A proń Cię bardzo. Jest i druga część. Teraz Twoja kolej, Najemniku!
____________________________________________________________________________________
- Jeszcze jakieś pięćdziesiąt metrów. Spokojnie. Dasz radę? - Spytał Wariat, prowadząc pod ramię skaczącego na jednej nodze Kosa.
- No pewnie. Spod Leśniczówki doszedłem, to i ten kawałek przeskoczę. To tylko łydka... Skrzypek! Skrzypek! Ej, łachudro, mówię do ciebie!
Ten nie reagował. Szedł do przodu, niby rozglądając się na boki, ale był jakiś taki nieobecny. Wyraźnie nad czymś się zastanawiał. Może to ten niespodziewany postrzał, może wizja, że nie uda mu się wykonać zadania, może strach o kolegę, czy pragnienie zemsty? Dziesiątki myśli kołatało mu się w głowie.
W końcu dotarli do niewielkiego, sypiącego się już, cuchnącego stęchlizną i pleśnią, budynku gospodarczego. Skrzypek rozejrzał się na boki, jakby sprawdzał, czy nie grozi mu niebezpieczeństwo, po czym zamachnął się i wykopał blaszane drzwi, osadzone na drewnianej framudze. Huknęło potężnie. W ciągu sekundy w powietrzu znalazły się chmury drobnych drzazg, wiórów i pyłu. Metalowy arkusz o wysokości niecałych dwóch metrów gruchnął o przegnitą podłogę razem z futryną, przebił się przez deski jak przez cienką płytę ze sklejki i osiadł na fundamencie. Weszli do środka, po czym pomogli usadowić się Kosowi w kącie, tuż przy... kolejnych drzwiach, zamkniętych na kłódkę. I to nową kłódkę. Dziwne.
- Skrzypek, leć po Wstrząsa, może on coś poradzi. Co dwie głowy, to nie jedna, nie? - Zagaił Wariat.
Ten nawet nie wysłuchał do końca. Szybkim krokiem wyskoczył z magazynku i skierował się w stronę Skadowska. Po kilku minutach był już na miejscu. Po wejściu do środka ruszył na pierwsze piętro, do kajuty obozowego medyka. Jednak zastał tam tylko puste biurko. Odwrócił się i przeszedł przez drzwi znajdujące się naprzeciwko.
- Sowa, gdzie Wstrząs?
- A co on, mój syn? Przylazł do niego jakiś gnojek i prosił, żeby go połatać. Ten wstał, wziął tamtego pod ramię i gdzieś wyszli.
- Kiedy?
- A, jakieś dwie godziny temu...
- I serio nie wiesz, gdzie jest? - Sięgnął do kieszeni i zaczął miętosić jakieś banknoty. Sowie na widok pieniędzy poprawiała się pamięć.
- Nie mam pojęcia, naprawdę. - Pokręcił przecząco głową, wcześniej wbijając wzrok w kieszeń Skrzypka.
- Cholera. No nic.
Jeśli Sowa, patrząc na pieniądze mówił, że nie wie, to znaczy, że serio nie wie. W tej sytuacji, Skrzypkowi nie pozostało nic innego, jak wrócić do towarzyszy. Śpieszył się. Mógł się jeszcze na coś przydać. Nie spodziewał się jednak tego, co zastanie, gdy dotrze do dźwigów.
Przeszedł przez wyważone wcześniej drzwi. Kos siedział na podłodze z chęcią mordu w oczach, Wariat trzymał Kałasznikowa na wysokości barku, wycelowanego w jakichś dwóch facetów. Jeden miał ręce wysoko w górze, drugi ledwie stał na nogach. Skrzypek, nie wiedząc co się dzieje, szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni Makarowa.
- Wariat, co jest? - Spytał.
- Nie uwierzysz. Chodź tu.
Posłusznie ruszył do przodu, obchodząc dwójkę z prawej strony. Po chwili, z wrażenia omal nie wypuścił pistoletu. Stał przed nim Wstrząs i Daniła.
- O co tu, ku*wa, chodzi?
- No, niech ci powiedzą. Dalej! - Wariat przysunął lufę AK do żuchwy medyka.
Wysłuchali opowieści o uzależnieniu Wstrząsa od hemoglobiny, o tym jak wyrzucili go z pracy w szpitalu za to, że spijał krew przygotowywaną do przetaczania, o tym, że przybył do Zony, aby zaspokajać nałóg...
- I co my teraz zrobimy? - spytał w końcu Skrzypek.
- I tak już nikt mi nie zaufa. Wszyscy niedługo poznają mój sekret... Pozwólcie mi odejść, a zniknę raz na zawsze. Przepraszam.
Wyszedł z budynku i zniknął, skręcając w stronę Skadowska. Stalkerzy zajęli się pomocą Kosowi. W pewnej chwili rozległ się strzał. Gdzieś niedaleko. Któryś ze zgromadzonych w gospodarczym wychylił głowę z budynku i spostrzegł krew kapiącą kroplami z jednego z dźwigów. A zaraz potem zauważył Wstrząsa, a raczej jego ciało, zwisające bezwładnie przez barierkę ochronną przy wejściu do kabiny.
- Zmywamy się stąd. Jeszcze powiedzą, że to my. Kos, dasz radę chodzić?
- Tak, teraz już chyba tak. Na Skadowsk?
- No raczej... - Skrzypek zamyślił się. - Ty, Wariat, chyba przejmiesz rolę obozowego medyka.
- Na to wygląda. Szkoda trochę Wstrząsa... - Odparł.
- Szkoda.
Szli w milczeniu w stronę rdzawej sylwetki połyskującej w nie mniej rdzawym blasku zachodzącego słońca. Wyglądali na przygnębionych i zmęczonych. Krótko mówiąc, bieda z nędzą. Obrazu nieszczęścia dopełniał kuśtykający Kos i Daniła ledwie powłóczący nogami.
- Skrzypek! Skrzypek! - Zawołał w pewnym momencie kulawy.
- Tak?
- Możesz mi coś obiecać?
- Jasne, stary, wal.
- Dorwij tego sku*wiela, który mi zrobił dziurę w nodze... Okej? - Powiedział, zaciągając się dymem z odpalonego przed minutą papierosa.
- Masz to jak w banku. - Skrzypek pokiwał głową.