To "The Walking Dead" to jest to, co leci na "jedynce" wieczorami? Przecież to jest cienkie jak barszcz. Przy jednym odcinku to myślałem, że pęknę ze śmiechu, patrząc na niektóre rzeczy w tym filmie (akurat przykładów nie podam, bo nie pamiętam - to było jeszcze w tamtym roku <lol>) - było momentami tak surrealistycznie, że aż ciężko było w to uwierzyć.
A nie, jednak coś sobie przypomniałem. Idzie dwóch kolesi (policjant i ten drugi, co chce się odłączyć od grupy), z nimi jakiś chłopaczek (chyba syn gliniarza). Idą, idą, nagle bach - jelonek sobie stoi. Ten młody czai się do niego, czai, chłopaki się zaczynają się uśmiechać, ja sobie myślę "WTF, co to ma być, jakiś Forrest Gump czy zombie apokalipsa, do cholery", a tu JEB! - pada strzał z karabinu myśliwskiego. Jelonek pada martwy, chłopak pada martwy, chłopaki patrzą po sobie, pojawiają się końcowe napisy. Niedawno przypadkiem przełączyłem na to, a tu niespodzianka - chłopaczek żyje i chyba nawet nie ma rany postrzałowej (ba, nawet ubranie ma całe) xD To chyba jest jakiś, kuźwa, syn Bruce'a Willisa i odziedziczył po nim kuloodporny podkoszulek
Przejrzałem parę stron i tylko
Glaeken podał "Nieustraszonego". Boże Przenajświętszy, a ło takim, a nie, nawet jeszcze mniejszym wypierdkiem byłem, jak to leciało na TVP1. Oczywiście, o 9:00 rano - w momencie, w którym traciłem dzieciństwo w podstawówce... [chlip...] Ile ja bym dał, żeby móc sobie jeszcze raz tak oglądnąć w TV takie coś. Albo "Drużynę A"... Na Polsacie leciało, ale tak dawno, że już nawet tego nie pamiętam.
Chyba nikt nie wymienił serialu
"Castle" - na AXN leci (leciało?), na TVP2 leciało (ale chyba tylko jedna seria), na Universal mają być nowe odcinki. Tytułowym bohaterem jest Richard Castle - pisarz powieści kryminalnych, który kiedyś (znaczy się na początku I serii
), w celu poszukania natchnienia chce wczuć się w rolę policjanta w wydziale zabójstw i, za protekcją swojego przyjaciela, burmistrza Nowego Jorku, zostaje przydzielony do detektyw Kate Beckett jako policyjny konsultant. Na początku nieco oschła, czasem nawet pogardliwie odnosząca się do pisarza Beckett z czasem przekonuje się na Castle'u, bo okazuje się, że jako iż sam zarabia na pisaniu powieści kryminalnych, potrafi świetnie analizować zachowania morderców i rozwiązywanie zagadek kryminalnych przychodzi mu niemalże z łatwością. Z czasem Beckett wtajemnicza go w zamkniętą już sprawę zabójstwa jej matki, w której, pomimo kilku podejrzanych, nie postawiono nikomu zarzutów, co - jak sama się później przyznaje - przyczyniło się do tego, że Kate zdecydowała się pracować w policji. Później wpadają na trop ludzi, którzy mogą coś wiedzieć i Rick wplątuje się w jakieś porachunki między mafią i policją - kontaktuje się z nim jeden z tych ludzi, twierdząc, że jeśli nie odciągnie Beckett od sprawy, oni ją zabiją. Ostatecznie historia kończy się pośrednim happy-endem, ale co dokładnie się stało to już nie powiem, bo zepsuję przyjemność potencjalnemu widzowi
Proszę państwa, sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę w ciągu kilku sekund, wspaniały wynik. Gdyby w ten sposób można było wypie*dolić z polskiej polityki tych wszystkich śmieci z Okrągłego Stołu, Leszka Millera, byłoby… cudownie i każdemu bym ku*wa kupił po takim Ferrari, byleby w piz*u pojechali tym PROSTO do swojego ukochanego… Izraela. SYJONIŚCI Europy, jedźcie do siebie! Pozdrawiam, Zbigniew Stonoga. Nie jestem antysemitą!