Witam Was po bardzo długiej przerwie. Ogromnie przepraszam za ten okres ciszy z mojej strony, ale nie miałem czasu na pisanie - studia okazały się bardziej wymagające niż to sobie wyobrażałem
. Niemniej co jakiś czas pisałem po kilka zdań tworząc kolejną część. Mam nadzieję, że podobnie jak poprzednie, również i ta się Was spodoba
. Przed lekturą, jeżeli nie jesteście pewni co się działo ostatnio, polecam przeczytanie poprzedniej części w ramach przypomnienia.
Tę część dedykuję Banditowi, który się o nią upomniał i utwierdził w przekonaniu, że jest jeszcze zainteresowanie tą historią
.
Jak to mam w zwyczaju, bardzo Was proszę o komentarze za które z góry gorąco dziękuję
. Jeszcze raz przepraszam za tak dużą zwłokę i życzę miłej lektury.
Świt
Odgłosy równych kroków wypełniły ciemności tunelu. Rytmowi wybijanemu przez wojskowe buty towarzyszyły miarowe ruchy latarek, oświetlające podłoże i ściany szerokiego na przeszło osiem metrów prześcia. Jarkow, idąc na przedzie, co jakiś czas odwracał się do tyłu sprawdzając czy wszystko w porządku. Prócz kroków w tunelu dało się słyszeć ciche rozmowy żołnierzy, skierowane jedynie na jeden temat – stacji, do której zmierzali.
- Ilu tam było ludzi? Stu? Dwustu? – odezwał się cicho Piotr idąc na końcu.
- Siergiej mówił, że sto pięćdziesiąt. Wliczając w to tych sk*rwieli. – odpowiedział Nikołaj, po czym przewiesił swojego AK-47 na drugie ramię. Wraz z rozmówcą zamykali kolumnę, mogli więc pozwolić sobie na krótką wymianę zdań. Reszta grupy zdawała się być pogrążona we własnych myślach nie słysząc kolegów.
- Cholera, to całkiem sporo. I pomyśleć, że wszyscy nie żyją…
- Pomyśl lepiej, co z nimi zrobimy. Nie da rady ich zakopać, a tym bardziej spalić.
- To co nam pozostaje?
- Chyba jedynym wyjściem jest ich wynieść w głąb tunelu. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
- No dobra, ale jak daleko?
- Jak najdalej. – odparł Nikołaj urywając rozmowę. Dalszą drogę szli w milczeniu, każdy zagłębiony we własnym, ciemnym i nieprzyjaznym świecie.
Po niespełna dwudziestu minutach idący na czele Jarkow podniósł zaciśniętą pięść do góry w geście zatrzymania. Żołnierze w jednym momencie przystanęli i powoli uklęknęli. Ci, którzy mieli broń przewieszoną przez plecy po kilku sekundach ściskali ją pewnie w rękach. Po chwili dowódca rozluźnił dłoń i lekkim gestem wskazał nią prawą i lewą stronę, dając tym samym znak do zajęcia pozycji na całej szerokości tunelu. Każdy z piechurów cicho lecz zwinnie przemieścił się w najdogodniejszą dla niego stronę, po czym przyklęknął bądź położył się. Następnie ta sama dłoń, która wydawała polecenia wskazała na Nikołaja gestem przywołania. Ten sekundę potem znalazł się przy Jarkowie.
- Weź dwóch ludzi i powoli podejdź pod peron. Znajduje się niecałe sto metrów przed nami.
Nikołaj spojrzał przed siebie wytężając wzrok, ale przez ciemność nie mógł dojrzeć stacji. Widząc jego starania, dowódca powiedział:
- Jest tam, chwilę temu go widziałem.
- Robi się. Tylko – z całym szacunkiem – po co te podchody?
- Ostrożności nigdy za wiele, kapralu.
- Tak jest.
Po tych słowach Nikołaj kiwnął głową na Piotra i Dimitra, a ci po cichu i ostrożnie podeszli do niego. Ten ostatni był wyposażony w zdobyczny RPD z zapasem niecałych trzech magazynków. Po kilku zdaniach wyjaśniających sytuację i rozkazy, ruszyli przed siebie trzymając kilkumetrowe odstępy. Prowadził Nikołaj, za nim szedł Piotr i Dimitr.
Jarkow w ciszy i skupieniu obserwował wolno posuwających się do przodu żołnierzy. Czuł targające nim w sercu nerwy i wewnętrzny niepokój. Stacja, mimo iż niewidoczna, przerażała go. Tak jakby czaiło się na niej niewypowiedziane niebezpieczeństwo.
Piotr szedł powoli na zgiętych nogach, w rękach ściskając mocno swojego AK-47. Czuł spływający po jego plecach pot i nieprzyjemnie lepiący się do ciała mundur. Przed oczami miał plecy swojego towarzysza i od kilka już lat dobrego przyjaciela. Nogi, zgięte i niepewnie stawiane do przodu co jakiś czas potykały się o szyny i leżące na ziemi śmieci. Piechurzy wysilali oczy jak tylko mogli by przy niewielkim wsparciu ręcznych latarek zobaczyć co jest przed nimi. Po kilku pełnych emocji minutach Nikołaj wymacał ręką podest stacji i powoli wychylił się rozglądając się po peronie. Oświetlana powierzchnia była pełna różnorakich przedmiotów. Tu i ówdzie walały się koce, ubrania i puste pojemniki. Gdy Nikołaj skierował światło na prawo, zobaczył w niewielkiej odległości kupkę łusek złotawego koloru. Ostrożnie podniósł jedną do góry i oświetlił jej spód. Półokrągły napis „cal. 7.62” mówił sam za siebie. Ukucnął i kiwnął na towarzyszy, po czym ci cicho do niego podeszli.
- Słuchajcie. Stacja jest nieźle zaśmiecona i wygląda na całkiem sporą. Robimy tak – ja wchodzę tędy – mówiąc to pokazał kciukiem za siebie – Piotr, ty wejdziesz trzy metry dalej, a Dimitr oprzyj RPD i osłaniaj. Tak na wszelki wypadek – po tych słowach podkomendni kiwnęli głowami i przygotowali się na wskazanych pozycjach.
„No dobra, miejmy to za sobą” – pomyślał Nikołaj spodziewając się ujrzeć za chwilę zbezczeszczone zwłoki. Przewiesił karabinek przez ramię i mocno podparł się rękoma po czym podskoczył opierając się o granicę peronu. W momencie gdy jego kolano osłonięte taktycznym ochraniaczem dotknęło zimnej płyty podłoża, w głębi ciemnej stacji rozległ się huk wystrzału. Nikołaj, poczuwszy silne uderzenie w szyję, spadł z powrotem na tory powalony niewidzialną siłą. Instynktownie złapał się za gardło próbując zaczerpnąć powietrza. Czuł jak jego palce stają się lepkie i mokre od ciepłej cieczy szybko zalewającej klatkę piersiową. Rozpaczliwe charkanie i błagalne ruchy ust o choćby łyk powietrza nie przynosiły efektu. Wytrzeszczone w zaskoczeniu i strachu oczy rozglądały się na boki szukając ratunku. Nogi konwulsyjnie wierzgały na wszystkie strony w skutek nagłej paniki. Po chwili poczuł, jak ktoś łapie go za klamrę kamizelki i zaczyna ciągnąć do tyłu. W tym samym momencie zobaczył, jak Dimitr rozpoczyna kanonadę z ręcznego karabinu maszynowego. Stacja odbijała dźwięki nieprzerwanej serii wystrzałów potęgując je. Wystraszone oczy, nadal błądzące we wszystkich kierunkach skupiały się na przeróżnych miejscach w takt klatkującej rzeczywistości. Świat ponownie stał się uszkodzonym filmem, gdzie jedynym źródłem światła były migoczące rozbłyski wydobywające się z lufy karabinu. Słabnące uszy wychwyciły po chwili odgłos słyszanych nie raz wystrzałów z AK-47 i coraz głośniejsze krzyki towarzyszy. Nikołaj poczuł jak ktoś łapie go za ręce i próbuje je odciągnąć. Nagle jego twarz oświetlił intensywny promień z latarki. Czuł, jak koledzy rozpaczliwie próbują mu pomóc, słyszał ich krzyki i słowa otuchy. Wśród nich rozpoznał rozpaczliwy głos Piotra, który przez łzy starał się zapewniać go o tym, że wszystko będzie dobrze. Jednocześnie zrobiło mu się zimno, a ręce i nogi zaczęły słabnąć. Po chwili jego powieki mimowolnie poczęły opadać przykrywając nieprzerwaną kurtyną świat zewnętrzny. Odgłosy zaczęły cichnąć, jakby ktoś powoli przekręcał gałkę głośności ku dołowi. Panika, szalejące w głowie myśli i strach zaczęły ustępować miejsce spokojowi. Jego ogrom zdawał się być nieograniczony, wieczny...
- Dorwać mi tego s*kinsyna! Natychmiast! – zaczął krzyczeć Jarkow gdy po bezowocnej akcji ratunkowej klęczał nad martwym żołnierzem. Rozległa, stopniowo się powiększająca plama krwi otoczyła głowę i ramiona zmarłego tworząc szkarłatny, okrągły płaszcz. Dowódca, podobnie jak klęczący obok strzelcy z Piotrem na czele, patrzyli z żalem i trudem na jeszcze niedawno żywego towarzysza. Dopiero po chwili wszyscy ruszyli się z miejsca, łapiąc rękoma swoje karabinki. Jedynie Piotr klęczał jeszcze chwilę przy zmarłym trzymając go za ramię.
Każdy z żołnierzy czuł ogarniającą go złość, która po krótkiej chwili przerodziła się w niekontrolowany gniew i żądzę krwi. Gdy wszyscy dobiegali skuleni do peronu, Dimitr przerwał ostrzał i chwycił rkm również szukając osłony za półmetrowym murkiem będących podstawą peronu. Jak tylko oparł dymiącą broń o podłogę, zaczął zmieniać magazynek i już po kilkunastu sekundach był ponownie gotowy do otwarcia ognia. Spojrzał pytająco na kolegów, a ci pokręcili tylko głowami. Znając los przyjaciela, w jego oczach również rozpaliła się iskra nienawiści. Wnętrze stacji przerywane było teraz pojedynczymi odgłosami wystrzałów samotnego strzelca. Po chwili odezwał się Jarkow:
- Zająć pozycję z dwumetrowymi odstępami wzdłuż peronu. Na mój sygnał lecą granaty, a po nich co drugi wskakuje na górę, reszta osłania, tylko ostrożnie. To pojedynczy snajper, więc strzelać rozważnie. Jeśli się uda, bierzcie sk*rwiela żywcem. Wykonać!
Po tych słowach wszyscy bez słowa rozbiegli się na swoje strony. Sierżant odczekał chwilę, po czym donośnym głosem, przebijając się przez ciemność krzyknął:
- Teraz!
W tym momencie w wyczulonych uszach dało się słyszeć charakterystyczny metalowy dźwięk odskakujących od granatów łyżek. Po kilku sekundach na całej rozpiętości stacji rozległy się nieregularne eksplozje. Podłoże, potęgując wstrząsy wybuchów mocno zadrżało niczym podczas trzęsienia ziemi. Następnie Jarkow wychylił się chwytając mocno twardej płyty peronu, a następnie podskoczył. Po chwili znajdował się na górze. Instynktownie kucnął i podbiegł do najbliższego filaru. Obejrzał się do tyłu i zobaczył strzelców mierzących w ciemność, gotowych w każdej chwili otworzyć ogień w stronę zagrożenia. Jarkow zlustrował latarką przestrzeń przed sobą, po czym odbił się od kolumny i szybkim krokiem przemieścił się do następnej, znajdującej się w głębi peronu. Kątem oka ujrzał, jak inni robią to samo. Prócz odgłosów ich biegów i ciężkich uderzeń barkami o kolejne osłony, na stacji panowała cisza. Po chwili spod przeciwległej strony stacji rozległ się okrzyk:
- Cel unieszkodliwiony!
Jarkow, teraz już pewniej, ale nadal ostrożnie pobiegł w stronę z której pochodził komunikat. Nagle jego noga zaczepiła o coś twardego i ciężkiego, przez co obciążony ponad dziesięciokilogramowym ładunkiem sanitariusz runął na ziemię wypuszczając karabin z rąk. W ostatniej chwili osłonił twarz rękoma i przygnieciony wyposażeniem uderzył o zimne płyty. Dopiero po kilku sekundach podniósł głowę i chwycił leżący niedaleka AK-47. Następnie odwrócił się do tyłu i spojrzał na natrafioną przeszkodę. Skąpe światło z ręcznej latarki padło na zesztywniałe ciało na oko dwudziestoletniej kobiety. Twarz, szara i ciemna, nadal zdradzała niegdysiejsze piękno swej właścicielki, która martwymi oczami wpatrywała się w sanitariusza. Jej wzrok, pusty i przerażony, hipnotyzował. Jarkow czując dreszcz przechodzący po plecach nie mógł oderwać wzroku od nieżywych oczu. Poczuł, jak ogarnia go strach i niepokój. Nagle ktoś złapał go za ramię. Sierżant, zaskoczony i wystraszony podskoczył do góry i natychmiast obejrzał się za siebie. Zobaczył Piotra, który niepewnie patrzył na dowódcę.
- Nic panu nie jest? Jest pan ranny? – spytał.
- N-nie… - odpowiedział, nie mogąc wydobyć z siebie nic więcej.
- Proszę za mną. Snajper jest tam – powiedział podnosząc się wraz z Jarkowem i wskazując palcem na grupę latarek intensywnie oświetlających jeden punkt na ziemi. Gdy zaczęli iść, sanitariusz obejrzał się przez ramię. Mimo ciemności miał wrażenie, że martwa kobieta wciąż się w niego wpatruje. Czuł jej wzrok na swoich plecach. Mimowolnie przyśpieszył kroku.
- To ten, panie sierżancie – powiedział Dimitr oświetlając twarz trupa. Leżący na brzuchu strzelec był przykryty po szyję szarobrązowym kocem, który teraz nasiąknął w kilku miejscach krwią, tworząc ciemnoczerwone plamy. Obok twarzy leżał matowo czarny AK-74M z noktowizyjnym celownikiem optycznym i z zapasem trzech magazynków.
- Sk*rwiel… - powiedział Jarkow kopiąc zwłoki. Jednocześnie czuł złość do siebie. Nie przewidział, że tamci zbrodniarze, których rozbili przy swojej stacji, okażą się aż tak przezorni by zostawić jednego żołnierza do ochrony stacji. Czuł, że śmierć Nikołaja była jego winą.
Wszyscy stojący wokół martwego strzelca wpatrywali się w niego w milczeniu i niemym gniewie. W powietrzu czuć było niezaspokojoną nienawiść wraz z bólem po stracie kolegi.
***
- Może jeszcze trochę wody? – spytał Saponow podając kubek zimnego płynu Aleksandrze. Siedzieli blisko siebie na krawędzi peronu. Właśnie dochodziła godzina osiemnasta, na stacji robiło się coraz ciszej i spokojniej. Ludzie w większości byli już u siebie prowadząc ciche rozmowy i dojadając kolację. Awaryjne oświetlenie, teraz włączone tylko w wybranych miejscach, dawało słabą poświatę na wnętrze pozwalając jedynie na w miarę pewne poruszanie się między sobą.
- Chętnie – odpowiedziała z uśmiechem spoglądając mu w oczy. Jej wzrok kusił lekarza, przez co ten się zarumienił i wstydliwie uśmiechnął spuszczając wzrok.
- Gdzie… gdzie dziewczynki? – zdołał z siebie wydusić nadal nie patrząc na towarzyszkę, próbując przy tym odwrócić od siebie uwagę. Aleksandra obejrzała się za siebie i spojrzała na bawiące się w kącie Katię i Tamarę. Obie wydawały się być bardzo wciągnięte w zabawę głośno rozmawiając i gestykulując. Na ich twarzach nieprzerwanie tkwiło zadowolenie, a ożywione komentarze co chwilę przerywał beztroski śmiech.
- Pod ścianą, bawią się. Jurij… - zaczęła ostrożnie spoglądając na lekarza.
- Tak?
- Wiesz, chciałam ci bardzo podziękować za to, że tak o nas dbasz. Nie wiele osób jest jeszcze zdolnych do takiej… dobroci. – powiedziała powoli, akcentując ostatnie słowo. Saponow, teraz już odważniej, spojrzał jej w oczy.
- To dla mnie prawdziwa przyjemność. Widzisz, wy… - powiedział łagodnie kładąc swoją dłoń na jej dłoni - … wy jesteście dla mnie najważniejsi – i po tych słowach nachylił się w jej kierunku i powoli ją pocałował. Aleksandra, zdając się czekać na ten ruch prawie natychmiast odwzajemniła pocałunek. Chwilę potem poczuła, jak lekarz powoli obejmuje ją i przytula do siebie. Czuła jego ciepło i przyspieszone bicie serca, jednocześnie będąc zalewana błogą falą radości i spełnienia. Nadal trwając w namiętnym pocałunku i nie otwierając oczu uśmiechnęła się. Od dawna nie była tak szczęśliwa.