Pola Elizejskie

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

Pola Elizejskie

Postprzez Alchemik w 10 Mar 2012, 03:25

Oto moje opowiadanie, które pewnie skasuję z braku weny lub z nudów, ale może się spodoba komuś :E. Będę je uzupełniał partami, ale z 10 rozdziałów przynajmniej będzie. ;)

Image
Rozdział I

Dwudziestego ósmego Grudnia, 3007 roku wojska Stanów Narodów Zjednoczonych włączyły do swoich terytoriów Trację, za zgodą tamtejszego Kanclerza, Jonathana Schaudega. Jednakże, od wielu lat tereny te chciał podbić także władca Imperium Poparskiego, Jonasz IV Gaweł. W wyniku gigantycznych działań wojennych, zniszczone zostały piękne niegdyś doliny Tracji, a cały kraj stał się pustynią pełną padlinożernych potworów, bandytów i najemnych żołnierzy. Mieszkańcy Tracji patrzyli na poczynania obydwu stron z trwogą, zaczęli się więc modlić do starych bogów o pomoc. Do bogów starszych niż cała ludzkość. A wtedy do walki włączył się ktoś jeszcze... Z dalekiego południa nadleciały szare sterowce bez oznaczeń. Oto, do Tracji przybyli najznamienitsi, bezkompromisowi i fanatyczni wojownicy Gondwany, Monolit. Ja..już się boję...
Image

Dzień-27 Marca 3008r., godz 6:00
Miejsce-Pola Elizejskie w Tracji

-Wstawać! Papiści atakują!- wykrzyczał ktoś z oddali. Był świt.
Większość żołnierzy natychmiast wyskoczyła ze swoich polówek i hamaków. Nawet nie zdejmowali ubrań do snu, bowiem czas dla wroga był cenny i każda sekunda podwajała furię neofitów Popara.
Monolitianie w pełnym rynsztunku, po minucie wybiegli z baraków. Byli gotowi...
Wśród biegnących był młodzik z AK w rękach i czerwoną chustą na szyi. W jego zielonych oczach było widać zmęczenie. Biegł na oślep za resztą, próbując dogonić mężczyzn przed sobą.
-Wołodia, co jest? To już trzeci atak dzisiaj!- krzyknął biegnący z tłumem Grigorij.
Do tłumu dołączył chudy mężczyzna po czterdziestce. Miał na niedogolonej twarzy bliznę w kształcie litery ''Y'' Jego stalowo-szare oczy wydawały się ciągle odczuwać niesmak, jak gdyby weteran patrzył na coś paskudnego.
-Chcą nas zmęczyć- odparł chłodno- Wysyłają jakieś bydło, byśmy zmarnowali amunicję. Czekaj, przeładuję karabin!
Przystanęli na chwilę. Grigorij nie lubił zrywać się nagle i biec, więc zaczął głęboko oddychać, by nie kręciło mu się w głowie.
-Dlaczego tutejsi akurat nas atakują? Przecież to ich napadnięto!
-A kto mówi, że to Traci? To motłoch z Attyki, tej co ją podbili wcześniej.
Pobiegli w stronę muru, grubego na prawie dwa metry, tak by mógł na nim położyć się snajper i wysokiego na trzy.
Obydwaj wdrapali się, po drabince na mur obronny i przeładowali bronie. W oddali, wśród kurzu i mgły biegli ogoleni na łyso ludzie, z pistoletami i nożami w rękach. Mimo, że byli jeszcze daleko, Grigorij wiedział, że mają obłęd w oczach.
Wołodia zagadał do młodzika, by Go uspokoić:
-Co Grigorij, po jednym na każdą kulkę?
Młody zrozumiał żart i poczuł otuchę. Była to pierwsza większa wojna w jakiej uczestniczył. Nigdy wcześniej nie opuszczał Zony, gdyż konflikty najczęściej dotykają granic morskich Gondwany. Teraz jednak był oddalony od domu, wśród obcych. Rozejrzał się po polu bitwy. Po horyzont było posłane trupami... Żywi neofici biegli w stronę muru po zwłokach, depcząc tych, którzy potknęli się i nie zdążyli wstać. Nawet Monolitianie nie znali takiego szaleństwa.
Żołnierzy Kryształu obowiązywał szacunek dla poległych braci.
Na mur wdrapał się mężczyzna w egzoszkielecie, który był Kapelanem oddziału.
-Zabić wroga Monolitu!- krzyknął Kapelan, gdy w oddali wrogowie zaczęli strzelać z pistoletów, w stronę muru.
Pięciu snajperów na wieżyczkach rozpoczęło kontratak. Potem odezwały się bronie innych stalkerów. Mimo, że przez ostatni tydzień, życie w tym grajdole straciło już wielu Monolitian, oddział wciąż zachowywał się jak jeden organizm. Fanatyków biegnący w stronę muru ubywało, wielu jednak zdążyło niebezpiecznie zbliżyć się do ufortyfikowanego okopu. Kapelan rozejrzał się nerwowo.
-Wypuścić dziki!- rozkazał, opierając się o maszt z godłem Monolitu.
Z dwóch bram w murze wysypało się stado rozszalałych, głodnych i oślinionych bestii, istne morze brązowego futra. Dziki rozpędziły się i zaczęły tratować niewiernych. Ci zaś, nieskutecznie próbowali swoimi nożykami rozciąć twarde łuski na grzbietach monstrów. Po dziesięciu minutach nie było już kogo zjeść, więc dziki wróciły za swoimi ''pasterzami'' Młody blondyn zaczepił Kapelana.
-Kapelanie, czemu nie użyliśmy...Tego czegoś?- wskazał na duży barak.
-Lord Legion rozkazał użyć ''Młodego'' w ostateczności. A ta nie nadeszła. Poza tym, ten atak był mniejszy, co oznacza, że Oni w równym stopniu co my słabną.
-Słabną? To wspaniała wiadomość!- oparł żołnierz, chociaż nie był do końca pewien, czy w to wierzyć. Kapelani nie byli tak szczerzy jak weterani, czy generałowie.
Kapelan zwrócił się do dwóch kotów:
-Przeszukać każdego trupa i zebrać amunicję, noże, lekarstwa...Nawet pancerze. Przetopimy je na coś. Barykady, może kule, Cokolwiek. Mam plan.

***

Monolitianie patrzyli z ciekawością na jednego z Papistów, ze złamaną ręką i wyrżnętą przez dzika żuchwą. Biedak pojękiwał, płakał i błagał o pomoc. Wydawało im się to tak zabawne, że jeden z weteranów rozkazał zostawić Go żywego, ale nie udzielać mu pomocy. Chciał zobaczyć ile tamten wytrzyma. Generał Horeszko rąbnął otwartą dłonią w łeb weterana i rozkazał opatrzyć nieszczęśnika, by móc go przesłuchać.
Tymczasem reszta oddziałów rozproszyła się po obozowisku. Część poszła spać, część naprawić filtr wodny, a reszta postanowiła z chłodni polowej wyciągnąć baraninę. Zapasy były sowicie uzupełniane co miesiąc, więc nie narzekano na brak jedzenia. Lord Dominic Legion zawsze dbał o wszystkie swoje Legiony. Było już w pełni widno, gdy pieczeń była prawie gotowa. Zapach ściągnął pobliskie Rodenty, które popiskiwały, wpadając do ogniska, by dosięgnąć odrobiny pieczeni. Co mniej wybredni Monolitianie właśnie na to liczyli, bowiem Rodent z pieca był narodowym daniem w Zonie.
Wołodia i Grigorij siedzieli przed starym barakiem, słuchając starego radia, które jak sam Wołodia twierdził, dostał od Vlada V, poprzedniego króla Zony.
-Jak Grigorij? Żyjesz?-spytał Wołodia, obcinając kawałek baraniego mięsa długą kataną. Ale młodzik milczał. Patrzył w niebo. Tęsknił za dziewczyną, która dała mu czerwoną chustę.
-Hmmm...
-Wolisz szczura, czy baraninę?
-Ech...Szczura. Po baraninie mam gazy.- odezwał się Grigorij, nie odrywając oczu od nieba, na którym leniwie płynęły chmury, oraz kilka ptaków.
Ptactwo Tracji było barwne i dostojne. W Zonie były tylko wróble i lelki na stepach, oraz wrony w nielicznych miastach porozrzucanych po kraju. Para Rzegłów przeleciała nisko nad obozem, rozpoczynał się bowiem ich sezon godowy. Nadchodził kwiecień...
CDN

słownik:
Tracja- Jedno z państw w uniwersum Legionu. Odpowiada rejonom rolniczym Francji i Hiszpanii.
Attyka-Dawniej niezależny kraj z tradycjami, zaś obecnie część wielkiego autorytarnego państwa, zwanego Imperium Poparskim.
Gondwana- Kontynent na południu, gdzie leży m in. Czarnobylska Zona, Ośmioksięstwo i Mordorski Związek Republik Socjaldemokratycznych. Wbrew opiniom, na większej części Gondwany nie ma lodu.
Rzegły- Ptaki podobne do pawi, ale umiejące latać. Szare o barwnych, zielono czerwonych ogonach i przezroczystym grzebieniu na głowie.
Ostatnio edytowany przez Alchemik 26 Gru 2012, 05:14, edytowano w sumie 8 razy

Za ten post Alchemik otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive KOSHI, CONAN.
Alchemik
Weteran

Posty: 656
Dołączenie: 17 Lut 2010, 12:59
Ostatnio był: 09 Sie 2017, 22:09
Ulubiona broń: --
Kozaki: 207

Reklamy Google

Re: Pola Elizejskie

Postprzez KOSHI w 10 Mar 2012, 11:33

Do kosza to ja bym tego nie wyrzucał tak zaraz :wink: . Całkiem ciekawie się zapowiada, trochę podobny sposób narracji i pisania do gościa, co się zwie Simon Scarrow. Czytałem ostatnio 2 jego książki (Orły Imperium i Podbój) i w tym opowiadaniu znajduję podobny styl - lekki pióro + dawka humoru. Ciekawy jestem dalszej części. Masz ode mnie :wódka: na zachętę.

Co do zastrzeżeń to:
- lekko do poprawy gramatyka (niektóre zdania wyszły niezręcznie) i interpunkcja (przecinki do korekty, usunąć, dodać itp.).
- konwencja mixu Stalkera i innych elementów (rok 3000 coś tam, papiści, Tracja i inne krainy itp.) nie do końca udana, ja to zwę Mix Electronics lub Mieszanka Wedlowska :E , ale plus za inicjatywę.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Pola Elizejskie

Postprzez Alchemik w 19 Mar 2012, 01:05

Rozdział II

Kapitan Gwardii Poparskiej, Jan Kulawik miotał się po swoim gabinecie. Nie wiedział co począć w sprawie trzech dużych posterunków
''Monolitu'' w Carri, Blong i Fleur're. Gdy rozpoczynał działania zbrojne w obrębie Tracji, spodziewał się wyszkolonych, amerykańskich marines, a w najgorszym wypadku jakiś potworów. Jednakże...Gdy trzy tygodnie temu jego samolot typu ''Fractor'' wylądował na tutejszych łąkach, oczom Kapitana ukazały się setki powykręcanych ciał żołnierzy i mutantów. Za chiny nie mógł wtedy dojść, co tamtych zabiło.
Do łba by mu nie przyszło, że to zrobili zwykli ludzie, a dałby sobie rękę uciąć, że to nie sprawka 1300 wojowników z Trzeciego Legionu.
Pierwszy tydzień nie zapowiadał nic złego. Jego ludzie robili obchód, stawiali baszty i ogólnie nie było problemów z wieśniakami. Jednak, gdy stracił łączność z jedną z baz, sytuacja zaczęła robić się napięta. Po kolejnych trzech dniach ciszy, wysłał zwiad, by sprawdzić sytuację. Jego ludzie zgłosili mu drogą radiową, że cały obóz w Blong jest zniszczony, a głowy wszystkich żołnierzy są nabite na pale.
Po chwili stracił także kontakt ze zwiadowcami. Ich ostatnia wiadomość brzmiała: "W świetle księżyca...dzikie zwierzęta, biegają... twarde kombinezony...'', po czym można było usłyszeć cichy jęk żołdaka. Kapitan nie mógł uwierzyć, że zwykli ludzie mogli dokonać tak wielkich zniszczeń w jego szeregach, jak wybicie co do nogi całego obozu. Zaczynał powoli tracić wiarę w potęgę Imperium.
Do biura wszedł młody gwardzista. Jego pomarańczowo-fioletowy pancerz był zamazany krwią.
-Co jest?- warknął Kapitan
-Kapitanie, wróciło dwóch naszych. Jeden jest w miarę cały, drugi miał zaaplikowaną bombę. Dlatego jestem też cały we krwi.
-Bombę! Jeszcze tego mi brakowało- odparł szorstko Kulawik.
-Nic na szczęście nie zostało uszkodzone.- powiedział Gwardzista.
-A ten drugi? Sprawdziłeś, czy też nie ma czegoś w organiźmie?
-Nie ma na pewno, bo wrócił do nas około dziesiątej, a ten drugi około pół godziny temu.- wyjaśnił chłopak.
-Czemu nikt mi wcześniej nie powiedział o tym pierwszym?-zapytał Kapitan.
-Bo był zmęczony. Chcieliśmy, by najpierw odpoczął, a dopiero potem został przesłuchany.
-Czyli... Ten pierwszy sam zdążył się wycofać, by przekazać nam, co się stało. Ten drugi został do nas wysłany, jako wiadomość. Pewnie był nieprzytomny, gdy włożyli mu bombę w ciało.- wywnioskował Kulawik.
-Zaraz, zaraz. Pan powiedział, źe to wiadomość?-zdziwił się Gwardzista.
-Ostrzeżenie, że jeżeli zaatakujemy ich, to Oni zrobia to z nami. Musimy więc ich zaatakować skutecznie, by nie mogli się zemścić.
-Czyli? Co robić, jak żyć?- Gwardzista zaczynał popadać w histerię.
Kapitan spojrzał na Gwardzistę i zaczął myśleć. Widział w tym młodziku potencjał.
-Jak Ci na imię?- zapytał.
Chłopak spojrzał w oczy kapitana. Były całkiem białe. Kapitan z pewnością nie był człowiekiem...
-Marcin, Sir.- odpowiedział Gwardzista.
Kapitan skrzywił się. Nie lubiał tego imienia, sam nie wiedział czemu. No cóż...
-Marcinie, z woli Popara, mianuję Cię sierżantem i rozkazuję, byś zgłosił się do komodora Jassyka. Dostaniesz pancerz taktyczny, który prowadzi się podobnie, jak dźwig. Razem z Jassykiem i grupą 30 ludzi macie rozwalić tych popieprzeńców. Sądziłem, że wystarczą pałki i maczety, ale okazuje się, że wrogowie są mocniejsi, niż sądziłem. Czas wytoczyć cięższą artylerię. Za Imperium!
-Tak jest Sir!-odpowiedział Marcin- Za Imperium!
***
Świątynia na cześć boskiego Monolitu była prawie na ukończeniu. Stary hangar był pokryty zasuszonymi głowami, wiszącymi na hakach, po
kątach leżały blaszane szafki, a na środku hali stała gigantyczna kupa desek i rur. Większość placówek miała już swoje kaplice, ale ostatnie ataki spowodowały opóźnienia w budowie. W praktyce zostało tylko naprawienie drzwi i dokończenie posągu. Jednakże, prace musiały być zawieszone, gdyż w każdej chwili wrogowie mogli zaatakować. Grigorij siedział, przy kawałku muru i próbował naprawić stary telewizor, oraz antenę w radiu.
-Grigorij, słuchaj...-powiedział Wołodia, zbliżając się do młodzika.- Jak chcesz, to mogę załatwić, byś wrócił do domu...
-Po co?- zapytał Grigorij, wpatrując się w Wołodię, z lekkim wyrzutem.-Jest ciężko, ale to wojna. Chyba to czuję...Zew walki, chęć strzelania. Chyba dorastam.-zażartował.
Wołodia spojrzał na młodego. Przypomniał sobie, gdy miał te 20 lat i szalał. No może, miał jeszcze bokobrody, a Grigorij jest gładki, jak zadek niemowlaka.
-Czemu właśnie tu? Czemu właśnie chciałeś stacjonować w Tracji?-spytał weteran.
-Sam nie wiem. Rodzina wolała, bym został lekarzem, albo naukowcem. Ale, gdy wracałem do domu, zobaczyłem plakat, nawołujący do służby i tak jakoś wyszło.
-Ja urwałem się z domu, gdy skończyłem 16 lat. Mówiłem Ci, że nie pochodzę z Czarnobyla? Mieszkałem na granicy z Kaszpirem, ale jak wybuchła u nas atomówka, to zwiałem i wcieliłem się do armii.
Wołodia skrzywił się, odkręcając lekko zamarźniętą butelkę i łyknął świeżej wody. Zimna jeszcze ciecz orzeźwiła jego gardło.
-Pomóc Ci? zapytał.
-Czemu nie? Jak dobrze pójdzie, to skończymy przed zachodem słońca. Chcę móc obejrzeć na tym gracie Charliego Chaplina.
Dla Grigorija nie było ważne jutro. To prawda, że byli otoczeni przez wrogów, ale ten jeden wieczór, dzięki majsterkowaniu, chciał zapomnieć o wszystkich przeciwnościach losu...
CDN
Alchemik
Weteran

Posty: 656
Dołączenie: 17 Lut 2010, 12:59
Ostatnio był: 09 Sie 2017, 22:09
Ulubiona broń: --
Kozaki: 207

Re: Pola Elizejskie

Postprzez utak3r w 25 Cze 2012, 10:05

Część 1: chaos. Chaos to słowo przewodnie, opisujące tę część... za dużo dialogów, za mało opisów, w zasadzie nic nie wiadomo, kto i po co atakuje. Papiści? Co do...

Część 2: już lepiej, widać większy porządek w tekście. Sporo jednak momentów, gdzie na siłę próbujesz wsadzić jakieś określenie, które akurat w tym właśnie miejscu jest... nie na miejscu.

Proponuję abyś najpierw sporządził ogólny sobie plan całości, wraz z podziałem na rozdziały. Potem dla każdego rozdziału, w kilku zdaniach sporządź sobie plan wydarzeń na ten rozdział i dopiero zacznij pisać. Nie wymyślaj w trakcie pisania, bo to kończy się podobnie, jak Twój rozdział pierwszy: kompletny chaos.
Następnie: dwa rozdziały za nami, a my wciąż nie wiemy, co się tu ***** dzieje - sir Monolit vs. papista? :| why? (tu by się chciało użyć cytatu z Twojego opowiadania: "jak żyć?"... nie wtrącaj takich pierdół, bo powodują jedynie opad rąk).

Rekapitulując: zacznij od planu całości, potem sporządzaj coraz bardziej szczegółowe plany. Pisanie dopiero na samym końcu. Następnie, po napisaniu, daj se ze dwa dni przerwy i przeczytaj, co napisałeś i nanieś poprawki.

Powodzenia :)
Image
Awatar użytkownika
utak3r
Modder

Posty: 2200
Dołączenie: 11 Lis 2009, 18:15
Ostatnio był: 31 Lip 2023, 16:01
Miejscowość: Szczecin
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 376


Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 18 gości