Tajemnica ośmiu by Fender

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Tajemnica ośmiu by Fender

Postprzez Fender w 29 Gru 2011, 16:16

Moje pierwsze opowiadanie w klimatach zony, lecz nieco innej niż ta którą znamy :) Życzę miłej lektury, co jakiś czas będę zamieszczał nowe rozdziały. Pozdrawiam. Fender :wink:


Rozdział I – Krwawy bar
Płomyczki dwóch świeczek migotały radośnie na tle drewnianego, zabrudzonego stołu. Wokół było słychać krzyki. Pijacki jazgot przeszywał powietrze na wylot. Dookoła leżało wiele, dawno opróżnionych już butelek. Niektórzy w euforii upojenia przewracali się na ziemię, a inni deptali po nich jak po podłodze. Zachowywali się jak zwierzęta. Lecz on stał spokojnie. Ubrany w długi, ciemnozielony płaszcz, spoglądał pogardliwie na całe zbiegowisko. Sięgnął do kieszeni, wyjmując figurkę słonika. Biała, popękana w kilku miejscach. Zwykła figurka którą spotyka się często w domach starszych ludzi. Nie czekał długo. Momentalnie zjawił się obok niego brodaty mężczyzna. Stanął on naprzeciw niego, opierając się łokciami o stary stół. Zmierzył go czujnym wzrokiem, spojrzał przez chwilę na figurkę słonika. Przez kilka chwil, panowała między nimi cisza. Zupełnie jakby odcięli się od zgiełku i krzyku panującego w barze. Pierwszy odezwał się brodaty:.
- Czy wiesz, że wrony w strefie latają na północ?- zapytał, po czym niespokojnie sięgnął do pasa, otwierając kaburę, w której mieścił się stary, przedwojenny Colt.
- A Sachilski pędzi najlepszy bimber pod słońcem.- Odpowiedział z uśmiechem mężczyzna w płaszczu. Można było dostrzec, jak nerwowa atmosfera między nimi, pryska nagle jak mydlana bańka.
- Jesteś pewnien że powinniśmy? Nikt jeszcze nie podjął się tego, nie wiemy gdzie szukać.- zagadał brodacz, wyciągając z kieszeni oliwkowego kombinezonu, paczkę papierosów. Spoglądał on uwaznie na towarzysza, który jakby się nad czymś zamyślił. Nie chcąc czekać dłużej, z tej samej kieszeni wyciągnął ładną, srebrną zapalniczkę, na której widniał dumnie napis „Aleks”. Odpalił papierosa, rozkoszując się dymem.
- Niczego nie jestem pewien. Wiesz dobrze, że jesteśmy zbyt blisko niego, aby się teraz wycofać. Poza tym, wiemy dużo więcej niż inni. Zabiją nas, jeśli teraz się wycofamy. Poczekajmy jeszcze na trzeciego, jaki jest Twój sygnał?
- Ten oto pistolet przyjacielu- Powiedział brodaty, wyciągając z kieszeni swojego starego Colta.

Przez kilkanaście minut oboje stali przy stole dość niepewnie, co jakiśczas nerwowo rozglądając się dookoła. Coraz uważniej zaczęli też przyglądać się sobie. Brodaty mężczyzna nie był wysoki. Miał jednak potężną budowę ciała, duże, umięśnione ręce, które jak się zdawało mogły udusić stado niedźwiedzi za jednym razem. Oprócz brody miał również długie, brązowe włosy, staranie spięte w kucyk. Jego małe oczy z zainteresowaniem lustrowały towarzysza. Na jego twarzy można było dostrzec, dwie równoległe do siebie blizny. Ubrany był jak typowy stalker. Czarne wojskowe buty. Oliwkowy kombinezon, oraz maska przeciwgazowa IP-5 zwisająca przy jego piersi. Na plecach miał on zawieszony dość duży zielony plecak, oraz karabin AK-107. Jego małe, niebieskie oczy spoglądały na swojego rozmówcę. Ubrany w długi płaszcz, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego orli nos, oraz głowa z włosami króciutko przystrzyżonymi, górowały o te kilka centymetrów nad pozostałymi zebranymi. Co ciekawe, brodacz nie mógł dopatrzeć się broni, którą mógłby mieć jego rozmówca. Chciał o nią zapytać, lecz ze względu na napięcie, które ponownie zapanowało, wstrzymał się z dyskusją.

Czekali tak milcząc kilkanaście minut. Podjadali co jakiś czas, wspaniałą konserwę mięsną nazywaną przez starych wyjadaczy „rozkoszą turysty”. Czas dłużył się niemiłosiernie, każda minuta przepełniona pijackimi okrzykami płynącymi z przepełnionego odorem alkoholu i wymiocin baru, doprowadzała ich do szału. W pewnym momencie podszedł do nich, młody, niewysoki chłopak, ubrany w jasną skórzaną kurtkę z kapturem i ciemne spodnie dresowe, oraz zniszczone już białe adidasy. Przez ramię miał przewieszone AK-74u. Widać było, ze jest w zonie od niedawna. Jego zachowanie było nadzwyczaj beztroskie. Jego ruchy były wciąż płynne, nie tak jak u doświadczonych stalkerów, którzy chodzili ciągle spięci, jakby oczekując ataku.
- Jestem Wasili, ten pistolet to zza wielkiej wody, gdzie zona nie sięga prawda?- Zapytał, po czym sugestywnie i beztrosko mrugnął w stronę towarzyszy. – To jak, bierzemy się za robotę?- Kolejny raz zapytał całkiem głośno.
- Jeżeli w tej chwili nie zamilkniesz, rozłupię Ci łeb o ten stół- Syknął Brodaty, po czym wyczekująco spojrzał, na swojego wysokiego towarzysza.
- Ani słowa o robocie. Zachowujmy się naturalnie- Odpowiedział mężczyzna w płaszczu, po czym beztrosko zagadał towarzyszy o pola anomalii niedaleko „koryta śmierci”.

Tak minęły kolejne dwie godziny. Po tym czasie, ruch w barze zmalał, ochroniarz wyrzucał pijanych stalkerów za drzwi, pozostawiając w środku jedynie ich trójkę, oraz jakiegoś człowieka, spokojnie dopijającego herbatę.
- Dobra, młody załatwiasz nożem ochroniarza. Udajesz, że wychodzisz, a potem podcinasz gardło. Brodaty, przystawiasz barmanowi do głowy pistolet i niech nie piśnie słówka. Ja idę na zaplecze, ale najpierw porozmawiam z tym koleżką pod ścianą.- Stwierdził, po czym odszedł do stolika, stojącego przy oknie. Jako że dawno zapadła już noc, w barze było ciemno. Oświetlało go jedynie światło ze świec ustawionych na stolikach, oraz mała żaróweczka, przykręcona do jednego filaru w pomieszczeniu.

Szybkim krokiem podszedł do stalkera stojącego przy oknie, oparł się o stół, przystawił głowę dość blisko, aby usłyszał szept i rzekł – Przez najbliższe piętnaście minut, nie ruszasz się stąd. Nie wychodzisz, nie krzyczysz, a spokojnie stoisz. To co zrobimy, to nasza sprawa, a tobie nic do tego. Jeśli mnie nie posłuchasz, zabijemy cię. – Powiedział poważnie, po czym podsunął mężczyźnie plik banknotów, owiniętych w różową gumkę recepturkę. Widząc ten gest, stalker pokiwał głową po czym schował pieniądze do wewnętrznej kieszeni kurtki.
Chwilę jeszcze opierał się o stół. Słyszał z sąsiedniego stolika pożegnanie brodatego z młodym stalkerem, po czym ten drugi zaczął kierować się ku wyjściu. Gdy był już za ochroniarzem, który wyraźnie przysypiał, znudzony całodniowym wyrzucaniem pijaków, nie spodziewał się ataku. Wasili, sprawnym ruchem wbił nóż w jego gardło, po czym szybko przewrócił nieszczęśnika na ziemię. Krew oblała drewnianą podłogę. Grymas bólu, jeszcze przez chwilę malował się na twarzy ochroniarza, po czym zastygł on w bezruchu. Widząc to opasły barman, chciał sięgnąć pod ladę, lecz w jednej chwili znalazł się przy nim brodacz, celując pistoletem w jego głowę. Wszystko działało jak w zegarku, mężczyzna w płaszczu, jednym susem przeskoczył przez ladę i otworzył drzwi na zaplecze. Od razu niemal udeżył go odór jakby rozkładających się zwłok. Z całej siły powstrzymywał się, aby nie zwymiotować. Zaplecze było ciemne. Umieszczone, zaraz za ścianą baru. Było tu pełno najróżniejszych gratów. Począwszy od starej, zardzewiałej broni różnego rodzaju, niedbale poukładanej na drewnianych szafkach, po konserwy i pieczywo, przetrzymywane w plastikowych skrzyniach. Stalker nerwowo rozglądał się, szukając jakby olśnienia. Cienkie strugi potu spływały po jego czole, zalewając mu oczy. Było niezwykle duszno. Okna zostały szczelnie zabite pancernymi płytami, uniemożliwiającymi dostanie się choćby odrobiny, świeżego powietrza.

Mężczyzna zaczął przewracać wszystkie rzeczy, najwyraźniej czegoś szukając. W glowie miał wiele różnych myśli. Strach przeplatał się z pożądaniem, obawa ze śmiałością swoich czynów. W końcu, po przerzuceniu kolejnego kartonu, wypełnionego po brzegi jakimiś tanimi maskami przeciwgazowyki zauważył w podłodze małą dziurę. Szybko wyjął z plecaka małą saperkę i zaczął rozbijać deski. Spróchniałe już drewno, z łatwością rozpadało się na wiele małych kawałeczków. Unoszące się wióry przylepieły się do spoconego czoła stalkera. W końcu, po kilku minutach ciągłego uderzania w podłogę, mężczyzna zauważył małą skrzynkę. Metalowa, masywna skrzyneczka, zamykana na pewnego rodzaju pieczęć. Ucieszył sięw duchu, gdyż znalazł to po co tu przyszedł.
- Przyprowadźcie Barmana! – Krzyknął, wyczekując towarzyszy. Po kilku chwilach weszli oni do pomieszczenia wpychając za sobą opasłego człowieka, który wyraźnie przez swoją niebotyczną wagę miał niemałe trudności z chodzeniem.
- Jak to otworzyć? – Zapytał się wyraźnie przestraszonego barmana. – Jak to do jasnej cholery otworzyć?! Wiem dobrze że masz pojęcie o co mi chodzi. Wiem też, że jesteś dużo bardziej wyjątkowy niż mogłoby się wydawać. Wiem też, że strzeżesz jednej z największych tajemnic zony. Gadaj. – Rozkazał oschle wysoki stalker. Cała trójka stała wyczakująco spoglądając na barmnana. On jednak milczał. Wyczekiwali w napięciu kilka długich minut. Słyszeli jedynie nerwowe tykanie, dużego, radzieckiego zegara, zawieszonego nad starym łóżkiem. Czas dłużył się niemiłosiernie. Barman milczał. Stalker sam nie wiedział jakich ma użyć argumentów, aby przekonać go do wyjawienia sekretu. Nagle usłyszał dźwięk naciąganej sprężyny w karabinie. Spojrzał w lewo. Stał tam Wasili celując do nich ze swojego AK.
- Co ty do wyrabiasz? Odłóż natychmiast broń. – Powiedział brodacz rozkazującym tonem.
- Czy wy myślicie, że możecie tak po prostu go znaleźć? Że możecie zniszczyć w jednej chwili coś, co on budował przez tyle lat? Biorąc zadanie podpisaliście na siebie wyrok śmierci. Nie wiecie nawet ilu on ma ludzi. Ile osób jest przeciwko wam. Nigdy wam się nie uda. Bydlaki cholerne! Myślicie tylko o pieniądzach. Gińcie sukinsyny! – Wykrzykując to, zaczął strzelac po pomieszczeniu. Nawet nie celował, po prostu pruł kulami. Stalker zdążył uskoczyć na bok, brodacz niestety nie miał tyle szczęścia. Kule zagłębiłły się w jego ciało. Krew z otworów po nich tryskała przez dłuższą chwilę. Osunął się on na ziemię z niemym wyrazem twarzy. Nie było na nim widać przerażenia. Jedynie zaskoczenie. Przetrwał tyle lat, aby zginąć jednego dnia. Zona pochłania wszystkich…

Niewiele myśląć stalker, wydobył z płaszcza rewolwer Magnum. Chowając się za masywną metalową skrzynią, czekał, aż Wasiliowi skończy się amunicja. Kilka sekund później strzały ucichły. Stalker wychylił się zza skrzyni. Zobaczył Wasilia szukającego kolejnego magazynka w kieszeniach swojej kurtki. Niewiele myśląc wypalił celując w brzuch. Przyjmując strzał Wasili zgiął się momentalnie na pół. W jego brzuchu powstała duża dziura po pocisku, z której wylewała się krew. Jeszcze żył. Krztusząc się krwią i łzami wydawał z siebie ciche dźwięki bólu. Stalker podszedł do niego, nachylł się i z kamiennym spokojem w głosie zagadał
- Dlaczego? Kto ci kazał?
- Ty.. ty nic nie wiesz. Nie da się go odnaleźć. Musimy go chronić. Oni podpisali pakt. Będą go strzegli. Muszą… Do dla naszego dobra. – Krztusząc się, cedził słowa Wasili – To jest pakt. Pakt ośmiu. Ty nie wiesz na co własnie się piszesz. Niewielu o nim wie, lecz wielu będzie go bronić. Nic więcej nie wyjawię…

Jeszcze przez kilka chwil Stalker wysłuchiwał pojękiwań młodego człowieka. Wiedział, że nic więcej z niego nie wyciągnie. Nie czuł żalu. Wiedział, że musi wypełnić zadanie. Wstał, wycelował rewolwerem w głowę Wasilia i wypalił. Kawałki jego mózgu pokryły podłogę i pobliską ścianę. Rozejrzał się po pokoju. Zobaczył grube ciało barmana. Dostał zabłąkaną kulą. Przestrzeliła mu gardło. Zaczął przeszukiwać jego ciało. W kieszeni znalazł pieczątkę. Otworzył ją, Wyryta była na niej duża litera „B” a dookoła niej kolejno litery „B” „P” „W” „S” „B” „C” „M”. Były one mniejsze od głównej „B”. Stalker spojrzał na małą metalową skrzynkę. Przyłożył pieczątkę i przekręcił. Usłyszał głuchy zgrzyt zamka. Otworzył skrzynię. W środku znajdował się kawałek papieru starannie owiniętego kilkoma warstwami filcu. Otworzył kartkę i zaczął czytać treść:
„Mając na celu dobro całego świata, znając całą potęgę zony, decyzja odnośnie zamknięcia artefaktu została podjęta po konsultacji z „Narodowym Instytutem Badań Nad Strefą Zamkniętą Czarnobyl”. Wszystkie elementy przekazane łącznikom wewnątrz strefy. Informacja ściśle tajna. Wyjawienie tajemnicy karane śmiercią. Generał Ruskow”

Ściskając w ręku kartkę, mężczyzna obmyślał dalszy plan wędrówki. Wiedział gdzie musi się udać. Do bazy bandytów. Handlują oni informacjami najlepiej w całej zonie. Na pewno coś wiedzą. Rozejrzał się przez chwilę po pomieszczeniu. Podszedł do ciała brodacza. Było mu go żal. Chciał to zadanie wykonać z nim. Polubił go od pierwszego spojrzenia. Niestety zmarł. Jednym ruchem zamknął jego oczy, po czym wyszedł z baru. Spojrzał jeszcze pod okno. Stalkera, który wcześniej tam stał nie było. Po raz pierwszy od kilku godzin zaczerpnął świeżego powietrza. Poczuł wewnętrzną ulgę. Skierował się w stronę wielkich gór żelaznych śmieci, ciągnących się przez krajobraz tego opuszczonego świata. Słońce pomału zwiastowało kolejny dzień. Czuł że musi odpocząć. Po kilkunastu minutach marszu betonową ścieżką dotarł do małego drewnianego domku. Kiedyś zapewne znajdowało się tu gospodarstwo. Teraz dach domu się zapadł, szopa prawie całą została rozebrana, a nad zardzewiałym wrakiem niebieskiego niegdyś traktora złowieszczo syczała anomalia. Stalker wszedł do domu. Poszedł do kuchni, odsunął stary, żelazny piec i zabrał kila desek z podłogi otwierając wejście na dół. Zsunął się przez wąski otwór do dołu. Znalazł się w małej wymurowanej piwniczce. Jak na warunki panujące w strefie było tu całkiem przyjemnie. Stare co prawda łóżko, a na nim położony wojskowy materac. Drewniane biurko na którym leżały różnego rodzaju narzędzia i rozebrany karabin M4, szafka, a wniej wiadro, w którym radośnie podskakiwały „kowadełka” i „bateryjki” oraz prowizoryczna lodówka napędzana tymi właśnie artefaktami, a w niej kilka konserw, oraz dwie kiełbasy. Mężczyzna odetchnął z ulgą, zrzucił z siebie plecak i płaszcz. Wyjął rewolwer. Zamknął żelazny właz blokujący wejścia do piwnicy i padł ze zmęczenia jak kłoda na łóżko. Zasnął błogim snem.
Ostatnio edytowany przez Fender 20 Sty 2012, 13:17, edytowano w sumie 2 razy

Za ten post Fender otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Voldi.
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Reklamy Google

Re: Tajemnica ośmiu

Postprzez Voldi w 29 Gru 2011, 16:55

Ciekawie się zapowiada. Popracuj tylko nad powtórzeniami, używaj synonimów. Szczególnie słowa "barman". Wszyscy wiedzą o kogo chodzi, gdy mówimy w kontekście Zony ;) Użycie raz "Handlarz" poprawi jakość pracy, a nie zmieni jej sensu :)

Rozumiem, że chcesz ukazać Strefę z perspektywy Bandyty? Raczej nie spotkałem się z czymś takim, może być interesująco. Pisz dalej :)
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: Tajemnica ośmiu

Postprzez Fender w 29 Gru 2011, 17:04

Nie do końca. Wątek bandyty pojawi się, lecz to nie on odegra główne skrzypce. Dziękuję za ocenę i pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: Tajemnica ośmiu

Postprzez Voldi w 29 Gru 2011, 17:08

Ale to też nie jest do końca "samotnicze" zagranie - znajdź w Zonie "rasowego" samotnika, który zechce napadać na Barmana. To tylko ci idioci w czarnych kurtkach tak mogą :D A z drugiej strony - jak oni w takim razie dostali się do Baru? ;)
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: Tajemnica ośmiu

Postprzez Fender w 30 Gru 2011, 15:25

Rozdział II – Starzy znajomi

Słońce nieśmiało oświetlało ziemię skażonego Czarnobyla. Była godzina dziewiąta. Letni poranek witał swoim ciepłem również tutaj. Wrony nieznośnie krakały, w oddali można było usłyszeć głuchy odgłos wystrzałów. Kolejny, niczym nie wyróżniający się dzień w Zonie. Stalker otworzył oczy. W jego piwnicy panowała zupełna ciemność. Po omacku znalazł lampkę prowizorycznie podłączoną do jednej z „bateryjek”. Te śmieszne małe, niebieskie artefakty wytwarzała anomalia zwana „elektro”. Przekazywała ona artefaktom część swojej energii, dzięki czemu stawały się jej stałym źródłem. Mężczyzna mając ciężką głową podniósł się z łóżka, otworzył lodówkę. Wyjął z niej wojskową konserwę na której dumnie widniał zielony napis „potrawka z królika”. Niewiele myśląc chwycił nóż leżący na biurku i sprawnymi ruchami dostał się do posiłku. Usiadł przy stoliku. Mętnym wzrokiem, co chwila nabierając nową porcję jedzenia, spoglądał na zdjęcie przyklejone taśmą do ściany. Była na nim młoda kobieta o kruczo-czarnych włosach, zgrabnej figurze i uśmiechu, od którego niejeden lodowiec mógłby stopnieć w kilka chwil. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w fotografię, po czym, gdy puszka po konserwie została pusta, podniósł się i zarzucił na siebie wojskowe spodnie, koszulkę oraz ciemnozielony płaszcz. Zajrzał pod łóżko i z dużej drewnianej skrzyni wyciągnął pastę do zębów. Nałożył trochę na palec po czym staranie wyczyścił zęby. Z tej samej skrzyni wyjął po chwili dość stary już karabin G3. Wyciągnął magazynek i naładował broń. Kilka kolejnych wsadził do plecaka.

Zabrał ze stołu swój rewolwer, na którego rękojeści wyryte było jego imię – „Oleg”. Szybko sprawdził stan magazynka, wrzucił kilkanaście pocisków do kieszeni, schował broń do kabury oraz dopakował kilka drobiazgów do swojego plecaka. Kartkę którą zabrał wczoraj z baru, schował w specjalnej kieszeni swojego płaszcza. Była ona pozornie niewidoczna, gdyż znajdowała się za rzędem guzików. Skończywszy przygotowania Oleg otworzył właz chroniący jego piwnicę. Wyszedł on tak jak poprzednio za starym piecem, zebrał kilka desek leżących obok niego i szczelnie zatkał nimi wejście, po czym wyszedł przed dom. Uderzyło go oślepiające światło. Jego oczy nie były przyzwyczajone do obrazu dnia i minęło jeszcze kilka chwil, zanim mógł normalnie widziec. Rozejrzał się dookoła. W oddali na północ tak jak poprzednio wznosiły się tony radioaktywnego szmelcu. Na zachód od jego kryjówki rozpościerało się pole anomalii, tworzące złowieszczy krajobraz. Znajdowało się w nim wiele ciał mutantów oraz stalkerów. Niemal wszystkie były rozczłonkowane. Wąska i mała dolinka naszpikowana była „przecinakami”. Anomalia która wyczuwając ruch wytwarza ogromny pęd powietrza mogący przeciąć nawet stal. Wielu niedoświadczonych stalkerów zapuszczało się tam w poszukiwaniu skarbów. Oleg pamiętał, gdy pewnego dnia grupa kotów wybrała sięw poszukiwaniu artefaktów. Krzyczał do nich żeby się stamtąd odsunęli, lecz zbyli go strzelając w jego kierunku z pistoletów. Nie mógł więcej zrobić. Przyczaił się na pierwszym piętrze drewnianej chatki pod którą znajdowała się jego kryjówka i czekał.

Tak jak się spodziewał, wpakowali się w sam środek anomali i latali z detektorami jakby ich pijawka goniła, łapiąc uciekające „agrafki”. Artefakty ogromnej wielkości, lecz nie mające absolutnie żadnych właściwości, dlatego niemalże bezwartościowe. Lecz oni byli uparci.Minęło kilka chwil a powietrze przeciął głuchy świst. Jeden z kotów padł na kolana, a jego głowa potoczyła się pod nogi towarzyszy. Skamienieli w bezruchu. Kilka sekund później kolejny świst i następny leżał na ziemi bez połowy tułowia. Trzeci z nich zalewając się łzami rzucił się do panicznej ucieczki, lecz dość szybko padł bez nóg, które zostały odcięte na wysokości kolan. Ot przedziwna anomalia. Sama wybiera sobie moment w którym zaatakuje. Z zamysłu wyrwał Olega niski głos dochodzący ze ścieżki znajdującej się jakieś 20 metrów od niego. Było tam pieciu stalkerów i wyraźnie machali w jego stronę. Mężczyzna przełoadował i odbezpieczył karabin, po czym spokojnym kokiem ruszył w stronę gości.

Gdy był już wystarczająco blisko zagadał stalker ubrany w znoszony kombinezon „wschód słońca”, trzymający w ręku dubeltówkę. Był on prawdopodobnie przywódcą czteroosobowej grupy którą prowadził.
- Witaj towarzyszu stalkerze, chcieliśmy zapytać czy znasz może bezpieczną drogę w stronę wysypiska? Zostaliśmy wysłani z gospodarstwa rolnego mieszczącego się na południu. Przygarnia one takich żółtodziobów jak ci czterej i pomaga im stawiać pierwsze kroki w strefie. Mamy dokonań transakcji z dowódcą oddziału powinności. Dostaniemy broń za kilka artefaktów. Nie wyglądasz mi na bandytę, a sam wiesz ilu ich w drodzę na północ jest. Kamzyk mówił, że wielu samotników zna droge, która pozwala ominąć ich posterunki, może chciałbyś pomóc? Nie pozostaniemy dłużni. – Powiedział dowódca

- W zasadzie idziemy w tym samym kierunku, a uwierz przyjacielu, że bandytów i ich zwyczaje znam lepiej niż niejeden. Każdy rubel się przyda, a więc ruszajmy. – Powiedział Oleg, po czym ruszył przed siebie. Wędrówka przebiegałą spokojnie. Stalkerzy mijali stale słupy telekomunikacyjne i energetyczne. Z każdym krokiem w kierunku dużych gór wysypiska, dookoła nich znajdowało się coraz więcej śmieci i wszelkiego żelastwa. Po godzinie marszu doszli do ogrodzenia. Za nim znajdował się olbrzymi plac, a na nim poustawiane w rzędzie samochody, autobusy, wozy pancerne. Było ich tysiące. Oleg wdrapał się na stary dąb, wyciągnął lornetkę i zaczął obserwować „parking”. Ani żywej duszy. Śladów mutantów również brak. W międzyczasie niebo zalało się chmurami. Wesołe dotąd promyczki słońca przesłoniły burzowe chmury. Zerwał się wiatr. Krople deszczu zaczęly spadać na ziemię odbijając się od kombinezonów stalkerów.

- I jak? Można iść? – Zapytał przywódca.
- Tak. Jest czysto. Jednak tutaj nigdy nic nie wiadomo. Odbezpieczcie broń i trzymajcie się blisko siebie. Na parkingu często zmieniają się pola anomalii, a więc kamienie w dłoń i rzucajcie gdy nie jesteście pewni terenu. Ruszamy. – Bez zbednych emocji powiedział Oleg, po czym przeczołgał się pod naderwanym drutem kolczastym. Dotarli oni do miejsca w którym wraki pojazdów tworzą istny labirynt. Pomału posuwali się do przodu mijając tony żelastwa. Wszyscy wykazywali czujność. Panowała napięta atmosfera. Krople deszczu w równym rytmie zalewały ich ubrania. Po kilku minutach dotarli na niewielki plac. Na środku stała beczka, w której rozpalano ogniska.

- Zatrzymajmy się na chwilę, coś mi się nie podoba… - Zagadał Oleg, po czym usłyszał cichy świst. Spojrzał pod nogi, a tam lekko dymiąc się leżał granat. Chwilę później nastąpił wybuch. Wszystko zrobiło się jasne. Zakołowało mu się w głowie. A potem ta nieprzenikniona ciemność. Widział on w snach swoją Ninę. Jak płacze. Jak po raz kolejny mówi „damy radę Oleg, nie rób tego, poradzimy sobie”. On nie słuchał. Nigdy nie było mu tak żal rozstania. Zostawił poza strefą to co miał najlepsze w życiu. Potem pojawił się brodacz. Stalker którego poznał podczas napadu na bar. Uśmiechał się życzliwie. Później pojawił się Wasili. Widać było jego przestrzelony mózg. Połowa głowy była oderwana, lecz on żył. Rzucił się na stalkera, wbijając nóż w jego policzek…
- Halo halo, śpiąca królewno, budzimy się- Chrapliwy głos wyrwał go ze snu, po czym otrzymał kolejnego plaskacza.
- Co, co jest ku*wa?! – Oleg nie mógł się powstrzymać. Chciał rzucić się na mężczyznę lecz był związany. Spojrzął do góry na jego dwarz. Znał go. To był Łuskarz.
- No i kogo ja spotykam w moim parszywym życiu co? Czyżby syn marnotrawny znów powrócił na garnuszek Zachiła?- Cedził przez zęby Łuskarz. – Ile tu już minęło? Rok? Nie. Więcej. Dwa lata. Dwa cholerne lata odkąd spieprzyłeś zadanie.
- Wal się. Byłem z wami tylko dlatego że mnie uratowaliście. Nigdy nie zabiłbym bezbronnego.- Odpowiedział Oleg.
- Co ty człowieku chrzanisz. Przez rok wykonywałeś robotę. Zabijałeś samotników, rabowałeś ich i było dobrze. Pamiętasz jaką byliśmy zgraną drużyną? Sialiśmy postrach na tej ziemi. Ale w tobie nagle odezwał się głos cholernego sumienia. Bo co? Nie miał broni. Wielka mi rzecz. Byłaby to kolejna skaza na twojej i tak czarnej duszy. To przez ciebie zginął wtedy Konstantyn. Gdybyś zabił tego stalkera nie mógłby wysadzić się w powietrze idioto. Ale dam ci szansę. Odkupisz swoje winy. Widzisz tych samotników? Tak ci których prowadziłeś. Ich też mamy. Jednak granaty ogłuszające Senka robi świetne. A więc albo sprzedasz każdemu po kuli, albo ja to zrobię włącznie z tobą. – Wciąż gniewnie rozkazywał Łuskarz.

- Nie, nie zabiję ich wszystkich. – odpowiedział, z całej siły zapierając się w myślach Oleg.
- Nie wszystkich? Dobrze. – Po czym bandyta wziął swojego winchestera i zaczął strzelać do stalkerów. Padło ich czterech. Ich ciała były zmasakrowane. Wystrzał z shotguna wyrządził potworne spustoszenie na ich ciałach. Jedno z nich nie miał o nawet głowy. Krew była wszędzie. – Twoja kolej. Nie zabijesz wszystkich. Zabijesz jednego, tak jak to było wtedy. Teraz też nie ma broni. Jest związany. Działaj. – Po czym wcisnął Olegowi do ręki makarova z jednym nabojem. Po uwolnieniu z więzów, podszedł chwiejnym krokiem do stalkera.

- Błagam nie. Nie rób tego! Daj mi żyć! Proszę! – Krzyczał zalewając się łzami stalker.
- Przepraszam- cicho powiedział Oleg, było mu żal samotnika. Miał jednak w głowie zadanie. Nie po to zginął Brodacz. Musiał je wypełnić. To było zbyt ważne. Myśląc w ten sposób wziął głęboki wdech po czym wycelował i strzelił. Martwe ciało osunęło się na brzuch. Krew zaczęła wypływać z otworu po wystrzale.
- Brawo! Brawo mój królewiczu. Wreszcie zrobiłeś coś mądrego – Sarkastycznie wycedził Łuskarz- Dokąd się wybierasz?
- Muszę porozmawiać z Zachiłem- Odpowiedział Oleg, po czym czując wewnętrzną odrazę podniósł się z ziemi.
- Jak to cudownie się składa, właśnie zachodzimy do podstacji. Życzy pan sobie drinka na drogę? – Powiedział bandyta, po czym reszta jego kompanów wybucnęła śmiechem

- Pieprz się dupku – Oschle odpowiedział niegdysiejszy bandyta. Po kilku minutach wszyscy ruszyli w drogę. Po wydostaniu się z parkingu, skierowali się na północny zachód. Szli wąską polną dróżką, po czym zagłębili się w las. Tutaj wszyscy jakby na rozkaz stali się bardziej czujni. Wysokie drzewa zupełnie przesłaniały resztki światła przebijającego się przez chmury. Z oddali dochodziły przeraźliwe ryki. Utorowaną ścieżkę od reszty lasu oddzielał z dwóch stron pas anomalii „Spalacz” Ani ludzie, ani mutanty nie wchodzili na teren tych drugich, lecz napięcie sięgało zenitu. Wyglądało to tak jakby zona oddzielała teren, na którym odprawia swoje śmiertelne rytuały. Cała grupa w rosnącym napięciu i oczekiwaniu posuwała się naprzód. Czuli wszechogarniający strach. Zupełnie jakby tracili nad sobą panowanie. Chcieli rzucić broń i uciekać. Uciekać jak najdalej, lecz wiedzieli, że to Strefa tak na nich działa. Chce żeby zrobili błąd i weszli na pole anomalii. Sucha trawa łamała się pod ich stopami. To miejsce było jakby wyssane z życia. Nawet drzewa już dawno pozbyły się swych liści. Szli tak w napięciu kilkanaście minut, gdy Oleg zrobił ruch ręką.

- Łuskarz, czy ty to widzisz? – Niespokojnie zapytał
- ku*wa, tak, co to jest do cholery?! – Z wyraźnym zainteresowaniem zagadał Łuskarz. W oddali kawałek ziemi przesuwał się w ich stronę w szybkim tempie. Zupełnie jakby pod nim coś było.
- Cholera, błotniak!- Krzyknął Oleg, po czym ukucnął i wycelował ze swojej broni. – Poczekajmy aż będzie bliżej! – W tym momencie wyczekująco wycelowali wszyscy z grupy. W napięciu minęła minuta. Stróżki potu wstąpiły na ciało stalkera. Oblała go fala gorąca – Uwaga! Ognia! – Krzyknął Oleg po czym wypuścił serię w stronę mutanta ze swojego karabinu. Minęło kilka chwil a mutant znalazł się niedaleko ich. Przedarł się przez ziemię. Naukowcy od dłuższego czasu usiłowali zbadać wpływ anomalii GALARETA na ciało ludzkie. W wyniku przeprowadzonym przez profesora Krugłowa obserwacji został spisany cząstkowy raport poruszający ten problem. Zauważono, iż anomalia wchodzi w reakcje z ludzką tkanką. Zdrową potrafi niszczyć, a jednak martwą przywracać do życia. Obecność składnika, nazywanego przez naukowców KRB-7 wchodząc w reakcję z martwą tkanką potrafi przywrócić jej funkcje na nowo. W warunkach laboratoryjnych dobrze spreparowany śluz z anomalii zawierający KRB-7 używany jest do leczenia ran postrzałowych oraz kąsanych. Krążą również plotki, że niektórzy stalkerzy piją śluz, dla wzmocnienia swoich narządów wewnętrznych. KRB-7 dobrze spreparowany i oczyszczony potrafi leczyć. Niestety poza laboratorium skutek jego działania jest przerażający.

Stalker który zginął w pobliżu galarety może być pewien iż zostanie przywrócony do życia. Niestety nie w swojej pierwotnej formie. Anomalia przyspiesza proces rozkładania ciała, aż do samych kości. Następnie po osączeniu ludzkiego mięsa ze wszystkich potrzebnych składników, jest ono ponownie "nakładane" na szkielet. Forma końcowa tworu zony jest przerażająca. W miejscu nóg powstał ogromny odwłok wydalniczy. Korpus został pokryty bladym, lekko zielonkawym mięsem. Ręce nie zostały wyróżnione. Zespoliły się wraz z korpusem. Niegdysiejsza głowa zachowała pozornie pierwotny kształt, jednak nieszczęśnik nie posiada włosów oraz oczu. Nos tworzy głęboka wyrwa przez którą zasysane jest powietrze.

Otwór został zastąpiony długim językiem, mającym nawet 3 metry długości, który łapie ofiary i wrzuca je do przegrody nosowej ( potrafi rozszerzyć się nawet na długość jednego metra ! ). Charakterystyczną cechą błotniaków jest fakt, iż żerują one w jednym miejscu. Nie lubią się przemieszczać. Zakopują się pod ziemią, wystawiając na powierzchnie jedynie długi język, który w promieniu trzech metrów łapie wszystkie żywe organizmy. Gdy błotniak musi się przemieścić robi to pod powierzchnią ziemi "filtrując" ziemię przez siebie. Przypomina to mechanizm dżdżownicy. Skóra błotniaka jest podatna na wysuszenia, oraz promienie świetlne dlatego musi on przebywać pod ziemią która jest wilgotna. Najlepiej na terenach bagnistych. Błotniak żywi się wszystkimi żywymi organizmami. Od owadów zaczynając, na dzikach, ludziach, mięsaczach, pijawkach kończąc. Cena za język błotniaka waha się w granicach 600-1200 rubli. Chcąc go jedynie zneutralizować, należy wypatrzeć wijący się po ziemi język i wrzucić w wyrwę, w której żeruje błotniak kilka granatów. Jednak jeżeli zależy nam na trofeum, sprawa komplikuje się dużo bardziej. Należy wykazać się sprytem oraz szybkością aby nie oplótł się wokół nas jego język.

- Szybko granaty! – Krzyknął Łuskarz, po czym sam wrzucił w otwór w ziemi dwa granaty. Podobnie postąpili jego towarzysze. Chwię później w ziemi znajdowała się ogromna wyrwa, a oni sami byli cali we wnętrznościach mutanta
- Jak za dawnych lat prawda? – Zagadał Oleg
- Nie myśl że Ci wybaczę. – Oschle rzucł Łuskarz, po czym udali sięw dalszą drogę. Przebiegała ona bez żadnych przeszkód. Nad zoną znowu zaczęło świecić słońce. Promienie szybko wysuszyły przemoczonych bandytów, sprawiając że mięso błotniaka zaschło na ich ubraniach. Po kilkunastu minutach marszu byli jużna miejscu. Olegowi zaczęły wracać wspomnienia…
Ostatnio edytowany przez Fender, 17 Sty 2012, 17:32, edytowano w sumie 1 raz

Za ten post Fender otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Voldi, SkullDagger.
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: Tajemnica ośmiu

Postprzez Voldi w 01 Sty 2012, 20:24

Świetny pomysł z tym błotniakiem. Kozak za kreatywność :)
Jest kilka błędów, ale jestem jeszcze zbyt zmę%czo%ny sylwestrem, więc nie będę ich pokazywał :D Drobne, głównie stylistyczne ;)


Pisz dalej :)
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: Tajemnica ośmiu

Postprzez Fender w 05 Sty 2012, 00:53

Kolejna część. Wszelkie komentarze i uwagi mile widziane. Następnej można się spodziewać w sobotę :wink:


Rozdział III – Czarny płaszcz, wódka i karton fajek.

Cała grupa dotarła do starych zabudowań gospodarczych. Oleg w oddali widział jak strażnicy stojący za workami z piaskiem odbezpieczają broń. Po kilku krokach stanęli naprzeciwko dwóch postawnych mężczyzn. Byli oni ubrani w prowizoryczne egzoszkielety. Korpus pancerza został wyposażony w hydraulikę mającą zapewnić większą siłę ramion użytkownika. Konstrukcję dla całego systemu stanowił kevlarowy pancerz. Produkowany przez rzemieślników bandytów był niemalże nie do przebicia. Ważył jednak swoje kilogramy, przez co możliwe było używanie jedynie jego górnej części. Nogi postaci okrywały czarne bojówki. Na przodzie pancerza namalowana była biała czaszka. Znak bandytów.

- Przepustka! – Powiedział jeden z bandytów, po czym wyczekująco spojrzał w stronę Łuskarza. Ten nieśpiesznie wyjął z przedniej kieszeni kombinezonu „Korsarz” świstek papieru z zapisanym nań hasłem. Strażnik przez chwilę spoglądał w kartkę po czym rzucił krótką komendę po której wszyscy weszli za barykadę. Oleg z zaciekawieniem przyglądał się gospodarstwu. Ogromna stodoła, która w przeciwieństwie do większości w Zonie została wymurowana, a nie zbita z desek. Czasy świetności przeżywała w czasach zimnej wojny. Teraz konstrukcja była pełna dziur. Tynk sypał się ze ścian. Pomimo tego budynek sprawiał wrażenie wytrzymałego nawet pomimo upływu lat. Obok stodoły stał dwupiętrowy mały domek. W środku mieścił się punkt obserwacyjny. W najwyższym oknie można było dostrzec bandytę, który opierając się o parapet lustrował teren lornetką. Zza jego pleców groźne wystawała lufa karabinu snajperskiego Dragunov. Cała grupa po kilku chwilach weszła do stodoły. W środku panował półmrok. W rogu jednej ze ścian zawieszona była małą żarówka oświetlająca kilka metrów przed nią. W środku stodoła sprawiała niesamowite wrażenie. Sterty skrzynek, na ścianach różnego rodzaju trofea myśliwskie. Od macek pijawek, aż po same „Szkarłatniki”. Pod zawieszoną żarówką na dwóch beczkach ustawiona była szeroka, dębowa deska. Stał za nią niewysoki, garbaty mężczyzna. Miał on długie, niepoukładane czarne włosy i brodę, która była zawinięta w warkoczyk. Miał na sobie skórzaną kurtkę z kapturem. Łuskarz podszedł to mężczyzny, uścisnął mu dłoń, po czym zamówił po dwie kolejki dla każdego towarzysza swojej grupy. Oleg milczało tej pory. Nie znał człowieka stojącego za ladą. Wiele rzeczy przez dwa lata się zmieniło…

- Skąd chłopcze sprowadziłeś tego włóczęgę? – Zapytał chrapliwym głosem mężczyzna w kapturze.
- Żadnego włóczęgę Filcow, stary przyjaciel. – Sarkastycznie wycedził przez zęby Łuskarz. W tym czasie barman sięgnął do starej szafy stojącej za nim. Pochylił swój i tak już zgarbiony tułów, po czym klnąc przeraźliwe, podniósł się na nogi. Odsapnął zmęczonym głosem, postawił na stole butelkę legendarnej już rosyjskiej wódki o wdzięcznej nazwie „Kozak”. Spod lady wyciągnął kilka kubków, po czym każdy napełnił do połowy.
- Na zdrowie chłopcy! – Rzucił Filcow, po czym zajął się wydłubywaniem zaschniętego brudu ze swych niezwykle długich paznokci. Stalkerzy włącznie z Olegiem wypili wódkę, po czym lekko się krzywiąc udali się w stronę kilku stolików z krzesłami stojącymi naprzeciwko „baru”. Usiedli przy największym stoliku. Łuskarz z niemym wyrazem twarzy wygrzebał z plecaka paczkę papierosów. Wyciągnął jednego. Odpalił zapałką, po czym z błogim ukojeniem zaciągnął się dymem. W tym czasie towarzysze z grupy Łuskarza rozeszli się w różne miejsca, pozostawiając go wraz z Olegiem sam na sam. Przez kilka długich minut panowała między nimi cisza. Światło rzucane przez żarówkę oświetlało jedynie część ich twarzy. Można było odnieść wrażenie, że pojedynkują się na wzrok. Smukłe, lecz ostro zakończone słowiańskie rysy Olega zastygły w bezruchu. Wpatrywał się on swoimi zielonymi oczyma w bandytę. Ten szyderczo się uśmiechając wciągał dym do płuc. Kiedy po papierosie został sam filtr, Łuskarz wreszcie zagadał.

- Mamy teraz chwilę. Opowiedz co tam u Ciebie, gdzie prowadziłeś samotników i co w ogóle robisz na wysypisku? – Ton bandyty był dużo mniej agresywny niż podczas wypadów w Zonę
- Chcieli żebym ich poprowadził z daleka od waszych posterunków. Widać w labiryncie też się was od cholery namnożyło. – Spokojnie odpowiedział Oleg.
- Hola hola królewiczu! Samotnicy między sobą też wybijają się i okradają jak kaczki, a Ty za wszelkie zło świata posądzasz nas. Bo co? Bo zorganizowaliśmy się w grupę? Bo mamy nasz plan na przeżycie? Mamy swoje zasady, ale możesz się tu poczuć bezpiecznie. Z resztą po co mam Ci to opowiadać. Sam wiesz najlepiej. Rok z nami przesiedziałeś. Sporo się zmieniło. Myślałeś że wtedy teren był dobrze zabezpieczony? Nie widziałeś wszystkiego. Ten dwumetrowy sowiecki płot Senka podpiął pod kilka „błyskawic”. Dotknij go, a zostanie z Ciebie sam popiół. Jedyne wejście na teren gospodarstwa prowadzi przez barykadę, którą pokonaliśmy. W domu siedzi dwóch snajperów. W oknach domku zamontowane są RKM-y. Patrole, pół kilometra od bazy siedzą w „Czarcich Dołach” i wypatrują zagrożenia. Mysz się nie prześlizgnie. Nie miej takiej skwaszonej miny. Powiedz mi lepiej po co przyszedłeś?
- Mówiłem ci już, że musze porozmawiać z Zachiłem. – Odpowiedział stalker. Widać było, że opowieść o fortyfikacjach bazy zrobiła na nim wrażenie.

- Dobrze. Chodź za mną. – Powiedział Łuskarz, po czym wstał od stołu. Skierował się w stronę dwumetrowego kontenera, stojącego nieopodal. Na jego przerdzewiałym, zielonkawym lakierze namalowana była czaszka złowieszczo spoglądająca na i tak wyludniony o tej porze bar. Luskarz otworzył drzwi, prowadzące do środka kontenera, po czym razem z Olegiem weszli do środka. W środku było ciemno i ciasno. Dwa metry długości, na dwa szerokości. Bandyta po omacku znalazł metalowy właz. Podniósł go, po czym zszedł na dół po metalowej drabince. Oleg podążał za nim krok w krok. Znaleźli się w wybetonowanym Dość szerokim korytarzu. Był on oświetlony kilkoma żarówkami, rzucającymi lekko pomarańczowe światło, na chłodne, szare ściany. Podążali wzdłuż ścieżki. Po kilkunastu metrach znaleźli się w obszernym pomieszczeniu. Podzielone zostało na cztery części. Każda wielkości przeciętnej klasy w szkole. Dwie z nich służyły jako koszary. Swoje posłania mieli tutaj bandyci. Trzecią część zajmował mechanik Senka, gdzie urządził swój warsztat oraz handlarz Gotripiejow, składujący wszelkie dobra zrabowane samotnikom. Czwarta część była oddana do użytku własnego herszta bandytów – Zachiła. W jego pomieszczeniu mieściło się również pięć cel. W tym w trzech z nich przetrzymywani byli samotnicy. Oleg wraz z Łuskarzem weszli do pierwszego pomieszczenia pełniącego rolę koszar. W momencie ich przybycia rozmowy ucichły. Jedni spoglądali w stronę Olega z niedowierzaniem. Jeszcze inni z chęcią mordu w przekrwionych oczach, czyścili swoją broń. Przeszli oni przez drugą część koszar. Reakcje bandytów były takie same. W obu salach panował straszliwy odór. Ponad sześćdziesięciu mężczyzn, którzy ostatni prysznic brali wieki temu potrafił doprowadzić do mdłości. Weszli do trzeciego pomieszczenia. Zamknęli za sobą pancerne drzwi. Znaleźli się w warsztacie połączonym ze zbrojownią. W jednej części pokoju, na stołeczku siedział sędziwy już bandyta. Jego siwy wąs opadał na kąciki ust. Ubrany był w sam wojskowy podkoszulek. Siedział przy stoliku, licząc zawzięcie jakieś śrubki, po czym zapisywał swe wyniki na karteczce wyrwanej ze zbioru pieśni armii czerwonej. Dookoła niego znajdowało się pełno skrzynek i wszelkiego rodzaju broni. Od najzwyklejszych pistoletów Makarova, po ręczne karabiny maszynowe i granatniki ręczne. Ku samemu sufitowi wznosiły się rzędy skrzyń wypełnionych po brzegi konserwami, wodą mineralną, dietetyczną kiełbasą, rybami w puszkach i wódką. W drugim kącie w starym fotelu, z którego dawno zeszło niemalże całe obicie, siedział kolejny bandyta. Średniego wieku, nie wyróżniający isę wzrostem ani gabarytami, o krótkich blond włosach i kilkudniowym zaroście. Rozłożył on właśnie na stoliku RKM_a 74 i majstrował śrubokrętem w mechanizmie zamkowym, co jakiś czas zdrowo pociągając z prawie pustej flaszeczki stojącej obok niego.

- Witajcie. – Rzucił na powitanie Łuskarz
- Ho ho! Witaj witaj kolego drogi! – Rzucił Senka, po czym zostawił narzędzia do pracy i serdecznie uściskał bandytę. Drugi z mężczyzn znajdujących się w pomieszczeniu jedynie kiwnął głową, po czym wrócił do liczenia śrubek. – Co u Ciebie? Oleg?! Ha ha, stary przyjacielu, jak ja cię dawno nie widziałem. Wróciłeś! Trzeba to opić! – Niemalże wykrzyczał Senka, po czym z radością otworzył kolejną butelkę wódki i pociągnął z niej spory łyk. – Pij pij, kiedy my ostatni raz rozmawialiśmy przy tym eliksirze szczęścia? Siadaj, siadaj, ja zaraz otworzę konserwy. Urządzimy istny bal! Ha ha! – Zaczął podskakiwać Senka.
- Bardzo bym chciał, ale mam sprawę do Zachiła – Odpowiedział z uśmiechem Oleg. Od dawna Senka wzbudzał w nim pozytywne emocje. Dwa lata temu powrócił z centralnych obszarów zony. Opowiadał towarzyszom, jak to przyrządził bimber według własnego przepisu, dodając do niego nacieki z „różecznika”. Artefaktu, wytwarzanego w anomalii gazowej. Mówił, że miał zanieść jakiemuś stalkerowi dziwny moduł z bezzałogowego samolotu. Kiedy znalazł się za posterunkiem stracił pamięć. Obudził się na terenie fabryki Jupiter z ogromnym kacem. Mówił, że jeszcze nigdy takiego nie miał. Sam jakoś się pozbierał, po czym wrócił na teren stacji Janów. Azot- technik u którego pracował, nie mógł uwierzyć w powrót swojego pomocnika. Senka wytrzymał ponad miesiąc bez jedzenia i picia. Nikt nie wie jak udało mu się przeżyć i dlaczego przez tak długi czas nie został pożarty przez mutanty, ale obwieścił, że planuje udoskonalić miksturę przyrządzania wódki. Opuścił stację Janów, gdy sytuacja zaczęła robić się napięta. Co jakiś czas dochodziło do strzelanin miedzy wolnością a powinnością w głównym holu. Senka zdecydował się na powrót, kiedy to zbłąkaną kulą został trafiony Azot. Przebiła wątrobę. Nie był w stanie przeżyć. Nie wiedział co od tamtego czasu działo się na stacji.

- Nie nie! Lepiej nie idź. On chce cię zabić. Zostań, napijmy się. Obyś… - po tych słowach Senka zachwiał się i padł na podłogę. Nikt się tym specjalnie nie przejął. Pijaczek miał często takie omdlenia. Najciekawsze jest to, że wstawał po nich pełen pomysłów na nowe ulepszenia broni i kombinezonów.
- Dalej idziesz sam – Z grobową miną obwieścił Łuskarz, po czym wrócił do „koszar”
Oleg przez kilka minut stał przed drewnianymi drzwiami. Pot wstąpił na jego czoło. Ręce zaczęły mu drżeć. Brzuch podskoczył mu niemal do gardła. Wiedział, że jest w niebezpieczeństwie. Jeden fałszywy ruch i mógłby zginąć. Znajdował się w paszczy lwa. Nerwowo przebierał nogami. W końcu się zdecydował. Wziął kilka głębszych oddechów i pociągnął za klamkę. Drzwi otworzyły się skrzypiąc…


Rozdział IV – Tajemnica ośmiu.

Drzwi wydając z siebie przeciągły pisk otworzyły się. Oleg wszedł do pokoju. Od razu uderzył go zapach tytoniu, pomieszanego z „krokusem” – rośliną mającą silne właściwości halucynogenne. Ponadto cały pokój udekorowany był trofeami najgroźniejszych mutantów. W lewym rogu stałą nawet wypchana pijawka, która nawet po śmierci złowrogo zerkała na wchodzących. Pomieszczenie wyłożone było wieloma dywanami, ściany pomalowano na kolor kremowy. Z sufitu w przeciwieństwie do poprzednich pomieszczeń zwisał najprawdziwszy żyrandol.

Ściana naprzeciwko wejścia bogato zdobiona trofeami obwieszona była również różnego rodzaju karabinami. Począwszy od zwykłych maszynowych, na snajperskich kończąc. Z prawej strony od wejścia stało względnie wygodne jak na warunki panujące w zonie łóżko. Obok niego lodówka oraz barek, w którym mieściło się wiele rodzajów alkoholi. W prawym rogu zaraz za łóżkiem postawione było hebanowe biurko, za którym na fotelu biurowym siedział mężczyzna. Około czterdziestoletni bandyta o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych i uśmiechu, który pożyczył od samego diabła. Włosy z jego niegdyś czarnej, dziś już przerzedzonej siwizną, nie długiej brody luźno opadały. Nie miał on włosów, a na bladej łysinie dumnie widniało wiele blizn.

Usta bandyty były równie niespotykane co reszta jego ciała. W ich prawym kąciku rozpoczynała swój bieg długa blizna mająca swój koniec dopiero przy uchu. Została niedbale zszyta nićmi krawieckimi, dlatego była tak bardzo widoczna. Zachił trzymając w ręku fifkę i bawiąc się swoim glockiem spoglądał niemo w przestrzeń. Oleg po cichu wsunął się za próg i równie cicho zamknął za sobą drzwi. Serce mu wariowało. Starał się nie myśleć o niebezpieczeństwie. Miał nadzieje na szybkie załatwienie interesów.

- Oleg… - Odezwał się niskim, grubym głosem Zachił nawet na niego nie spoglądając. – Czy ja tak dużo wypaliłem, że widzę już twoją zjawę? Nie… Z pewnością nie. Ty jesteś prawdziwy. Stoisz tu w moich skromnych progach. – Rozpoczął rozmowę bandyta zaciągając się ze szklanej fifki po raz kolejny. Kilka sekund trzymał błękitny dym w płucach, po czym wypuścił go lekko kaszląc. Na jego twarzy panował niemy spokój.

- Witaj, wiem, że masz mi pewnie za złę…
- Nie ku*wa!!! Zamknij się i słuchaj mnie uważnie! – Krzyknął nagle Zachił uderzając pięścią w stół. Jego twarz nie była juz tak spokojna jak przed chwilą. Emanował z niej wyraz sadystycznego obłąkania. Tak jakby morderca znęcał się nad swoją ofiarą. Długa blizna przechodząca przez prawy jego policzek pociągała jakby za sznurki znajdujące się w ustach. Malował się na nich niemy uśmiech.

– Dwa lata temu, kiedy spieprzyłeś obiecałem sobie, że urżnę ci jaja kiedy tylko cię spotkam. To przez ciebie zginął konstanty. Był moim bratem ciulu! Rozumiesz to? Jak ty w ogóle śmiesz pokazywać się w moim królestwie. Widzę, że życie ci się znudziło! – Krzyczał bandyta w międzyczasie zdejmując karabin myśliwski ze ściany. Oleg był przerażony. Nie wiedział co powiedzieć. Podniósł jedynie ręce do góry na znak pokoju - Posłuchaj mnie. Jest mi przykro z powodu Konstantyna, ale to nie ja go zabiłem. Sam poszedł rabować ciała samotników. Nikt nie wiedział że ostatni żywy wysadzi się w powietrze. A teraz posłuchaj, proszę. To może się opłacić. Nie mam się do kogo zwrócić. Być może wy macie jakiekolwiek informacje. Zobaczysz, że zostaniesz bogaty. Posłuchaj mnie i odłóż do cholery broń! – Również podniósł głos Oleg.

- Kim ty ku*wa jesteś, że będziesz mi stawiał warunki. Zatłukę cię jak psa. – krzyczał Zachił, po czym wycelował ze swojego TOZ-a w Olega.
- Słyszałeś o dysku? – Po tych słowach twarz bandyty zastygła. Kilka sekund celował przez muszkę do stalkera. Po chwili opuścił broń.
- Siadaj. – Krótko rzucił Zachił, po czym oboje zasiedli naprzeciw siebie przy biurku.
- Byłem ostatnio w martwym mieście. Razem z kompanami znaleźliśmy dobrego przewodnika. Skubany jakby kręcił się dookoła, lecz wprowadził nas w zabudowania. Szukaliśmy fantów. Nikt miasteczka nie odwiedzał, więc było ich dookoła mnóstwo. Po kilku godzinach zbierania usłyszeliśmy cichy szum. Zaniepokojeni wpatrywaliśmy się w miejsce u podnóża posągu Lenina. Stamtąd pochodził dźwięk. Odbezpieczyliśmy broń.

Spoglądamy na przewodnika, ale on również nie wie co się dzieje. W piątkę obsadziliśmy murki dookoła pomnika i wyczekujemy. Panuje cisza, ani jednego mutanta nie było w pobliżu. I nagle jak cholerstwo nie błyśnie, jak nie huknie. Oszołomiło nas na kilka chwil. Po czym zobaczyliśmy jak z wielką siłą w podłoże wyrzucany jest pojazd pancerny oraz ciała. Pojazd zgniótł się jak puszka na skutek ogromnego pędu, który go wyrzucił. To samo było z ciałami. Aż mnie mdli kiedy sobie przypomnę. To było jednak coś niewiarygodnego. Podchodzę więc pomału, co chwila spoglądając do góry, żeby mi inne cholerstwo na łeb nie upadło, lecz cisza. Szum zniknął.

Spoglądam na stertę ciał. Wiele z nich na skutek uderzenia było rozczłonkowanych i zmiażdżonych. Jedno nawet zostało rozerwane na pół. Flaki, krew i kończyny porozrzucane były na kilka metrów. Waśka nawet zrzygał się na ten widok. Ale trzymamy się dzielnie. Zacząłem przeszukiwać ciała. Normalnie zostawiłbym je w cholerę i uciekał jak najdalej, lecz każde ciało miało kombinezon innej frakcji. Było czterech wojskowych, w tym jeden generał, którego po pagonach poznałem oraz po dwóch z każdej frakcji – Powinności, Wolności, Stalkerów, Czystego Nieba, Bandytów i Naukowców. Widziałem tam Jogę. Z jego głowy co prawda niewiele zostało, ale nikt inny nie nosił srebrnego Makarowa. Zaczęliśmy przeszukiwać ciała. Każdy z dowódców miał przy sobie kawałek papieru na którym był napis „przysięgam”. Prawdziwy rarytas znalazłem jednak w ciele generała. Był tam idealnie zachowany dziennik, służący pewnie za spis raportów. Przewertowałem kartki i znalazłem jeden wpis.

„Badany przez naukowców artefakt nazywany potocznie dyskiem wyrządził w tajnym laboratorium w podziemiach miasta Prypeć niewyobrażalne spustoszenie. Cały kompleks wyleciał w powietrze, pozostawiając po sobie głęboki kratek. Wybuch spowodowały testy nacisku prowadzone przez profesora Hieronima. Z zapisów czarnych skrzynek znajdujących się w laboratorium wynika, że po przekroczeniu naporu rzędu pięciu ton, artefakt wybuchł. Znaleziony po trzech miesiącach przez członków ugrupowania monolit. Przez kolejne miesiące wszystkie frakcje dowiedziały się o jego istnieniu. Rozpoczęły się walki. Artefakt, był potężną bronią. Nie stwierdzono w jaki sposób działał, lecz zabijał w straszliwych męczarniach. Przypuszczono dwa szturmy jednostek specjalnych mające na celu odbicie artefaktu, jednak zakończyły się one niepowodzeniem. Z inicjatywy profesora Sacharowa zwołano obrady. Zdecydowano aby zamknąć artefakt. Miejsce nie może zostać podane w raporcie. Tajemnica ośmiu z nas będzie strzeżona. Generał Ruskow.”

Byliśmy chciwi. Przez rok szukaliśmy artefaktu nieskutecznie. Będąc kiedyś na terenach Wielkich Bagien zostaliśmy zaatakowani przez członków Monolitu. Wymiana ognia trwała kilka godzin. Pokonaliśmy ich, lecz przeżyłem jedynie ja z Waśką. Był śmiertelnie ranny. Pocisk przebił płuco. Jego ostatnią wolą było, abym znalazł artefakt, bo za niego oni wszyscy zginęli i chce mieć pewność, że to nie poszło na marne. Obiecałem, że go znajdę. I szukam od dawna. Po pijaku jeden stalker wygadał mi się, że w krwawym barze mogą go mieć. Znalazłem jedynie wskazówkę. Mowa coś o łącznikach. Dalej trop się urywa. Byłeś blisko z Jogą. Być może wiesz gdzie szukać.
- Może wiem, a może nie. Lecz na pewno wiem to samo co i ty. Nie wybaczyłem ci. Zginiesz. Łuskarz! – Krzyknął Zachił. Po chwili zjawił się jego pomocnik. – Zamknąć go. Jutro rano zawiśnie. – Bez zupełnych emocji powiedział Herszt. Łuskarz odrobinę się wahał, lecz wziął głęboki oddech, spojrzał na Olega, po czym uderzył go kolbą swojego karabinu. Stalker zemdlał…
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 22 Paź 2023, 06:35
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 14 gości