przez Pies w 19 Wrz 2009, 23:51
Witam!
Ponieważ mamy przestój w kręceniu kolejnych odcinków "Oka Moskwy", chciałbym Wam zaprezentować to co zdołałem przelać na papier dzisiejszego, sobotniego wieczoru...
PRZEKLĘTA GITARA
Gadajcie sobie co chcecie, ale dla mnie najmilsząrzeczą w Zonie, jest dźwięk gitary przy ognisku! Na pewno nieraz zdarzyło się wam pobłądzić po ćmoku i z łomoczącym sercem poszukiwać jakiegokolwiek źródła światła, które choć częściowo mogłoby uchronić was przed bandytami, mutantami i Bóg wie czym jeszcze czającym sie w mroku... Wtedy płonąca beczka z garstką kumpli dookoła, staje sie niczym oaza na walącej żarem pustyni.
Swojego czasu zaznaczałem na PDA współrzędne takich miejsc, spośród których zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu pewien przystanek autobusowy na Wysypisku, z jakieś 100m na wschód od magazynu okupowanego przez bandytów.
Powiecie pewnie, że każdy głupi kot, który choć raz wyściubił nos z Kordonu wie o tym miejscu, ale miejcie na uwadze to, że nie każdy ma jaja żeby tam nocować, mając w sąsiectwie świrów z Powinności oraz grupę narwanych kolesi w skórzanych kurtkach...
Oprócz nmie całe to ZOO, w dupie mieli również trzej kolesie- Sasza Piła, Dimitri i Tolik Bard. O ile Dimitri pokazywał się tutaj sporadycznie,a Sasza opuszczał przystanek jedynie by wyswiadczyć "przysługę" Siodorowiczowi, to Tolik Bard zapuścił chyba w tym miejscu korzenie. Z resztą, jak sam stwierdził, był już za stary na wypady wgłąb Zony, a żarcia i wódki mu nie brakowało; bo któż mógłby przejść obojętnie obok "Mistrza Struny", nie dzieląc się z nim choćby łykiem "Kozaka" i sypiąc rublami by zadedykować zmarłemu przyjacielowi "Był dobrym stalkerem..." w najlepszym w Zonie wykonaniu? Tolik zdecydowanie zasłużył sobie na swój przydomek...
Ale jak to powiadają doświadczeni stalkerzy: to co w Zonie dobre, nigdy nie trwa wiecznie.
Tak też było w moim przypadku.
Sielanka bezpiecznego przystanku prysła pewnej feralnej nocy. Wracałem sobie z poważnym hajsem od Handlarza kiedy nagle zerwał się wiatr pizgający mi centralnie w twarz i naprowadzającey te ślepe kundle ponownie na mój trop. Po tym jak godzinami jak godzinami klucząc pomiędzy chaszczami i anomaliami z pustym magazynkiem, udało mi się ominąć grupę mutantów, taki obrót sprawtotalnie mnie wpienił.
Planowałemzrobić postój dopiero w "100 Radach", a tak musiałemzatrzymać się albo na Pchlim Targu albo na moim ulubionym przystanku.
Wiadomo, że wybrałem tę drugą opcję. Nie dość, że wisiałem Dimitrowi trochę kasy, to wiedziałem, iż zawsze mogę liczyć na szybkostrzelnego Obokana Saszy.
Wszystko przebiegało tak jak zwykle. Zaczęło się ściemniać. Sasza uderzył w kime, a Tolik nastrajał gitarę. Ledwie spod palców muzykanta wydobyły się pierwsze dźwięki smętnych, stalkerskich melodii, Sasza zaczął szybko i gardłowo sapać. Nie zdziwiło to nas specjalnie, ponieważ odkąd sięgam pamięcią za każdym razem tak byłoi właśnie dzięki temu osobliwemu chrapaniu, Sasza dorobił się swojej ksywki, której na marginesie nie lubil.
Sam twierdził, ze to niemożliwe żeby chrapał bo z jego przegrodą nosową i podniebieniem jest wszystko w porządku. Aż do tego wieczoru mu nie wierzyłem...
Dimitri przytargał limitowaną edycję "Kozaka", który oprócz orginalnej etykiety, posiadał o "dziesięć koni" więcej, dając okrągłą pięćdziesiątkę stężenia procentowego alkoholu w tym magicznym napoju.
Waliliśmy bez zapitypodając sobie flaszkę z rąk to rąk. Gdy opróżniliśmy już 3/4 butelki, Tolik Bard przerwał brzdąkanie, odstawił swoją gitaręi przy akompaniamencie pierdów i prezekleństw pobierzył za przystanek. Wódka mu najwyraźniej zaszkodziła. A może to promieniowanie?
Jak już przestaliśmy z Dimitrem rechotać z nieszczęścia kolegi, wpadliśmy na szatański pomysł, żeby jeszcze bardziej wnerwić Tolika.
Otóż grajek wprost nienawidził, jak ktoś choćby dotykał jego instrumentu, nie wspominając już o samej grze na nim. Dimitri nie zastanawiając się długo chwycił za gryf i rozpoczął fałszywie autorską piosenkę Tolika pod tytułem "Pijawka".
Bard zaczął nie tylko gniwenie, ale i z przestrachem ryczeć żebyśmy natychmiast przestali, ale zabawa była zbyt przednia by ją przerywać.
Już nieźle wcięty śmiałem się do łez, gdy nagle stwierdziłem, że coś mi tutaj nie pasuje... Ta głuch cisza...
Gardłowe sapanie znikło.
Popatrzałem na Sasze, ale ten wydawał się być nadal pogrążony w głębokim śnie. Dimitri ani na chwilę nie przestał profanacji utworu Tolika.
Wtedy to wszyscy usłyszeliśmy... Przeraźliwy, zwierzęcy i pełen nienawiści ryk "Wampira Zony"...
Pijawka zmaterializowała się tuż obok Dimitra i jednymchlaśnięciem szponiastej łapy uwaliła mu łeb. Gitaraz hukiem upadła na asfalt...
Zerwałem się na równe nogi i niczym szaleniec puściłem się dzikim biegiem w stronę posterunku Powinności. Zatrzymało mnie dopiero mocne uderzenie kolbą w brzuch przez jednego z wachmanów przy bramie za którą znajdywała się droga prowadząca do "100 Radów".
Dopiero teraz zdałem sobie spraw, że całą twarz miałem upieprzoną we krwi Dimitra, a w spodniach parowało jeszcze świerze gówno, które zachęcone rozluźnionymi od strachu zwieraczami, uwaliło moją dolną część kombinezonu. Łkając jak dzieckowsłuchiwałem się w kolejne coraz krótsze serie saszowego Obokana. Broń się zacinała... w końcu i jej terkot ustał...
Na przystanek odważyłem się ponownie zawitać dopiero po tygodniu...
Zastałem tam gnijące trupy całej paczki.
Dimitri, klęczałzdekapitowany przy znaku, |Sasza z nienaturalnie wykrzywioną ręką, nadale ściskał ukochanego Obokana, a Tolik z na wpół podciągniętymi gaciami, leżał przerżnięty na dwoje w kałuży swoich flaków, krwi i fekaliów.
Dziwne, że ich ciałami nie zajęły się jeszcze mutanty...
Jednak bardziej przeraziła mnie ta przeklęta gitara... Leżała dokładnie w miejscu, w którym upuścił ją Dimitri...
Tolik zabraniał innym gry na swoim instrumencie, Sasza Piła twierdzil, żę nigdy niebyłby w stanie sapać i charczeć przez sen...
Teraz już za późno na przeprosiny.
Czyli to nie on charczał...
Tatko mówił mi zawsze, że muzyka łagodzi obyczaje... No ale ku*wa bez przesady!
Gitarę zatargałem do Doliny Mroku. Masm nadzieję, ze tam będzie bezpieczna...
Z resztą, po jakiego grzyba miałby się ktoś fatygować po ten cholerny kawałek drewana, pośrodku otoczonego anomaliami i promieniotwórczego szybu?
KONIEC