Uprzedzam, że to moje pierwsze opowiadanie w ogóle w internecie, więc proszę o wyrozumiałość. W niektórych miejscach są błędy, tak wiem, ale muszę poczekać aż mi naprawią kompa. Co do treści: Historia ta opowiada o Nikolaju, któremu w wieku sześciu lat zmarła jego matka, a w wieku lat ośmiu przeżył wypadek samochodowy. Opowieść jest o próbie dowiedzenia się, czym tak naprawdę zajmuje się jego Ojciec, Kim była i jak zginęła jego matka oraz do kat uciekł jego brat. Historia jest mocno powiązana z serią gry S.T.A.L.K.E.R , a więc fan tej serii zauważy powiązanie oraz drugie dno opowieści
Prolog:
Szary, deszczowy dzień zza okien trzęsącego się na wybojach samochodu dla dziesięciolatka widok straszny, a zwłaszcza w takim miejscu, jak Prypeć, słynne miasto duchów, w którym dzieją się dziwne rzeczy. Straszne, ale nie dla Nikolaja. Przeszedł tyle w swoim życiu...ale to mało w porównaniu z tym, co przyszykował dla niego los. W wieku sześciu lat zmarła jego matka. Chłopak tego nie pamięta, ponieważ sam w wieku osmiu lat przeżył poważny wypadek samochodowy. Nie pamięta teraz ośmiu lat swojego dzieciństwa, nie pamięta matki, którą i tak bardzo kocha... Ojciec nie opowiadał mu o niej zbyt dużo, w ogóle nie zajmował się dzieckiem. Nawet ,,rodzinny'' wyjazd do Prypeci wygląda tak, jakby ojcu na czymś zależało, jakby tam miał pracę... ale on już pracował, jako robotnik budowlany. Ojca i matkę zastąpił mu jego starszy brat Iwan. Ma dziesięć lat więcej niż Nikolaj, a więc pamięta matkę. Kiedy jego młodszy brat się pyta jak wszystko kiedyś wyglądało, Ojciec patrzy na Iwana groźnym spojrzeniem, po czym chłopak mówi bratu że to nie ważne. Nikolaj ma dużo powodów do podejrzewania tego, że Ojciec coś przed nim ukrywa, ale tego nie robi. Różne myśli krążyły w jego głowie, zaczęły naglę się robić przejrzyste, tak jakby Nikolaj rozgryzł jakąś tajemnice. Wtem myśli zwolniły, aż całkiem zniknęły. Po chwili zobaczył ostre światło i usłyszał niski, lecz spokojny głos: -Nikolaju Dmitri Wolodio! Zostałeś wybrany...Potrzebujemy cię!...Nie opuszczaj Nas... W tej samej chwili zobaczył wybuch jasnego światła, i poczuł, że stało się coś strasznego. Znalazł się w korytarzu, na którym był częściowo zamazany napis EA.......O...4 . Zobaczył też, że gonią go ludzie w maskach gazowych ubrani na biało. I znów pojawił się głos, tym razem głośny i chrapliwy: -Czemu pozwoliliście mu uciec!... On wszystko zniszczył!....Złapać go!....Potrzebujemy go bo inaczej...
Rozdział 1:
Wycieczka 14 maja 2000
-Nikolaj wstawaj!-Iwan szturchnął łagodnie chłopca, żeby się szybciej obudził. -NIEEE! NIEEEE! ZOSTAWCIE MNIE!- krzyczał Nikolaj. -To tylko zły sen! Przestań! Bo zdenerwujesz ojca!- Uspokajał go brat -Co ja? - Tubalny głoś ojca ujawniał zdziwienie i rozbawienie sytuacją -Miałem znowu ten sam sen... -Tato, to się nasila...Musimy coś z tym zrobić... -Po to tu przyjechaliśmy. Wysiadajcie! Chłopcy wysiedli z samochodu. Znaleźli się na pustym placu zabaw po środku budynku z którego odchodziła farba. W niektórych oknach były nawet podarte zasłony i doniczki z uschniętymi kwiatami... ale niektóre były zadziwiająco długie. -No , to jest Prypeć! - powiedział tata, ale jakby sam do siebie - Wy tu zostańcie, a ja muszę po kogoś iść. Poszedł przed siebie, i za zakrętem zniknął chłopcom z oczu. Był wieczór. Chłodny wiatr smyrał chłopców po twarzach. Ale w tym mieście było coś dziwnego. Jakby z każdego okna ktoś, albo coś na nich patrzyło. -Iwan, boję się- chrapliwym głosikiem powiedział Nikolaj do swojego brata. -Nie bój się, tata zaraz wróci - próbował uspokoić go Iwan, ale sam o mało nie narobił w gacie. Nagle przeraźliwy ryk wypełnił podwórko na którym stali. krzyk tak potworny, że ze strachu chłopcy nie mogli krzyczeć. Zza popsutej zjeżdżalni dało się słyszeć szelest, który szybko się zbliżał. Pierwszy ocknął się Iwan -Nikolał! Leć po strzelbę do samochodu! Ja to coś spróbuję za...za... zatrzymać to coś - jąkał się ze strachu Iwan, ponieważ wiedział, że jeżeli Niki nie przyniesie mu strzelby, to nie ma szans. Nikolaj pobiegł co sił w nogach, ale nie zapamiętał, gdzie Ojciec chował strzelbę. Słyszał tylko krzyki brata, i ryk dziwnego potwora. Ręce trzęsły mu się ze strachu, nic nie widział w ciemnościach, które zapadły bardzo szybko. Niki czuł, że w pobliżu może być więcej kreatur. Nagle usłyszał krzyk brata: -Ja pier...e! Co to było!? Niki, ty wałku, mogłem zgi... - w tym momencie Iwan naglę zamilkł. Tak, jakby się coś stało... Powietrze przeszył ten sam przerażający krzyk co na początku. Nikolaj wiedział, że bestia zaatakowała jego brata od tyłu. Ale skąd dziesięciolatek się tego domyślił? Teraz to nie ważne, bo znalazł strzelbę. Ważyła więcej niż myślał. Trzymając ją dwiema rękami pod ciężarem zataczał kola jak pijany. Wbiegł na podwórze. Zobaczył widok, którego nie zapomni do końca życia. Jego brat leżał nieruchomy, w niewielkiej kałuży krwii. Obok niego nachylał się dziwny potwór, który zachowywał się jak Wampir. Nikolaj dostał naglę nadludzkiej siły, przystawił równo Strzelbę do biodra i strzelił. Ranny potwór runął na ziemię, zwinął się w kłębek i zawył w przedśmiertnych konwulsjach. Nikolaj, już ze strachu strzelił drugi raz. Rozbryzg krwi zachlapał go całego. Z potwora nic nie zostało. Nagle w całym mieście zaczęły wyć podobne stwory, Nikolaj nie wiedział, co zrobi teraz z rannym bratem. Na szczęście właśnie wrócił jego Ojciec. Bez zbędnych pytań podniósł rannego Iwana i wniósł go do samochodu. Nikolaj porzucił strzelbę i wskoczył do auta. Ojciec wycofał samochód na pełnym gazie, z piskiem opon zrobił nawrót i jak najszybciej odjechał. Nikolaj patrząc przed szybę, zobaczył grupę ludzi salutujących do jego taty. Chwilę potem dało się słyszeć wystrzały z karabinów i ryki potwornych kreatur. Nie przejmując się rannym bratem, w akompaniamencie odgłosów walki o przeżycie, Nikolaj zasnął głębokim snem...
Rozdział 2:
Szesnaste Urodziny
-Otwórz oczy! - zakomenderował Iwan. Iwan bardzo się zmienił od czasu starcia z potworem w Prypeci. Kiedyś byłmiłym starszym bratem, teraz czuje się lepszy. Wie, że bez niego wszystko się rozleci i bardzo dobrze to wykorzystuje. -STO LAT, STO LAT, NIECH ŻYJE... - goście zaczęli śpiewać. Nikolaj po otworzeniu oczu nie rozpoznał nikogo z gości. Stali tam w koncie dwaj mężczyźni ubrani na biało. Jeden z nich trzymał w rękach mały liścik. Rozmawiali między sobą, więc nich nie zwrócił na nich uwagi. Na stole stało kilka prezentów. Ale Nikolaj był smutny. Już myślał ze to będą najgorsze urodziny w jego życiu, gdy nagle drzwi otworzyły się z głuchym piskiem. Wszedł do mieszkanka mężczyzna w średnim wieku, dosyć podobnym do Ojca Nikolaja. Był ubrany w wojskowe buty, w bojówki i skórzaną kamizelkę. -Wujek Jaroslav! - krzyknął uradowany Nikolaj -Ho Ho! To nasz pogromca piiiii....potwora - poprawił się Wujek zanim dosięgło go groźne spojrzenie jego brata Wujek Jaroslav to jedyny człowiek spoza jego domu któremu chłopak ufał w stu procentach. Bardzo go lubił zwłaszcza zo opowiadane przez jego historyjki. -Wujku, opowiesz mi bajkę? -A nie jesteś za stary? -Wujku, no proszę Cię, Wujaszku... -No dobra... O czym chcesz posłuchać konkretnie? -O Baśniowej Krainie -No dobra...- zamyśliłsię wujek po czym zaczął opowiadać:
Dawno, dawno temu grupa krasnoludków chciała stworzyć czekoladę tak pyszną, że nie można sobie tego wyobrazić. Postanowili to zrobić w Baśniowej Krainie. Mieli do tego specjalny domek z czterema pomieszczeniami. CZekoladę produkowali w pomieszczeniu numer cztery. Niestety, jeden z Krasnoludków się pomylił i czekolada rozlała się po Baśniowej Krainie. Elfy, zamieszkujące pobliskie tereny nie lubiły czekolady, więc musiały się wyprowadzić. Zostały tylko małe słodziutkie zwierzątka, które zaczęły pić supermocną rozlaną czekoladę. W efekcie, stały się bardzo silne i zdrowe. pojawiły się też obszary magicznej energii, do których nikt nie chciał wchodzić. Ale one zaczęły produkować rzeczy tak wspaniałe, tak porządane... tak piękne...- w tym momencie zamyślił się Wujek - Pewnego razu Krasnal o imieniu Jar...
-Wujku, jesteś krasnalem?- przerwał opowiadanie Nkolaj -W pewnym sensie tak... Nie przerywaj, historia dopiero się rozkręca! - powiedział wujek i zaczął opowiadać dalej:
Krasnoludek chcial się z kimś podziekić tym pięknym znaleziskiem. Pokazał go przyjacielowi o imieniu Doktor. Ten niestety wszystko rozgadał. Doktor, gdy zobaczył, do czego to doprowadzilo, postanowił się nie ujawniać i zająlsię nauką leczenia innych. Tymczasem cenne znalezisko zaczęło przyciągać do Krainy Troli, którzy bardzo chcieli posiadać takie piękne rzeczy. Krasnoludom, jak i zwierzątkom które wypiły czekoladę to się nie podobalo, więc postanowili coś z tym zrobić. Wpadli na pomysł, że wybuch Białej Energii wygoni Trole raz na zawsze. Potrzebowali do tego istoty niewinej, lecz magicznie połączoną z Krainą. Był to chłopiec o imieniu...
-Dobra, dość tego opowiadania, Jaroslavie, wzywają Nas... - przerwał opowiadanie Wujka Ojciec Nikolaja -Czy w tej sprawie? - spytał wujek -Tak, mamy mało czasu. Chodź ze mną -Wujku, co się dzieje? -Nie teraz, nie mam czasu... - odpowiedział wujek po czym poszedł z bratem do mężczyzn ubranych na biało. Jeden z nich wręczył Jaroslavovi małą kopertę z listem w środku. Po przeczytaniu bez zastanowienia wujek wyjął z plecaka prezent dla Nikolaja, przeczytany list zaś wyrzucił do kominka i pobiegl do samochodu, który włąśnie podjechał pod ich dom. Ojciec Nikiego poszedł za nim. A chłopak nie wiedział co się dzieje. Pytał się, krzyczał, ale nikt mu nie odpowiadał. Jakby coś gdzieś wybuchło... W końcu Nikolaj krzyknął: -Wujaszku, czy kiedyś się spotkamy? -Tak, oczywiście że tak, ale to Ty przyjdziesz do mnie... -To powiedz gdzie jedziesz? -Do magicznej krainy dokończysz historię. Otwórz prezent! Nikolaj podszedł do stołu i rozpakował paczkę. Był w niej SPAS 12. -Po co mi strzelba? - spytał wujka Nikolaj -Jeżeli chcesz mnie odwiedzić, to ci się przyda! Do zobaczenia! Po tych slowach drzwi się zamknęły i samochód odjechał. Zdumiony Nikolaj stał na ganku. Właśnie zacząłpadać deszcz. Przypomniał sobie o liście w kominku. Szybko podbiegłdo niego i rękami rozgarniałgorący popiół. Iwan patrzyłna niego jak na idiotę. Niki wyjął list i na głos przeczytał treść, a raczej to co z niej zostało:
Wypadek......awaria.........potrzebujemy.............energii......................prezes..............o......................ataki...................... podejrzewają......................chłopiec.............................niezbędny.................przez niego.................centrum...............................inni........................badania.............................pilne wezwanie....................i Jaroslava........................o powrót ......................Swiadomość....
Nikolaj nic z tego nie zrozumiał. Ale wiedział jedno: teraz całe życie zostało wywrócone do góry nogami...O co chodziło wujkowi? Po co mu strzelba? Co to za mężczyźni? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale obiecał sobię, ze kiedyś na nie odpowie. Teraz muszał zająć się przeżyciem w tej betonowej dżungli razem ze swoim bratem Iwanem.
Rozdział 3:
Zniknięcie
-Iwan, a ty wiesz, że dzisiaj mam urodziny? - Nikolaj wszedł do pokoju Iwana i zaczął go podglądać. -I co mordkę cieszysz, tortu ci nie zrobię bo czasu nie mam. - syknął gniewnie Iwan -Nie chcę tortu... Życzeń nie złożysz? -Nie widzisz, że jestem zajęty? -A po co się pakujesz? -Ja... ja się nie pakuje... ja robię... porządki - zająkał się starszy brat. Pokuj Iwana od wyjazdu Ojca był w oplakanym stanie. Ściany byly brudne, meble porysowane tak samo jak podloga. Nowo kupiony stół za zarobione ciężko pieniądze wyglądał tak, jakby przeżył obie Wojny Światowe. Wszędzie leżały elementy garderoby chłopca. Zapach, gdy się wchodziło był odpychający, ale można się było do tego przyzwyczaić. -Młody, weź ty mi przynieś gazetę z kiosku - poprosił brata Iwan Nikolaj pospiesznie udał się do drzwi wejsciowych. Pogoda była słoneczna, wiał lekki wiaterek. Poszedł do kiosku i kupił gazetę -Rutyna... Pomyślał Jak co wieczór szedl po gazetę dla brata, więc nie myślal o niczym szczególnym. Zmienilo się to, kiedy otworzył drzwi. Poczuł, że jest przeciąg. Zdziwiło go to bardzo, ponieważ pamiętal, że jak wychodził to wszystkie drzwi i okna były zamknięte. To go zaniepokoiło. Pobiegł więc zobaczyć, co się dzieje z bratem. Wpadł do pokoju jak strzała. Jak strzała ale do pusteg pokoju. Brata nie było. Zobaczył tylko otwarte okno, a za nim zdeptane kwiatki. Było oczywiste, że Iwan uciekł z domu i zostawił Nikolaja samego. Chłopak usiadl na łóżku, rozmyślał się a po chwili gorzko rozpłakał... Płakał tak przez cały kwadrans. Nagle przypomniał sobię opowieści o dzielnych krasnoludkach i wojoniczych Trolach z opowieści jego wujka. Ogarnął się i zaczął szukać jakichkolwiek śladów... Zaczął od pokoju brata. Zerknął do każdej szawki w pokoju, ale nic po za bielizną i innymi śmieciami nie znalazł. Kiedy miał wychodzić, łagodny podmuch wiatru (prawdopodobnie pzreciąg) zrzucił plik kartek ze starego, drewnianego biurka. Okazało się, że pod karkami leżały dwa zdjęcia. Nikolaj nie przegapił tego. Podszedł więc i zaczął oglądać pierwsze zdjęcie. Na tej fotografii widniał jego brat, który z uśmieszkiem na twarzy dumnie pokazyłał bliznę po ukąszeniu przez potwora z Prypeci. Blizna wyglądała tak, jakby ośmiornica kiedyś przyczepiła mu się do szyi. Na kolejnym zdjęciu był jego wujek Jaroslav. Był ubrany w lekką kamizelkę taktyczną z kamuflażem leśnym. W ręce trzymał potężny karabin. Niki domyślił się, że to SVD. Wujek kiedyś opowiadał mu o tej broni... Za nim stał mały budynek, podobny do tego który Nikolaj widział tragicznej nocy w Prypeci. Tylko ten byłtrochę mniejszy. Nad wejściem byłnamalowany napis LINGOW. Co to jest Lingow? Jakiś skrót? Ponownie usiadł na łóżku, ale tym razem zaczął rozmyślać. Wpadł na genialny pomysł: -Przecież jestem tu sam, mogę przeszukać wszystkie pokoje! - z zachwytu krzyknąłsam do siebie Niki. Chwilę potem stał już w przedpokoju, naprzeciw dębowych drzwi zamkniętych od kilku lat. Były to drzwi do pracowni jego ojca. Wydawało mu się trochę dziwne, że byle jaki robotnik ma swój gabinet, ale to nie zmieniało faktu, że coś było za tymi drzwiami. Nikolaj za wszelką cenę chciał się tam zostać, więc bez dłuższego namysłu cisnąłtaboretem który stał obok prosto w drzwi. Ale taborecik się rozleciał. Zirytowany faktem chłopak wymierzył dwa bardzo silne kopniaki w zamek. Coś zaskrzypiało, ale drzwi się nie otworzyły. Zdesperowany Niki wziął wielki zegar z kukułką i użył go jak tarana. Wziąłduży rozpęd i rzucił się na drzwi. Dębowe wrota ustąpiły po tym ciosie. Chłopak siłą rozpędu wpadł do pokoju i przewrócił się. Kiedy się ocknął, rozejrzał się. A widok był niesamowity...
Rozdział 4:
Tajemniczy pokój
Nikolaj dźwignął się z podłogi. Zaczął wyciągać sobie drzazgi z rąk. Piękny zegar którego użyłdo wyważenia drzwi zostałczęściowo zniszczony. Ale to nie istotne, ponieważ jest w pokoju, do którego nie miał wstępu nawet jego brat! Pomieszczenie było o wiele większe niż myślał. Z zewnątrz niczym szczególnym się nie wyróżniało. Na przeciwko wyważonego wejścia stało potężne biurko zapchae papierami. Nik potrzedł do biurka i zaczął przebierać w dokumentach swojego ojca. Wszystkie były zaplombowane. Na wierzchach były tylko napisy Projekt Naukowy albo Świadomość Z. Jeden plik byl jednak otworzony. To wyglądało jak życiorys mężczyzny o imieniu Strielok. Jako że Nikolaj nie znał go, nie przejął się tym wszystkim. Bardziej zależało mu na znalezieniu jakichkolwiek dokumentów o jego matce i o tym, co się tak naprawdę wydarzyło. Po prawej stronie biurka stała pokaźna biblioteka. Składała się z trzech regałów pełnych książek. Postanowił wyciągnąć kilka tytułów. Trafił na: Piknik na skraju drogi Psychika ludzka Czarnobyl - flora i fauna Jak obsłużyć PDA? Mapa Zony w dwóch tomach Energia jądrowa i człowiek Ostatni tytuł zaciekawił chłopaka. Po co robotnikowi budowlanemu książki o energii jądrowej? Zaczął przeglądać dalej. Po półgodzinie oglądania książek jeden z regałów byłcałkowicie pusty. Czujne oko Nikolaja nie mogło przeoczyć tego, że za meblem nie ma ściany. Za regałem były drzwi. Niki odsunął regał i ujrzał potężne, pancerne drzwi. -Skąd u diabła u Nas dodatkowe pomieszczenia? - zastanawiał się. Zobaczył elektroniczny panel proszący o wstukanie kodu. Nikolaj pomyślał, jakie hasło mógł wymyślić jego Ojciec. Przypomniał sobie nazwy dokumentów jakie leżały na biurku. Drżącymi rękami z podniecenia wpisał kod Świadomość Z. Drzwi syknęły, coś puknęło i blokada się wyłączyła. Drzwi stały przed nim otworem. Z pewnymi oporami popchnął je. Przestraszył się. Ukryte pomieszczenie było zabójczo podobne do tego ze swoich koszmarów. Zobaczyłszklane gabloty, za którymi wisiały dziwne kombinezony z hełmami i bez, z dziwnymi rurkami i maskami przeciwgazowymi. Na dwóch była przyszyta plakietka z nazwą MONOLIT. Zapisał sobię dziwną nazwę i poszedł dalej. W następnej gablocie ujrzał karabiny maszynowe, strzelby, pistolety... -MÓJ OJCIEC NALEŻY DO MAFII! - z przerażenia krzyknął Nikolaj. Ale nagle wzrok przykuł mu błyszczący przedmiot. Podszedł, dotknął go. Ten nagle zaczął błyszczeć, ale nic więcej się nie stało. Przypomniała mu się historyjka opowiadana przez wujka o pięknych skarbach z Magicznej Krainy. I niestety tak samo jak krasnolud z opowieści nie mógł się oprzeć podzieleniem się swym znaleziskiem z resztą świata. Chciałgo podnieść, ale.... Niki nie zauważył, że przedmiot ten był przypięty jakimś dziwnym kablem. Kiedy podnosząc przerwał go, włączyłsię alarm -WŁAMANIE! WŁAMANIE! PROCEDURA ZAMYKANIA WŁAZU! - bezduszny głos kobiety jasno przekazał ,,włamywaczowi'' , że zaraz zostanie odcięty. Zostawił przedmiot i popędził czym prędzej do drzwi. Przebiegł w ostatniej chwili...prawie go przytrzasnęły. Drzwi się zamknęły, zazgrzytały i znów kobiecy głos oznajmił: -PRÓBA WŁAMANIA! ZMIANA HASŁA NA HASŁO ZAPASOWE! Przez następne piętnaście minut próbował otworzyć wrota. Na próżno! Rozpaczliwe próby przerwał mu dzwonek do drzwi i krzyk mężczyzny -Policja! Proszę otworzyć drzwi bo inaczej je wyważe! Nikolaj pobiegł do przedpokoju, jako tako zamaskował ślady wyważania wejścia do pracowni Ojca i poszedł otworzyć drzwi -Policja? A czemu to? - Spytał się Nikolaj -Sąsiad zgłosił nam podejrzane hałasy. Wszystko w porządku? - odpowiedział funkcjonariusz -Tak tak, to tylko... żelazko mi upadło... -Niech Ci będzie, ale mam ten dom na oku! - powiedziałoficer po czym odwróciłsię na pięcie i odszedł. Nikolaj zamknął drzwi i już nawet przestał myśleć o otworzeniu drzwi... Poszedłdo sypialni, włączył telewizor i zaczął wyciągać sobie resztę drzazg z rąk.
Rozdział 5:
Nieznajomy
Mroźny, zimowy dzień na ulicach w Kijowie. Świąteczny klimat już wygasa, ale w niektórych domach wcale go nie było... Niektórzy ludzie, tacy jak Nikolaj w tym magicznym czasie... przegrywali swoje życie. Dwudziestolatek nie znalazł nigdzie pracy. Pieniądze dostawał od rodziny mieszkającej w Niemczech, ale od pewnego czasu zaczęli o nim zapominać, aż radosne paczuszki warte dwa, trzy tysiące rubli w końcu przestały nadchodzić. Kilka dni temu przyszedł list o nakazie eksmisji za nie płacenie czynszu. Nikolaj nie miał prądu i wody już od dwóch dni! Chłopak ciągle rozmyślał nad swoim życiem... nad tym, co się ostatnio stało. O ucieczce brata wiedzieli już wszyscy sąsiedzi. Krążyły plotki, że to dom wariatów!
Nikolaj pakował walizki. Chciał zabrać ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy: ubranie, szczoteczkę do zębów. ostatnie pięćset rubli i oczywiście swoją Strzelbę, którą pieszczotliwie nazywał Katia. Same walizeczki nie były z byt pojemne, a były tylko tylko dwie, więc miał problem ze schowaniem strzelby. Ufał, że Wujek ją zarejestrował. Kiedy Nikolaj próbował wcisnąć do walizeczki Katię, usłyszał krok na zewnątrz. Chłopak instynktownie odbezpieczył strzelbę, lecz po chwili ciszy położył ją na łóżku. Naglę zawyła syrena radiowozu kilka przecznic stąd. Kroki przerodziły się w bieg, który niebezpiecznie szybko zaczął się zbliżać do drzwi wejściowych. Niki nie miał czasu nawet chwycić strzelby. Ktoś albo coś wpadło do przedpokoju, zamknęło drzwi i przekręciło klucz w zamku. naglę to dziwne coś przemówiło ludzkim głosem: -Na wszystkie świętości tego świata! Jeżeli jest tu człowiek z uczuciami, to niech mnie wysłucha! -Kim ty jesteś? - spytał pewnym głosem Nikolaj wychodząc z pokoju mając nie znanego przybysza na muszce strzelby -Nazywam się Wano - odpowiedział spokojnie przybysz podnosząc ręce do góry. -Przed kim uciekasz? -Przed policją -Jesteś przestępcą? Należysz do mafii? Znasz mojego Ojca? - posypała się seria pytań ze strony gospodarza -Nie, nie jestem, a jeśli kłamię to niech mnie Zona pochłonie! - odpowiedział Wano z dziwnym błyskiem w oku -Co to jest Zona? -TY NIE WIESZ CO TO ZONA?! - krzyknął oburzony gość -No nie wiem... - wstydliwie odparł Nikolaj - może mi opowiesz... Nie dokończył swojej wypowiedzi. Usłyszał, jak nieznany samochód podjeżdża pod dom, a chwilę potem usłyszał trzask zamykanych drzwi. -Gdzie mogę się schować? - spytał Wano -Nadal Ci nie ufam... -Mów gdzie! Błagam... -Chodź za mną. Nikolaj zaprowadził ściganego do pracowni Ojca. Powiedział mu, żeby schował się za biblioteką. Wano tak też zrobił. -Policja! proszę otworzyć drzwi albo... -Wyważy je pan - dokończył zdanie wyręczając policjanta. Odwiedziny policji to rutyna już od kilku miesięcy... Podszedł więc i otworzył drzwi. W progu stanął ten sam funkcjonariusz który przyszedł do niego w wieczór ucieczki jego brata. -Jestem tutaj, gdyż poinformowano mnie o tym, że poszukiwany mężczyzna przez Wojsko wbiegł do tego budynku. Wie pan coś o tym panie Wolodia? -Nie, panie oficerze, nie wiem... - dosyć nieumiejętnie skłamał Nikolaj -I tak mam prawo w zaistniałej sytuacji przeszukać pańskie mieszkanie! proszę się odsunąć na bok! Chłopak przed policjantem był pokorny i próbował udawać, że nic się nie stało. Nawet nie myślał o przepychance z dobrze zbudowanym i uzbrojonym mężczyzną. Funkcjonariusz rozejrzał się najpierw po kuchni, potem przeszedł do salonu aż w końcu przeszedł do sypialni. Tam policjant ujrzał bałagan jakiego jeszcze nigdy nie widział. Podłoga miejscami miała dziwny, zielonkawy kolor, tapety przyklejone kiedyś do ozdobienia ścian zaczęły odchodzić. Meble, (jeśli kawałki drewna w bliżej nieokreślonej formie można tak nazwać) rozsypywały się pod własnym ciężarem. Jedynie łóżko wyglądało trochę lepiej, nie licząc sterty ubrań na nim leżących. Ale z pośród gałganów wystawała lufa. Policjant podniósł brudną koszulę przykrywającą znalezisko i stwierdził, że znalazł jedną z lepszych strzelb na rynku. -Synu, czy to jest Twoje? - spytał się chłopaka -Dostałem na urodziny od wujka... - odpowiedział chłopak z wypiekami na twarzy -A jak miał na imię ten twój wujek? -Jaroslav Wolodia W krótkiej chwili po wypowiedzeniu tożsamości wujka dało się słyszeć lekkie puknięcie a potem syknięcie gdzieś w pracowni Ojca Nikolaja. -Co to było? -spytał się oficer -Kot sąsiadów - znowu skłamał chłopak -A masz pozwolenie na broń? -Niech pan spróbuje znaleźć cokolwiek w tym bałaganie - odparł trochę złośliwie Nikolaj -No dobra, to ci odpuszczę, ale na kogo jest zarejestrowana? -Pewnie na mojego wujka... ale on... wyjechał -Niedobrze... muszę gdzieś zadzwonić - powiedział funkcjonariusz, po czym podniósł strzelbę, przeczytał numery seryjne i wyciągnął krótkofalówkę. Powiedział numer seryjny do słuchawki i czekał na odpowiedź. Kiedy nadeszła, reakcja policjanta była dla Nikolaja bynajmniej dziwna. -NA KOLANA! RĘCE ZA GŁOWĘ I NIE RUSZAJ SIĘ! - ryknął policjant wyciągając pistolet z kabury -Co się dzieje?! - odparł Niki przerażony sytuacją - Nic nie rozumiem... O co mnie oskarżacie? -Jesteś aresztowany za uprawianie Stalkerstwa w Zonie, która zgodnie z nowymi ustawami prawnymi jest ściśle pod kontrolą rządu! - odpowiedział zdenerwowany policjant -Dalej nie rozumiem na jakiej podstawie... -Ta broń pochodzi z czarnego rynku który przeniósł swoją działalność do Zony? -I co z tego? -Chłopcze, mógłbym teraz wystrzelić ci magazynek prosto w twoją pyskatą mordę! -To strzelaj jak taki pan odważny! - Sprowokowany Nikolaj krzyknąl do oficera. Słychać było tylko głuchy dżwięk odbezpieczonego pistoletu, po czym zapadła mordercza cisza. Policjantowi trzęsły się ręce, a z Nikolaja pot lał się strumieniami. Tą chwilę ciszy przerwał jeden dźwięk, jeden odgłos... był to odgłos wystrzału.
Rozdział 6:
Niespodzianka
Nikolaj usłyszawszy strzał pomyślał, że policjant strzelił do niego. W głowie zobaczył całe życie. Nic nowego się w nim nie pojawiło, ale przez jedną króciutką sekundę zobaczył twarz kobiety tak wyraźnie, jakby patrzył na zdjęcie. Była to blondynka, o śniadej cerze, z niebieskimi oczami. Uśmiechała się. -Kto to był? - pomyślał Nikolaj. Ale przypomniał też sobie że słyszał wystrzał, a że policjant, którego prowokował stał za nim z odbezpieczonym pistoletem, Niki był pewien, że strzelał właśnie do niego. Z tego dziwnego odrętwienia wybudził go okrzyk bólu oraz znajomy głos Wano: -Człowieku łap za za strzelbę i spieprzamy! -My, jacy my? - zdziwił się Niki -Siedzimy w tym razem! -Ale w czym?! -Odwróć się i opuść te ręce bo wyglądasz jak debil - powiedział szyderczo Wano Nikolaj odwrócił się. Zobaczył policjanta z zakrwawionym mundurem leżącego niedaleko niego. Widać było dużą, czerwoną plamę na jego białej koszuli. Funkcjonariusz dostał pod żebro. Ale kto strzelał? Patrzył dalej. Zobaczył, że przybysz trzyma w ręku pistolet. Nikolaj przestraszył się: -To ty masz broń? Czemu mi nic nie powiedziałeś? -Bo byś mnie nie ukrył - odpowiedział Wano niechlujnie, ponieważ się śpieszył. -Zabiłeś go? -Nie, no przecież żyje, jeszcze... - dopowiedział włamywacz, ale chłopak już tego nie mógł usłyszeć -I gdzie teraz pójdziemy? -Do Zony - odpowiedział mu jakby mówił rzecz bardzo oczywistą -Co to jest Zona? -Wytłumaczę ci po drodze... Obaj zaczęli się zbierać. Nikolaj wziął ze sobą Katię, flaszkę wódki, pięćset rubli, scyzoryk, latarkę i założył wojskowe buty taty i skórzaną kurtkę brata. Był gotów do drogi. Do bardzo długiej drogi
Rozdział 7:
Wano
Obaj mężczyźni siedzieli na ławce na peronie. Nie rozmawiali ze sobą, ponieważ byli zajęci ukrywaniem twarzy. Już pewnie cały Kijów wie o tym, co się wydarzyło w domu Nikolaja. Dręczyły go dwa pytania: pierwsze - Co to byłą za kobieta? Może jego matka? i drugie: Czy policjant przeżyje? Kiedyś okazał mu tyle życzliwości... A co będzie jak go oskarżą za zabójstwo? O ile nad pierwszym pytaniem można było się spokojnie zastanawiać, o tyle druga sprawa wyglądała coraz gorzej. W końcu chłopak nie wytrzymał. -Czy ty go zabiłeś? -Zamknij się durny szczeniaku! - Syknął złowrogo Wano. Od czasu jego niezapowiedzianej wizyty Niki nie mógł się mu dokładnie przyjrzeć. Był to mężczyzna około dwadzieścia lat starszy od niego. Miał podcziwą twarz, nie wyglądał na kogoś, kto byłby zdolny zabić człowieka. tryskał optymizmem, ale siódmy zmysł Nikolaja mówił mu, że był też naiwny. Jego broda awanturnika i liczne blizny mówiły o tym, że wiele przeszedł. Ale jego zmarszczki świadczyły o tym, że nie były to ekscytujące przygody tylko smutne zawody. Jego ubranie wyglądało jakby dopadł go nieokrzesany pies sąsiadki Nikolaja. W dodatku zapaszek wydzielany przez nowego przyjaciela podróży nie był za miły. Ale kto się tym przejmuje? Wano z niepokojem obserwował, jak jeden z mężczyzn na peronie dzwoniąc do kogoś dziwnie patrzy na nich. od razu wiedział, że facet nabrał podejrzeń. Pięć minut potem zobaczył na peronie grupkę policjantów, niebezpiecznie zbliżającą się w stronę ich ławki. Wano popatrzył na Nikolaja - ale ten spał. Nie chciał go budzić mówiąc, że idą do nich policjanci bo biedaczysko mógłby spanikować! Jednak los uśmiechnął się do podróżników z przymusu. Właśnie na peron wtoczyła się zza zakrętu ciężka, powolna lokomotywa. Za nią wesoło stukały wagony. Pociąg zwolnił, sapnął, zaskrzypiał hamulcami i stanął. teraz Wano musiał podjąć decyzje. jeśli popędzi do wagonu z Nikolajem teraz, będzie ryzykował tym, że policjanci wsiądą za nim. Natomiast jeśli będzie za długo zwlekał, ryzykuje przytrzaśnięciem drzwiami i zostaniem na peronie na pastwę polocji. Wybrał opcję drugą. Zwlekał, dopóki pani mówiąca przez głośnik nie oznajmiła, że pociąg za raz rusza. Obserwował ze stoickim spokojem jak konduktor gwiżdże. Postanowił obudzić Nikolaja. Kiedy wstali, wśród policjantów zrobił się większy ruch. Wszyscy przyspieszyli kroku. w końcu zaczęli biec. Gdy Wano to zauważył, wpychał zaspanego Nikolaja do wagonu, który właśnie ruszał. Niestety, drzwi przytrzasnęły śpiocha. Wano wślizgnął się przez powstałą szczelinę między drzwiami do środka pociągu, otworzył silnymi ramionami drzwi, wciągnął Nikolaja do środka i zamknął drzwi. Znalazł pusty przedział i posadził w fotelu kompana. Ten wreszcie się obudził: -Co się tak spieszyłeś? Jakby nas ktoś gonił... - powiedział zaspanym głosem Nikolaj -Idź spać! - powiedział lekko zdenerwowany Wano. Jednak gniew ustąpił bardzo szybko zamyśleniu. Bardzo chciał porozmawiać z Nikolajem, zwłaszcza o jednej sprawie... Rytmiczny stukot kół uśpił Wano, który rozmyślał o dokumentach znalezionych w domu Nikolaja...
Rozdział 8:
Opowieści
-Nikolaj, obudziłeś się już? - nie mógł powstrzymać się Wano -Teraz już tak... - odpowiedział śpiącym głosem -Musimy porozmawiać. -O czym? -Najpierw o dokumentach w pokoju w którym mnie ukryłeś. -Przeszukałeś ten pokój? - krzyknął Nikolaj, oburzony tym co jego gość zrobił... A może to faktycznie przestępca? Może teraz wywozi go daleko poza granicę miasta żeby okraść... a może nawet zabić? Nikolaj odruchowo odsunął się od kolegi. -Nie bój się i powiedz, z kąt je masz? - Zauważywszy odsunięcie się Nikiego, Wano chciał go uspokoić -To mojego Ojca -A skąd je miał? -A bo ja wiem... - odpowiedział Nikolaj. Chciał też powiedzieć o tajemniczym schowku, który znalazł, ale uznał, że to będzie jego tajemnica. -No dobrze... może teraz ty zadasz pytanie? - Powiedział Wano, jakby trochę żałował, że go o to prosi -Kim ty jesteś? -Ja jestem Wano, mam czterdzieści lat, i jestem Stalkerem. Chciałem wrócić z Zony do domu, ale po tym, co się wydarzyło w twoim domu, znów muszę tam wracać, ale razem z tobą - gorzko się uśmiechnął -Co to jest Zona? -Zona powstała po wybuchu czarnobylskiej elektrowni atomowej. Mieszkańcy musieli ją opuścić, ale prawdopodobnie działały tam jakieś Laboratoria, przez które doszło do drugiej eksplozji 13 kwietnia 2006r - w tej chwili Nikolaj sobie przypomniał, że urodziny ma 14 kwietnia i że w jego szesnaste urodziny właśnie w 2006 roku wyjechał jego tata i wujek - dokładnie o godzinie dwunastej. Prawdopodobnie to były skutki nieudanego eksperymentu, ale to co się ziało potem stało się piekłem. Już po pierwszym wybuchu i po opuszczeniu Prypeci zaczęły się dziać w Zonie dziwne rzeczy. Były doniesienia o przedziwnych kreaturach, które porywały ludzi którzy postanowili zostać w mieście. Powstały też Anomalie, które były bardzo niebezpieczne dla każdego kto w nie ,,wdepnie'' Ale z czasem zaczęły produkować cudowne rzeczy, zwane artefaktami. I kiesy świat się o tym dowiedział, doszło do drugiego wybuchu. pojawiło się więcej anomalii, a dzikie zwierzęta zmutowały się jeszcze bardziej, ale co gorsza - stały się inteligentniejsze. Zaistniałą sytuacją chciało się zająć wojsko, ale ich pierwsza wyprawa zakończyła się fiaskiem. Wojskowi, którzy utworzyli Kordon - główne wejście i wyjście do Zony - od czasu do czasu otrzymywali sygnał S.O.S. z głębi Zony. Rząd zakazał wchodzenia tam, ale artefakty, które były produkowane w anomaliach zaczęły przyciągać ludzi, nazwanych potem Stalkerami. -Kto to jest Stalker? -To są właśnie ludzie, którzy porzucili życie w normalnym świecie i postanowili zacząć nowe, bardzo odmienne życie w Zonie. Jednak każdy, kto potrafił wyminąć Posterunek Wojskowy, a okazało się, że nie jest to wcale takie trudne, mógł zostać w zonie, dopóki nie wlazł w anomalię, nie rozszarpał go mutant albo nie dostał kulki od innego Stalkera. Więc w Zonie pojawili się bandyci i przestępcy. Ty się do nich nie zaliczasz, bo nic nie zrobiłeś, a ja... no cóż, też chyba nie... to była konieczność... -Co to jest ten Posterunek Wojskowy? -Nie słuchałeś mnie? Wojskowi rozbili tam swój dobrze umocniony obóz. Strzelają do każdego, kto nie jest żołnierzem. -A trudno się tam dostać? -Zaraz się dowiesz W tej samej chwili pociąg się zatrzymał i obaj wysiedli. Była to mała, polna stacyjka bez peronu, wyglądająca trochę jak przystanek autobusowy. Z dala można było dostrzec gęsty las, a przed nim żółte tabliczki mówiące o radioaktywności i zakazie wejścia. -Wano, a oni z tym promieniowaniem to tak na serio? - zaniepokoił się Nikolaj -Nie, to jest tylko dla odstraszenia... ale lepiej weź to i to - odpowiedział z lekkim niepokojem Wano trzymał w jednej ręce urządzenia podobne do wielkiego kalkulatora, a w drugiej mapę. -Co to jest? -To jest urządzenie, które wykrywa artefakty i promieniowanie. -A co z tymi anomaliocośtam? -Z anomaliami? Artefakty zwykle są tam, gdzie są anomalie -A to jest mapa... -To jest mapa z Zony z zaznaczonymi bezpiecznymi kryjówkami, miejscami gdzie można wypocząć i legowiskami mutantów orz skupiskami anomalii Nikolaj się przeraził: na mapie były trzy, może cztery miejsca bezpieczne, kilka kryjówek i niezliczona ilość skupisk anomalii i legowisk mutantów. Nikolaj właśnie zaczął rozmyślać, w co się wpakował -Chłopcze, muszę Ci zadać bardzo ważne pytanie -No wal -Czy na pewno chcesz wejść do Zony? Chłopak zaczął myśleć. Patrząc na mapę wiedział, że to jest samobójstwo. Ale Wano był Stalkerem i przecież żył. Z drugiej strony mógł tam poznać wiele odpowiedzi na pytania, które zadawał sobie od wycieczki do Prypeci. W dodatku jakaś część jego krzyczała, że musi do Zony, że bez tej magicznej krainy... zaraz zaraz... Magiczna Kraina z opowiadań Wujka! Może on opowiadał właśnie o Zonie! I pojechał do niej żeby opowieść dokończyć! A może... dowie się, co ukrywa przed nim Ojciec! Bez chwili zastanowienia chłopak wszedł między drzewa i zniknął kompanowi z oczu. Wano uznał to za tak.
Rozdział 9:
Pierwsze Kroki
Nikolaj i Wano przebijali się przez gęsty las. Teraz Niki już wiedział, dlaczego kurtka Wano tak wyglądała. Ostre gałęzie rozszarpywały po trochu materiał kurtki. Świtało. Dopiero teraz można było zobaczyć drzewa i różne rzeczy leżące na ziemi. a były to przeważnie kawałki metalu, czasami dało się dostrzec elementy domu takie jak zlew. Nikolaj nachylił się nad jednym ze śmieci. Z przerażeniem odkrył, że był to but z nogą w środku. -AAAaaaa ku..a co to jest?! - Krzyknął z przerażenia -Odsuń się i przestań drzeć mordę! - odpowiedział Wano - to jest... noga wojskowego. -Co się z Nim stało? -Wlazł w Anomalię... -Ale tu nie ma żadnych anomalii - zauważył Nikolaj -One się przemieszczają co jakiś czas... chyba że... - i w tej chwili gestem kazał uciszyć się Nikoljowi Zaczął się rozglądać. uważnie przypatrzył się gałęziom i glebie. Podniósł z niej mały, srebrny przedmiot. Była to łuska. Przerażenie zmieniło twarz Wano z podcziwej na zatwardziałą. Już wiedział co tu zaszło i wiedział też w jakim są niebezpieczeństwie. -BIEGNIJ! - krzyknął Wano ale głosem zupełnie obcym Nikolajowi W tej samej chwili potworny ryk przeszył powietrze. Nikolaj wiedział, że słyszał taki sam ryk w Prypeći. i on już wiedział, w jakim są niebezpieczeństwie... Obaj biegli przez las jak dzicy. Nie patrzyli pod nogi - potykali się o gałęzie, korzenie i własne nogi. Żaden z nich nie chciał skończyć jak ten pechowy żołnierz. Po kilku minutach szybkiego sprintu musieli się zatrzymać, żeby odpocząć. -Zostawiła nas/ - spytał zziajany Nikolaj -Mam na... - w tej chwili coś powaliło Wano na ziemię -WANO! - próbował złapać towarzysza za rękę, ale nie zdążył. Potwór zaczął wlec go za sobą. -Młody, musisz się dostać do Sidorowicza, siedzi w wiosce kotów. Masz to zaznaczone na mapie! - po czym zamilkł i zaczął próbować wyciągnąć pistolet. W końcu zniknął za drzewami. Nikolaj spojrzał na mapę. Zobaczył, że posterunek minął po swojej prawej stronie. Musiał iść na północ ,,główną'' drogą, aż dojdzie do wioski. Zorientował swoją mapę z kompasem i ruszył. Był zadziwiony tym co zobaczył w Zonie. Kompletnie zapomniał o potworze, który porwał Wano. Przyroda w Strefie była niewiarygodna. Trawa była nie za gęsta, ale miała czerwono - żółty kolor. Drzewa były powyginane, z bardzo dużymi liśćmi na gałęziach. Niestety, niektóre drzewa były gołe. nie miały gałęzi, były całe czarne i powyginane jak sprężyny. Ale nawet taki widok był imponujący w porównaniu z drzewkiem, które rosło przed jego domem. Cały zachwyt przyrodą minął wraz z wejściem na brudną, popękaną i dziurawą drogę. od razu usłyszał jakieś krzyki a potem wystrzały. Po świstach kul przelatujących kul obok jego prawego ucha mówiło mu, że strzelają do niego, na szczęście niecelnie. Szybko przebiegł na drugą stronę drogi i schował się za kamieniem. Chwycił strzelbę w obie ręce i czekał. Usłyszał kroki i ciężkie oddechy żołnierzy z maskami gazowymi. Słychać było jak jeden z nich, dowódca wydaje rozkazy reszcie. Nikolaj czekał w napięciu. Po chwili zobaczył, jak coś zielonego wyłania się zza kamienia za którym się chowa. Żołnierz miał na sobie zielony kombinezon z czarnymi plamami. w ręce trzymał kałasznikowa, a z kabury wystawał wielki pistolet. na plecach miał jakiś zbiornik prawdopodobnie z tlenem podłączony do maski. Zza pasa widać było chwyt do noża. obok noża na pasie były przypięte trzy granaty. Obok butli z tlenem zwisał plecak. Nikolaj nie podziwiał go za długo. Strzelił. Ale strzelba, jedna z najlepszych przez lata nieużywania zacięła się. Chłopak zdążył tylko przeklnąć. Coś ciężkiego uderzyło go w tył głowy. Była to kolba karabinu. Nikolaj padł na ziemię i zemdlał, patrząc na mrówkę rozmiarów kciuka turlającą jakiś śmieć.
Rozdział 10:
Porucznik
Nikolaj obudził się w jakimś małym pokoiku z wielkim bólem głowy. Nigdzie nie widział swoich rzeczy. Rozglądał się po pomieszczeniu. pokój był pusty, nie licząc stolika, krzesła i radyjka nadającego smętne melodie. Ściany były dziurawe, a pomiędzy drewnianymi panelami którymi była wyłożona podłoga wyrastało dziwne zielsko. W pokoju pachniało jakąś zgnilizną. Nikolaj wyjrzał przez okno. Był mglisty poranek. Przez okno wlatywał drobniutki kapuśniaczek spływając łagodnie pojmanemu po twarzy. Z daleka wytrawny słuch Chłopak wychwytywał najdrobniejsze szmery. W oddali było słychać rozmowy, jeszcze dalej coś sunęło w krzakach. Co jakiś czas powietrze przeszywał krzyk bólu i rozpaczy, czasem świszczący wiaterek zagłuszał muzykę Zony. Nikolaj nasłuchiwał. Zorientował się, że jakaś grupka żołnierzy. Postanowił udawać, że ciągle ,,śpi'' Drewniane drzwi otworzyły się z piskiem. Do prowizorycznej celi wkroczyło czterech Wojskowych. -Ty, Stalker! Wstawaj! - krzyknął ich lider. Ale Nikolaj udawał że się jeszcze nie obudził. -Widzieliśmy cię na nogach! Wstawaj! - powtórzył znów, tym razem z większym zdenerwowaniem. Jeniec ciągle udawał. Wojskowy wyprowadził bardzo mocnego kopniaka prosto w splot słoneczny Nikolaja. Ten zawył z bólu, a kiedy cierpienia minęły, stanął wyprostowany przed żołnierzem. Wiedział, że z całą bandą nie ma szans. -Czemu nie salutujesz?! - krzyknął drugi żołnierz, po czym wyprowadził prawego sierpowego tuż nad oko chłopaka. Zamroczony Nikolaj plecami wpadł na ścianę. Poczuł szczypanie tuż nad okiem. Dotknął rękom - poczuł krew. -*%&@# wojsko... - szepnął pod nosem, ale ten sam co kopnął go pierwszy usłyszał to -CO POWIEDZIAŁEŚ?! I wtedy posypała się seria ciosów w twarz i w klatkę piersiową. Kiedy osunął się na ziemię, reszta żołnierzy zaczęła go kopać w brzuch i genitalia. Gdy żołnierze się zmęczyli, Nikolaj w myślach zrobił przegląd swojego ciała. Czuł jak z opuchniętej twarzy leje się krew. Wiedział też, że ma mnóstwo siniaków i obić na brzuchu. W dodatku bardzo bolał go no..... każdy wie co Chwilę potem drzwi znów się otworzyły. Do pokoju wszedł kolejny żołnierz. Ale nawet jego kombinezon polowy był ładniejszy od kombinezonów innych żołdaków. Po naszywkach było widać że jest on najniżej porucznikiem. -Sierżancie Szevcenko! Mieliście pozwolenie na opuszczenie koszar? -Panie poruczniku, melduję, iż opuściliśmy koszary bez niczyjej zgody - Prowokator Nikolaja był teraz potulny jak piesek. -A więc macie przesrane! Spieprzać mi do sztabu! - ryknął porucznik Czwórka żołnierzy wyszła. Został tylko porucznik i Nikolaj który ciągle nie mógł się pozbierać. -Nic Ci nie jest? - spytał już łagodniejszym tonem -Czcz...czemu pan to zrobił? - spytał Nikolaj ledwo wydając z siebie te słowa -Żołnierz też człowiek - uśmiechnął się porucznik -chodź, opatrzę cię. I musimy porozmawiać. W tej samej chwili podniósł Nikolaj i pomógł mu iść. Zaprowadził go do większego, bardziej higienicznego miejsca. Z lekko zniszczonej szafki w której znajdowały się jeszcze dwa granaty i wódka wyjął apteczkę i opatrzył Nikolaja. W końcu zaczął rozmowę: -Z kąt jesteś? -Z Kijowa, a ty jak długo jesteś w Zonie? Bo ja od godziny... -Spałeś cały dzień. Ja jestem w Zonie od dwóch miesięcy. Niedługo wyjeżdżam na misję do głębi Zony... -Opowiedz mi coś o tej Zonie I wtedy porucznik zaczął opowiadać. Nikolaj tak się wsłuchał, że zapomniał o bólu. widać było, że są podobni z charakteru. porucznik opowiadał mu o zagrożeniach, mutantach, anomaliach i promieniowaniu, ale także o przyjaźni, wódce i urokach Zony. Przegadali tak cały dzień. Pod wieczór pokąsani przez wielkie komary postanowili położyć się spać. Nikolaj dziś stracił przyjaciela Wano, a porucznik wrócił z rekonesansu z wysypiska. Mówił o bandytach i promieniowaniu, ale też o niewyobrażalnej liczbie artefaktów i starych postradzieckich maszyn. Ale na tym skończyły się opowiadania. Głośna syrena zawyła w całym obozie. Żołnierze sznurem ciągnęli do jednego pomieszczenia - zbrojowni. Wszyscy szybko zabarykadowali wejście główną złomem i workami z piaskiem. Zaczęli odkrywać też potężne ciężkie karabiny maszynowe. Coś się szykowało. -Poruczniku, co się dzieje? - spytał się Nikolaj -Idź do tego budynku po lewej i weź swoją strzelbę. Niedługo się przekonasz...
Rozdział 11:
Atak
Było ciemno i zimno. W bazie Wojskowej nastała kompletna cisza. Nawet syrena została wyłączona. Wszyscy oczekiwali ataku. Słychać było tylko szepty dowódców mówiących do swoich podwładnych, szczęki odbezpieczanej broni a czasami kasłanie. Wyobraźnia płatała figle Nikolajowi. Miał przeczucie, że za każdym krzakiem kryje się coś strasznego. Porucznik dostrzegł jego dziwne zachowanie i zaczął go uspokajać. To trochę pomogło Nikolajowi. Wszyscy wpatrywali się w ciemność. Nagle, w odległości niecałych dziesięciu metrów pojawiły się dwa jasne światełka wielkości czereśni. Było w nich jednak coś bardzo dziwnego. Zbliżały się bardzo szybko do prowizorycznej barykady. Porucznik dostrzegłszy ów światła zaczął w nie strzelać. Nikolaj myślał, że dowódca oszalał. Żołnierz wyładował w niego cały magazynek. Słychać było tylko głośny okrzyk cierpienia, ale to nie człowiek krzyczał. Tam, gdzie były światełka, pojawiło się coś w kształcie głowy, ale z dziwnymi naroślami w miejscu ust. Potem pojawiło się masywne ciało i nogi. To coś przeokropnie zawyło, padło na ziemię i zdechło. -Kur..a mać to Pijawki! - krzyknął przerażony porucznik. Nikolaj nie wiedział co się dzieje. Ale chwile potem się dowiedział... W różnych odległościach od Posterunku zza krzaków zaczęły wyłaniać się podobne światełka. tym razem było około pięćdziesięciu par. -W dupę będziemy mieli szczęście, jeżeli przetrwamy do świtu... OGNIA! - rozkazał porucznik. W tej samej chwili reszta żołnierzy otworzyła ogień. Niestety, tylko doświadczeni żołnierze tacy jak porucznik wiedzieli, jak zabić Pijawkę która jest niewidzialna. Wojskowi tylko marnowali amunicję. Rykoszety odbijały się od drogi i leciały w nicość. a oczy się zbliżały. W końcu przeskoczyły przez barykadę i zaczęły być widoczne. Nikolaj zaczął strzelać. trafił w jedną, ale jej nie zabił, tylko zranił, przez co jeszcze bardziej ją wkurzył. Ta rzuciła się wprost na niego. Nikolaj był przygotowany do kolejnego strzału, gdy jakiś durny trep zasłonił mu drogę strzału. Pijawka więc wpadła na pechowego żołnierza. Ten nawet nie zdążył strzelić. Siłą rozpędu powaliła go na ziemię, pochyliła się nad nim i przyssała mu się do szyi. Nikolaj kompletnie otępiał. Wpatrywał ie w tą dziwną orgię krwi i nie myślał o tym, że żołnierza mógł jeszcze uratować. Kiedy pijawka wyssała z niego prawie całą krew, ten już nie żył. Odczepiła się od szyi biedaka, zawyła i złowrogo spojrzała prosto w oczy Nikolajowi. Chłopaka od jej wzroku coś bolało w środku. I ten dziwny ból wyrwał go z odrętwienia. Chwycił mocno strzelbę, przyłożył do oka i strzelił. Pijawka dostała śrutem prosto w środek twarzy. Z jej głowy nic jej nie zostało. Rozbryzg krwi zachlapał Nikolaja i pobliskich żołnierzy. Ciało bez głowy w konwulsjach osunęło się na martwego żołnierza. Młody chłopak poczuł w sobie zew krwi. Odbiegł ze swojego stanowiska bojowego, schował strzelbę do specjalnej kabury i przebiegł przez cały plac na drugą stronę Placówki. po drodze na nikogo nie patrzył, nikogo nie słyszał. Chciał zabijać. tylko zabijać. W pewnej chwili, tuż przed drzwiami do zbrojowni, na drodze stanęła mu Pijawka. Ten podniósł nóż z ziemi leżący obok martwego żołnierza i rzucił się na mutanta. I przeżył. Nie tylko przeżył, ale i zabił. Pijawka miała swoje oślizgłe macki kilka centymetrów od jego szyi, kiedy Nikolaj wbił wojskowy nóż w tył jej głowy, przekręcił go o trzysta sześćdziesiąt stopni i wyjął go. Cieszył się z tego jak dziecko. Wbiegł do zbrojowni. Wziął w jedną rękę RPG a w drugą w przenośnego CeKaeMa. Pod wpływem adrenaliny i podniecenia czuł się jak bóg. Wybiegł na podwórze. Zobaczył mnóstwo trupów i mnóstwo pijawek i ani jednego żywego żołnierza. Wpadł w szał. Myślał, że wszyscy zginęli, łącznie z jego przyjacielem - porucznikiem. Zaczął strzelać na oślep. Trafiał. Pijawy runęły na ziemię jedna po drugiej. To jeszcze bardziej go nabuzowało. Kiedy skończyła mu się amunicja do CeKaeMa, podniósł RPG. Wymierzył i strzelił. Jednak z podniecenia zapomniał amunicji. Wyciągnął więc nóż. Nie wiadomo skąd, nadchodziły nowe Pijawki. Nikolaj był tak naćpany szaleństwem, że nie uświadamiał sobie, że zginie. -CHODŹCIE SUKINSYNY! NO DALEJ! HAHA BOICIE SIĘ MNIE? - krzyczał do mutantów. Tlko je tym sprowokował. Wszystkie zaczęły biec wprost na niego. W pewnej chwili coś złapało go za kołnierz. Odruchowo machnął nożem w tym kierunku. Ale coś złapało go za rękę. -To dla twojego dobra... - oznajmił znajomy głos po czym Nikolaj poczuł ostry ból z tyłu głowy i zemdlał. To porucznik znokałtował go kolbą karabinu. Wziął go na plecy jak strażak i poszedł z nim do budynku, który służył jako koszary. W środku panował zaduch i przykry zapach krwi wymieszanej ze spirytusem. W budynku tym schowało się około trzydziestu żołnierzy. Zabarykadowali drzwi a łóżka postawili w pozycji pionowej i zakryli nimi okna. Na środku leżało piętnastu rannych. Niektórzy mieli ślady po ugryzieniach, a inni mieli poodrywane części ciała. Tych, którzy zmarli w środku tego Ostatniego Bastionu, wnoszono przez otwór w suficie na dach i zrzucano ich ciała na pożarcie pijawką. Póki mutanty maja pożywienie póty nie będą atakować. Nikt nie chciał patrzeć co się dzieje na zewnątrz. Nawet żołnierze którzy wyrzucali zwłoki musieli być bardzo odporni psychicznie. Ale dźwięków o odgłosów nic nie powstrzyma. Żołnierze byli zdani na wsłuchiwanie się w odgłosy posiłku mutantów: w ich mlaskanie i okrzyki. Ale czasami było też słychać jęki rannych. I to było najbardziej nieznośne. Tylko porucznik odważył się wyjść na zewnątrz. Czekali tak całą noc. Nad ranem dało się słychać nadlatujące helikoptery -Specnaz! To Specnaz! - krzyczeli żołnierze uwięzieni w koszarach. Tylko porucznik się nie cieszył. Z pokładów helikopterów otworzono ogień. Pijawki zaczęły biegać w kółko, aż w końcu zorientowały się, że nic nie mogą zrobić strzelającym, więc zaczęły uciekać i ukrywać się za drzewami, w rowach i jaskiniach. Z racji tego, że mutanty odsunęły się od uwięzionych żołnierzy, helikoptery zaczęły używa rakiet. Żołnierze żartowali sobie mówiąc, że jeżeli by i oni mieli helikoptery, Zona by już nie istniała. Jeden z bliskich wybuchów rakiety obudził Nikolaja. -Co się dzieje? Gdzie pijawki? - zaczął pytać Nikolaj -Już po wszystkim, już uciekły...- powiedział porucznik, który był ciągle przy nim. Chłopak wstał o własnych siłach, i jako pierwszy odważył się wyjść na zewnątrz. Był ciepły, słoneczny dzień. Pierwszy słoneczny dzień w tym roku w Zonie...
Rozdział 12:
Stalkerzy
-Ale cieplutko... - powiedział sam do siebie Nikolaj -Pierwszy raz... matka Zona chce zrobić nam prezent - podsłyszał swojego przyjaciela porucznik -Czy często musicie zmagać się z takimi atakami? -Nie, to może drugi tak duży atak... Zwykle są przed Zwarciem... -Co to jest te Zwarcie? -Cała Zona wybucha. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale ziemia się trzęsie, na niebie pojawiają się wielkie błyskawice, a po chwili przez całą Zonę przetacza się fala tajemniczego promieniowania. Nie jest to promieniowanie psioniczne, tylko coś o wiele bardziej potężnego. Człowiek, który się nie schowa przed Zwarciem, umiera w ciągu dwóch sekund... -A co to jest to promieniowanie psioniczne? -Ato już coś innego, bardziej pospolitszego i do uniknięcia. Ale też niebezpieczne. Jeżeli za długo będziesz stał w jego polu, wypali ci mózg i będziesz Zombie... Pamiętam kiedyś szeregowego Kovalika, który poszedł na zwiad i wrócił jako Zombie... Musieliśmy go... zabić. - w tej chwili porucznik się zamyślił i zaczął wspominać. Było widać, jak mała łezka spływa mu po twarzy, potem na kombinezonie aż w końcu skapuje na ziemię i szybciutko wysycha... porucznikowi przypomnieli się towarzysze, którzy już nie są z nim... A było ich wielu. szer. Matiew i chor. Gawryla - durnie chcieli zarobić na artefaktach. Jeden wszedł po uszy w anomalię, drugi chciał go ratować... Oboje zginęli. Porucznikowi zostały tylko powyginane nieśmiertelniki i zamazane wspomnienia. Z tego namysłu wyrwał go huk lądującego helikoptera. Wysiadł z niego starszy mężczyzna w pięknym mundurze, z niebieskim beretem i dużymi okularami słonecznymi. Za nim wysiadła eskorta - żołnierze ci wyglądali jak puszki, które mogą cię zabić. Ich kombinezony były częściowo z metalu a częściowo z jakiegoś mocnego tworzywa. Ich hełmy miały zamontowany noktowizor i latarkę. Patrzyli przez małe oszklone potworki. Kiedy podeszli za generałem do porucznika który siedział obok Nikolaja słychać było świst filtrowanego powietrza, Chociaż niektórzy zdjęli swoje maski gazowe. -Poruczniku, to zaszczyt spotkać taką wojskową legendę Zony - powiedział generał jak najbardziej na poważnie -Generał Woronin! - porucznik stanął w jednej sekundzie na baczność i zaczął salutować. -Bez zbędnych ceregieli - proszę za mną - powiedział gen. Woronin po czym odwrócił się na pięcie i poszedł do helikoptera. -Poruczniku, gdzie pan idzie? - spytał zaniepokojony Nikolaj -Chłopcze, wiedziałem, że ten dzień w końcu nadejdzie... Teraz nie mam czasu. Powiem ci potem - po czym poszedł za generałem. Oboje wsiedli do helikoptera, ale nigdzie nie odlecieli. Zaczęli rozmawiać. A Nikolaj zaczął oglądać to co się w okół niego działo. świeciło słońce, rdzawa trawa szumiała, drzewa które miały jeszcze liście powiewały na wietrze, ciepłym, spokojnym wietrze. Nikolaj zauważył, że od kilku godzin nie słyszał żadnych krzyków, strzałów, ryków. Cała Zona jakby spała. W powietrzu latały wrony bacznie obserwując to co się dzieje na ziemi. A działo się nie wiele. Żołnierze w częściowo rozpiętych mundurach chodzili po placówce, rozmawiali, śmiali się. Cieszyli się, że przeżyli tą noc. Okazało się też, że było więcej ocalałych. Pewien szeregowy przez całą noc leżał ranny podczas gdy Pijawki posilały się martwymi i dobijały rannych. On, przez sześć godzin udawał trupa. I przeżył. Dostał odznaczenie od generała Woronina który nieoczekiwanie przyleciał z odsieczą ze swoim Specnazem oraz zwolnienie ze służby w Zonie. Odmówił. Chciał zostać więc został. Teraz pomagał innym żołnierzom wkładać ciała poległych do ciężarówki, a trupy Pijawek zaciągał do Kuchni. Nikolaj brzydził się, jak można jeść coś takiego. Ale nie brzydził się, obserwował dalej. W odległości stu metrów dostrzegł grupę mężczyzn zbliżających się do Posterunku. Ale to nie byli Wojskowi. mieli inne, lżejsze kombinezony oraz inną broń. Tylko jeden z nich, prawdopodobnie dowódca miał kombinezon w którym wyglądał jak robot. Oplatało go mnóstwo kabli. Kombinezon ten miał też mnóstwo małych lampek. Można było go porównać do czołgu na dwóch nogach. Kiedy Nikolaj chciał wstać i powiedzieć o tym co widział, ktoś go złapał za ramię. Odwrócił się. Był to porucznik. -Słuchaj... wyjeżdżam na misję do środka Zony... - powiedział smutnym tonem -Jak to? 0 odpowiedział zaskoczony Nikolaj -Musimy zdobyć jedną... jedne miejsce w środku Zony. Poprzednia grupa gdzieś zniknęła, dlatego mam przeczucie że... że już....że nie wrócę - powiedział ściszonym głosem -Ale jak to... -w tej chwili zawyła syrena, ta sama która obwieszczała atak pijawek. Nikolaj nie dokończył zdania. Żołnierze w jednej chwili byli gotowi do walki. Specnaz zajął pozycję w wysokiej trawie, tak że go nie było widać. Czekali. W końcu dało się słyszeć krzyk Żołnierza na wieży obserwacyjnej: -Dwudziestu Stalkerów dobrze uzbrojonych zbliża się do... - nie dokończył. Powietrze przeszył odgłos strzału z dalekiej odległości. Krtań żołnierza z wieży rozbryzgła krwią. Pocisk przeszył ją na wylot. Wbił się w ścianę. Martwy wojak oparł się o barierkę, ale jego nogi odmówiły posłuszeństwa. W potwornej agonii spowodowanej tym, że pocisk nie zabił go od razu, ciężarem własnego ciała przeleciał przez barierkę i spadł pięć metrów w dół. Głuchy huk oznajmił, że ciało dotknęło ziemi. Po minucie drgawek ciało zastało w bezruchu. reszta przypatrywała się temu do ostatniej chwili. Nagle przez megafon ktoś przemówił: -ŻOŁNIERZE! ODDAJCIE NAM CHŁOPAKA KTÓREGO PRZETRZYMUJECIE A ODEJDZIEMY STĄD W POKOJU! Wszyscy wiedzieli że chodzi o Nikolaja. Ale wszyscy też bardzo go polubili. Nie chcieli się z nim rozstawać. Przekazali to Stalkerom jednym prostym gestem. Otworzyli ogień. Atakujący byli zaskoczeni. Schowali się za drzewa i skały i tam siedzieli. Potężne CeKaeMy przygwoździły ich. Jeden z nich wychylił się. Dostał serią z karabinu. Drugi z nich zrobił to samo. A był to ten wyglądający jak robot. Ale on nie zginął. Wszystkie pociski odbijały się od niego. reszta została jakoś wchłonięta przez pancerz. Jakby nigdy nic stanął wyprostowany, wziął RGP i strzelił. Pocisk z dziwną trajektorią lotu uderzył w jeden z trzech helikopterów stojących na lądowisku. Generał Woronin zaczął krzyczeć jak oszalały; -Grupa Tango do helikopterów! Akcja ,,Rex'' zostaje przyspieszona! Na ten rozkaz cały Specnaz i kilu żołnierzy, w tym porucznik udali się do helikopterów. -Poruczniku, i ty odlatujesz? - próbował przekrzyczeć odgłosy strzelaniny Nikolaj -Tak, nie ja decyduje... Może jeszcze kiedyś się spotkamy? -A jak porucznik ma na nazwisko? -Kryłow, na nazwisko mam Kryłow - po czym ryk helikopterów stał się tak głośny że zagłuszył całą rozmowę. Nikolaj schowany za murem odprowadzał helikopter do którego wsiadł porucznik i generał oraz polowa żołnierzy Specnazu. Około kilometr po starcie było widać dwie smugi startujące z ziemi. Były to rakiety. Jedna z nich ominęła helikopter, ale druga trafiła. Nikolaj patrzy, jak płonący helikopter leci na spotkanie z ziemią. Po trzydziestu sekundach dało się słychać wytłumiony wybuch, a na horyzoncie pojawiły się czarne kłęby dymu. Nikolaj był tak zamyślony, że nie zauważył jak granat ląduje sześc metrów od niego. Sam granat nic mu nie zrobił, ale podmuch powietrza rzucił go o mur za którym się chował. Uderzył w niego głową. to było tak mocne, że Nikolaj zemdlał. Ostatnią rzeczą którą widział była mrówka, ta sama mrówka którą widział jak dostał kolbą w tył głowę od żołnierza. Ona dalej turlała swój śmieć. I dotarła aż tutaj...
Rozdział 13:
Wioska Kotów
Nikolaj obudził się z potwornym bólem głowy. Był w ciemnym pomieszczeniu, ale dosyć zadbanym. Miał wygodne łóżko, stół, a na nim kiełbasę, wódkę i chleb. Nie miał nic w ustach od kilkunastu godzin. Nie miał przedtem czasu na jedzenie, więc teraz rzucił się na jedzenie jak dziki. Jednak po jednym łyku wódki o miłej nazwie Kozak stwierdził, że dla niego jest z mocna. Usiadł na krześle i zaczął rozmyślać: co już zrobił, co teraz robi i co będzie robił. Myślał o Wano, o poruczniku Kryłowie i o ludziach którzy zestrzelili jego helikopter. Myślał też o ataku. Skąd oni wiedzieli że Nikolaj jest w bazie? Może żołnierze mają kabla, a może nie... -Młody, wstałeś? - mocne, dębowe drzwi otworzyły się, po czym do pokoju wszedł Stalker wyglądający jak robot -Czemu mnie tu przywlekliście? - spytał wystraszony Nikolaj -Prędzej czy później zastrzeliliby cię za uprawianie Stalkerstwa. -Nie, oni nie mogliby... -Te trepy zrobią wszystko kiedy dostaną rozkaz. Zawdzięczasz nam swoje życie! - odparł z lekkim rozbawieniem - Teraz choć za mną, Szef chcę się z tobą spotkać. -A jak ty masz na imię? -Grizli Nikolaj ledwo wstał. Tak go teraz bolała głowa, że myślał że oszaleje. Chwiejnym krokiem wyszedł na zewnątrz. Schodząc po skrzypiących schodach na dół domku w którym tymczasowo przebywał słyszał gwar jak w hipermarkecie w Kijowie. Gdy wyszedł na dwór, słońce go na chwilę oślepiło. Gdy się przyzwyczaił do jasnego światła na widok tego co go otaczało zaparło mu dech w piersiach... Nikolaj był idealnie przed jakimś rynkiem. było na nim mnóstwo mężczyzn ubranych w skórzane kurtki, niektórzy mieli kombinezony ochronne. Na obrzeżach rynku stało mnóstwo straganów: z bronią, lekarstwami, wódką, kombinezonami, z prochami, ze zwykłymi śpiworami a nawet z jakimiś małymi pierdołkami w stylu naszywek na strój. Na samym środku placu stał niewielki pomnik z wizerunkiem Lenina. Ludzie zrobili z niego tablicę ogłoszeniową. Nikolaj do niej podszedł i zaczął czytać: sprzedam martwego Nibypsa. Można zrobić z niego wyśmienity obiad. Barak 21. albo Kupię artefakt Złota Rybka termin trzy dni. Barak 3. Usiadł po turecku i zaczął się przyglądać. Stragany obsługiwały kobiety, niektóre stare, niektóre młode. Na całym placu roiło się od Stalkerów. Wszyscy chodzili i rozmawiali. Nikolaj rozejrzał się, ale nie widział Grizliego. Postanowił go poszukać.
Poszedł więc jedna z większych uliczek przed siebie. Im dalej od rynku tym atmosfera stawała się mniej oficjalna. Widział zakochanych trzymających się za ręce, przyjaciół którzy chwiejnym krokiem wesoło śpiewając z wódką w ręku wracali z jakieś imprezy. Nikolaj po prawej widział budynek z trochę krzywo namalowanym krzyżem. W powietrzu czuć było zapach spirytusu a w bliskiej okolicy słychać było jęki rannych. Dalej była już granica miasteczka. Zabarykadowana i dobrze strzeżona. Nawet wejście miało swoja bramę zabezpieczającą obóz przed mutantami. Nikolaj stanął i zaczął obserwować. Co jakiś czas brama otwierała się i do miasta wchodził patrol. Czasami wracali pogryzieni i podrapani, czasem mieli rany od kul i anomalii. Przynosili artefakty, zdobyczne bronie i części mutantów które można było sprzedać. Ciężko ranni od razu byli kładzeni na nosze i zabierani do szpitala, chociaż naprawdę bardzo ranny miał małe szanse na przeżycie. Nikolaj poszedł dalej. Doszedł do ogrodzonej polany na której biegały mutanty wyglądające jak dziki i świnie. Obok drutu kolczastego oddzielającego zwierzaki od ludzi stała budka strzelnicza. Każdy kto chciał się nauczyć strzelać za drobną opłatą mógł uczyć się właśnie tu. Kiedy Nikolaj zaczął liczyć ruble, które miał przy sobie, zobaczył, że nie ma dwustu pięćdziesięciu rubli. Połowę kasy ukradli mu Wojskowi? W tej chwili przekonał się, że grizli miał rację. Prawdopodobnie władowaliby mu kulkę i jeszcze cieszyliby się z tego. W tej chwili stanął przed nim Grizli -Co ty wyprawiasz? Miałeś iść za mną! - gniewnym głosem powiedział Nikolajowi po czym złapał go za ucho i przeciągnął go tak przez całe miasto. Puścił go dopiero, kiedy stanęli przed wejściem do jakiegoś podziemnego bunkra. -Właź do środka, Sidorowicz chcę się z Tobą widzieć - po czym popchnął go lekko w stronę wejścia. W środku panował zaduch i ciemności. Tylko jedna mała lampka oświetlała schody prowadzące do wnętrza budowli. Jednak wszystko to było zadbane i w miarę czyste. Kiedy zszedł już pi wszystkich schodach ujrzał pancerne drzwi. Zapukał. Tubalny głos powiedział, że może wejść. Tak też zrobił. Pomieszczenie było niewielkie. Zobaczył kilka szafek i skrzynek w kącie, oraz ladę, na której stał wiatrak i laptop.Pomiędzy nimi leżały jakieś dokumenty. Za ladą siedział starszy pan. Był dość tłusty jak na Stalkera. Miał łysinkę na czubku głowy oraz wąsy. On pierwszy zagadał: -A oto ten przybysz z zewnątrz! Witamy w Naszej wiosce kotów! -Kim pan jest? -Jestem Sidorowicz, tutejszy handlarz i jakby burmistrz tej wiochy -Jak się tu znalazłem? -Pewien Stalker Wano powiedział nam, że złapali cię wojskowi. Bardzo cie lubił bo zapłacił sporą kasę za odbicie ciebie. -Był tu?! gdzie jest? -Był, teraz go nie ma. W naszym szpitalu opatrzyliśmy jego rany zadane przez jakąś pijawkę. Potem poszedł nie wiadomo dokąd. -No dobra... ale Stalkerów było dwudziestu, a żołnierzy wtedy około pięćdziesięciu. Jak ich pokonaliście? -Nie znam przebiegu bitwy, bo mnie tam nie było, ale nas było więcej. Wynajęliśmy grupę Najemników którzy zaatakowali od wschodu. Nie widziałeś ich ataku? -Nie, zemdlałem przez granat... ogłuszył mnie i obudziłem się dopiero tu. -No to witaj na pokładzie. Chcesz coś może kupić? -Nie, wojskowi przeszukali mi kieszenie. -A chcesz zarobić? -No jasne! Co mam zrobić? -Pomożesz nam w obronie. Najemnicy no... dostali tylko zaliczkę i grożą nam, że nas zaatakują. A my nie mamy więcej kasy dla nich, a wyprawy po artefakty nie wracają... Ale jak już się zgodziłeś, idź do Grizliego. On wyda ci potrzebną broń i wskazówki.
Rozdział 14:
Najemnicy
Było południe, za dziesięć dwunasta. Zaczął padać cieplutki kapuśniak. Ludzie chodzący po rynku schowali się do starych domków albo do namiotów. Niektórzy, mniej bogaci mieszkali w naczepach wraków ciężarówek, a bogatsi sami budowali swoje domy. Te były największe, najbardziej luksusowe i najdziwniejsze. Takie domy były zrobione ze wszystkiego: z wraków pojazdów, z drewna, z cegły, z dziury w ziemi... Nikolaj szedł dalej. Przeszedł obok ,,dzielnicy'' tylko i wyłącznie zbudowanej z namiotów. A że zachmurzenie było dosyć spore, było ciemno jak pod wieczór. Lokatorzy musieli więc zapalać lampki naftowe. I było widać ich cienie. Przypatrywał się temu, co działo się w środku. Ludzie gadali, grali na gitarze, pili wódkę i oglądali coś w telewizji. Cały prąd w wiosce był produkowany przez sześć niezależnych generatorów. Pierwszy zasilał bunkier Sidorowicza, drugi szpital, trzeci rynek, czwarty dzielnicę kupiecką, piąty dzielnicę mieszkalną, szósty koszary i systemy obronne miasta. Nikolaj domyślił się, że Najemnicy będą atakować właśnie je. Ale kiedy zaatakują? -Kocie, poczekaj tu - powiedział Grizli, po czym poszedł do jednego z domków służących za koszary. Nikolaj długo nie czekał. Wyszło z niego najpierw piętnastu mężczyzn dobrze uzbrojonych w ciężkich kombinezonach z maską, a potem dwudziestu pięciu młodzików ubranych tak jak Nikolaj tylko że ze strzelbami. Grizli podarował mu Kałasznikova oraz maskę gazową. -Po co mi maska? -Dodaje plus dziesięć do szpanu! - zarechotał Grizli tak samo jak grupa szturmowa -Haha baaardzo śmieszne... ale czemu nas jest tak mało? -Nas jest więcej niż Najemników, ale tamci to profesjonaliści. Zrobią swoje choćby nie wiem co... Lekko zasmucony faktem, że mogą zginąć poszedł do Generatorów. Rozkazał chłopakom zająć pozycję i czekać. Nikolaj ciągle się dopytywał: -A gdzie reszta doświadczonych żołnierzy? -Pod ziemią, w szpitalu albo w sercu zony, synku - odpowiedział Grizli po czym dał sygnał, aby upierdliwiec się wreszcie uciszył. Łagodny, cieplutki deszczyk spływał po twarzach obrońców. Wszyscy patrzyli przed siebie. Poprzednio założyli się, że ten, kto pierwszy zauważy wroga dostaje po piwie od każdego! Taka motywacja zachęciła wszystkich. Tylko Nikolajowi przypomniały się chwile wyczekiwania na atak mutantów na Posterunek Wojskowy. Głęboko zatroskany myślami o swoim towarzyszu Kryłowie błądził bez celu wzrokiem po polanie. Jego wzrok zatrzymał się na ciemnym punkciku wystającym z nad trawy. Głowa? Nie, pewnie pieniek. A może? - Nikolaj zaczął myśleć o dziwnym punkcie. Powiedzieć chłopakom? Ale jak to pieniek wyjdzie na idiotę. postanowił milczeć, gdy pieniek odwrócił się w stronę drugiego pieńka którego nie zauważył przedtem. Teraz był już pewny -NAJEMNICY! - wrzasnął, wyskoczył zza murka i nie czekając na resztę kompanów otworzył ogień. Seria z karabinu była zabójcza. Trafił w sam środek głowy trzema lub czterema nabojami. Czarny punkt zniknął w trawie. I teraz Nikolaj był pewny. Właśnie zabił człowieka. Ale to go nie podniecało... wręcz przeciwnie - stracił ochotę do dalszej walki. Schowany za murkiem zaczął płakać jak dziecko. Nie mógł powstrzymać łez. Właśnie zabił człowieka, który miał być może dzieci, kochającą żonę, może matkę, na pewno miał kumpli którzy teraz chcą pomścić swego przyjaciela. W pewnej chwili metr przed nogami Nikolaja wylądował granat. Ale nie wybuchł. Zaczął wyłaniać się z niego zielonkawy dym. -Gaz! Gaz! Wszyscy zakładać maski! - wrzasnął jeden ze Stalkerów po czym dostał serię która przeszyła jego klatkę piersiową. Gazu było coraz więcej. Nikolaj teraz dziękował Bogu, a jeszcze bardziej Grizliemu który dał mu maskę. Założył ją czym prędzej. Oddychał przez nią ciężko, ale przynajmniej oddychał. Widział jak przyjaciel Stalkera ranionego w klatkę podbiega i próbuje założyć rannemu maskę. Na próżno. Sam zostaje postrzelony w głowę i umiera na kolanach przyjaciela, który pod wpływem zielonego gazu zaczął kaszleć, potem zwymiotował krwią, a potem Nikolaj nie był pewny, ale prawdopodobnie trzeci raz zwymiotował swoimi wnętrznościami. Potworna śmierć. Tak samo skończyła większość kotów którzy nie posiadali masek gazowych. Chciało mu się rzygać. Ale odzyskał też ochotę do walki. Wstał zza murka i zaczął strzelać do każdego w niebieskoszarym kombinezonie. Jego karabin zaterkotał długą serią. Przypływ adrenaliny zrobił z jego umysłu jeden wielki śmietnik: tu przytępiał, tu wyczulał zmysły. Nikolaj nie słyszał odgłosów wystrzałów, za to słyszał każdą spadającą łuskę uderzającą o ziemię wydając przy tym metaliczny dźwięk. Jego wzrok się rozmazał, potem oddzielne jego kawałki połączyły się i zaczęły się kręcić. Zimny pot zalał mu twarz ukrytą pod maską gazową. Nie czół już nic: zimnego wiatru, ziemi pod stopami... tylko patrzył w dziwną mieszaninę obrazów, która wirowała i wirowała. Od tego zebrało mu się na wymioty, ale odechciało mu się. Potężny ból sprawił, że przed jego oczami znowu pojawiła się ciemność, a potem zachmurzone niebo po którym krążyła wrona. Gdy się jej dokładniej przyjrzał, zobaczył, że ona coś do niego mówi. Zebrał więc wszystkie siły i wytężył słuch. Po chwili usłyszał łagodny głos: -A więc sam do nas przyszedłeś i od razu wywracasz zonę do góry nogami? - tutaj wrona się zaśmiała, a cały obraz zmienił się. Teraz to już nie był ptak, ale mężczyzna siedzący przy biurku cały ubrany na biało, który przemówił tym samym głosem - Grunt że jesteś... Czekam na ciebie! - po czym złowieszczo się zaśmiał. I znów Nikolajowi zrobiło się ciemno przed oczami. Czół, jak odzyskuje panowanie nad sobą, więc wstał i otworzył oczy.Tym razem nie dostrzegł różnicy po otworzeniu oczu. Było tu tak ciemno... Pokręcił się chwilę, aż przed sobą dojrzał światełko. Zaczął iść ku niemu. Wydawało się, że szedł tak długo, iż z chłodnego, lutowego powietrza nagle zrobiło się czerwcowe, ciepłe powietrze. Gdy doszedł do światła spostrzegł, że to okno. Wyjrzał przez nie. Zobaczył most na tle jakiejś starej elektrowni po którym kroczy spory oddział żołnierzy. Przyjrzał im się uważniej. Ich malowanie było biało - czarne, a na ramionach mieli przyszyty napis MONOLIT. W tej samej chwili dowódca oddziału, ubrany w przedziwny kostium wymierzył do Nikolaja lufę najdziwniejszego karabinu, jaki chłopak w życiu widział. Coś chrząstnęło, i środek broni zaświecił. Żołnierz monolitu strzelił. Niebieski nabój energii trafił go prosto w czoło. Chłopak padł na ziemię. Przykre uczucie odrętwienia i bólu w klatce piersiowej wróciło. Zobaczył robota pochylającego się nad nim i krzyczącego, żeby się obudził. Trzy potężne ciosy z liścia w policzek przywróciły sprawność umysłową Nikolajowi. Zobaczył teraz, że leżał na ziemi trzymając się za klatkę piersiową. Nad nim pochylał się Grizli -Chłopak dostał! Macie apteczkę? Nie?! Jak to!? Cholera, wytrzymaj, szczeniaku, wytrzymaj... - mówił do niego głosem tak troskliwym, jakiego jeszcze nie słyszał. Niki wyciągnął rękę spod zapięcia kurtki. Była cała zakrwawiona. Teraz wiedział, skąd ten ból. Był ranny. -Dobra, zbieramy się. Nie wiem jak wy, ale ja chce pożyć. Wycofać się! - ryknął Grizli do dosłownie garstki ocalałych obrońców. -Mnie zostaw... i zostaw mi też nóż - powiedział Nikolaj, ale gdy Grizli chciał zaprotestować, cicho oddał patrząc nań jak zbity kundel - Proszę... Grizli wysłuchał. Rzucił pod nogi granat dymny, a pod osłoną mgiełki dał teorytycznie martwemu piękny, wojskowy nóż oraz wycofał się z oddziałem. Ale z racji tego, że Grizli to typ człowieka ciekawskiego, ukrył oddział w pobliskiej wysokiej trawie, ponieważ chciał sprawdzić, co ten kot knuje. Nastała mordercza cisza. Szum trawy dodawał jej tej mroczności. Śpiewała swoje smutne piosenki razem z wielkimi świerszczami. Kilkanaście metrów przed barykadą obrońców dało się słyszeć ciche rozmowy. To najemnicy się komunikowali -Gdzie Czwórka, Dziewiątka i Ósemka? - zapytał głos stłumiony przez maskę gazową -Czwórka i Ósemka nie żyją, Dziewiątka poszedł kropnąć Dwunastkę mówiąc, że dostanie większą dole. - odpowiedział głos mężczyzny dość młodego, również w masce gazowej. -Ich sprawa, i tak nie lubię Gandzi... A gdzie ta nasza Dwunastka Ganziówna? -Bezcześci zwłoki -Co ty pier...olisz? - spytał dowódca nie rozumiejąc wypowiedzi swojego podwładnego -Przeszukuje ciała -Pało, było tak od razu... a teraz ty idź tam i przeszukaj tych Stalkerów, co przed śmiercią pooglądali sobie flaki - i tą rozmowę przerwał ochrypły, wredny śmiech, po czym dało się słyszeć kroki zbliżające się do krwawiącego Nikolaja Przejrzał się w nożu, który za bardzo zniekształcał rysy jego twarzy. Najemnik się zbliżał. Teraz było pewne - jak tu podejdzie, to Nikolaj rozszarpie go na strzępy. Odległość malała. Słychać było już wesołe pogwizdywanie niczego nie spodziewającego się Najemnika. W końcu tamten stanął i przełożył jedną nogę przez murek, potem przełożył drugą. Rozejrzał się. Zagwizdnął z zachwytu i podszedł do pierwszych zwłok. Wtedy Nikolaj nie zważając na ból wstał i rzucił się na Najemnika pochylonego nad zwłokami. Szarpanina nie trwała długo. W tej samej chwili, kiedy Najemnik zorientował się, że słabym punktem atakującego jest jego rana na piersi, Nikolaj wbił mu nóż prosto w klatkę piersiową, w splot słoneczny. Zaatakowany nie zdążył zadać mu męczarni wkładając rękę do rany. Konwulsyjnie osunął się na ziemię i skonał. -Dwójka, jesteś tam? - zawołał dowódca Najemników, bez odpowiedzi. Nikolaj przeczołgał się tuż obok murka i wszedł w rejon wysokich traw, gdzie stali Najemnicy. Tamci zaniepokojeni tym, co się stało stali miejscu nic nie robiąc, nawet nic nie mówiąc. Stali i patrzyli. W tym czasie ostatni obrońca zaczął czołgać się w trawie. Przeczołgał się za plecy jednego ze skrzydłowych wroga. Stanął, zakrył mu usta ręką i wbił zakrwawiony nóż w kark ofiary. Ta bez żadnego dźwięku osunęła się w ramiona napastnika, który bezszelestnie położył ciało na ziemi, po czym sam padł na ziemię i zaczął się skradać dalej. Kolejny Najemnik go dostrzegł, i ogłosił by alarm, gdyby nie nóż rzucony prosto w jego gardło z odległości pięciu metrów. Niestety padając dość głośno uderzył o ziemię, więc kilku innych Najemników popędziło zobaczyć, co się stało. Zobaczyli swojego kolegę leżącego na plecach z dziurą w gardle z której krew tryskała jak z fontanny. Wtem Nikolaj złapał jednego od tyłu, przystawił mu nóż do gardła i powiedział: -Albo odejdziecie, albo go zabiję! - w jego oczach zaiskrzyła nienawiść i pogarda dla tych bandytów -Gówniarzu, sram na niego! - powiedział dowódca Najemników wyjmując swój potężny pistolet nie znany Nikolajowi i strzelił prosto w głowę pojmanemu Najemnikowi. Napastnik nie wiedział co robić. Wypuścił trupa ze zmasakrowaną twarzą, który upadł przed nim jakby oddawał mu pokłon. W tym samym czasie chłopak wypuścił nóż z rąk i podniósł ręce do góry. Był gotowy na swój koniec. A więc zginie drugiego dnia? To mu było pisane? Jego rozmyślania przerwał wystrzał. Podświadomie bardziej rozbolała go klatka piersiowa więc myślał, że dostał. Kiedy otworzył oczy zobaczył, jak dowódca leży martwy na ziemi. To Stalkerzy ponownie zaatakowali! Efekt zaskoczenia oraz brak dowódcy spowodowały, że Najemnicy teraz stawiali opór niezorganizowany. Nikolaj rzucił się na ziemię zasłaniając potylicę, ponieważ nie był uzbrojony oraz nie chciało mu się już walczysz. Kiedy strzelanina już dogorywała, znów zaczęło mu szumieć w uszach, i zaczęło mu się robić ciemno przed oczami. Ostanie co widział i słyszał to Grizli, nachylony nad nim i mówiący: -Kuba Rozpruwacz.... po prostu Rozpruwacz! Tylko teraz trzeba cię pozszywać...
Rozdział 15:
Legenda
-Bip, Bip, Bip, Bip... - jedyne co Nikolajowi udało się usłyszeć, to pikanie jakiegoś urządzeniu, które swą monotonnością go coraz bardziej usypiało. Ale jemu nie chciało się spać. Nieprzyjemny, ostry ból w klatce trochę się zmniejszył, ale ciągle mu dokuczał. Ranny chciał wstać, ale poczuł, jak wielka chęć, która powoli ogarnia go całego przykuwa go z powrotem do miękkiego materaca, na którym leżał. Miał zamknięte oczy, a pomimo wielkiej chęci otworzenia ich nie mógł tego zrobić, ponieważ odmawiały mu posłuszeństwa. Próbował poruszyć rękami i nogami - na próżno. Nie miał siły, był bardzo słaby. Chciało mu się leżeć tak bez końca. W głowie mu szumiało, co przeszkadzało myśleć. Spróbował otworzyć jeszcze raz oczy, ale z wysiłku tylko skrzywił usta. Teraz wiedział, że przynajmniej ma jakąś władze nad ciałem, ale mózgowi władać się nie chce. Chwilę po tym, jak jego usta tak naprawdę mimowolnie się wykrzywiły, jakby przez mgłę usłyszał rozmowę kogoś, kto znajdował się bardzo blisko jego: -Siostro, pacjent budzi się - oznajmił dziwnie znajomy głos. -To ja zostawię panów samych - odpowiedziała kobieta, sądząc po głosie około czterdziestki. -Dziękuje pani! - odpowiedział kolejny mężczyzna, prawdopodobnie chłopak nieco starszy od Nikolaja
Zgrabny tupot obcasów oznajmił, że zostali oni sam na sam z pacjentem. Chwilę potem pomiędzy dwoma mężczyznami zaczęła się rozmowa. Nikolaj słuchał. -Kolian, brachu... żebyś ty widział tego chłopaka w akcji, to by ci szczęka do jaj opadła! -Eee tam... Też tak umiem... - odpowiedział z lekkim oburzeniem i dobrze ukrywanym ego. -A ty z jednym nożem, z raną w klatce piersiowej zadźgałbyś trzech gości z ukrycia? -To zależy... -Przestań zachowywać się jak gówniarz, gówniarzu! Patrz, Rozpruwacz się budzi... W tej samej chwili Nikolaj zdobył się na ten olbrzymi wysiłek o i tworzył oczy. Zobaczył znajomą mu twarz Grizliego oraz nieznanego mu chłopaka kilka lat starszego od jego samego pochylającego się nad jego łóżkiem. Zanim podjął rozmowę ze swoimi gośćmi rozejrzał się po pokoju. Dziwne rurki były podłączone do jego nosa i żył w nadgarstku, które prowadziły do maszyny wydającej te pikania. Pokazany był na niej puls, którego Nikolajowi nie dało się odczytać, ponieważ jego oczy były już zmęczone, pomimo tego, że dopiero się obudził. Rozmazanym wzrokiem obejrzał się: leżał na śnieżnobiałym łóżku przykryty białą kołdrą. Naprzeciwko niego było takie same łóżko, ale puste. Ściany, nie licząc kilku pobrudzeń były czyste. Z sufitu zwisała i lekko się dyndała żarówka, rażąc go w oczy. Huśtała się , ponieważ był przeciąg, gdyż pielęgniarka nie zamknęła drzwi a szyby w oknie wychodzącym na jakiś placyk były powybijane. Ranny dopiero teraz się zorientował, że ściany były pokryte tapetą, która w niektórych miejscach zaczęła powoli odpadać. Im dłużej się rozglądał tym bardziej dochodził do siebie. Piękny biały pokój nie był już taki piękny, a on sam wolał uważać, że znajduje się w jakimś pięknym miejscu, choćby w raju... Włączył się więc do rozmowy: -Czemu ja... ja jestem rozpruwacz? - spytał nie swoim głosem -Bo widzisz, u nas w Zonie każdy ma jakieś przezwisko, zależnie od tego, co kiedyś zrobił i co zostało zapamiętane. Ja jestem Grizli, ponieważ bez żadnej broni, gołymi pięściami zabiłem dzika. -A Kolian? -O jeszcze nic nie zrobił... cienias... - uśmiechnął się Grizli -Ja nic? A kto zabił dwie bagienne pijawy używając apteczki? - ryknął oburzony Kolian tak, że Nikolaja rozbolała głowa. -Nikogo nie było, mogłeś więc mieć Gatlinga, albo w ogóle nikogo nie zabiłeś! W tej chwili oburzony Stalker prawie wybiegł z pokoju, zostawiając kolegów samych. Pierwszy odezwał się Grizli: -Masz już siłę wstać? -Jeszcze nie... co się w ogóle ze mną stało? -Zemdlałeś w chwili, w której cie podnosiłem. Kiedy przynieśliśmy cię do Wioski Kotów byłem cały zalany twoja krwią. Lekarze byli zdumieni tym, że udało ci się przeżyć, a potem to w ogóle zaczęli wydzwaniać do jajogłowych po tym jak im powiedziałem, co ty z tą rana po wyczyniałeś. Przez sześć godzin próbowali wyjąć ci tą kule, i w końcu się udało. Potem przez dwa dni spałeś. W tym czasie plotki o tobie rozeszły się po całym miasteczku i stałeś się legendą - mocno podkreślił ostatnie słowa -Legendą? - wydukał Nikolaj -Tia... legendą. Sidorovicz ma coś dla ciebie - tajemniczo się uśmiechnął - więc szybko wstawaj! Nikolaj ledwo wstał opierając się o ramię Grizliego i chwiejnym krokiem, ciągle oparty zszedł na dół. -Czekaj, ja też mam coś dla ciebie! - przypomniał sobie Stalker, po czym z plecaka wyciągnął nóż schowany w pochwie - bierz, nie narzekaj! -Nie mam gdzie schować... potem mi dasz. Teraz podaj mi kurtkę, spodnie i buty. W majtach i w bluzce nie wyjdę -Dlaczego? Sam tak latałem przed Bunkrem Sidorowicza! -Przeziębię się! - niespodziewanie odpowiedział Nikolaj, po czym obaj wybuchli doniosłym śmiechem. Już czuł się lepiej. Nogi dalej mu się uginały, ale nieprzyjemne przytępienie umysłów powoli znikało. Dodatkowo dzięki dobremu towarzystwu zapomniał o bólu, chociaż kiedy się zaśmiał coś go nieprzyjemnie ukuło. Schodząc po schodach musiał się podpierać o kolegę, ale potem chodził już sam. Nawet sam się ubrał.
Kiedy wyszedł na zewnątrz zobaczył grupę ludzi wiwatującą na jego widok. Wszyscy klaskali, niektórzy gwizdali, reszta zachwycała się na głoś. -Legenda! - powiedział jeszcze raz, tym razem jakoś tajemniczo po czym zaczął odganiać coraz bardziej natrętny tłum. -Gdzie teraz? - Spytał Nikolaj po przejściu przez tą grupę ludzi -Idziemy do Sidorowicza
Przez całą drogę ludzie się na niego patrzyli z podziwem w oczach. Stalkerzy weterani przechodząc obok niego kłaniali mu się. Nikolaj był zachwycony. Wreszcie go ktoś szanował. Po kilku minutach doszli na miejsce. Stanęli przed otwartym wejściem do bunkra -Idziesz sam! Powodzenia - Grizli poklepał go po ramieniu po czym odszedł. Nikolaj skierował się ku wejściu. Po paru schodkach minął zakręt, a potem stanął na przeciw pancernym drzwiom. Obok nich stało trochę skrzynek, pudeł i szafka. Zapukał. Stłumiony głos starszego mężczyzny oznajmił, że droga wolna, a więc wszedł. Sidorowicz jak zwykle siedział za ladą coś przeglądając w laptopie i słuchając muzyki lecącej z radia. -A więc to nasz bohater, czyż nie? Czy to ty tak dokopałeś Najemnikom? -Tak - odpowiedział dość skromnie -A więc podsumujmy wszystko, co udało ci się zrobić, żebyś mógł dostać nagrodę odpowiednią do czynów. To tak: za zgodzenie się na obronę naszego miasteczka dostaniesz dwa tysiące rubli. Za zaszlachtowanie trzech łajdaków pomimo rany dostaniesz bonus - ulepszonego kałacha. Ale zgarnąłeś kulkę, którą dwaj medycy wyjmowali ci przez sześć godzin - wisisz im tysiąc dwieście rubli (po sześćset dla każdego) W dodatku za znieczulenie i narkozę wisisz nam sześćset rubli. A wiec czyste konto pieniężne - na razie. Musisz jeszcze ponieść koszty naprawy broni, którą zniszczyłeś podczas walki, a to jest jakieś tysiąc pięćset rubli. -Ale ja tyle nie mam - Nikolaj zbladł jak trup -Spokojnie, mieszkańcy zrobili specjalnie dla ciebie zrzutę, i w sumie dostałeś od nich.... dość sporom sumę. -Jaką? -Nie powiem, żeby nie odwaliło ci ze szczęścia. Stać cię teraz na prawdziwy kombinezon Stalkera oraz hełm zarąbany jednym z wojskowych. -A jeżeli stać mnie na więcej...? -Ja jestem Sidorowicz! - podniósł głos handlarz - ja nie oszukuję klientów -No dobrze, zgadzam się, kupuję - odparł po chwili namysłu. Sidorowicz wstał, poszedł na zaplecze gwizdając wesołą melodyjkę, a po chwili wrócił z pięknym, nowiutkim Kałasznikowem w ręku i schludnie złożonym kombinezonie w drugiej ręce. Wydał towar Nikolajowi, po czym ten odwrócił się na pięcie i skierował ucieszony z nowych zabawek ku wyjściu. -Zaczekaj no, młody! - głos Sidorowicza zatrzymał chłopaka - mam tu coś od siebie, no bo wiesz, gdyby nie ty, to najemnicy by się tu dostali... a ja... ja musiałbym się przenosić, a mi się bardzo nie chce. Więc to prezent jest ode mnie: PDA Było to coś w rodzaju telefonu komórkowego, ale większe i bez guzików. -Po co mi to? - spytał zdziwiony -Jeszcze ci się przyda - tajemniczo uśmiechnął się handlarz. Gdy Nikolaj miał już wychodzić z bunkra, na zewnątrz zagrzmiał sygnał alarmowy a potem ktoś powiedział przez głośniki: -UWAGA< UWAGA! ZBLIŻA SIĘ EMISJA! SZACOWANY CZAS DO PRZYJŚCIA TO OKOŁO MINUTA! -Co jest? spytał przestraszony Niki -Albo zostajesz, albo lecisz pooglądać widoki, ale i tak musisz wrócić... - jak gdyby nigdy nic powiedział Sidorowicz, położył nogę na biurko i zapalił papierosa.
Rozdział 16:
Emisja
Mała lampka lekko oświetlające przejście do bunkra zaczęła się huśtać. Sekundę potem Nikolaj wyczuł podeszwami swoich butów drgania, które stawały się coraz silniejsze. W końcu cała ziemia zadrżała, jakby od wybuchu. Przewrócił się. Nie wiedział, czy tynk, który posypał się na niego odpadł z powodu tajemniczej eksplozji, czy pod wpływem jego zderzenia ze ścianą. Wstając usłyszał grzmoty - jeden za drugim. Pamiętał, ze jak wchodził do Bunkra to nie zapowiadało się na burzę, a zwłaszcza tak silną.
Kilka schodków dzielących go do wyjścia przeskoczył w niecałą sekundę. Stanął w drzwiach. To co zobaczył sprawiło, że szczęka opadła mu aż do ziemi. Nigdy nie widział tak pięknej gry świateł. Potężne błyskawice przybierały najróżniejsze kształty. Wzajemnie się oplatały, potem odpychały, przyciągały, biły, przytulały... Wyobraźnia Nikolaja podsuwała mu coraz to nowe pozycje: raz wielka błyskawica przypominała mu drzewo, potem dwie mniejsze wyglądały jak szable dżentelmenów, iskrzących się podczas morderczego pojedynku. Zahipnotyzowany tym zabójczym pięknem nie dostrzegł jednak czegoś innego, ale tak samo ważnego: ludzie uciekali. Uciekali jakby śmierć we własnej osobie zaczęła ich gonić. Słabsi byli tratowani przez silniejszych, szlachetni podnosili upadłych. I tak działo się ciągle i ciągle, póki wszyscy nie zniknęli w swoich domach. Nikolaj nie wiedział przed czym uciekają. Jednak ciągle coś szeptało mu do ucha, aby i on zaczął uciekać. Ale nadal nie słuchał. Teraz zaczął się przypatrywać niebu.
Potężne chmury zaczęły się kłębić, wirować. Całe niebo poprzednio bezchmurne zrobiło się ciemne. Obłoki przybrały kolor jasnopomarańczowy, tudzież ciemnoczerwony. I razem w odwiecznym tańcu pomieszały się ze sobą. Piękny widok. Nikolaj stał wpatrzony jak w obraz. Patrzył na to dziwne zjawisko tak długo, aż zdrętwiała mu szyja. W tej samej chwili dziwna burza ustała i zrobiło się ciemno. Nie wiadomo, czy to pod wpływem tej burzy słyszał przerażające, niskie odgłosy jakiś stworzeń, które zaczęły wyć. W tej ciemności zobaczył, jak stada wron uciekają do jaskiń. Słyszał i watahy psów biegających po pobliskiej łące z trwogą w sercu. Ale czego oni się bali?
Minęła minuta. Nagle całą wioską szarpnęło mocne uderzenie, jakby wybuchła bomba. Tym razem Nikolaj spodziewał się czegoś takiego, więc mocno trzymając się framugi wejścia do bunkra nie upadł, a lekko się zachwiał. Ale to uderzenie było o wiele mocniejsze niż poprzednie. W chwilę potem dało się słyszeć srenę. Słyszał już takie w Kijowie podczas minut ciszy. Tylko ta tutaj, w Zonie była o wiele bardziej przerażająca, która przekazywała słowa,,Uciekaj, uciekaj, bo zginiesz!'' ukryte w jednostajnym, monotonnym wyciu.
Ziemia zaczęła trząść się coraz mocniej i mocniej. W dodatku tuż po tym uderzeniu zakręciło mu się w głowie, a potem wzrok częściowo mu się zamazał. Przez nieostrą mgiełkę zobaczył, jak drzwi starego domu, z którego przez wstrząsy tynk odpada płatami otwierają się. Przez nie wyszła drobna, wątła postać. Nikolaj próbował wyostrzyć wzrok i przyjrzeć się twarzy, ale na próżno. Postanowił do niej podbiec, co nie było łatwe. Wydawało mu się, że traci władzę w nogach. Biegł coraz wolniej i coraz bardziej się chwiał. Ale w końcu dobiegł. Dopiero teraz zorientował się, że postać do której biegł leży bez ruchu na ziemi. Pochylił się nad nią sprawdzając, czy oddycha.
Był to staruszek. Oddychał szybko i płytko. Nagle dziwna energia odebrała władzę nad kończynami Nikolajowi. Runął na starszego pana i nie mógł się podnieść. Coś wielkiego wchodziło mu do głowy, coś okropnego wyważało drzwi jego świadomość. Czuł, jak ta siła wchodzi mu do głowy i zawłada nim. Zostało dsunięty na dalszy plan. On już nie jest swoim panem. W chwili, gdy ziemia trzęsła się tak mocno, że mimo bezwładu podskakiwał na ziemi staruszek otworzył szeroko oczy, zgiął się w pół i krzyknął: UMIERAM!
Rozdział 17:
Idę!
Nikolajowi pękała głowa. Miał wrażenie, że mózg wylewa mu się uszami ponieważ słyszał tylko szum. Wszystko go bolało jakby był psem oprawianym przez Wietnamczyków. Nie pamiętał dlaczego go tak bolało. Zresztą to nieważne. Musi skupić się teraz na powrocie do zdrowia. Po tej chwili tymczasowej przytomności zapadł w długi, ciężki sen.
-Obudziłeś się? Dobrze... Zaczekaj, wrócę za minutkę. Musimy pogadać... - gdy wybudził się ze snu usłyszał głos Sidorowicza. Czół się o wiele lepiej. W dodatku czół, że ten ból trochę poukładał myśli w jego głowie i pozwolił mu się uspokoić. Rozejrzał się. Znajdował się w małej izdebce w której było małe łóżko na którym leżał, rozbite lustro wiszące na ścianie z której zwisały tapety oraz mały, popękany zlew. Żwawo wstał z łóżka i z gracja baletnicy wskoczył w swój kombinezon leżący obok łóżka. Przejrzał się w rozbitym lustrze. Odskoczył z przestrachem.
A miał się czego bać! Jego twarz wygłądała jak twarz menela którego Nikolaj spotykał przed marketem w Kijowie. Brudna, nieogolona i pełna zadrapań. Pod okiem jeszcze trochę opuchnięta - pamiątka po żołnierzach. Oczy przepełnione smutkiem i powagą zupełnie nieprzypominające ich wyrazu za czasów kiedy jeszcze wiódł jako tako normalne życie. Ale nie miał czasu na takie błachostki. W tej samej chwili, gdy przyzwyczaiłsię do swojego nowego wyglądu do pokoju weszło dwóch Stalkerów, Grizli i Sidorowicz.
-Młody, musimy pogadać... - powiedział do Nikolaja pokazując na łóżko. Chciał, aby ten usiadł. -O co chodzi? - spytał się klepiąc zadkiem o łóżko -Wiesz, zacznijmy od początku - Wtrącił się Sidorowicz - wybiegając na zewnątrz podczas emisji pokazałeś, że jesteś durniem jakich mało... Powinienem cie zatrzymać w swoim bunkrze! Ehhh... Nie przetrzymałem cię, moja wina. Nie ważne... Mówmy dalej -Ale nie o tym chcemy z tobą pogadać - oznajmił Grizli - Nie wiemy jak, ale przeżyłeś Emisję. Jeszcze nigdy nikomu się to nie udało... Ale to dobra wiadomość -A jaka jest zła? - odpowiedział Nikolaj z obojętnością wpatrując się w podłogę -Nie możesz tu zostać. Masz kilka opcji jeżeli tu zostaniesz - do rozmowy powrócił Sidorowicz - Jeżeli się dowiedzą o tym tubylcy, capną cię i opylą za grubą kasę bandytom, a oni wykorzystają cię do kopania artefaktów. Jeżeli dopadną cie tutejsi Stalkerzy, sprzedadzą cię tym jajogłowym z bagien. Zaraz, jak oni byli... Czyste zło? Czarne Niebo?... Nieważne... -A my mamy dla ciebie ofertę nie do odrzucenia - odpowiedział Grizli z teatralnym akcentem -Jaką? -Mamy dla ciebie robotę. Nie badaliśmy cie dokładniej, bo nie mamy sprzętu, ale myślimy, że potrafiłbyś przeżyć mocną dawkę promieniowania psionicznego. Wysyłamy więc cie do Sacharowa, tego jajogłowego, który siedzi w Jantarze - na jednym wdechu wypowiedział się Sidorowicz
Nikolaj wstał i zaczął chodzić w kółko drapać się po głowie. Nie wiedział co ma robić. Zostać, w pozornie bezpiecznym kordonie pozostawiony na pastwę tutejszych tubylców, czy stawić czoła mutantom, promieniowaniu i anomaliom. W skrócie nie ważne co by zrobił i tak pewnie zginie. Trzeba było teraz wybrać to mniejsze zło: takie, które przyniesie mu jakiekolwiek korzyści. Przeanalizował cel swojej podróży.
,,Jestem tu, by odnaleźć ojca. Moim celem jest również odnalezienie mojego brata. Jeżeli nie ma ich tu, więc są gdzieś w Zonie. Dodatkowo chciałbym bardzo dowiedzieć się, co stało się z Kryłowem. A na końcu dość poważnie przejąłem się tym opowiadaniem o sprzedawaniu mnie w ciężką niewolę lub do badań na moim ciele.''
Tych kilka argumentów wręcz krzyczało w jego głowie, ze natychmiast powinien wyruszyć bez chwili zwłoki. robiły to z taką siłą, że już miał powiedzieć, że się zgadza. Ale nie wydusił ani słowa. Otworzył usta i tylko zaskrzeczał, po czym ponownie zamknął je w zadumie. W tej oto chwili rozwaga dotarła do jego umysłu. Wdarła się potężnym kopniakiem przez czaszkę i zakneblowała argumenty namawiające do tak na prawdę samobójstwa.
,,Cholera, ledwo przeżyłem atak pijawek, zostałem ciężko ranny w starciu z Najemnikami... a to dopiero Kordon - przedsionek Zony, dom wypoczynkowy dla Stalkerów, zupełny luz w porównaniu z tym co się dzieje w głębi. Tu mógłbym się schować, nikt by nie dowiedział się kim jestem. Ale tak nigdy nie znajdę ojca i brata...''
W jego głowie rozpętało się prawdziwe Waterloo. Iść, czy nie iść? Samobójstwo czy tchórzostwo? Wypełnienie misji czy zapomnienie o ukochanych? W jego umyśle zakotłowało się, obie strony walczące zaczęły miotać się w jego mózgu, aż biedakowi zrobiło się słabo. Osunął się na łóżko które zaskrzypiało przykrym tonem. -Dajcie mi się zastanowić... - odpowiedział słabym, zupełnie nie swoim głosem, po czym z wielką trudnością wstał i zataczając koła poszedł w stronę drzwi. Nogi mu się trzęsły jak galareta. Był cały blady. W chwili, gdy wyciągnął rękę w stronę klamki drzwi się otworzyły. Spojrzał spode łba na osobę wchodzącą. Był to Kolian. -Hej brachu.... O ty w mordę! Wyglądasz jakby mięsacz cię przeleciał! - ryknął Kolian pełen humoru, jednak gdy zobaczył, że Nikolaj wcale się nie śmieje, cały nastrój się ulotnił. Za to Nikolaj odpowiedział mu mrocznym burknięciem, które można było zrozumieć tylko jako obrzydliwą obelgę.
-Rany, co mu się stało? - powiedział nieco stłumiony zachowaniem kolegi gdy ten wyszedł się przewietrzyć. -On tu nie może zostać, musi podjąć decyzje - odpowiedział Grizli, również i jemu udzielił się ten przytłaczający nastrój - Daliśmy mu robotę -Gdzie?! - odpowiedział nieco podniecony Kolian z błyskiem w oczach -Nad Jantar... -Co?! Czemu on a nie ja! - ryknął niezadowolony. -Nie zrozumiesz tego. -Myślisz że jestem taki głupi? Może dlatego mnie nie posłaliście? -Uspokój się - złapał go za ramię Sidorowicz -Nie dotykaj mnie pierdzielu! - ryknął oburzony odrzucając jego rękę. Grizli sięgał do kabury, Sidorowicz wstał jakby chciał przyjąć pozycję obronną. Pomiędzy nimi stał bezbronny Kolian z wyrazem obłędu na twarzy i zazdrością a także niedocenieniem w sercu. Bójka była nieunikniona. W tej chili drzwi energicznie się otworzyły. Wszedł Nikolaj. Wszyscy spokornieli i udawali, że nic się nie stało. -No i jak młody? Zastanowiłeś się? - zapytał Sidorowicz
Chłopak wyprostował się, spojrzał prosto w oczy handlarza. Nie był już blady - na jego policzki wylały się rumieńce, z oczu znowu zaczęła bić jego młodzieńcza energia. Wyprostował się jak jakiś kombatant wielu krwawych bitew i z potęgą i pewnością w glosie której nawet sam Herkules nie mógł by złamać powiedział głosem przypominającym grzmot: -Idę!
Ostatnio edytowany przez per-kac 30 Wrz 2010, 17:00, edytowano w sumie 27 razy
Oni wszyscy są śmieszni, to Grzech jest jedyną słuszną drogą którą będe podążać aż do śmierci...
Za ten post per-kac otrzymał następujące punkty reputacji:
Wielki nóż bojowy który dostał w prezencie - jest. Mniejszy nóż ukryty w wielkim glanie prawej nogi - jest. Jego strzelba która przywiózł z domu - jest. Nowy lekko ulepszony kałach którego dostał jako wypłatę - jest. Dwa granaty (tak profilaktycznie) - są. PDA - wypucowane z czyściutką szybką, jest. Co jeszcze Nikolaj potrzebuje do drogi? Nie znał szczegółów swojej misji, ale sądząc po nowiutkim, ciężkim kombinezonie Beryl-5M wyprawa była ekstremalnie trudna. Do swojego plecaka włożył trochę racji żywnościowych, sześć apteczek i dziesięć bandaży oraz kilkanaście magazynków. Był gotów do drogi.
Gdy miał już wychodzić do Grizliego, który miał go wyprawić poza Wioskę Kotów zobaczył, że zostawił jedną z najważniejszych rzeczy jakie posiadał - fotografię jego i jego ojca. Ile to już minęło od chwili, kiedy zostawił go samego z bratem? Doszedł do wniosku, że to nieważne. Był tu, w Zonie. Wszystko wskazywało na to, że jego ojciec i brat też tu byli. Dostał szansę odnalezienia ich. I nie miał zamiaru jej marnować. Pospiesznie wsadził serce do kieszeni. W tej samej chwili wszedł jakiś Stalker w czarnym płaszczu z kapturem. -Pakuj się Niki, spieprzamy z tego zadupia... - odpowiedział nieco znany Nikolajowi głos. -Nie wiem kim jesteś, ale masz trzy sekundy a potem cię rozwalę, ty zawszawiony bandyto! - wykrzyknął celując w przybysza z Kałasznikowa -No co ty mi tu.... aaaa! O w dupę myślisz, że jestem bandytą! Hahaha! - zaczął głośno śmiać się człowiek w kapturze. - To ja, Kolian, durna pało. Idziemy stąd! -Ej, zwolnij trochę - odpowiedział już uspokojony - właśnie udaję się na misję - SOLO - zaakcentował każdą literę -No nie wiedziałem, że jesteś moim ojcem - odpowiedział drwiąca - Poza tym, co ci zależy? -Jeżeli Grizli się zgodził to cię wezmę - odpowiedział ponuro Nikolaj -Tylko bałwanie, on o niczym nie wie - uśmiechnął się Kolian - gdyby było inaczej nie byłbym w kapturze. -W takim razie zostajesz - powiedział stanowczo. W tym samym ktoś zapukał trzy razy w drzwi. po chwili dało się słyszeć głos Grizliego: -Jesteś gotów? -Tak, jestem! Możesz wejść! - odpowiedział Nikolaj patrząc na kolegę z lekkim rozbawieniem. Temu jednak nie było do śmiechu. Patrzył na niego jak pies na kota. Z niezwykłą zwinnością schował się w innym pokoju. W tej samej chwili wszedł Stalker -No dobra, został ci tylko hełm - oświadczył po czym dodał - wyglądasz jak prawdziwa szycha z wojska! Nikolaj zasalutował a potem obaj wybuchli śmiechem. Pierwszy uspokoił się Grizli -Miałbym dla ciebie czarny płaszcz, żeby cię przekraść przez Wioskę, ale gdzieś mi zginął... -Ciekawe gdzie... - uśmiechnął się chłopak -No dobra, koniec żartów! Założysz worek na głowę, a my cię skujemy. Przeprowadzimy cie przez Wioskę jak jeńca. Potem rozkujemy cie i wsio! -Czy te kajdany i worek są niezbędne? -Jak najbardziej. No to chodź, Stalkerze! - odpowiedział Grizli. W tej samej chwili weszło dwóch Stalkerów - imitacja eskorty. Jeden z nich miał kajdany a drugi worek.
Po minucie Nikolaj wyglądał jak schwytany przestępca. Nic nie wiedział i nie mógł ruszać rękami. Był całkiem zdany na kolegów. Szli tak przez kilka minut. On potykał się a oni go popychali. Nie ma co - swoją rolę odgrywali znakomicie. Gdy doszli do bramy Grizli kazał zdjąć mu worek z głowy oraz rozkuć mu kajdany.
Rozejrzał się i wziął głęboki wdech. Świeże powietrze wprawiło go od razu w lepszy nastrój i nadzieję w lepszą przyszłość. Przed nimi była droga. Po prawej biegła lekko w dół a po lewej z daleka było widać jakąś przyczepę i sterty betonu. Wsłuchał się w głos Zony. I tu było słychać rozmowy Stalkerów z wioski ale mieszały się one ze świszczącym wiatrem. Inne dźwięki były nierozpoznawalne, ale równie słyszalne. Tą naturalna muzykę przerwał głos Grizliego: -Teraz skręcasz w prawo - na północ. Tam dalej masz stary most kolejowy a za nim dzika przestrzeń i posterunek. Nie wiem do kogo w tej chwili należy. Jest jeszcze jedna baza Stalkerów, jeśli chcesz to wpadnij. Nie idź za to w drugą stronę - tam masz Wojskowych. Wszystko jasne? -Tak - odpowiedział pewnie Nikolaj. -No to powodzenia, Stalkerze - odpowiedział Grizli wracając za bezpieczną bramę Wioski. To samo zrobiło dwóch Stalkerów po czym brama się zamknęła. Został sam i był gotowy do drogi.
Rozdział 19:
Kemping
Nikolaj przekręcał głowę na boki - coś strzykało mu w karku. Spojrzał na swoje buty - wypucowane glany ze wzmocnionymi czubami odbijały niewyraźne słońce. Nie wiadomo, czy to z zimna czy z przejęcia całą sprawą trząsł się jak Cziłała. Chwycił mocno swojego kałasznikowa i wyjął z niego magazynek by zobaczyć czy jest pełen. W środku mosiężne łuski otaczały naboje równo powsadzane w magazynek. To jedna z niewielu rzeczy na jakich Nikolaj mógł polegać podczas swojej wędrówki.
Gdy wrona zakrakała podskoczył wypuszczając magazynek na ziemię. Leniwym ruchem podniósł go z powrotem, dmuchnął parę razy i wsadził z z powrotem do karabinu. Wyjął PDA. Po kilku sekundach włączania zobaczył menu. Wszedł w kontakty. ,,Lista kontaktów jest pusta'' pojawił się napis. Potem wyświetliło mu się ,,Osoby w twojej okolicy'' Od razu w to wszedł. Jednak wszyscy z listy byli w wiosce. Nikt nie był poza nią,. Może to i lepiej, jeśli jest tutaj sam? Wszedł zobaczyć mapę wgraną w PDA.
,,Hmm... Jantar, Jantar... Gdzie ty jesteś....?- mówił do siebie. Przez zabrudzone szkiełka w hełmie mało widział, więc postanowił go zdjąć. Chłodne, rześkie powietrze musnęło go po twarzy. Wziął kilka wdechów powietrza aż zakręciło mu się w głowie. Ledwo ustał. Gdy zawroty minęły zobaczył na mapie jantar. Wszedł w ,,Informacje o miejscu''. Wyświetliło mu się ,,Brak Danych'' Nieco zawiedziony chciał wyłączyć PDA gdy nagle jakiś głos do niego przemówił.
,,Stalkerze, ratunku! Jestem atakowany przez psy obok przyczepy kempingowej. Schroniłem się w podziemnym przejściu pod drogą! Nie wiem jak długo wytrzymam, po... - w tej chwili warknięcie doleciały do uszu Nikolaja. Ale to było coś dziwnego! Wydawało mu się, jakby usłyszał je i w radiu i na żywo. Rozejrzał się i zaczął nasłuchiwać. Po chwili doszły do niego krzyki, odgłosy wystrzałów i psie warczenie. Wyjął strzelbę i zaczął biec przed siebie.
Rytmicznie stukotał podeszwami o asfalt. biegł na północ rozglądając się na wszystkie strony. Nagle po jego lewej stronie ukazała się sterta betonu oraz... przyczepa kempingowa! Nagle coś ciężkiego powaliło go na ziemię. Poczuł wilgotny oddech na karku oraz usłyszał warczenie. Oszołomiony odwrócił głowę. Wielki pies rzucił się na niego. Nikolaj bronił się jak mógł. Potężne, żółte kły psa wbiły się w jego rękę. Jego całe ciało przeszył bolesny impuls. Kopał psa ile miał sił w nogach. Jego buty robiły swoje - gdy kopał słychać było tylko trzask łamanych psich kości. Ale mutant nie chciał się poddać. Dalej kąsał jakby nie czół bólu. Nikolaj z wielkimi trudnościami wyjął nóż bojowy. W tej samej chwili pies ugryzł go w twarz. Krew zalała mu oczy, poczuł silny ból i pieczenie w okolicach skroni. To był błąd, że nie założył hełmu z powrotem... Obraz zaczął się zamazywać, tracił siły. Ostatnim wysiłkiem pchnął psa nożem prosto w jego gardło. Krew trysnęła na skafander Nikolaja. Zsunął jeszcze ciepłego martwego mutanta z siebie i zemdlał. Zanim kompletnie stracił świadomość, zobaczył postać ubraną na zielono pochylającą się nad nim. W tej samej chwili urwał mu się film...
***
Paus: Dobrze ci idzie ale nie używaj cały czas urodzin jako punktu startu i odrobinę używaj interpunkcji oraz spacji ale na razie stawiam na rozgrzewkę
Oni wszyscy są śmieszni, to Grzech jest jedyną słuszną drogą którą będe podążać aż do śmierci...
Luknij se w instrukcję do SoC'a data 13,04.2006 to data 2 eksplozjii. W tym opowiadaniu wszystko jest połączone z programem Siwadomość Z nawet ten wybuch. Zresztą w miarę postępów sie przekonasz A interpunkcja i spacja to wina laptopa. To jest tak zwalone... jak za dużo napiszę to ekran lata mi w górę i w dół REWANŻYK
Oni wszyscy są śmieszni, to Grzech jest jedyną słuszną drogą którą będe podążać aż do śmierci...
Niki odsunął regał i ujrzał potężne, przeciwpancerne drzwi.
Przeciwpancerne to mogą być pociski, ale drzwi będą pancerne
http://www.stalkerpbf.jun.pl "A prawda jest jedna - Polska wiecznie będzie trwać! I nigdy nie zginie, póki żyjesz Ty i ja To sprawa honoru, to sprawa życia każdego z nas I nie ma odwrotu - jesteś z nami lub przeciwko nam!"
-Mam na... - w tej chwili coś powaliło Wano na ziemię -WANO! - próbował złapać towarzysza za rękę, ale nie zdążył. Potwór zaczął wlec go za sobą. -Młody, musisz się dostać do Sidorowicza, siedzi w wiosce kotów. Masz to zaznaczone na mapie! - po czym zamilkł i zaczął próbować wyciągnąć pistolet. W końcu zniknął za drzewami.
Stary... Faceta złapała za nogę Pijawa, a On trzeźwo mówi Młodemu, co ten ma robić? Ja bym raczej wyładował tej Pińdzie w ryj, a nie użerał się z pistoletem... Poza tym, dlaczego Pijawka zostawiła tego drugiego w spokoju? Pijawka zabija wszystkich ludzi na drodze, a nie zawrace se dupę pojedyńczym kąskiem. No chyba, że to Bagienna Pijawa, one są wybredniejsze... Ale, fabuła i treść są fajne. Proszę o kontynuację.
Za ten post Alchemik otrzymał następujące punkty reputacji:
Było ciemno i zimno. W bazie Wojskowej nastała kompletna cisza. Nawet syrena została wyłączona. Wszyscy oczekiwali ataku. Słychać było tylko szepty dowódców mówiących do swoich podwładnych, szczęki odbezpieczanej broni a czasami kasłanie. Wyobraźnia płatała figle Nikolajowi. Miał przeczucie, że za każdym krzakiem kryje się coś strasznego. Porucznik dostrzegł jego dziwne zachowanie i zaczął go uspokajać. To trochę pomogło Nikolajowi. Wszyscy wpatrywali się w ciemność. Nagle, w odległości niecałych dziesięciu metrów pojawiły się dwa jasne światełka wielkości czereśni. Było w nich jednak coś bardzo dziwnego. Zbliżały się bardzo szybko do prowizorycznej barykady. Porucznik dostrzegłszy ów światła zaczął w nie strzelać. Nikolaj myślał, że dowódca oszalał. Żołnierz wyładował w niego cały magazynek. Słychać było tylko głośny okrzyk cierpienia, ale to nie człowiek krzyczał. Tam, gdzie były światełka, pojawiło się coś w kształcie głowy, ale z dziwnymi naroślami w miejscu ust. Potem pojawiło się masywne ciało i nogi. To coś przeokropnie zawyło, padło na ziemię i zdechło. -Kur..a mać to Pijawki! - krzyknął przerażony porucznik. Nikolaj nie wiedział co się dzieje. Ale chwile potem się dowiedział... W różnych odległościach od Posterunku zza krzaków zaczęły wyłaniać się podobne światełka. tym razem było około pięćdziesięciu par. -W dupę będziemy mieli szczęście, jeżeli przetrwamy do świtu... OGNIA! - rozkazał porucznik. W tej samej chwili reszta żołnierzy otworzyła ogień. Niestety, tylko doświadczeni żołnierze tacy jak porucznik wiedzieli, jak zabić Pijawkę która jest niewidzialna. Wojskowi tylko marnowali amunicję. Rykoszety odbijały się od drogi i leciały w nicość. a oczy się zbliżały. W końcu przeskoczyły przez barykadę i zaczęły być widoczne. Nikolaj zaczął strzelać. trafił w jedną, ale jej nie zabił, tylko zranił, przez co jeszcze bardziej ją wkurzył. Ta rzuciła się wprost na niego. Nikolaj był przygotowany do kolejnego strzału, gdy jakiś durny trep zasłonił mu drogę strzału. Pijawka więc wpadła na pechowego żołnierza. Ten nawet nie zdążył strzelić. Siłą rozpędu powaliła go na ziemię, pochyliła się nad nim i przyssała mu się do szyi. Nikolaj kompletnie otępiał. Wpatrywał ie w tą dziwną orgię krwi i nie myślał o tym, że żołnierza mógł jeszcze uratować. Kiedy pijawka wyssała z niego prawie całą krew, ten już nie żył. Odczepiła się od szyi biedaka, zawyła i złowrogo spojrzała prosto w oczy Nikolajowi. Chłopaka od jej wzroku coś bolało w środku. I ten dziwny ból wyrwał go z odrętwienia. Chwycił mocno strzelbę, przyłożył do oka i strzelił. Pijawka dostała śrutem prosto w środek twarzy. Z jej głowy nic jej nie zostało. Rozbryzg krwi zachlapał Nikolaja i pobliskich żołnierzy. Ciało bez głowy w konwulsjach osunęło się na martwego żołnierza. Młody chłopak poczuł w sobie zew krwi. Odbiegł ze swojego stanowiska bojowego, schował strzelbę do specjalnej kabury i przebiegł przez cały plac na drugą stronę Placówki. po drodze na nikogo nie patrzył, nikogo nie słyszał. Chciał zabijać. tylko zabijać. W pewnej chwili, tuż przed drzwiami do zbrojowni, na drodze stanęła mu Pijawka. Ten podniósł nóż z ziemi leżący obok martwego żołnierza i rzucił się na mutanta. I przeżył. Nie tylko przeżył, ale i zabił. Pijawka miała swoje oślizgłe macki kilka centymetrów od jego szyi, kiedy Nikolaj wbił wojskowy nóż w tył jej głowy, przekręcił go o trzysta sześćdziesiąt stopni i wyjął go. Cieszył się z tego jak dziecko. Wbiegł do zbrojowni. Wziął w jedną rękę RPG a w drugą w przenośnego CeKaeMa. Pod wpływem adrenaliny i podniecenia czuł się jak bóg. Wybiegł na podwórze. Zobaczył mnóstwo trupów i mnóstwo pijawek i ani jednego żywego żołnierza. Wpadł w szał. Myślał, że wszyscy zginęli, łącznie z jego przyjacielem - porucznikiem. Zaczął strzelać na oślep. Trafiał. Pijawy runęły na ziemię jedna po drugiej. To jeszcze bardziej go nabuzowało. Kiedy skończyła mu się amunicja do CeKaeMa, podniósł RPG. Wymierzył i strzelił. Jednak z podniecenia zapomniał amunicji. Wyciągnął więc nóż. Nie wiadomo skąd, nadchodziły nowe Pijawki. Nikolaj był tak naćpany szaleństwem, że nie uświadamiał sobie, że zginie. -CHODŹCIE SUKINSYNY! NO DALEJ! HAHA BOICIE SIĘ MNIE? - krzyczał do mutantów. Tlko je tym sprowokował. Wszystkie zaczęły biec wprost na niego. W pewnej chwili coś złapało go za kołnierz. Odruchowo machnął nożem w tym kierunku. Ale coś złapało go za rękę. -To dla twojego dobra... - oznajmił znajomy głos po czym Nikolaj poczuł ostry ból z tyłu głowy i zemdlał. To porucznik znokałtował go kolbą karabinu. Wziął go na plecy jak strażak i poszedł z nim do budynku, który służył jako koszary. W środku panował zaduch i przykry zapach krwi wymieszanej ze spirytusem. W budynku tym schowało się około trzydziestu żołnierzy. Zabarykadowali drzwi a łóżka postawili w pozycji pionowej i zakryli nimi okna. Na środku leżało piętnastu rannych. Niektórzy mieli ślady po ugryzieniach, a inni mieli poodrywane części ciała. Tych, którzy zmarli w środku tego Ostatniego Bastionu, wnoszono przez otwór w suficie na dach i zrzucano ich ciała na pożarcie pijawką. Póki mutanty maja pożywienie póty nie będą atakować. Nikt nie chciał patrzeć co się dzieje na zewnątrz. Nawet żołnierze którzy wyrzucali zwłoki musieli być bardzo odporni psychicznie. Ale dźwięków o odgłosów nic nie powstrzyma. Żołnierze byli zdani na wsłuchiwanie się w odgłosy posiłku mutantów: w ich mlaskanie i okrzyki. Ale czasami było też słychać jęki rannych. I to było najbardziej nieznośne. Tylko porucznik odważył się wyjść na zewnątrz. Czekali tak całą noc. Nad ranem dało się słychać nadlatujące helikoptery -Specnaz! To Specnaz! - krzyczeli żołnierze uwięzieni w koszarach. Tylko porucznik się nie cieszył. Z pokładów helikopterów otworzono ogień. Pijawki zaczęły biegać w kółko, aż w końcu zorientowały się, że nic nie mogą zrobić strzelającym, więc zaczęły uciekać i ukrywać się za drzewami, w rowach i jaskiniach. Z racji tego, że mutanty odsunęły się od uwięzionych żołnierzy, helikoptery zaczęły używa rakiet. Żołnierze żartowali sobie mówiąc, że jeżeli by i oni mieli helikoptery, Zona by już nie istniała. Jeden z bliskich wybuchów rakiety obudził Nikolaja. -Co się dzieje? Gdzie pijawki? - zaczął pytać Nikolaj -Już po wszystkim, już uciekły...- powiedział porucznik, który był ciągle przy nim. Chłopak wstał o własnych siłach, i jako pierwszy odważył się wyjść na zewnątrz. Był ciepły, słoneczny dzień. Pierwszy słoneczny dzień w tym roku w Zonie...
Oni wszyscy są śmieszni, to Grzech jest jedyną słuszną drogą którą będe podążać aż do śmierci...
Chcemy więcej, chcemy więcej! Super opowiadanie czekam na dalszą część. Ciekawe jak to się dalej potoczy
Bierz przykład z Rosjan, 40 stopni to dla nich nie mróz, 40 kilometrów to dla nich kawałeczek a 40% to nie wódka... Masz pirata? Więc wystrzegaj się złotego i pomarańczowego koloru oraz mnie
-Ale cieplutko... - powiedział sam do siebie Nikolaj -Pierwszy raz... matka Zona chce zrobić nam prezent - podsłyszał swojego przyjaciela porucznik -Czy często musicie zmagać się z takimi atakami? -Nie, to może drugi tak duży atak... Zwykle są przed Zwarciem... -Co to jest te Zwarcie? -Cała Zona wybucha. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale ziemia się trzęsie, na niebie pojawiają się wielkie błyskawice, a po chwili przez całą Zonę przetacza się fala tajemniczego promieniowania. Nie jest to promieniowanie psioniczne, tylko coś o wiele bardziej potężnego. Człowiek, który się nie schowa przed Zwarciem, umiera w ciągu dwóch sekund... -A co to jest to promieniowanie psioniczne? -Ato już coś innego, bardziej pospolitszego i do uniknięcia. Ale też niebezpieczne. Jeżeli za długo będziesz stał w jego polu, wypali ci mózg i będziesz Zombie... Pamiętam kiedyś szeregowego Kovalika, który poszedł na zwiad i wrócił jako Zombie... Musieliśmy go... zabić. - w tej chwili porucznik się zamyślił i zaczął wspominać. Było widać, jak mała łezka spływa mu po twarzy, potem na kombinezonie aż w końcu skapuje na ziemię i szybciutko wysycha... porucznikowi przypomnieli się towarzysze, którzy już nie są z nim... A było ich wielu. szer. Matiew i chor. Gawryla - durnie chcieli zarobić na artefaktach. Jeden wszedł po uszy w anomalię, drugi chciał go ratować... Oboje zginęli. Porucznikowi zostały tylko powyginane nieśmiertelniki i zamazane wspomnienia. Z tego namysłu wyrwał go huk lądującego helikoptera. Wysiadł z niego starszy mężczyzna w pięknym mundurze, z niebieskim beretem i dużymi okularami słonecznymi. Za nim wysiadła eskorta - żołnierze ci wyglądali jak puszki, które mogą cię zabić. Ich kombinezony były częściowo z metalu a częściowo z jakiegoś mocnego tworzywa. Ich hełmy miały zamontowany noktowizor i latarkę. Patrzyli przez małe oszklone potworki. Kiedy podeszli za generałem do porucznika który siedział obok Nikolaja słychać było świst filtrowanego powietrza, Chociaż niektórzy zdjęli swoje maski gazowe. -Poruczniku, to zaszczyt spotkać taką wojskową legendę Zony - powiedział generał jak najbardziej na poważnie -Generał Woronin! - porucznik stanął w jednej sekundzie na baczność i zaczął salutować. -Bez zbędnych ceregieli - proszę za mną - powiedział gen. Woronin po czym odwrócił się na pięcie i poszedł do helikoptera. -Poruczniku, gdzie pan idzie? - spytał zaniepokojony Nikolaj -Chłopcze, wiedziałem, że ten dzień w końcu nadejdzie... Teraz nie mam czasu. Powiem ci potem - po czym poszedł za generałem. Oboje wsiedli do helikoptera, ale nigdzie nie odlecieli. Zaczęli rozmawiać. A Nikolaj zaczął oglądać to co się w okół niego działo. świeciło słońce, rdzawa trawa szumiała, drzewa które miały jeszcze liście powiewały na wietrze, ciepłym, spokojnym wietrze. Nikolaj zauważył, że od kilku godzin nie słyszał żadnych krzyków, strzałów, ryków. Cała Zona jakby spała. W powietrzu latały wrony bacznie obserwując to co się dzieje na ziemi. A działo się nie wiele. Żołnierze w częściowo rozpiętych mundurach chodzili po placówce, rozmawiali, śmiali się. Cieszyli się, że przeżyli tą noc. Okazało się też, że było więcej ocalałych. Pewien szeregowy przez całą noc leżał ranny podczas gdy Pijawki posilały się martwymi i dobijały rannych. On, przez sześć godzin udawał trupa. I przeżył. Dostał odznaczenie od generała Woronina który nieoczekiwanie przyleciał z odsieczą ze swoim Specnazem oraz zwolnienie ze służby w Zonie. Odmówił. Chciał zostać więc został. Teraz pomagał innym żołnierzom wkładać ciała poległych do ciężarówki, a trupy Pijawek zaciągał do Kuchni. Nikolaj brzydził się, jak można jeść coś takiego. Ale nie brzydził się, obserwował dalej. W odległości stu metrów dostrzegł grupę mężczyzn zbliżających się do Posterunku. Ale to nie byli Wojskowi. mieli inne, lżejsze kombinezony oraz inną broń. Tylko jeden z nich, prawdopodobnie dowódca miał kombinezon w którym wyglądał jak robot. Oplatało go mnóstwo kabli. Kombinezon ten miał też mnóstwo małych lampek. Można było go porównać do czołgu na dwóch nogach. Kiedy Nikolaj chciał wstać i powiedzieć o tym co widział, ktoś go złapał za ramię. Odwrócił się. Był to porucznik. -Słuchaj... wyjeżdżam na misję do środka Zony... - powiedział smutnym tonem -Jak to? 0 odpowiedział zaskoczony Nikolaj -Musimy zdobyć jedną... jedne miejsce w środku Zony. Poprzednia grupa gdzieś zniknęła, dlatego mam przeczucie że... że już....że nie wrócę - powiedział ściszonym głosem -Ale jak to... -w tej chwili zawyła syrena, ta sama która obwieszczała atak pijawek. Nikolaj nie dokończył zdania. Żołnierze w jednej chwili byli gotowi do walki. Specnaz zajął pozycję w wysokiej trawie, tak że go nie było widać. Czekali. W końcu dało się słyszeć krzyk Żołnierza na wieży obserwacyjnej: -Dwudziestu Stalkerów dobrze uzbrojonych zbliża się do... - nie dokończył. Powietrze przeszył odgłos strzału z dalekiej odległości. Krtań żołnierza z wieży rozbryzgła krwią. Pocisk przeszył ją na wylot. Wbił się w ścianę. Martwy wojak oparł się o barierkę, ale jego nogi odmówiły posłuszeństwa. W potwornej agonii spowodowanej tym, że pocisk nie zabił go od razu, ciężarem własnego ciała przeleciał przez barierkę i spadł pięć metrów w dół. Głuchy huk oznajmił, że ciało dotknęło ziemi. Po minucie drgawek ciało zastało w bezruchu. reszta przypatrywała się temu do ostatniej chwili. Nagle przez megafon ktoś przemówił: -ŻOŁNIERZE! ODDAJCIE NAM CHŁOPAKA KTÓREGO PRZETRZYMUJECIE A ODEJDZIEMY STĄD W POKOJU! Wszyscy wiedzieli że chodzi o Nikolaja. Ale wszyscy też bardzo go polubili. Nie chcieli się z nim rozstawać. Przekazali to Stalkerom jednym prostym gestem. Otworzyli ogień. Atakujący byli zaskoczeni. Schowali się za drzewa i skały i tam siedzieli. Potężne CeKaeMy przygwoździły ich. Jeden z nich wychylił się. Dostał serią z karabinu. Drugi z nich zrobił to samo. A był to ten wyglądający jak robot. Ale on nie zginął. Wszystkie pociski odbijały się od niego. reszta została jakoś wchłonięta przez pancerz. Jakby nigdy nic stanął wyprostowany, wziął RGP i strzelił. Pocisk z dziwną trajektorią lotu uderzył w jeden z trzech helikopterów stojących na lądowisku. Generał Woronin zaczął krzyczeć jak oszalały; -Grupa Tango do helikopterów! Akcja ,,Rex'' zostaje przyspieszona! Na ten rozkaz cały Specnaz i kilu żołnierzy, w tym porucznik udali się do helikopterów. -Poruczniku, i ty odlatujesz? - próbował przekrzyczeć odgłosy strzelaniny Nikolaj -Tak, nie ja decyduje... Może jeszcze kiedyś się spotkamy? -A jak porucznik ma na nazwisko? -Kryłow, na nazwisko mam Kryłow - po czym ryk helikopterów stał się tak głośny że zagłuszył całą rozmowę. Nikolaj schowany za murem odprowadzał helikopter do którego wsiadł porucznik i generał oraz polowa żołnierzy Specnazu. Około kilometr po starcie było widać dwie smugi startujące z ziemi. Były to rakiety. Jedna z nich ominęła helikopter, ale druga trafiła. Nikolaj patrzy, jak płonący helikopter leci na spotkanie z ziemią. Po trzydziestu sekundach dało się słychać wytłumiony wybuch, a na horyzoncie pojawiły się czarne kłęby dymu. Nikolaj był tak zamyślony, że nie zauważył jak granat ląduje sześc metrów od niego. Sam granat nic mu nie zrobił, ale podmuch powietrza rzucił go o mur za którym się chował. Uderzył w niego głową. to było tak mocne, że Nikolaj zemdlał. Ostatnią rzeczą którą widział była mrówka, ta sama mrówka którą widział jak dostał kolbą w tył głowę od żołnierza. Ona dalej turlała swój śmieć. I dotarła aż tutaj...
Oni wszyscy są śmieszni, to Grzech jest jedyną słuszną drogą którą będe podążać aż do śmierci...