Nie-stalkerowe, przed przeczytaniem należy obejrzeć
to zdjęcie i włączyć
tę piosenkę. Była mała, jak wszystkie dziewczynki w wieku pięciu lat. Siedziała skulona na drewnianym parapecie, wyglądając przez zabrudzone okno. Drobnymi, dziecięcymi dłońmi obejmowała duży kubek. Cokolwiek znajdowało się w środku, musiało być naprawdę gorące, unosząca się nad nim para wirowała, wiedziona podmuchami powietrza. Mała była ubrana w powyciąganą koszulkę z krótkimi rękawami, grube, pasiaste, czerwono zielone rajstopy i brudne skarpetki. Nie zwróciła na mnie uwagi.
-
Salut– powitałem ją jednym z nielicznych francuskich słów, jakie znałem.
Odwróciła się do mnie i odpowiedziała coś w śpiewnym języku Wiktora Hugo. Przeciągnięte, wibrujące `R` opadło gdzieś między mną, a dziewczynką, tworząc trudną do przebycia barierę. Nie zrozumiałem ani słowa.
-Niestety, nie znam francuskiego – odparłem po angielsku, czując dreszcz na plecach. Zawsze nieswojo czułem się w obecności dzieci…
Córka Natalii znów zaszczebiotała coś niezrozumiałego, a potem z zaciekawieniem przechyliła głowę w lewą stronę. Głowie towarzyszyły ręce - kubek zakołysał się niebezpiecznie, grożąc małej oparzeniem.
-Hej, uważaj – ostrzegłem, postępując o krok w jej stronę.
W oczach dziewczynki pojawiło się zdziwienie, a potem odrobina gorącego napoju wylała się jej na nogę. Krzyknęła cicho, wypuszczając kubek z rąk. Skoczyłem do przodu w bezsensownym odruchu. Zapachniało malinami, gdy kubek głucho stuknął o podłogę, zalewając okolicę czymś, co wyglądało na herbatę. Mała wykrzywiła usta w charakterystyczny dla dzieci sposób i wybuchła płaczem. Podbiegłem do niej, odruchowo przyciągając ją do siebie i biorąc na ręce. Spojrzałem na dyndające w powietrzu nogi dziewczynki, na prawej ciemniała nieduża plamka, szczęśliwie większość zawartości kubka wylądowała na podłodze. Przytuliłem ją mocniej, gdy zakwiliła cicho. Odwróciłem się w stronę korytarza, by zobaczyć stojącą w drzwiach Natalię. Moja przyjaciółka trzymała dwie białe filiżanki i wyglądała na niespecjalnie zdenerwowaną.
-Widzę, że się już znacie – stwierdziła z przekąsem. – Co znowu zbroiła?
-A… - zacząłem nieskładnie, przeciągając samogłoskę. – Herbata się nam wylała.
-Cholera jasna – zaklęła, podchodząc. – Vivi, czy ty nie możesz czasem uważać?
-Zdarza się – usprawiedliwiłem moją nową znajomą.
-O wiele za często – jej angielski był niewyraźny, przepełniony francuskim akcentem.
Odstawiła filiżanki na stół i wyciągnęła ręce w moją stronę. Bezzwłocznie oddałem jej dziewczynkę, ponownie czując się nieswojo. Ach, dzieci, jak zawsze wprowadzają ferment…
Natalia przytuliła córkę i po cichu powiedziała coś do niej. Dziecko uspokoiło się prawie natychmiast, sięgnęło w dół, próbując potrzeć sparzone miejsce. Po chwili mała wymamrotała przeprosiny, stanęła na ziemi i, spojrzawszy na mnie, wyszła z pokoju.
-Wysłałam ją do łazienki. Niech wlezie do wanny i pomoczy nogę w zimnej wodzie – wyjaśniła Natalia.
-Nie powinnaś… Nie wiem. Pomóc jej? –zapytałem z wahaniem.
-Niee – leniwie przeciągnęła słowo, opadając na kanapę. – Jest bardzo zaradna, jak na pięciolatkę. I samodzielna. Gdyby tylko nie była taką niezdarą…
Pokiwałem głową w zamyśleniu. Musiała być zaradna, większą część dnia siedziała sama w czterech ścianach.
-To oparzenie to nic takiego – zapewniła. – Ale przynajmniej będziemy mieli trochę czasu na rozmowę.
-No dobrze – usiadłem obok niej. – Czemu chciałaś mnie widzieć? Byłaś bardzo tajemnicza, gdy do mnie zadzwoniłaś.
-Proszę, napij się kawy – zachęciła wymijająco, wskazując na filiżanki. Sięgnąłem po jedną z nich, upiłem odrobinę pod uważnym spojrzeniem ciemnych oczu Natalii.
-To w sumie nic takiego – zaczęła, gdy odstawiłem filiżankę na spodek. – Ale cieszę się, że przyjechałeś. I od razu przeszedłeś do sedna.
Skinięciem głowy zachęciłem ją do kontynuowania.
-Zaczęło się jakiś tydzień temu. Znalazłam w skrzynce anonimowy list z groźbami. Nic konkretnego, ot `obserwujemy cię, miej się na baczności`. Potem w środku nocy rozdzwoniły się oba telefony, gdy odbierałam, po drugiej stronie odpowiadało milczenie, a po chwili dzwoniący się rozłączał. W końcu je wyłączyłam, uspokoiłam Vivi i poszłam spać. Rano pod drzwiami znalazłam jej zdjęcie. Przekłuto jej oczy…
-Masz tu jakichś wrogów? – zapytałem po chwili milczenia.
-Jak widać mam – odparła, spuszczając głowę. - Dominik, boję się.
Przysunąłem się bliżej i objąłem ją delikatnie. Nie chciałem, by poczytała to za nachalność. Swego czasu wiele nas łączyło i teraz nasze stosunki wciąż były dość napięte. Nie chciałem ich nadwyrężać. Wbrew moim obawom, Natalia wtuliła się we mnie ufnie. Poczułem jej zapach, delikatny, zmysłowy, subtelny. Kuszący.
-Jak mogę ci pomóc? – zapytałem. Znałem ją dość dobrze, by wiedzieć, że nie oczekuje zbędnych słów pocieszenia. W niektórych sferach życia Natalia była bardzo konkretną kobietą. – Dobrze wiesz, że nie znam tu nikogo. U nas, w kraju, być może mógłbym wywęszyć, kto cię prześladuje. Popytałbym, znalazł kogoś, kto by was pilnował…
-Chciałabym cię prosić – przerwała mi, podnosząc głowę, ale nie wysuwając z moich ramion. – Żebyś to ty nas popilnował.
Milczałem. Jeszcze niedawno byłbym gotów rzucić dla niej wszystko w diabły i warować przed drzwiami jej mieszkania jak pies strażniczy, wściekle warczący na każdego przechodnia… Niedawno.
-Nie proszę o wiele – dodała szybko, widząc, jak marszczę brwi. – Tydzień, nie więcej. Zaopiekowałbyś się Vivienne…
Chwilę trwało, nim przetrawiłem jej słowa. Ja, zajmujący się dzieckiem. Ha!
-A ty? – spytałem, chcąc odwlec moment podjęcia decyzji.
-Ja jestem już duża – w uśmiechu błysnęła bielą równiutkich zębów. – Dam sobie radę. Całe dnie spędzam na uczelni, a tam będę bezpieczna.
-Natalia, czy ty zdajesz sobie sprawę czego ode mnie wymagasz? Mam zostawić dom i pracę, żeby zająć się twoją córką? Pięcioletnią?
-Już zostawiłeś – odparła przytomnie. – Dominik, proszę. Nie mam tu nikogo zaufanego, z kim mogłabym ją zostawiać. Z tobą będzie bezpieczna. To tylko tydzień. Potem wezmę urlop, Vivi stęskniła się do dziadków. Wyjedziemy do Prowansji, tam nikt nas nie znajdzie. Wcześniej nie mogę wyjechać, rektor by mnie zabił, jestem właśnie w trakcie badań…
Westchnąłem cicho, spuszczając głowę.
-Będę tego żałował – powiedziałem.