Kiedyś pisałem jedno opowiadanie i chciałbym się nim pochwalić. Kolejne części będę dodawał co kilka dni. Oczywiście wszelkie komentarze i krytyka są mile widziane.
:
1.Namysły
Nie mogę zasnąć , kiedy myślę o Zonie. Naszła mnie myśl żeby się tam wybrać. Zebrałem wszystko w plecak i poczekam aż skończę szkołę. W tedy pójdę do celu. Pytanie: czy dotrę?
Na ten temat myślałem codziennie. Szczególnie wieczorami, siedząc przy włączonej lampce i przeglądając wycinki z gazet z informacjami na temat zamkniętej strefy wokół Czarnobyla. Czytając często „wnikałem” bezpośrednio do tego miejsca odrywając się od szarej rzeczywistości. W duszy głęboko coś mi mówiło, że muszę tam się wybrać. Często widząc różne rzeczy, kojarzyły mi się tylko z tamtym miejscem. Czasami myślałem, że tracę rozum i zona ciągnie mnie do siebie jak magnes.
Nie chciałem za bardzo zwlekać z wyprawą ale miałem kilka swoich obowiązków, które nie dawały mi spokoju. Musiałem skończyć szkołę, którą zacząłem jakieś dwa lata temu, znaleźć jakieś finanse i kilka potrzebnych rzeczy. Na szczęście te bardziej niezbędne miałem już przygotowane na taką „wycieczkę”, która mogłaby okazać się bardzo niebezpieczną.
Minął czas i obowiązki, które mnie dręczyły i mogłem spokojnie iść w nieznane. Zebrałem trochę pieniędzy, za które miałem przeżyć idąc do celu. Nie było ich dużo, ale powinno wystarczyć. Spakowałem swoje graty w zmodyfikowany przeze mnie wojskowy plecak i czekałem na dobry moment by wyrwać się z rodzinnego domu. Jeszcze bardzie mnie tam ciągnęło, gdy dowiedziałem się o moich ukraińskich korzeniach.
2.Wyprawa
Niedawno załatwiłem sobie całkiem niezły kombinezon wodo i termo odporny. Na pewno da mi przyzwoitą ochronę. Wychodząc z domu zapomniałbym wziąć z sobą mój ulubiony Pistolet Makarowa. Włożyłem w kieszeń ostatnią paczkę naboi i biegnąc przed siebie przeskoczyłem płot. Wyjąłem kompas i obrałem kierunek na południowy wschód. Miałem dużo drogi do przebycia, jakieś 1024 kilometry. Myśląc o tym ciągle mnie denerwowało to, że jest to bardzo daleko, a wędrówka pieszo mogła być bardzo długa i męcząca.
Nie zastanawiając się co dalej ruszyłem przed siebie. Szedłem przez jakąś łąkę ,kiedy poczułem coś dziwnego. Odwracając się zauważyłem nieduże stado wilków, patrzących w moją stronę. Biegłem ile sił w nogach do najbliższego drzewa, a dalej do zabudowań. Gdy stanąłem po długim biegu, nie mogłem złapać tchu. Byłem w tedy strasznie zmęczony. Napiłem się wody z manierki i powoli szedłem dalej. Po kilku godzinach marszu zaczęło się robić ciemno. Rozłożyłem namiot i położyłem się spać.
Wstałem wcześnie rano, spakowałem w plecak cały swój ekwipunek i ruszyłem przed siebie. Po drodze zobaczyłem dwie osoby ubrane w kombinezony w kamuflażu, które zatrzymały się na starym, murowanym przystanku autobusowym. Podszedłem do nich, usiadłem na rozpadającej się ławce i napiłem się wody z manierki. Siedząca naprzeciwko osoba zagadnęła do mnie:
- Dokąd zmierzasz przyjacielu? - Tak daleko, że nie wiem nawet czy tam dojdę – odpowiedziałem nie patrząc się na rozmówcę - To znaczy? Ja wraz z przyjaciółką wybieramy się do Zony. Zmienić swoje życie i wyrwać się z tego gówna. - Widzę, że idziemy w tym samym kierunku. Mógłbym się zabrać z wami? - Nie mamy nic przeciwko, im nas więcej tym lepiej. W końcu jedziemy na tym samym wózku. - Dobrze. Ruszajmy, zanim dopadnie nas deszcz. - Tak w ogóle, mam na imię Wiesiek, a to moja rówieśniczka Aneta. - Miło mi, jestem Michał - podałem im rękę.
Wyszliśmy z przystanku i wybraliśmy się na południowy wschód. Było ciepło, ale co jakiś czas powiał lekki wiatr, niosący pożółkłe, jesienne liście. Idąc starą, asfaltową drogą rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić, gdy tylko dotrzemy na miejsce. - Co będziesz tam robił, Michale? – zapytał. - Ja? Nie wiem. Może jakieś zadania od doświadczonych stalkerów. Sam nie wiem. A ty? - Mam zamiar nazbierać górę artefaktów i sprzedać je naukowcom. Za zarobione pieniądze chcę kupić lekarstwa dla ojca…. - A co z nim? - Zapytałem opuszczając głowę - Ma raka i nie zostało mu więcej, niż pół roku życia….
Więcej nie zadawałem pytań. Gdy szliśmy dalej zmieniłem temat i rozmawialiśmy o swoich przygodach. Zanim się zorientowaliśmy, nadszedł wieczór i rozbiliśmy obóz w lesie. Rozpaliłem ognisko i siedząc przy nim zacząłem grać na gitarze, którą kupiłem kilka lat temu. Wziąłem ją ze sobą aby umilić sobie wędrówkę. Aneta i Wiesiek usiedli obok i słuchali piosenek. Siedząc tak godzinę nie zauważyłem, że towarzysze poszli już spać. Koło północy Wiesiek wyszedł z namiotu i usiadł koło ogniska.
- Jeszcze nie śpisz? – zapytał. - Nie mogę zasnąć. Nie jestem zmęczony. - Ja też. Coś cię gryzie? Nie wyglądasz najlepiej… -Ech… Niedawno byłem o tej porze w ciepłym łóżku i nie martwiłem się o przyszłość, a teraz nie wiem co przyniesie jutro… - Też tak miałem, gdy wyrwałem się z domu, ale mi przeszło. - Napijemy się? Mam dobrą wódeczkę, ale nie wziąłem kieliszków -Dobra. Tylko nie będziemy za długo balować, trzeba wcześnie wstać.
Nie ma miłości, jest tylko żądza. Nie do człowieka, a do pieniądza.
Dziękuję Ci Boże, za te wspaniałe dni, bez których nie mógłbym teraz żyć. Dziękuje Ci za te wspaniałe chwile, bo w swym życiu nie miałem ich aż tyle. Za wszystkie spędzone w samotności i za te szczęśliwe, pełne miłości...
Za ten post Gro3a otrzymał następujące punkty reputacji:
Szczególnie wieczorami, siedząc przy włączonej lampce i przeglądając wycinki z gazet z informacjami na temat zamkniętej strefy wokół Czarnobyla.
To zdanie byłoby dobre w czasach kiedy internet dopiero raczkował, a nie teraz. Teraz naczytałby się więcej w sieci. Poza tym trochę to wszystko nie przemyślane. Koleś opuszcza dom i od razu spod drzwi do Zony ma zamiar dojść z buta, już następnego dnia na jakimś przystanku spotyka domorosłych stalkierów, którzy mają taki sam świetny pomysł i dogaduje się z nimi w minutę (czyli dialog bardzo płytki i krótki jak na pierwsze spotkanie) i którym wieczorem zaczyna przygrywać na gitarze, która wcale nie będzie mu przeszkadzać podczas tysiąckilometrowego marszu; te ponad pół kilo wódki już pomijam. Teraz jak streściłem to opowiadanie to stwierdzam, że jest zwyczajnie słabe. Gro3a, nie traktuj tego jako złośliwość czy pastwienie się, jeśli oceniłbym to inaczej to bym cię oszukał.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono; Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Niestety muszę się zgodzić z Echelonem. Nienajgorzej napisane, natomiast fabuła jest kompletnie nieprzekonywująca. Postać chłopaka, którego ojcu zostało pół roku życia, więc syn udaje się do Zony zarobić diengi i go ocalić, nasuwa nieznośne skojarzenie z głupim Jasiem, co się wybrał po wodę życia. Niestety naiwne to wszystko, a takie koty, co z mieszkania w bloku idą prosto w Zonę, to pewnie pierwsze są obiadem dla piesków. Na koniec - interpunkcja. Wielki plus ode mnie i gratulacje za przecinki. Nie wiem, czy stawiasz je intuicyjnie, czy masz to wyćwiczone, ale jest super. Prawie wszyscy piszących na naszym forum mają problemy z przecinkami. Tak, że tekst schludny, ale fabuła taka sobie.
Spodziewałem się bardziej negatywnych komentarzy, więc dzięki Tekst pisałem zanim byłem w posiadaniu komputera, więc czytałem głównie wycinki. Znaki interpunkcyjne mam trochę wyćwiczone, chociaż z polskiego nie byłem dobry. A co do:
a takie koty, co z mieszkania w bloku idą prosto w Zonę, to pewnie pierwsze są obiadem dla piesków.
to się zdodzę, ale ja nie mieszkam w bloku Często spędzałem czas z dziadkiem w lesie (jest myśliwym) i nauczyłem się kilku przydatnych rzeczy. No ale z tego co wiem, to w kordonie jest mało mutantów, więc jakieś szanse chyba mam Niedługo wrzucam kolejną część. Mam nadzieję, że będzie trochę lepsza. ------------------------------------------------------ Dodaje kolejną część. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
:
Następnego dnia wstaliśmy jeszcze przed świtem. Niebo rozjaśniało się stopniowo, przechodząc z koloru granatowego w coraz jaśniejszy błękit. Spakowaliśmy swoje rzeczy do plecaków i w milczeniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy drogą przez zielone łąki, które owiewał chłodny i delikatny powiew wiatru. Na trawie była jeszcze rosa, która obficie spływała po zielonych liściach. Idąc swoim tempem, po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do małej wioski. Małe, podobne do siebie budynki wydawały się niezamieszkane. Jej mieszkańcy prawdopodobnie jeszcze nie wstali ze swoich łóżek. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, rzucając pierwsze promienie słońca.
- Jak myślisz towarzyszu – zaczął Wiesiek – ile może nam zająć dotarcie do Prypeci? - Nie wiem. Dni, miesiące, może nawet więcej. Na pewno dość długo, jeżeli byśmy szli pieszo. Macie może jakiś pomysł, na dostanie się tam jak najprędzej? - Nie mam nawet grosza przy duszy, żeby chociaż dojechać do granicy autobusem, więc to na pewno nie wypali. Pociągiem nie pojedziemy z tego samego powodu. - A nie myślałeś, żeby jechać na gapę? Zawsze to jakieś wyjście. - Nie wiem. Nie lubię ryzykować, a szczególnie z osobami, których prawie nie znam. Jak nas kanar złapie, to będziemy mieli przechlapane. - A towarowym? Wchodzimy do wagonu, chowamy się pod jakimś sprzętem i jedziemy. Tylko nie wiem dokąd…. Jednym pociągiem nie dojedziemy do celu, więc trzeba zbyło by się przesiadać. - A skąd będziesz zwiedział, gdzie ten pociąg będzie jechał? Na pałę nie chce jechać, bo pojedziemy jeszcze w przeciwnym kierunku, a potem nie nadrobimy drogi. - Masz racje. Nie ma co ryzykować, chociaż chciałbym spróbować….
Chmury zaczęły pokrywać niebo i powiew zmienił się z lekkiego muskającego delikatnie nasze ciała w porywisty wiatr, zwiastując burzę. Przyspieszyliśmy kroku, chcąc jak najprędzej znaleźć jakąś kryjówkę. Po chwili, z nieba zaczęły spadać krople deszczu, które z biegiem czasu stawały się coraz większe. Błyskawice coraz częściej przecinały niebo, a okolicę przeszył donośny grzmot. Byliśmy w szczerym polu a kilkaset metrów dalej stało opuszczone, rozpadające się gospodarstwo.
- Biegnijcie ile sił w nogach, to tylko kawałek! – krzyknął towarzysz. - Nie dam rady, zaraz wypluje płuca! Cholerny dzień. Jeszcze się nie zaczął, a już daje nam popalić. - Dawaj, dawaj. Jeszcze kilkanaście metrów. - Aneta, nadążasz? - Tak, ale zaraz padnę. - Biegnijmy do tego domu, tam na pewno będziemy bezpieczni.
Stanęliśmy przy drzwiach i gdy je otworzyliśmy, poczuliśmy zapach wilgoci. Weszliśmy do środka i rozgościliśmy się w jednym z pomieszczeń. Stałem i wyglądałem przez zamazane okno. Na zewnątrz rozpętało się piekło. Błyskawice rozświetlało całe niebo, będące ciemną, szarą i gęstą masą burzowych chmur. Aneta z Wieśkiem położyli się na starym, rozpadającym się łóżku stojące w jednym z pokoi, ja zaś rozejrzałem się po opuszczonym domu.
We wszystkich pokojach stały stare meble, pamiętające jeszcze czasy PRLu. Zszedłem do piwnicy, w której było wody po kolana, a na spróchniałych szafkach stały zakurzone słoiki z konfiturami. Stojąc nad poziomem wody na stosie śmieci, spoglądałem w głąb piwnicy na stare drzwi naprzeciwko. Zastanawiało mnie co jest za nimi, ale strach nie pozwolił mi iść w ich stronę.
Wróciłem na górę i usiadłem na starym krześle, które stało obok zakurzonego stołu. Wyjąłem puszkę z konserwą i otworzyłem ją. Kawałki mielonego mięsa zagryzałem chlebem i popijałem wodą. W pomieszczeniu było chłodno, więc po posiłku podszedłem do starego pieca kaflowego i rozpaliłem w nim ogień. Podkładałem drwa, które stały w stalowym pojemniku obok pieca.
Wszystko wyglądało, jakby ktoś w pośpiechu opuścił ten dom. Niektóre rzeczy leżały na podłodze, a inne poukładane na półkach w szafkach. Cały sprzęt AGD stał na półkach, więc zastanawiało mnie czemu jeszcze nikt tego domu nie rozszabrował. Po krótkiej chwili wstał Wiesiek i usiadł obok mnie.
- Co tu tak ciepło? Rozpaliłeś ogień, czy piorun w naw uderzył? – zaśmiał się. - Rozpaliłem w piecu, bo do tego chłodu, na nosie zaczęły mi się robić sople. - Wiesz, zastanawiałem się nad naszą rozmową o pociągu. Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że jednak można spróbować. Tylko gdzie może być najbliższa stacja kolejowa? - Nie wiem. Możemy na ten temat zapytać tutejszych mieszkańców, ale gdy skończy się te piekło na dworze.
Nie ma miłości, jest tylko żądza. Nie do człowieka, a do pieniądza.
Dziękuję Ci Boże, za te wspaniałe dni, bez których nie mógłbym teraz żyć. Dziękuje Ci za te wspaniałe chwile, bo w swym życiu nie miałem ich aż tyle. Za wszystkie spędzone w samotności i za te szczęśliwe, pełne miłości...
Za ten post Gro3a otrzymał następujące punkty reputacji:
- Nie mam nawet grosza przy duszy, żeby chociaż dojechać do granicy autobusem, więc to na pewno nie wypali. Pociągiem nie pojedziemy z tego samego powodu.
Towarzystwo idzie do Zony bez żadnego przygotowania, bo nie mają nawet na bilet żeby od razu pojechać do granicy i tam jakoś się przez nią prześliznąć po to żeby dalej jechać za wcześniej kupione ruble.
Tylko gdzie może być najbliższa stacja kolejowa? - Nie wiem. Możemy na ten temat zapytać tutejszych mieszkańców, ale gdy skończy się te piekło na dworze.
I jak niby chcieliby tam dojść skoro nie mają nawet mapy z zaznaczonymi torami? I dlaczego idą przez jakieś lasy (wataha wilków), pola i łąki zamiast po drogach? Oni nie będą obiadem dla piesków, przynajmniej nie tych ślepych z Kordonu, bo oni nawet nie wiedzą w którym idą kierunku.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono; Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Rozumiem, że chcesz opisać wszystko dokładnie, ale dwa rozdziały bohater idzie do Zony! Może już dość? Przydałoby się połączyć wszystkie rozdziały "nie w Zonie" w jeden, który byłby czymś w rodzaju prologu. Ale pisz dalej tak jak tobie się podoba, bo naprawdę mnie tym opowiadaniem zaciekawiłeś.
to raczej nie chwaliłbym się obcemu, że mam kasę, bo pewnego dnia mógłbym się obudzić bez niej.
Przydałoby się połączyć wszystkie rozdziały "nie w Zonie" w jeden, który byłby czymś w rodzaju prologu
właśnie sam tytuł zdradza o czym to "głównie" jest , ale po rozwinięciu kilku wątków dotrą do obiecanego miejsca
:
Po prawie dwóch godzinach pogoda zaczęła się zmieniać. Niebo powoli stawało się błękitne, a promienie słońca przebijały się zza chmur. Krople deszczu spływały z dachu stukając co jakiś czas w dziurawą rynnę. Wyszedłem na podwórze i z ciekawości wszedłem do stojącej po prawej stronie, starej stodoły. W środku było pełno kurzu i pajęczyn zwisających z popękanych, drewnianych belek.
Naprzeciwko wejścia, między rozpadającymi się pęczkami słomy stał przedmiot, o dziwnym kształcie, przykryty brezentem. Z początku myślałem, że to stara maszyna rolnicza, lecz przez moją ciekawość, musiałem sprawdzić co się tam kryje. Powoli zacząłem zdejmować owy materiał, który przy mocniejszym szarpnięciu rozpadał się na kawałki. Po chwili moim oczom ukazał się stary, zielony motocykl z wózkiem bocznym.
Widząc w jakim stanie jest pojazd, z wrażenia opadła mi szczęka. Wyprowadziłem motor ze stodoły i zacząłem go dokładnie oglądać. Kiedy otworzyłem schowek, wyleciały z niego różne klucze i jakieś papiery w skórzanej oprawie z napisem Днепр МТ-16 (Dniepr MT-16). Odkręciłem świece zapłonowe i cylindra zaczął wypływać olej. Pomyślałem, że silnik jest zużyty, lecz po chwili przypomniałem sobie, że tak zabezpiecza się ruchome podzespoły przed korozją. Kilka minut później przyszedł Wiesiek i przyglądał się co robię.
- Skąd masz ten motor? - Stał w stodole pod grubą warstwą kurzu, między snopkami słomy. Jest w całkiem niezłym stanie, co nie? - No tak, ale co planujesz z nim zrobić? Sprzedać? Nie dostaniesz za niego zbyt dużo kasy. - Zobaczę, czy jest na chodzie. Akumulatora niema, a paliwo jest prawie bez oktanów. - W takim razie, skąd je weźmiesz? Na sucho nie pojedziemy, a bez akumulatora nie będziesz mógł jechać. - Pójdę się popytać miejscowych o najbliższą stacje kolejową i jak do niej dotrzeć, a przy okazji spróbuje załatwić potrzebne części. - A paliwo? Nasikasz do baku? - Słuchaj. Denerwujesz mnie trochę tą gadką, więc idę poszukać informacji. A przy okazji, jeśli nudzi cię moje towarzystwo, to możecie iść dalej sami. - No dobra, daj spokój. Jakby co, to będziemy tu czekać.
Poszedłem do pobliskiej wsi, zaczerpnąć informacji. Było mało ludzi ze względu na wczesną porę. Podszedłem do jednego z mieszkańców i zadałem mu kilka pytań związanych z najbliższą stacją kolejową. Odpowiedział, że jedna jest we wsi oddalonej o dwanaście kilometrów, ale jeżdżą tam tylko pociągi towarowe. Praktycznie nie ma tam Służby Ochrony Kolei, lecz zdarzają się przypadki, że gdy przewożą coś wartościowego, to roi się tam od ochroniarzy.
Co do akumulatora, dowiedziałem się, że w pobliżu mieszka jeden rolnik zajmujący się naprawą motocykli. Na pewno będzie miał potrzebne części. Mężczyzna powiedział mi jak do niego dotrzeć, mieszkał jakieś kilkanaście metrów dalej. Poszedłem więc do domu owego rolnika, podszedłem do drzwi i zapukałem w nie kilka razy. Otworzył je niski, starszy mężczyzna z długą siwą brodą.
- Co cię do mnie sprowadza, młodzieńcze? - Słyszałem, od pana sąsiada, że zajmuje się pan motocyklami… - Tak. Naprawiam stare motory i posiadam do nich dużo części. Czego ci potrzeba? - Potrzebuje akumulatora do mojego Dniepra mt-16… - Posiadasz MT-16? – zapytał zdziwiony staruszek – Długo nie widziałem tego modelu… A więc, mam akumulator do niego, ale nie wiem, czy będzie działał - długo nie był używany. Chodź ze mną, poszukam go, a przy okazji pokaże ci moją małą kolekcję.
Szedłem za staruszkiem do starej stodoły, służącej jako warsztat. W środku, przy ścianach stały pozbijane z desek regały, na których leżały różne części do motocykli. Rolnik podszedł do długiej płachty materiału i ostrożnie ściągał ją z kilku motocykli.
- To jest mój ulubiony motor: Sokół 125. Mam go od nowości, czyli od jakiegoś 50 roku. Mam z nim najwspanialsze wspomnienia… Ten tu to Junak M10 z 60 roku, a to jest SHL M11, mam go od 67’. Posiadałem ich więcej, lecz musiałem je sprzedać… A! Już ci szukam ten akumulator, tylko gdzie on jest… dobra, mam go. - Ile pan za niego chce? Nie mam przy sobie zbyt wiele.. - Dam ci go za darmo jeśli przyjedziesz nim, do mnie żebym mógł go chociaż zobaczyć. - Dobrze. Zostawię u pana w zastaw mój plecak. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Nie mam paliwa, może ma pan trochę benzyny na zbycie? - Mam, wczoraj przywiozłem. Mogę ci sprzedać dziesięć litrów za 50 złotych. - W takim razie biorę. Ma pan tu pieniądze i pędzę po motor. - Powodzenia! - odparł staruszek.
Biegłem ile sił w nogach, trzymając kanister przy brzuchu. Kilka minut później byłem w opuszczonym gospodarstwie. Podbiegłem do motocykla podłączyłem akumulator i wlałem zawartość kanistra do zbiornika. Przekręciłem kluczyk i…. nic. Rozrusznik tylko lekko się przekręcił. Postanowiłem spróbować odpalić go od „kopa” i z wielką trudnością silnik odpalił. Z rury wydechowej wyleciała czarna chmura dopalanego oleju silnikowego.
Wiesiek widząc to podbiegł do mnie i zapytał mnie czy już jedziemy. Odpowiedziałem mu, że jadę po plecak, który zostawiłem w zastaw u gospodarza. Włączyłem bieg i ruszyłem do przodu z impetem. Gdy przyjechałem do wsi, staruszek stał przy bramie i z uśmiechem na twarzy patrzył na motor. Zapytał mnie, czy mógłbym go przewieźć po miejscowości. Po wycieczce staruszek podziękował za nią i dorzucił jeszcze pięć litrów paliwa. Zabrałem swój plecak i ruszyłem po towarzyszy.
Jechałem z poprawionym humorem do naszej tymczasowej kryjówki, zabrać resztę ekipy. Motocykl sprawiał wrażenie sprawnego, więc postanowiłem nim jechać dokąd się tylko da. Wjechałem na podwórko i nacisnąłem guzik od sygnału dźwiękowego. O dziwo też był sprawny. Wiesław z Anetą wyszli na podwórko i zapakowali się na motocykl. W drodze do kolejnej wsi towarzysz zapytał mnie:
- I co? Wiesz dokąd jechać? - Tak. Jeden z mieszkańców powiedział mi, że najlepiej jechać drogą polną na południe. Mówił, że jadąc główną drogą nadrobilibyśmy cztery kilometry. - Widzę, że załatwiłeś ten cholerny akumulator. Jak go zdobyłeś? - Nie było o niego trudno: w tamtej wsi mieszkał staruszek, który zajmował się motorami od długiego czasu. Miał dużo części do różnych motocykli a w nich między innymi potrzebną część. - Pewnie dużo za niego dałeś, co? Teraz nie jest łatwo dostać do takich części? - No, trochę mnie to kosztowało, ale ważne, że nie mamy obciążonych nóg naszymi fantami. - to jak? Sprawdzimy ile ten złomek pociągnie? - Jasne! Trzymajcie się mocno!
Przekręciłem manetkę do oporu i silnik wskoczył na wysokie obroty. Z tłumika wydostał się basowy dźwięk „boksera”, a za nami została tylko chmura kurzu.
Następna część za kilka dni.
Nie ma miłości, jest tylko żądza. Nie do człowieka, a do pieniądza.
Dziękuję Ci Boże, za te wspaniałe dni, bez których nie mógłbym teraz żyć. Dziękuje Ci za te wspaniałe chwile, bo w swym życiu nie miałem ich aż tyle. Za wszystkie spędzone w samotności i za te szczęśliwe, pełne miłości...
Ale, że co? W pierwszej części dzieci rozbiły obóz w lesie, więc jakim cudem drugą część zaczynasz od stukania deszczu po dachu, podwórza, a potem TA-DAM!!! pojawia się stodoła! Panie, gdzie takie lasy są, co składają się z podwórz i stodół?
Czy ja dobrze rozumiem, że główny bohater wlazł do czarodziejskiej stodoły i ukradł komuś motór? Bez zastanawiania się, czyj jest i co tu robi?
Następnie HOKUS-POKUS we wsi mieszka czarodziejski staruszek, który posiada wszystkie części do motorów z całej galaktyki... No comments. Niestety kupy-dupy się to w tej chwili nie trzyma.
Powiem krótko, nie pisz dalej, albo skasuj tę część i naszkicuj sobie zarys jej fabuły i musi być ona spójna z pierwszą, na Odyna!
Widzę, że Szanowna Pani przeoczyła jeden rozdział, więc powstrzymam się od komentarza na ten temat. Jeżeli wystąpił jakiś problem, to proszę dokładnie przeanalizować wszystkie posty, a następnie ją ocenić.
Nie ma miłości, jest tylko żądza. Nie do człowieka, a do pieniądza.
Dziękuję Ci Boże, za te wspaniałe dni, bez których nie mógłbym teraz żyć. Dziękuje Ci za te wspaniałe chwile, bo w swym życiu nie miałem ich aż tyle. Za wszystkie spędzone w samotności i za te szczęśliwe, pełne miłości...
Żeby uniknąć takich nieporozumień weź wszystko wrzuć do pierwszego posta, ew. kolejne rozdziały w oddzielne spoilery pakując.
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy. - A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi
Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.
Faktycznie opuściłam jeden rozdział, więc pierwszy i ostatni akapity mojego posta są niesłuszne i niesprawiedliwe. Bardzo Cię za nie przepraszam. Niestety, podtrzymuję to, co napisałam w środku. Oczywiście bohater nie musi być prawy, może sobie być złodziejem, bo nawet jeśli nie wie, czyj jest motor, to wzięcie czyjejś własności jest kradzieżą. Taki jest zdziwiony, że nie rozszabrowali gospodarstwa, że sam zabiera się za szaber?
Wiem, że teraz już mnie nienawidzisz, bo nie dość, że byłam tak bardzo krytyczna, to jeszcze strzeliłam głupiego babola. I naprawdę jest mi z tego powodu głupio, uwierz mi. Ale to, co piszesz jest niestety słabe i nie chcę Ci dopieprzać, bo taką mam rozrywkę, ale trochę się na pisaniu znam i z tej pozycji oceniam. Zresztą, cokolwiek teraz już nie napiszę, to będzie uznane za czepialstwo. Nie będę się więcej wtryniać, jeśli lubisz pisać, pisz dla siebie i tych, którym się to podoba.
Niewielkie niedpoatrzenie Widziałem wiele twoich opinii na temat opowiadań z tego forum, więc nie byłem tym "negatywnym" komentarzem zaskoczony Jestem początkującym w pisaniu opowiadań, więc uważam właśnie takie komentarze jako niezbędne w dopracowywaniu utworu. W tedy wiem co nie powinno występować w takich opowiadaniach. Dzięki
Ps. Trochę mnie poniosło, więc mam nadzieję, że Cię nie uraziłem.
Nie ma miłości, jest tylko żądza. Nie do człowieka, a do pieniądza.
Dziękuję Ci Boże, za te wspaniałe dni, bez których nie mógłbym teraz żyć. Dziękuje Ci za te wspaniałe chwile, bo w swym życiu nie miałem ich aż tyle. Za wszystkie spędzone w samotności i za te szczęśliwe, pełne miłości...
Za ten post Gro3a otrzymał następujące punkty reputacji: