zony.
Ostatnio edytowany przez MCaleb, 01 Sty 2008, 01:45, edytowano w sumie 1 raz
There is nothing in this world worth believing in...
Image

Za ten post MCaleb otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Kumpel111.
Awatar użytkownika
MCaleb
Weteran

Posty: 551
Dołączenie: 09 Cze 2007, 23:23
Ostatnio był: 03 Wrz 2015, 19:57
Miejscowość: Mars
Kozaki: 8

Reklamy Google

Postprzez Infernal w 01 Sty 2008, 01:43

Zajefajne opowiadanie :) Nic dodać, nic ująć, nic do czego można się przyczepić.
No może oprócz jednego:
MCaleb napisał(a):Staremu wydawało się, że widzi starego kolegę.

Wiem, ze "Staremu" to synonim głównej postaci, ale to słowo tak chamsko się rzuca w oczy jak się powtarza ;)

Wiem o tym ;) 'starego' zamieniłem na 'dawnego'. - МЦ -

Czyli opowiadanko idealne :wink: Mam nadzieję na ciąg dalszy :)
Ratuj dżender - dzieci precz ze szkół!
Infernal
Łowca

Posty: 508
Dołączenie: 02 Paź 2007, 17:29
Ostatnio był: 08 Sty 2015, 01:40
Kozaki: 3

Postprzez SaS TrooP w 01 Sty 2008, 02:18

Początek książki/opowiadania to prolog, a nie epilog. Epilog to zakończenie.

To jest ku&^a G36!!!111oneoneone. Gje trzydzieści sześc. Tak się nazywa mój ukochany karabin i proszę to uszanowac.

Tu nie jestem pewny, ale "zombiech" to chyba niepoprawna forma. Ja bym osobiście użył słowa "zombali".

Tak poza tym to naprawdę świetna robota. Robisz chociaż coś, czego ja nie robię nigdy: Czytasz swoje dzieło po jego napisaniu.
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Postprzez MCaleb w 01 Sty 2008, 02:27

SaS TrooP napisał(a):Początek książki/opowiadania to prolog, a nie epilog. Epilog to zakończenie.

Wiem o tym, nie musisz mi tego wytykać. Jest to zamierzone przeze mnie. Tak samo pierwszy rozdział ciężko nazwać Apokalipsą. Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach, o ile je napiszę.

SaS TrooP napisał(a):To jest ku&^a G36!!!111oneoneone. Gje trzydzieści sześc. Tak się nazywa mój ukochany karabin i proszę to uszanowac.

Czyli zbrojenia nie mogą pójść do przodu przez te kilkadziesiąt lat? Akcja dzieje się na długo po wydarzeniach z SoC, co zresztą widać po ilości lat rzuconych tak niedbale przeze mnie.

SaS TrooP napisał(a):Tu nie jestem pewny, ale "zombiech" to chyba niepoprawna forma. Ja bym osobiście użył słowa "zombali".

Zombiech jest jak najbardziej poprawną formą.

SaS TrooP napisał(a):Tak poza tym to naprawdę świetna robota. Robisz chociaż coś, czego ja nie robię nigdy: Czytasz swoje dzieło po jego napisaniu.

Moja dziękować, choć tak naprawdę tylko raz przeczytałem to, co napisałem przed kliknięciem 'wyślij'.
There is nothing in this world worth believing in...
Image
Awatar użytkownika
MCaleb
Weteran

Posty: 551
Dołączenie: 09 Cze 2007, 23:23
Ostatnio był: 03 Wrz 2015, 19:57
Miejscowość: Mars
Kozaki: 8

Postprzez SaS TrooP w 01 Sty 2008, 03:49

Ja nie przeczytałem swojego, zombiech jest prawidłowa, sprawdzałem a GP37 to wtedy chociaż mógłbyś wyjaśnić co to jest, bo jak na razie to rozumiem przez to rzucanie 37 złotymi monetami
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Postprzez MCaleb w 01 Sty 2008, 12:14

Za dużo RPGów i za mało wyobraźni. Powiedzmy, że GP-37 to mocno zmodyfikowana wersja G-36. Nie weszła do seryjnej produkcji, gdyż wykryto kilka błędów konstrukcyjnych, których nie dało się przeskoczyć zwykłymi środkami. Broń miała dziwną właściwość samoistnego wystrzału, czy też zablokowaniu się łuski w komorze. Przytrafiały się też sporadyczne przypadki eksplozji mechanizmu, gdy pocisk utknął w lufie. Żaden jednak inżynier nie wpadł na to, by do konstrukcji modelu wykorzystać artefakty. Dlatego też GP-37 (P od prototype) jest obecnie niezawodnym karabinem szturmowym, a jego wytwarzanie nie zachodzi już w żadnej fabryce Heckler und Koch.
Okazało się też, że to, co poprawili (i spieprzyli) inżynierowie naprawiły artefakty i to z nawiązką. Grawi, Kryształowy Kolec oraz inne produkty Strefy zostały użyte, poprawiając osiągi broni. Choć szybkostrzelność spadła nieznacznie, tak już donośność i szybkość wylotowa pocisku zwracały ją z nawiązką. Odrzut był niewielki, nawet przy zastosowaniu amunicji przeciwpancernej. Wiele też było w nim kosmetycznych zmian. Korpus był całkowicie modyfikowalny. Nie było problemu doczepić granatnik typu nato, czy też wschodniego. Praktycznie każda luneta czy kolimator trzymały się pewnie, a i tłumik był częstym widokiem na lufie. Niestety, a może na szczęście, GP-37 nie było częstym widokiem w Zonie, lecz tu występował najczęściej, niż w innych stronach świata. Normalnie taka broń przyciągnęłaby niepotrzebną uwagę, ale ze względu na łudzące podobieństwo do G-36 (jeżeli właściciel nie przesadzał ze wschodnimi dodatkami), którego było znacznie więcej, tylko wprawny stalker mógł rozpoznać jego mocno zmodyfikowaną wersję.
There is nothing in this world worth believing in...
Image
Awatar użytkownika
MCaleb
Weteran

Posty: 551
Dołączenie: 09 Cze 2007, 23:23
Ostatnio był: 03 Wrz 2015, 19:57
Miejscowość: Mars
Kozaki: 8

Postprzez SaS TrooP w 01 Sty 2008, 18:27

Teraz to rozumiem.

A tak poza tym to Wiedźmin to moja pierwsza gra RPG. Zawsze grałem w FPP, FPSy i Symulatory (nie lotu!!!).
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14

Postprzez MCaleb w 01 Sty 2008, 18:51

Nie wiem czy lepiej jest pisać opowiadanie ciągle w jednym poście, czy też tak, jak mnie 'weźmie'. Anyway przedstawiam wam drugi rozdział Kościeja.


Rozdział II: Początek końca.
Następny dzień zastał Kościeja ze szklaną w ręce i głową na ławie. Co prawda do Stu Radów słońce nie zaglądało, lecz domyślał się, że musi być przed południem. Czaszka wdawała się być o jakieś dwa rozmiary za mała. Odgonił mroczki ręką, a gdy to nie poskutkowało wlał resztkę Kozaka do szklanki. Albo pomoże, albo zabije, pomyślał, po czym wypił całość jednym haustem. Wyszło na to pierwsze. Bar nabrał kolorów, a ptaszydła tak nie tupały, jakby je ktoś podkuł. Myśli zaczęły wreszcie układać się w jakąś całość, więc pozwolił im na to, a sam rozejrzał się po otoczeniu. Barman jak zawsze o tej porze był na swoim miejscu, tak samo jak ochroniarz. Reszta towarzystwa dopiero się podnosiła, a inni zamawiali coś na śniadanie. Na podłodze leżało jeszcze kilka szklanych drzazg z poprzedniej szklanicy Kościeja. Widocznie ktoś pobieżnie posprzątał podłogę, bo nie było też leżących stalkerów na ziemi. Jakaś dobra ręka przeniosła ich na ławki.
Kościej doszedł do wniosku, że czas zająć się Adamem. Wstał więc i poszedł na pokoje. Pod czaszką tłukły mu się echa słów, które wypowiedziała w nocy zjawa. Nie miał oczywiście zamiaru się tym przejmować, ale zazwyczaj takie nawiedzenia nie wróżyły mu nic dobrego.
Pokoik był mały i przytulny. Ot niewielki stolik, kilka krzeseł i łóżko. Okna były, więcej nie dało się o nich powiedzieć, gdyż nie były pierwszej nowości i chyba od tamtego czasu nikt ich nie mył. Jednak nie po to chudzielec tu się zjawił. Kant leżał na wyru i chrapał w najlepsze. Mocno spał, gdyż dobudził go dopiero drugi kościsty kuksaniec Starego. Z potoku słów, które z siebie wyrzucał z prędkością działka Gatlinga, wynikało, że śniło mu się coś naprawdę przyjemnego, a głowa teraz ma zamiar mu eksplodować, implodować i eksplodować raz jeszcze. Kościej przerwał jego gadkę, wyciągając swój wytłumiony FN HP-SA.
- Nie jestem pewien co do implozji, ale eksplozję da się załatwić. – wycedził przez zęby. On też nie czuł się najlepiej, gdyż klin okazał się za słaby.
- Z-zwariowałeś? Nie wydurniaj się, Kościej! – pot zaperlił się na czole Wiedźmina podczas tych słów i ciszy, w której pistolet wycelowany był w niego. Stary uznał, że kolega już się uspokoił i nie ma zamiaru wpędzić jego i siebie w jeszcze większy ból głowy, więc schował broń. To porównanie podobało mu się, lecz przemyślenia przerwał mu Kant, przypominając sobie czemu tu jest. Cichym głosem, prawie szeptem wyjaśnił robotę, którą odkrył. Gdy skończył, Chudzielec tylko popatrzył na niego z politowaniem.
- Ech, stary, w co ty się wpakowałeś? To, co mi opowiedziałeś, to legenda, którą zna trzy czwarte Zony. Chcesz, bym uganiał się za czymś, co nie istnieje?
- Jak to nie istnieje?! – natychmiast oburzył się Wiedźmin – Mam na to niezbite dowody, o tutaj.
Podał mu zniszczone PDA, na którym ledwo było widać ostatni wpis.
”Kula Złota” naprawdę istnieje! Odkryłem ją przypadkiem w kanałach pod Jantarem, a dokładnie pod jakimś zakładem. Niektórzy mówią, że to sławetne laboratorium X-16, przez które mamy tu hordy zombiech. Mi jednak udało się przeżyć, lecz obawiam się, że może to być mój ostatni wpis. Wybraliśmy się...
Kościej już dalej nie czytał. Popatrzył raz jeszcze na przyjaciela.
- Gdzieżeś to znalazł?
Na to pytanie Adam pojaśniał z dumy. Widocznie wiedział, że chuchro nie da się tak łatwo wymanewrować i będzie pytał.
- Oczywiście w Jantarze. To PDA miał ze sobą zombie, który wyszedł z kompleksu badawczego. Dlatego zapewne gdzieś tam jest ten legendarny artefakt.
Tak, legendarny, pomyślał Kościej, za dużo już stalkerów oddało życie poszukując go. Gdzieś tu musiał być haczyk. Po pamiętnym dniu, w którym Naznaczony wyłączył X-16 był spokój, lecz zaraz po jego zniknięciu w Prypeci ustrojstwo zaczęło ponownie działać. Jak nie trudno się domyślić rzesze stalkerów, którzy tam byli od kilku dni stracili zmysły i zasilili hordy zombiech. Nawet jajogłowi na poważnie myśleli o opuszczeniu bunkra. Jantar stał się jeszcze gorszym miejscem, niż był kiedyś – pojawiły się tam rzadkie chimery, po nocy, podczas której kilku stalkerów zaobserwowało duże, czarne kształty na niebie.
Kościej pamiętał dawny Jantar, gdy naukowcy dopiero mieli postawienie bunkra w planach. Wtedy był młody. Młody i głupi, a także służył jako wojskowy stalker. Nienawidził tego miejsca, gdyż przez nie stał się potworem, a przynajmniej za takiego się uważał.
Zdecydował się jednak pokonać własne słabości i zgodził się towarzyszyć Wiedźminowi. Nie wierzył co prawda w jego zapewnienia o prawdziwości wpisu w PDA, ani w samo powodzenie misji. Chciał umrzeć. Umrzeć jak stalker.
There is nothing in this world worth believing in...
Image
Awatar użytkownika
MCaleb
Weteran

Posty: 551
Dołączenie: 09 Cze 2007, 23:23
Ostatnio był: 03 Wrz 2015, 19:57
Miejscowość: Mars
Kozaki: 8

Postprzez Silas w 01 Sty 2008, 20:12

Ooo... MC, tu pokazałeś co potrafisz, świetne opowiadanie, dawno takiego nie czytałem. :D Niezauważyłem błędów (może przez to, że mnie łeb boli?).

Pozdrawiam,
Силас
Silas
Tropiciel

Posty: 213
Dołączenie: 17 Sie 2007, 19:15
Ostatnio był: 09 Gru 2023, 00:06
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 1

Postprzez MCaleb w 06 Lut 2008, 01:59

Rozdział III: Za Matkę Zonę!
- Dobra, stary, pomogę ci z tym... – tu Kościej zawiesił głos, nadając swej wypowiedzi sztuczny dramatyzm i wycedził – problemem.
Adam od razu pokraśniał i wyszczerzył zęby w szczerym, słowiańskim uśmiechu. Chudzielec mógł policzyć jego braki w uzębieniu i właśnie teraz robił to, subwokalizując kolejne cyfry.
- Stary, trzeba to oblać! – wrzasnął po chwili uradowany Wiedźmin, przy czym poderwał się z leża jak nakręcony. A tak dokładnie próbował się poderwać, gdyż koścista ręka wylądowała na jego ramieniu. Podziałało to na Kanta jak kubeł zimnej wody i momentalnie się uspokoił. Niewielu ludzi zachowuje dobry humor przy tak bliskim kontakcie z Kościejem.
- Nie będziemy niczego oblewać. Wyruszamy dzisiaj.
- Ja-jak to dzisiaj? – Zająknął się Adam, a w jego głosie dało się wyczuć strach.
- A, dzisiaj, dzisiaj – powiedział prawie ciepło chuchro – Chyba chcesz dostać tę swoja kuleczkę jak najszybciej, ne?
- Ta-tak – padło w odpowiedzi – Zbierajmy się więc. – rzekł z większym przekonaniem, lecz mimo to dużo brakowało mu do pewności.
- Ty się zbieraj, ja muszę dorwać Tomasza...
- Co?! Popaprańca? Oszalałeś do reszt... – przerwał nagle Wiedźmin, gdy kościsty kułak wylądował na jego policzku.
- Nie przerywaj jak mówię – rzekł spokojnie uderzający – Idę po Tomasza, masz być gotów w ciągu godziny. – nie oglądając się na przyjaciela, masującego obolałe miejsce, Kościej wyszedł z pokoju, a następnie ze Stu Radów. Swe kroki skierował od razu w stronę Magazynów Wojskowych.
Pogoda była wręcz idealna do spacerów, a nawet opalania się, o ile ktoś lubił świecić później w ciemności, gdyż około północy odbył się blowout i poziom promieniowania był większy niż ostatnio. Wietrzyk szeleścił lekko darnią, krzewami i innym zielskiem rosnącym koło drogi.
Tomasz był prawie nieuchwytny, lecz jego przyzwyczajenia łatwo go zdradzały. Często w takie dni w południe zachodził na posterunek Wolności wypić kilka szklanek Kozaka. Niejednego tam przepił, a starzy wyjadacze często podjudzali koty do takich zawodów. Inaczej nikt nie byłby tak głupi, ani tak niedoświadczony, by starać się przepijać Tomasza. Nie jednego wynosili nieprzytomnego, a zdarzały się przypadki, że i z Zony. Był to też jeden z nieoficjalnych powodów ściągnięcia lekarza do Baru.
Kościej, tak zamyślony, szedł dalej. Objawy kaca zostały całkowicie złagodzone piękną pogodą. Gdy już kończyły się zabudowania, usłyszał jakieś głosy za sobą. Nie namyślając się dłużej ukrył się z dala od szosy w jakimś głębokim rowie po prawej. Nie miał przy sobie broni innej niż pistolet i nóż, a z daleka jednak pistolety maszynowe w dziwny sposób mają większe prawdopodobieństwo trafienia, niż broń krótka. Nie miał stąd zbyt dobrego widoku na drogę, ale skoro on ich nie widzi, to oni nie powinni widzieć jego. Po chwili doszły do niego wyraźniej.
- ...ówię ci Heni... ten gość naprawd...otą Kulę mu się zachciało... – mówił głos niski i lekko chropowaty, a w miarę zmniejszania się odległości chudzielec mógł coraz więcej wyłowić spośród szumu zieleniny i świstu wiatru.
- Przejmujesz się. Ten artef...ewno nie istnieje i pewnie go sobie zmyślił – odrzekł wysoki, lekko zniewieściały głos. Niewiele osób w Strefie pokazałoby się z takim głosem, prócz kotów i wojskowych. Co bardziej zastanawiało stalkera, to żaden z wyżej wymienionych nie mówiłby z taka pewnością o nieistnieniu legendarnego artefaktu. Tak więc zostali wolnościowcy i najemnicy, gdyż bandyci po ostatnim wpierniczu nie pokazują się w promieniu kilometra od Baru. Chyba, żeby czujki, ale na pewno nie w takiej ilości.
- Cicho! Coś słyszę – odezwał się trzeci, bardzo melodyjny głos. Przez chwilę Stary obawiał się, że go odkryli, ale ich kroki nie zbliżały się do jego kryjówki, a dalej szurały po asfalcie. Dopiero po chwili doszedł go odgłos innych kroków. Kroków w podkutym obuwiu. Niewielu ludzi aż tak manifestowałoby swoją obecność w Strefie. A przynajmniej nikt normalny. Chudzielec stłumił ogromną chęć zaklęcia szpetnie, gdyż nie chciał się zdradzić, a jeszcze mógł wykorzystać element zaskoczenia. Przeciwnicy znajdowali się dokładnie naprzeciwko niego, lecz patrzyli w innym kierunku.
- Stój! – wrzasnął trzeci. Kościej dopiero po chwili skontaktował, że głos należy do jednego stalkera, który wczoraj siedział z innym kolegą w Stu Radach. A więc to stąd wiedzieli o Kuli! No, to znalazł kabla. Teraz tylko się go pozbyć wraz z kolegami.
- Bo co mi zrobisz, cieniasie? – odezwał się ktoś z prawej, a szczękanie metalem o asfalt ucichło. Głos pochodził niewątpliwie z zapijaczonego gardła Tomasza. Stary nie mógł oczywiście pozwolić, by zabili mu kumpla, lecz musiał być pewien sukcesu i chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Odbezpieczył więc jak najciszej mógł swoje FN HP-SA i przygotował się do wyskoczenia z kryjówki.
Szczęknięcie zabezpieczenia utonęło w podobnych dźwiękach trzech innych broni. Czwartej nie było słychać, Popapraniec już dawno odbezpieczył swoją i trzymał ją niedbale w rękach. Tyle przynajmniej zdążył zauważyć Kościej przed jakże heroicznym wypadem z rowu.
There is nothing in this world worth believing in...
Image
Awatar użytkownika
MCaleb
Weteran

Posty: 551
Dołączenie: 09 Cze 2007, 23:23
Ostatnio był: 03 Wrz 2015, 19:57
Miejscowość: Mars
Kozaki: 8

Postprzez Stiven w 06 Lut 2008, 09:57

Świetne opowiadanie masz talent, jednak ugryzł mnie ten "blowout", brzmiało by lepiej gdybyś użył polskiego określenia "zwarcie".

Mogę, lecz tak samo zamiennie używam Zona i Strefa. Nie przeszkadza to zbytnio, a ograniczam powtórzenia do minimum. - МЦ -
Awatar użytkownika
Stiven
Stalker

Posty: 66
Dołączenie: 18 Sty 2008, 19:03
Ostatnio był: 12 Lis 2008, 19:21
Miejscowość: Stamtąd
Kozaki: 0

Postprzez Regot w 12 Lut 2008, 01:39

Już jakiś czas temu to przeczytałem ale dopiero teraz zebrało mi sie na komentarz. Fajnie piszesz, czytelnie i zrozumiale. Fabuła zapowiada sie ciekawie ale jedno mi sie nie podoba... zakończyłeś tuż przed tym jak miała się rozwinąć akcja, już mają do siebie strzelać, a tu trzeba czekać . Z drugiej strony rozumiem że gdzieś musiałeś zrobić tą przerwę, ale tak teraz mnie zżera ciekawość... a i zapomniałem dodać że wciągające :)

Nie muszę chyba dodawać że czekam na dalszy ciąg :wink: ?
Awatar użytkownika
Regot
Stalker

Posty: 53
Dołączenie: 20 Gru 2007, 15:30
Ostatnio był: 01 Mar 2014, 01:10
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: --
Kozaki: 1

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości