Nie rozumiem tej licytacji, która zaczęła się od wyznania Adama, że wzruszył się jak Jan Paweł II umarł.
A cóż to za dziwne reguły, że płacze się po rodzinie i rozliczanie notabene obcego człowieka, po kim ma płakać?
Zawsze mierziły mnie te deklaracje, kto nie płakał po papieżu, a kto po Jacksonie. To sprawa indywidualna.
Jak umierały zaćpane gwiazdy muzyki lat 70 i następnych, to tłumy fanów wyły do księżyca jak ranne łosie i nikt nikogo nie rozliczał z wylanych łez. I nie było "mody na niepłakanie".
Jak umarł JP II też płakałam, bo przejął mnie smutek mojej Babci, która była z pokolenia świadków wybrania Karola Wojtyły na Papieża i dla większości tych ludzi była to postać wyjątkowo ważna.
Niech każdy płacze po kim chce, po co tu dorabiać ideologię?
Termi ma rację w całej rozciągłości. A ja jeszcze dorzucę swoją obserwację.
Wielu ludzi dzisiaj, (w tym moja kuzynka, więc znam to z autopsji) obnosi się ze swoim ateizmem, co nie przeszkadza im obchodzić świąt Bożego Narodzenia, kupować prezentów pod choinkę, łamać się opłatkiem, a na Wielkanoc robić ceregiele ze świątecznym śniadaniem i lecieć do kościoła ze święconką.
Chłopoki, gdzie tu logika?