To jedno z moich ostatnich opowiadań (i tak datowane na 2009 rok...) jakie nabazgrałem - oczywiście jak to zwykle bywa, to jest pierwsza część, drugą wrzucę, jeśli będzie potrzeba, a dalej nic jeszcze nie napisałem...
Napiszę jak mi wena wróci, albo tłumy fanów będą nalegać
Anyways, opowiadanie mówi o młodym najemniku (około 30 lat życia za sobą) specjalizującym się w sprawach paranormalnych - szczerze wierzy, że wszystko da się wytłumaczyć logiką, więc każdą "podejrzaną" sprawę rozwiązuje udowadniając, że to bzdura i bujda. Czas i miejsce opowiadania? Wymyślone uniwersum, bliżej nieokreślone, jednak umiejscowieniem w czasie pasujące do klimatu książki "Klejnot i Wachlarz" (kto czytał ten wie) a także filmu "Jeździec bez głowy". Do tego głównego bohatera, Abiszaja wyobraziłem sobie mniej więcej właśnie jak Deppa w owym filmie. Link poniżej:
http://pu.i.wp.pl/k,NTc5MjczNjMsODU0NTc ... _Crane.jpgA z racji, że wstępy nie są moją mocną stroną, po prostu bierzcie się za czytanie... Jak coś, to pytać, odpowiem na ewentualne pytania.
Have fun!
-Hej, Ab!
Wołany odwrócił się od wystawy cukiernika z dość sporym trudem – w końcu te ciasta były takie apetyczne… Rzucił oschle do wołającego go młodego chłopaka na posyłki:
-Abiszaj, jeśli już, ty ogryzku.
Chłopak nie wydał się zbity z pantałyku tym stwierdzeniem, wręcz przeciwnie:
-Czyli Ab. Tamten facet po drugiej stronie ulicy chce cię wynająć!
-Taaaak? A skąd niby wie, że jestem najemnikiem? – pod wpływem tego pytania i wzroku Abiszaja, chłopak znacząco się skurczył.
-No bo… Tak w sumie… Jakoś… Bo on… Spytał i powiedział, że da mi złotą monetę… Jak mu pokażę i… I przyprowadzę dobrego najemnika…
-Hm, tyle dobrego, że chociaż uznałeś mnie za „dobrego najemnika” – chłopak nie wyczuł sarkazmu w głosie Abiszaja – Dobrze, zaprowadź mnie do niego. Wspomniał coś, do czego będę mu potrzebny?
-Nie… Ale coś żem podsłuchał, że damę jakąś odnaleźć chyba!
-No dobra, zaraz i tak się dowiem. Masz tu złotą monetę i uciekaj ogryzku.
Chłopak złapał pieniążek, wymruczał podziękowanie i uciekł w pobliską uliczkę. Abiszaj w tym czasie podszedł do stolika w restauracji, przy którym siedział mężczyzna wyglądający na jego przyszłego zleceniodawcę i dwóch innych, najpewniej doradców bądź ochroniarzy. A może jedno i drugie? Bez słowa dosiadł się i czekał. Po chwili mężczyzna odezwał się:
-Czyli to ty jesteś A… Abiszaj, tak? – mężczyzna nie czekając na odpowiedź, ciągnął dalej monolog – Doszły mnie słuchy, że na tym zadupiu jesteś jednym z najlepszych najemników?
-Skoro tak mówią, to tak musi być.
-Znakomicie, cudownie wręcz! Pozostaje więc tylko kwestia zapłaty…
-Pan wybaczy, że przerywam – odezwał się jeden z doradców-ochroniarzy – ale powinniśmy najpierw poinformować tego młodzieńca o celu naszego zlecenia, aby dowiedzieć się, czy zdoła je wykonać. Oczywiście bez urazy, panie – tu zrobił przepraszający gest w stronę Abiszaja. Ten przyjął to skinieniem głowy, po czym odezwał się:
-Istotnie. Nie lubię brać zleceń w ciemno. Można niemiło się zaskoczyć.
Zleceniodawca przez chwilę popatrzył na swych ludzi, potem na Abiszaja, na gołąbka robiącego nalot z bombardowaniem na wielki kapelusz podstarzałej damulki ze stolika obok i w końcu odezwał się:
-Dobrze więc, niechaj i tak będzie. Pozwól więc najpierw, że się przedstawię – me imię Kazimierz. A teraz pokrótce wyłożę cel, dla którego cię potrzebuję. Otóż, moja żona, Blanka, niedawno zaginęła. Miała zwyczaj wybierać się na piesze wycieczki do Lasu Karańskiego za naszym domem.
-To należy wynająć łowczego, nie mnie.
-Ale ja nie skończyłem jeszcze, młodzieńcze. Rzecz w tym, że wyszliśmy z moimi gwardzistami w las i przeszukaliśmy go drzewo po drzewie. I nie znaleźliśmy niczego podejrzanego, poza jednym – w środku tej głuszy stał stary, zniszczony i opuszczony dwór… Choć to ostatnie najwidoczniej nie do końca. Kiedy chcieliśmy podejść bliżej tej ruiny, nagle jak spod ziemi wyskoczyły okropne maszkary, najpewniej z otchłani i ruszyły na nas! Ledwo zdołaliśmy ujść z życiem… Choć trzech moich ludzi nie miało tego szczęścia. Wiesz teraz, do czego cię potrzebuję, młodzieńcze?
Nim Abiszaj zdołał cokolwiek odpowiedzieć , rozległ się straszliwy raban, gdyż podstarzała dama ze stolika obok dowiedziała się, że „jakieś przebrzydłe ptaszysko zapaskudziło jej kapelusz po kochanej babuni!”. Kiedy sytuacja uspokoiła się na tyle, by słyszeć własny głos, Ab odrzekł:
-Rozumiem. A skąd myśl, że ja miałbym się tym zając?
-Zasięgnąłem języka i dowiedziałem się, że jest w tym mieście pewien najemnik, ubierający się w szary frak i białą kamizelkę, który nosi dziwne imię i zajmuje się sprawami, których nie da się normalnie wyjaśnić. Opis ten pasuje jedynie do ciebie, młodzieńcze. To jak będzie?
-Zgoda. Choć z góry ostrzegam, że drogo cenię swoje usługi.
-Zapłacę ci pięć tysięcy Królów za odnalezienie mojej żony, żywej, a kolejne dwa tysiące za rozwiązanie tajemnicy owego dworku.
-Umowa stoi.
-Wobec tego już teraz otrzymasz ode mnie pewien… Zadatek – kiwnął głową na jednego ze swych ludzi, a ten podał mu walizkę. Otworzył ją i obrócił w stronę Abiszaja – To rewolwer dziewięciostrzałowy Herzog „Mary”, wersja II. Jedyny zachowany egzemplarz, do tego w idealnym stanie. Dodatkowo, w przegródce obok jest 36 srebrnych naboi, ponoć są przydatne w takich sytuacjach.
Abiszaj z uznaniem kiwnął głową, zamknął walizkę i odrzekł:
-Doceniam to. Gdzie i kiedy wyruszamy?
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Przed wyruszeniem w las Abiszaj najpierw postanowił obejrzeć zwłoki trzech gwardzistów. Z racji, że od ich śmierci minęły dopiero trzy dni, a byli trzymani w chłodni, zadanie to okazało się łatwe. Trupy wyglądały tak, jak początkowo myślał – nie było na nich żadnej rany świadczącej o walce, najwidoczniej uciekając w popłochu nieszczęśliwie powpadali na drzewa. Udał się więc do swego pokoju, zmienił strój na praktyczniejsze bawełniane ubranie żołnierskie, przypasał kaburę z rewolwerem „Mary”, a na plecy zarzucił swój ulubiony karabin powtarzalny Stayar „Auge”. Zapakował amunicję, linę, opatrunki i inne najpotrzebniejsze rzeczy i był gotów. Kiedy po krótkiej wędrówce lasem dotarł na miejsce, zbliżało się południe. Dom musiał kiedyś być piękną willa, jednak czas i wilgoć zrobiły swoje – teraz wyglądał, jakby miał się lada chwila zawalić. Na jednym z pobliskich drzew Abiszaj znalazł to, czego się spodziewał – zakrzepłą krew i resztki tkanki. Najwidoczniej na tym pniu zatrzymał się gwałtownie jeden ze strażników… Czyżby te bestie były aż tak przerażające, żeby uciekać z głową odwróconą do tyłu? A może atak był aż tak zaskakujący? Po chwili Ab poczuł, że z domu odległego może o trzydzieści metrów ktoś go obserwuje. Kiedy bezczelnie spojrzał się w tym kierunku, zauważył tylko podejrzanie ruszającą się firankę w jednym z okien na piętrze. Zrozumiał, że ktoś już wie o jego obecności tutaj, więc nie warto się kryć. Ruszył śmiało w stronę dworku. Po paru krokach stało się to, czego się spodziewał, a co spotkało parę dni temu jego pracodawcę wraz z gwardzistami – jakby spod ziemi pojawiły się nagle różne bestie. Abiszaj jednak na pierwszy rzut oka zobaczył, że to zwyczajne projekcje z kinematografu, więc szedł dalej, nie zatrzymując się. Po chwili wszystkie „potwory” zniknęły, najwidoczniej osoba stojąca przy projektorze zdała sobie sprawę, że w ten sposób nie wystraszy intruza. Ab wyobraził sobie jej minę i uśmiechnął się na tą myśl. Jak miał się wystraszyć, skoro takie rzeczy nie istniały? A nawet jeśli istniały, to on ich nigdy nie spotkał. Po paru chwilach doszedł do głównego wejścia – wprawdzie balkon nad jego głową wyglądał, jakby miał się zawalić lada moment, jednak na szczęście postanowił z tym jeszcze poczekać. Ab zdążył więc wejść przez uchylone drzwi do wielkiego holu. Kiedyś było on na pewno bardzo piękny, lecz teraz wyglądał strasznie - z sufitu odpadała farba, na ścianach miejsce tapet zastępowała pleśń, a podłogi usilnie starały się wejść w symbiozę z żywymi kulturami kurzu. Jedynie kilka ścieżek łączących pokoje ze schodami uchroniło się od większych zabrudzeń, z racji, że ktoś nimi regularnie chodził. Abiszaj miał zamiar za chwilę dowiedzieć się, kim jest ten „ktoś”, głównie po to, żeby zadać mu parę pytań… I może przetestować ten nowy rewolwer – w końcu nie wszyscy chcą zawsze współpracować po dobroci. Wyjął więc broń i zważył ją w dłoni, dochodząc do wniosku, iż jest dość ciężka i ruszył w stronę najbliższych drzwi, po prawej stronie. Okazało się, że to jakaś swego rodzaju stróżówka. Pomieszczenie ostatni raz było odwiedzane dość dawno, o czym świadczyły ślady butów przykryte nowymi warstwami kurzu, więc Ab domyślił się, że nic ciekawego ani wartego uwagi tam nie ma. Podobnie przedstawiały się ślady prowadzące bliźniaczego pomieszczenia naprzeciwko, więc zbagatelizował je i poszedł dalej, w głąb domu. Po prawej stronie była kuchnia, więc Abiszaj skorzystał z okazji i z lodówki firmy Rowenux, prawdopodobnie model „Igino”, wyciągnął po chwili poszukiwań smakowicie wyglądający kawał sernika. Ciasto przez moment wespół z Abem zwiedzało dom, ale nie było mu dane obejrzeć za dużo – bardzo szybko znalazło się w żołądku, skąd nie było widać zbyt wiele. Abiszaj oblizał ze smakiem palce, po czym zaczął dalej rozglądać się po kuchni, tym razem w poszukiwaniu jakichś śladów. Nietrudno było zauważyć, że kuchnia była bardzo często używana, uwagę zwracał fakt, że choćby sos w garnku był jeszcze ciepły. W oczy rzucała się również jeszcze jedna rzecz, mianowicie, że były dwa kieliszki, dwa zestawy talerzy, sztućców, filiżanek i tak dalej… Sprawa zaczynała schodzić na dość niewygodny ton. Ab postanowił jeszcze sprawdzić wielki pokój gościnny naprzeciw kuchni. Okazało się, że stoi tam stół, oczywiście z dwoma krzesłami i stolik z dwoma stylowymi fotelami. Dodatkowo, pod ścianą był kominek, jeszcze dało się wyczuć żar od popiołów. Nad nim, na ścianie wisiał obraz, ale kogo on przedstawiał, Ab nie miał pojęcia – w końcu na świecie jest wielu łysiejących starszych mężczyzn z czarnymi wąsikami i bródką… Po chwili do Abiszaja dotarła jedna ważna rzecz, pokój gościnny musiał być również często używany. Jako że nikt do tej pory nie postanowił przywitać go jako gościa, zaczął wchodzić schodami na górę z zamiarem przedstawienia się samemu. Kiedy był już na piętrze, usłyszał jakieś niewyraźne głosy z pomieszczenia po prawej stronie. Podszedł więc do drzwi i nieładnym zwyczajem zaczął podsłuchiwać. Rozmowa w środku toczyła się między mężczyzną, a kobietą, najpewniej poszukiwaną Blanką:
-…nie wiem, jak to możliwe, że nie wystraszył się tych projekcji. Jest ubrany jak żołnierz, może to jakiś weteran?
-Nie, mój mąż nie wynająłby żołnierza, bo po co, ma ich wystarczająco. To pewnie jakiś najemnik.
-Dlaczego, dlaczego… Minęło dopiero pięć dni…
-Czy on wszedł już do domu?
-Pewnie tak… Muszę iść do niego, powstrzymać go…
Jednak zanim mężczyzna zdążył coś zrobić, do środka wszedł Abiszaj, z rewolwerem w ręku i zapukał w futrynę.
-Przeszkadzam? Bo drzwi były otwarte…
Pomieszczenie okazało się być jakimś gabinetem. Obok wielkiego, ogromnego wręcz biurka, stał słyszany wcześniej mężczyzna, a na fotelu w rogu pomieszczenia siedziała kobieta, najpewniej poszukiwana Blanka. Oboje wpatrywali się w Abiszaja jak w zagładę, która nadeszła i odebrała ostatnią iskierkę nadziei. Poczuł się okropnie, ale co mógł zrobić…? Spojrzał jeszcze raz na mężczyznę – wyglądał podobnie, jak ten z obrazu; tamten chyba był jego ojcem – ten miał około trzydziestu lat, zaczynał już podobnie łysieć na czubku głowy i miał taką samą bródkę, odpuścił sobie natomiast wąsy. Był ubrany w jakiś zwyczajny garnitur, na który miał założony długi płaszcz z rękawami. Odrzekł cichym głosem:
-Ah… To… to ty…
-Hm? Nie przypominam sobie, żebyśmy wcześniej mieli możliwość się poznać – odrzekł Abiszaj zgryźliwie
-Wi… Widziałem cię z okna… Wcześniej…
-A, to byłeś ty? Dobrze wiedzieć. Ah, pomysł z tą projekcją był niezły, tylko gdybyś dodał jakieś dźwięki, byłoby bardziej przekonująco – mrugnął do mężczyzny i zwrócił się do kobiety skulonej w rogu – A droga pani to zapewne Blanka?
-Ta… Tak…
Kobieta również miała około trzydziestu lat i nawet mogłaby zostać uznana za ładną, gdyby nie fakt, że była przeraźliwie blada, a długie, kasztanowe włosy miała skołtunione. Abiszaj postanowił rozładować trochę sytuację, z racji, że teraz niezbyt dobrze dałoby się z tą dwójką prowadzić konwersację, rzekł więc:
-Ach, a gdzie moje maniery, wybaczcie. Nazywam się Abiszaj i przyszedłem tu, aby odprowadzić cię do domu, pani. I cieszę się, że nic ci nie jest. Na pewno szepnę też o nim – tu wskazał na mężczyznę – dobre słowo, jak to zaopiekował się tobą w tej głuszy, pani…
-Nie! – nagle przerwała mu kobieta – On nic nie może wiedzieć! Mój mąż nie może się dowiedzieć!
-Hmm… Noo, to mamy trudną sytuację i jakoś trzeba ją rozwiązać – Ab chciał kiedyś iść do szkoły, jednak nadeszła wojna i z marzeń zostało mu tylko zamiłowanie do gestów, mimiki i dziwnych postaw. Teraz aktualnie przybrał figurę „łapię się za brodę i baaardzo intensywnie myślę, a tak naprawdę, to stroję sobie z was żarty”. Po chwili wrócił do postawy tradycyjnej i rzekł – A mąż niepokoi się o panią, spać nie może , włosy wręcz z głowy rwie!
Jednak, co go zaskoczyło, kobieta zareagowała inaczej, niż przewidywał. Podniosła głowę, spojrzała mu w oczy i twardo rzuciła:
-Kłamiesz. Mój mąż wcale mnie nie kocha.
To zbiło go trochę z tropu, na szczęście nie na tyle, by nie wiedział co powiedzieć. Odrzucił jednak głupkowaty humor na bok, usiadł na kolejnym fotelu w drugim rogu pokoju i rzekł:
-Rozumiem. Więc twój mąż fatygował się po mnie, zapłacił mi i do tego dał mi ten niesamowicie cenny rewolwer tylko po to, żeby udowodnić, że jednak cię nie kocha? – w zasadzie Kazimierz jeszcze mu nie zapłacił, ale tak czy siak użył tego jako atutu w rozmowie. W oczach kobiety pojawiło się zwątpienie, jednak po chwili odrzekła:
-To niemożliwe. Musi mieć w tym jakiś cel.
Abiszaj kątem oka widział, że mężczyzna nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić przez cały czas rozmowy między Abiszajem i Blanką, więc zaczął powolutku zbliżać się do biurka. Ab na razie postanowił mu na to pozwolić. Odrzekł do kobiety:
-To poważne oskarżenie, pani. Czy masz jakieś dowody na jego poparcie?
Jednak zanim doczekał się odpowiedzi, dojrzał jakiś gwałtowny ruch od strony biurka. Bez namysłu wystrzelił dwukrotnie rewolwerem, trafiając mężczyznę w obojczyk i płuco. Dopiero, gdy myśli dogoniły odruchy, zrozumiał, że śmiertelnie ranił człowieka, który tylko gorączkowo rzucił się przed siebie, aby złapać spadający z przegnitej ściany obraz… Kobieta ze szlochem i przerażeniem podbiegła do leżącego, próbując nadaremno zatamować krwawienie. Ranny chciał coś powiedzieć, jednak z jego ust wydobył się tylko charkot. Abiszaj wstał z fotela i ciągle nie wierząc w to, co zrobił, zaklął pod nosem. Oto właśnie dokonał przypadkowo wyroku na człowieku, który najpewniej miał mniej grzechów na sumieniu, niż on sam popełnił przez rok swego życia. Minęło kilka długich minut, zanim doszedł do siebie, w trakcie których mężczyzna wyzionął ducha, a kobieta rozpłakała się do reszty. Ab rzucił okiem na obraz, który kosztował mężczyznę życie i zrozumiał jedną rzecz – na płótnie był namalowany portret Blanki… Kiedy spojrzał znów na kobietę klęczącą przy zwłokach, zrozumiał to z całkowitą pewnością – oni już nie potrafili być rozdzieleni. Podszedł do kobiety, wycelował rewolwer w tył jej głowy i nacisnął spust.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Kiedy wracał do zleceniodawcy przez las, miał sporo czasu na rozmyślania. Jednej rzeczy nie wiedział i nie dawała mu ona spokoju – skąd ta dwójka znała się wcześniej? Wykluczone, by znali się zaledwie od paru dni i darzyli siebie wzajemnie aż takim przywiązaniem… Aby zająć czymś myśli, wyciągnął swój nowy rewolwer, „Mary” i powiedział do niego:
-Cóż, teraz ty też masz okropieństwa błędów na sumieniu… Więc od dziś będziesz się nazywać… „Krwawa Mary”.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
-Nie żyje…? Jak…?
-Zastrzelił ją szaleniec, mieszkający w tym dworku.
Kazimierz przyjął tą informację jak prawdziwy mężczyzna, jedynie nagle wydał się taki stary i kruchy… Po chwili odrzekł:
-Dlaczego… Dlaczego to musiało stać się akurat teraz, kiedy chciałem jej udowodnić, że rzeczywiście ją kocham? Kiedy chciałem błagać ją o wybaczenie za wszystko, co jej uczyniłem…? – spojrzał smutnym wzrokiem na Abiszaja i po chwili powiedział – A czy dowiedziałeś się czegoś o tym przeklętym miejscu?
-Tak, ten człowiek wykorzystał kinematograf, by stworzyć takie „potwory”. Nie mam tylko pojęcia, jak dokładnie udało mu się to zrobić, nie zrozumiałem zasady działania tej maszyny.
Mężczyzna spojrzał teraz na Abiszaja odrobinę bardziej żywym wzrokiem i rzekł:
-Dobre i to, z tą jedną rzeczą zawsze łatwiej będzie mi… żyć. Dobrze, młodzieńcze, oto twoje dwa tysiące Królów za rozwiązanie tajemnicy tego miejsca, tak, jak się umawialiśmy. Możesz zatrzymać rewolwer, mnie już nie będzie potrzebny. A teraz, jeśli wybaczysz – mężczyzna znacząco spojrzał na drzwi – ale mam jeszcze coś do załatwienia.
-Oczywiście, rozumiem. I proszę przyjąć moje kondolencje – Ab uścisnął mocno dłoń mężczyzny i ruszył w stronę wyjścia z gabinetu. Czuł się strasznie, ale nie mógł przecież zrobić ani powiedzieć niczego innego… Kiedy jednak zamknął za sobą drzwi i odszedł parę kroków, usłyszał huk wystrzału. Szybko zawrócił do pomieszczenia, domyślając się, co tam zastanie – Kazimierz, istotnie, leżał na ziemi z dziurą w skroni, w martwej dłoni trzymał mały pistolet, derringer. Po paru chwilach zbiegli się strażnicy, a widząc, co się stało, posłali po medyka, zupełnie już zbędnego… Abiszaj podszedł do trupa i zamknął mu oczy, które nawet szkliste i martwe, pozostały smutne. Kolejny człowiek zginął przez niego… Gdyby potrafił, uronił by nad nim łzy, lecz nie mógł. Wstał więc i szybko wyszedł.