ViS napisał(a):czy spotkaliście się z czymś podobnym??
Napisz do Pana Marka Rymuszko (
[email protected] ). Prowadzi On wydawnictwo "Nieznany Świat". Zajmują się takimi sprawami chyba od zawsze, czasopismo wydają od 1990 roku. Od paru lat ich nie kupuje a nie chce mi się przeglądać sterty, którą mam. Napisz poważnie i sensownie, żeby wyczuli, że się z nich nie nabijasz - żaden z nas tego nie lubi. Powinni odpisać, albo poruszyć ten temat w NŚ - jest tam taki dział jak listy od czytelników. Od siebie dodam, że jako jedyni poruszali temat kręgów w Wylatowie ( przez wszystkie lata nowej fali kręgów w Polsce, czyli od 2001 roku, bądź cuś koło tego - nie pamiętam ) i działali oraz nadzorowali wspólnie z grupą badającą te przypadki. I robili to dobrze i fachowo.
Kuballa44 napisał(a):co do krzyża...
Nie do końca mnie zrozumieliście. A i owszem. W ten sam sposób można stworzyć potężne bóstwo - wystarczy odpowiednio w to wierzyć przez długi czas i działać nad "włożeniem" w nie energii ( cuś na zasadzie myśloksztatów ). Tyle, że tu nie ma czegoś takiego jak "tu to działa a tu nie" - może dla nas i naszej podświadomości tak, ale w świecie wyższym to nie ma znaczenia. Więc i sam krzyż ma jakoś tam moc. Ale raczej chodzi o jego wykorzystanie. Ludzie go hańbią swym zachowaniem a jak się cuś dzieje to walą do niego i niech pomoże! I nakręcają tym spiralę bytów, które lepiej nie ruszać bez potrzeby. Chodzi o to, że sam w sobie jest on symbolem cierpienia, nie uzdrowienia. Inne rzeczy są lepsze - poznanie, dobra wola, hołd istotom, które nad nami mają kontrolę. Jestem zatwardziałym satanem i wolałbym, żeby ludzie jak już się uprą, że muszą z czymś walczyć robili to innymi sposobami, takimi jak pisałem przed chwilą.
Owszem jest wielu księży, dla których celem jest pomoc ludziom. Ale głównie chodzi o prawdę. Jak to jest, że łatwiej wysłać księżulka do egzorcyzmów a trudno o uzyskanie świadectwa cudu! Absurd! Główne władze w kościele starają się o to, żeby wiedza na te tematy nie trafiała do ludzi. Zapominają tylko, że coraz więcej osób interesuje się tymi zjawiskami, coraz więcej osób się na tym zna. I nie trza jeździć po Tybetach, wystarczy iść do jakieś porządnej szkoły. Nie ma tak, że jak już kogoś cuś opęta to szybciutko załatwiamy sprawę i po wszystkim! Dlatego sam krzyż to jedno a to, że ludzie nieuświadomieni powinni w końcu być zapoznani przez kościółek z takimi sprawami to drugie. Kościół nic na tym nie zyska. Ino dużo straci, jak coraz więcej ludzi takich jak my, będzie na te tematy rozprawiało i mówiło, ze jest tak a tak. I jeszcze cuś - stracą też na tym ludzie, którzy mieli kontakt z czymś takim a jedyne miejsce gdzie mogą się udać to kościół. To nie zabawa. Trza tym żyć i dać się wciągnąć w ten świat. I zrozumieć jedno - że te wszystkie opętania mogą być powodowane przez wyjątkowo zagniewane dusze a egzorcyzmy to tak jakby się do nas doczepił ktuś, kto chce akceptacji i wolności od gniewu a my jedyne co robimy to wywalamy to jak najdalej i po kłopocie ( stąd też ma niechęć do wszelkich spraw związanych z religią chrześcijańską i jej symboli ). Dużo w tym naszej winy, bo myślimy o zmarłych jak przyjdzie odpowiedni czas a jak już się stanie to niech idzie w diabły! To nie tak! Grunt to poznanie i czucie a nie walka! Tu nie ma z czym walczyć! To trza zrozumieć. Wiele razy chodziłem na stare cmentarze, żeby wleźć na jakiś zapomniany grób i poczuć energię, która tam jest. I była! Czasem niemiła! Ale nie dziwota, skoro o ludziach zmarłych przed wiekami się zapomina.
Ja np. czułem, że muszę się czymś takim zaopiekować. To był grób na cmentarzu, który niepokoiłem swymi narkotycznymi wypadami. Jak już do mnie dotarło parę spraw, zająłem się grobem dziecka - był stary i zapuszczony: z przełomu wieków. Raz na rok kościelny go oporządził, ale nikt nie składał tam kwiatów, nie modlił się. Byłem tam, modliłem się ( nie po chrześcijańsku - po mojemu ), żeby ktuś o tym dziecku pamiętał. Ot, karma i przeznaczenie. Gdybym tam nie chodził upykany, to nie miałbym złych wizji i w życiu bym tam nie poszedł. A widać to dziecko tego potrzebowało. Wiele mi to dało i chyba jemu też, bo od tamtej pory zauważyłem, że ludzie zaczęli tam składać kwiaty i grób był uprzątnięty przez cały rok. Czuję się z tym dobrze - wyjątkowo dobrze, choć na początku stać przy nim było ciężką sprawą - czasem mam potrzebę odwiedzenie tego miejsca - mych rodzinnych stron. Ot, i małe opętanie. Nie walka - pomoc przede wszystkim.
Nieźle się temacik rozwija - i dobrze. Niech Watykan czuje, że to koniec ich ściem!