Nie wiem czy w zupełnie nie-modowanej grze też, ale w AF3 miałem raz tak na free-play'u, że w Jupiterze koło odkrywki mnie nibyolbrzym ganiał. Oczywiście nie próbowałem dziada tępić, nogi za pas i wio na stację Janów. Drań jest o tyle wredny, że praktycznie nie da się go ubić środkami 'konwencjonalnymi'. Albo cała taśma w RPD, albo cały zapas granatów podlufowych, albo z Gaussa, albo z RPG-7. Nawet z SWD wychodzi ~100 trafień jak kiedyś sprawdzałem. On się tak szybko regeneruje czy co? Pamiętam, że w warsztacie Projektu 62 wyładowałem w niego >1200 nabojów z AK-74, zajeździłem broń do upadłego a dziad nadal biegał i przytupywał
Chimery są jeszcze wredne, skaczą jak głupie i biją mocno. Dwa magazynki ze szturmowego biorą, ale granatniki podlufowe na nie dużo pomagają. Trzeba tylko umieć/wyczuć trafić. W AF3 później nie unikałem konfrontacji, niemniej wiele razy wczytywałem sejwa po zgonie
W Biedzie-z-Nędzą, poza Chimerą z questa z myśliwymi i drugą z Jupitera, nie chcę mieć z nimi nic do czynienia. A przynajmniej tak długo, jak nie będę miał granatnika z zapasem granatów do niego.
Pijawka jest straszna, charczy, dyszy, sapie, biega niewidzialna, ale przy odrobinie szczęścia pada po dwóch celnych seriach. W nie-modowanej grze lubiłem sobie na nie polować, ale do każdej walki podchodziłem z należną powagą i respektem. Najgorzej jak wyskoczy nocą, albo w zaroślach, wtedy najczęściej uciekam na wygodniejszą pozycję do obrony i stamtąd się odstrzeliwuję. Łatwo jest, kiedy pijawa biega po wodzie, wystarczy strzelać nad miejscem, gdzie są ślady na wodzie. Unikam wdawania się w walkę z kilkoma pijawkami, albo ściągam kolejne z odległości, albo odciągam pojedyncze bliżej siebie. Wdepnąć między gromadę = pewna śmierć.
Burer jest męczący w pojedynkę, a w grupie to prawdziwe utrapienie. Znowu, albo granatnik podlufowy (awaryjnie granaty ręczne), albo gimnastyka ze strzelaniem zza osłony. Chyba drań więcej krwi mi napsuł niż pijawka, średnio rzecz biorąc. Z pojedynczymi jeszcze sobie radzę, ale w X-8, gdzie w jednym miejscu są chyba 3 albo 4 zrobiłem rzeź odpalając kilkanaście granatów. Wyrywanie broni z rąk i męczenie oraz pole siłowe czynią z nich wymagających przeciwników.
Trochę niedoceniane, może ze względu na małą populację: czarnobylskie nibypsy. Mam na myśli te, które robią swoje kopie. Wszystko komplikuje fakt, że te kopie też gryzą i to całkiem mocno, zwłaszcza gdy jest ich kilka. Szczęśliwie właściwy nibypies nie jest przesadnie żywotny i oddaje ducha po dłuższej serii.
Twórcom gry udało się urozmaicić mutanty. Może nie są jakoś strasznie trudne, ale są wymagające. Do każdego z powyższych, ale i pozostałych poważniejszych jak kontrolery czy snorki, trzeba stosować różne taktyki, sięgać po różne uzbrojenie. Jednak mnogość środków medycznych i amunicji sprawia, że trudno oprzeć się pokusie posłania tej czy innej poczwary na tamten świat, choćby dużym kosztem. W Biedzie-z-Nędzą z amunicją bieda, z apteczkami też nie jest wesoło. Mam zazwyczaj jakiś artefakt leczący na trudne sytuacje, ale pestki się nie regenerują w nieskończoność jak śruby. Dlatego też unikam konfrontacji kiedy tylko to możliwe.
Najgorszy mutant dla mnie? Obstawiam nibyolbrzyma na równi z chimerą, niżej zaraz burer, niewiele niżej łeb w łeb pijawa i czarnobylski nibypies. Na otwartej przestrzeni nibypies będzie większym problemem niż nibyolbrzym, wszystko zależy gdzie i z czym je zastanę.