Książkę dostałem dość szybko, nie kosztowała wiele i nie posiada wygórowanej ceny - do tego jest czymś, jak "Ogniem i Mieczem", "Krzyżacy" lub "Pan Tadeusz"; to nasz pierwszy polski S.T.A.L.K.E.R. Dziękuję zatem Michałowi Gołkowskiemu, Meeshowi, za napisanie tejże książki. Życzę mu także wielu ciekawych pomysłów i rozwinięcia skrzydeł!
Pierwsze, przydługawe w opisie zwroty jak najbardziej na plus, nieco przeciężkie, oddające charakter miejsca. Mleczarnia, widzę napis. Nie wiedziałem kompletnie co to będzie...mutanty?ukryty przed oczyma artefakt?nic? Akcja powoli się rozkręca, wchodzą zombi...na szczęście Meesh nie przedstawił ich jako aż takich bezmózgich potworów rodem z hameryki, te zombi mają w sobie esencję dawnego życia, koegzystencji. Umarlak pocierający cały czas buta, ich czynności, mechaniczne, ale świadczące o tym, że w tym golemie jeszcze coś się tli, unosi. Dalej jest coraz lepiej i lepiej.
Miejsca w Zonie - widać jak autor naśmiewa się, no nie bójmy się, z nieudolności GSC, czyli wędrowki przez stadion do CzAES. Zona nie jest także ziemią tylko ukraińską, dzielą się nią inni sąsiedzi, każdy "dba" jak może, w końcu Zona zdmuchuje ciężki dorobek człowieka niczym wilk szałas świnki. Hamerykanie znaleźli się także i tu. Zamiast miejsc znanych typowo z serii S.T.A.L.K.E.R., mamy wioski, opuszczone laboratoria, które lekko zawadzają o Shadow of Chernobyl. Opisów krajobrazów aczkolwiek za mało, za mało, ja wiem że to książka akcji że się tak wyrażę ale brakuje mi tego!
Ciekawe jest to, że autor wprowadził wiele nazw znanych sobie, którymi się dzieli z nami, z dziećmi - jak dobry ojciec opowiada, co i jak, a jeśli nie, to po nazwie możemy się domyśleć "cojetuje" jak rubaszny
juchociąg. Co jeszcze - pijawka jest teraz prawdziwym łowcą, Predatorem, mimo iż występuje raz to robi to co powinna - unicestwia życie, nie czuje lęku i budzi majestat. Kontroler...wystarczy chyba że napiszę "miód"
Wspaniały moment! Co do "Królowej", kolejny świetnie napisany rozdział, po części ukazujący także że Zona daje, ale i karze, jest surową matką. Miłą odmiennością jest nazewnictwo anomalii oraz opis ich działania, mmm "treser". Ahhh...i jak mogłem zapomnieć o miażdżącym "mlyśpniak?"...naprawdę, w samej książce jest tego tak dużo, że opisywanie wszystkich fantastycznych pomysłów zajęłoby dwa kolejne posty.
Co mi się nie spodobało? To, że Miś jest Terminatorem w tej książce. Nie chodzi o to, że akcja to zło, Zona to miejsce osamotnienia itd. Po prostu było tego...za dużo? Za dużo w jednej chwili. O ile walka z burerami czy bandytami to wielki plus, to już inną sprawą jest końcówka, czyli atak szczurów i trochę przesadzony ratunek ze strony Trybika. Rozdział z Durą, oraz kolejny wydają mi się trochę naciągane i nie przypadły mi do gusty, i znając życie wiedziałem że w końcu razem się stykną...
Jednakowoż, chyba najbardziej luźny rozdział, który obfituje w komiczne dialogi.
Narracja pierwszoosobowa pozwoliła na ukazanie kilku ciekawych rzeczy, których nie można opisać po prostu tak dobrze w inny sposób. Mowa oczywiście o osobistych przemyśleniach, snach czy rozdziale z Tatą. Ponadto bardzo przyjemnie wyobraża się sceny płynące z liter. Polskie nazewnictwo niektórych rzeczy i elementów Zony mocno kształowały bohatera i zaznaczały: to jest Polak! Miś bardzo przypadł mi do gustu.
"Ołowiany Świt" wciąga jak dobry narkotyk i sprawia, że nie można się oderwać od lektury. Akcja przyspiesza tempo i jest się coraz to dalej...szczęście w nieszczęściu, starałem się zjadać kawałkami ale i tak pożarłem za szybko. Smutno, że Trybik umarł, ta scena poruszyła moje zapleśniałe serce.
Chciałbym jeszcze dodać, że rysunki Szymona Radomskiego także stoją na wysokim poziomie i szkoda, że część z prac nie znalazła się finalnie w książce. Wiem, że to nie od Was zależało
Mam wielką nadzieję, że to nie był ostatni raz, kiedy mogłem poznać Strefę oczami Polaka, posmakować jej w inny sposób i czasem dosłownie poczuć jej siłę.