Świetny temat!
Mieszkam na wsi, na Dolnym Śląsku. Moja wieś jest mała, taka dziura. Ale kilometr, dwa dalej leży jeszcze jedna wieś. Kilka rozpadających się chałup. Kawałek przed miejscowością jest opuszczony budynek stacji kolejowej.
Dawniej kiedy po pobliskich torach kursowały pociągi stacja miała wzięcie. Wiadomo, były pociągi, była robota. Ale dobre się skończyło. W końcu oddano stację jako budynek mieszkalny. Ale ludzie się wyprowadzili. Kiedyś się tam wybraliśmy z kolegami. No i wiadomo: klimat stalkera od razu było czuć. Opuszczone, zdemolowane miejsce. Nawet trochę straszne.
Wiadomo, robiło się tam ogniska, odpalało petardy, szukało różnych gratów. Ale prawdziwy skarb znaleźliśmy w piwnicy (do której się wejść baliśmy
). Gdy jeszcze budynek był zamieszkany, mieszkańcy składowali w niej konfitury. Jabłka, porzeczki, marynowane grzybki, śledzie, co tylko chcecie. Nawet sobie nie wyobrażacie jak zawartość takiego słoika potrafi śmierdzieć po kilkunastu latach gnicia
. Wybraliśmy sobie taki mały pokoik i tak rozbijaliśmy te słoiki. Smród był
ogromny! Nigdy czegoś takiego nie czułem. Prawie zwymiotowałem jak tam wszedłem
. Nazywaliśmy to "pokój biologiczny" czy jakoś tak.
Zeszłego lata stacja się spaliła. Zapalona przez, a jakże, mojego kolegę. Strachu się on trochę najadł no i ja zresztą. Przynajmniej mamy nauczkę. Co jakiś czas odwiedzamy naszą dawną "melinę". Zdemolować to jeszcze bardziej (sofa spadająca z okna to niesamowity widok) lub znaleźć jakieś przydatne rzeczy. Budynek robi za wysypisko elektroniki. Telefony, monitory, telewizory, radia, co tylko chcecie. To były czasy
.