Witam. Jest to moje pierwsze opowiadanie, i myślę że nie ostatnie. Na razie zamieszczę, a raczej przepiszę tu (z zeszytu) poniższy
prolog. Od was zależy czy będę pisał kolejne rozdziały, czy zdecydujecie że to, hmm... beznadzieja. Wtedy porzucę ten projekt, i dalej będę doskonalił się w sztuce literackiej
_____________________________________________________________________________________
Tekst umieszczony także na forum serwisu
http://www.tibia.org.pl_____________________________________________________________________________________
Prolog - poniżej.
I: Fala - viewtopic.php?f=85&t=9909&p=104417#p104417
II: W stronę światła - viewtopic.php?f=85&t=9909&p=104651#p104651
III: Błądząc w ciemnościach - viewtopic.php?f=85&t=9909&p=105467#p105467_____________________________________________________________________________________
ŁowcaByła to kolejna zimna i gwieździsta noc w Czarnobylu. Po pustej ulicy starego instytutu wlekło się dwóch stalkerów. Drogę rozświetlał im księżyc, oraz stara lampa naftowa.
-Musiałeś brać zlecenie akurat od tego dupka, Mitaja?
-Skoro dobrze płaci, to czemu miałem nie brać? Po za tym... to nie jest, AŻ taki dupek... - odpowiedział drugi.
Szli dalej, nie przyspieszając nawet przez sekundę. Szli jeden, obok drugiego. Na dłuższą chwilę nastała cisza, którą przerwał długi, straszny krzyk. Jeden ze stalkerów począł iść szybciej - wystraszył się nie na żarty.
-Jak jeszcze daleko, do cholery?!
-To jeszcze kawałek, miniemy tylko te wagony, pagórek i będziemy na miejscu.
W krzakach dało się słyszeć jakiś odgłos, jakby świnie ktoś zarzynał.
-Kur**, co to?!
-Nie wiem! Chyba... dzik! Odbezpiecz karabin - tak, na wszelki wypadek.
Stanęli na chwile, woleli aby zostali zaatakowani teraz, i rozprawili się z mutantem teraz, niż potem mieć przykrą niespodziankę. Po kilku minutach odezwał się jeden z nich.
-Może się przesłyszeliśmy?
-Oboje?!
-No... może... - szukał jakiegoś logicznego wyjaśnienia, byleby tylko się uspokoić - ... może to przez ten bimber z Pchlego Targu. Ten koleś wydawał się podejrzany.
-A mówiłem żeby tego nie pić? - otworzył plecak i wyrzucił dwie butelki samowaru który wcześniej zakupili na wysypisku.
-No dobra, ruszmy się... do rana tam chyba kur** nie dotrzemy.
Szli tak jeszcze przez dobre dziesięć minut. Minęli właśnie pagórek. Ostre, jarzące się światło oślepiło ich na krótką chwilę.
-Stać! Kto idzie? Swój, czy wróg? - zapytał wartownik, stojący za szlabanem. Miał na sobie czarny kombinezon, gdzieniegdzie dało się zobaczyć elementy czerwone. Nie miał na głowie maski gazowej, lecz kominiarkę. Na ramieniu pancerza stalker dostrzegł naszywkę - przedstawiała ona celownik, pod nim pisało zaś "Powinność".
-Coście do cholery ogłuchli? Swój, czy wróg?
-Co? A... swój, swój... - odpowiedział stalker.
Kiedy w końcu reflektor przestał ich śledzić, w świetle latarek można było zobaczyć jak jest ubrany. Nosił starą, przedartą miejscami kurtkę skórzaną i zielone bojówki, na które założył metalowe ochraniacze - najwyraźniej własnej roboty. Twarz zasłaniała chusta, a kaburę wypełniał Makarov.
-Szybciej, chce zamknąć szlaban, jeszcze przyleci tu jakieś ścierwo! - zaczął się niecierpliwić żołnierz...
-Chodź Sieryj - powiedział ten w kurtce do swojego towarzysza. Ten drugi ubrany był w zielony kombinezon, na szyi zawieszoną miał maskę przeciwgazową. Nie ociągając się przekroczył barykadę, która była zaraz za szlabanem. Tworzył ją stos worków z piaskiem, jakieś skrzynie i bóg wie co oni tam jeszcze wrzucili do ich środka.
Od razu obrali cel, którym była zbrojownia-mieszkanie jednego z powinnościowców o którym wcześniej rozmawiali - Mitaja. Co chwile mijali uzbrojonych po zęby stalkerów. Mijali właśnie lokalny bar, z dala dało się słyszeć rzępolącego na gitarze człeka, najwyraźniej dopiero się uczył. Stanęli przed drzwiami budynku, mijała właśnie 02.00; w nocy.
-Jesteśmy... sprawdź czy masz przy sobie artefakt który zabraliśmy tym bandytom.
-Dobra Borys, jest, przygotuj paczkę. Obyśmy wyszli stąd szybko, bo nie mam zamiaru słuchać pier*****ia Mitaja. - powiedział Sieryj.
-Ok, ok... O nic się nie bój, tak? - odpowiedział śmiejąc się.
Otworzył drzwi, które o mało co nie wypadły z zawiasów, pamiętał jak jeszcze kilka dni temu Sieryj głośno, ale z "kulturą" wyszedł.
-Cześć. Mamy dla ciebie dwie rzeczy, miejmy nadzieje że TA przesyłka jest ci bardzo potrzebna, bo ostro się napracowaliśmy...
-Z kolegą obrażaliskim, co kur**? - przerwał kąśliwie Mitaj - Dawaj to i przestań bajerować. Nie dostaniesz żadnych bonusów!
Wyciągnął, małe zawiniątko. W tym pokoju tylko zbrojmistrz wiedział co tam jest.
-Trzymaj i dawaj kasę. - podał je - No tak... mamy dla ciebie jeszcze arefakt, to chyba "blask księżyca". Sieryj daj artefakt.
Niechętnie postawił cenną zdobycz na ladzie Mitaja. Był pewien że i tak będzie więcej warta, nie ważne ile on im zapłaci.
-Co?! To ma być "blask księżyca"!? To jest zwykła "dusza". Za to mogę wam dać co najwyżej 2000 rubli! Ani jednego więcej! Rozumiesz?! - krzyknął.
-No dobra... dawaj. - powiedział Borys, jego kumpel dalej milczał.
-A-a-a! A gdzie jest zapłata za przesyłkę? - przypomniał Sieryj.
Mitaj milczał, z niesmakiem na twarzy, bardzo powoli wydał im kolejne 2000 rubli.
-Dzięki, i na razie. - odpowiedział na milczenie wychodząc Borys.
Na zewnątrz znaleźli sobie jakieś spokojne miejsce, z plecaków wyciągnęli śpiwory i... niezbędny element każdej ich nocy w Zonie... wódę. Tym razem był to prawdziwy "Kozak". Rozsiedli się wygodnie, podzielili pieniądze i... zaczęli pić. Pierwsza butelka... druga... trzecia...
---
-Borys! Hej, wstawaj! - usłyszał jak znajomy głos dobiegający wysoko znad jego głowy. Otworzył oczy... był już dzień, obudził się w jakichś krzakach. Spojrzał tylko na zegarek.
-10:27? Nie powinniśmy już dawno iść? - zapytał.
-Nie wiem... czy powinność będzie nas tu jeszcze chciała trzymać, wczorajszej nocy po trzeciej flaszce wyzwałeś jednego na "pojedynek na pięści.
-I co? - pytał dalej.
-Po tym jak za mocno przywalił ci w mordę, "pociągnąłeś go z baniaka". Poszedł chyba poskarżyć się szefowi, albo kumplom. Musiałem nas schować tutaj. Potem wróciliśmy do picia... czwarta flaszka, i usnąłeś.
-Aha... - odpowiedział ciężko myśląc - No to chyba idziemy?
-Coś mi mówi że lepiej będzie, kiedy nie wyjdziemy wyjściem głównym. - Odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
_____________________________________________________________________________________
Oczywiście, nie jest to tekst całkowicie ten sam co w zeszycie. Musiałem go ostro zredagować.
Proszę o komentarze, krytykę i co wam tam jeszcze do głowy przyjdzie.