przez Tomasz Kawka w 11 Cze 2010, 16:20
//Grają Kochan, Alvarin, Kahitan.
Z nieba lunął deszcz.
Nie było w tym nic dziwnego, bowiem chmury zbierały się nad ekałahicznym zapawiednikiem od dłuższego czasu. Zwierzęta i im podobne stwory zachowywały się wyjątkowo niespokojnie; biegały jak w amoku, wyły, ryczały i skowyczały. Ciężko powiedzieć, czy za ich zachowanie odpowiadało promieniowanie czy też resztki instynktu, które im zostały po 1986 roku. Tak czy inaczej, najpierw uderzył wiatr. Pod jego wpływem trawa zaczęła falować na wzór zielonego morza - jej wysokie kłosy chybotały się na wszystkie strony, wzbijały w powietrze, miotały się po ziemi. Drzewa, tak licznie stojące wzdłuż drogi, zrzucały pożółkłe liście.
Rozpętała się burza.
Drogą jechała ciężarówka, prawdopodobnie pamiętająca jeszcze czasy Związku Radzieckiego. Jeden reflektor migotał, wycieraczki pracowały nieudolnie, chcąc pozbyć się natrętnych smug wody spływających po szybie.
-Da, twoju mat!-Zawołał kierowca do krótkofalówki, którą trzymał wolną dłonią - Burza się nasila! Nie zamierzam ładować się w to gówno, choćbym nie wiem, ile byś płacił!
-Koty mają dotrzeć tutaj przed zmrokiem- odparło stanowczo urządzenie-Choćby w domu czekała na ciebie nagusieńka żona. Tak w ogóle, to pamiętaj, że płaciłem z góry. Było nie brać kasy.
Kierowca zaklął i cisnął krótkofalówkę na siedzenie obok.Obejrzał się. Bogu dzięki, koty nadal siedziały między trupami. Chociaż tyle.
Wóz podskoczył na dziurze. Stalker zaklął wyjątkowo barwnie, wspominając coś o matkach i ciekawych rzeczach, które mogą sobie z nimi robić co po niektórzy.
Koty, siedzące na pace, mają czas, żeby się sobie przedstawić. Będą musieli spędzić jeszcze ze sobą duuużo czasu, zanim się rozstaną.