przez arcticmonkeys w 02 Wrz 2009, 23:54
Deszcz monotonnie wybijal swojego marsza na blaszanym dachu. Gdzies w oddali skrzypialy zawsze skrzypiace drzwi, ktorych nigdy nie pamietal zamknac. Poza tym bylo tak cicho ze slyszal krew pulsujaca mu w skroniach. Wszedzie pusto, wszedzie cicho. I tak od tygodni. Dobijala go ta pustka.
***
Ostatniego czlowieka widzial tydzien temu. Walesal sie po opuszczonych budynkach w poszukiwaniu jakiejs zapomnianej flaszki kozaka, gdy bardziej wyczul niz uslyszal czyjas obecnosc. Zaklal w duchu bo karabin zostawil przy spiworze. Ostroznie wyjrzal na plac. Pusto. Ale czul ze ktos tu jest. Walczyl ze soba przez chwile. Jesli to pijawka to bedzie martwy zanim dobiegnie do karabinu. Jesli to czlowiek, bedzie martwy jeszcze szybciej. Zaklal jeszcze paskudniej i najciszej jak mogl pobiegl w kierunku ogniska. Jeszcze dziesiec krokow, jeszcze piec.
-Stoj!-glos nie dopuszczal sprzeciwu.
Powoli przeniosl wzrok z lufy wlasnego kalasznikowa wycelowanego w jego piers na twarz napastnika. I zasmial sie serdecznie.
-Co ci tak wesolo kocie. - w glosie stalkera brzmiala nagana. -dalbys sie zastrzelic z wlasnej broni. Chyba zapomniales od czego tu jestes.
-Nie zartuj Grisza. Czego ja tu niby pilnuje? Stosu zlomu i paru pustych budynkow. Nawet wodke ze soba zabrali. Czego ja tu niby mam pilnowac, i przed kim.
-Wszyscy ruszyli na polnoc?
-Nawet stary Sidor. Powiedzial ze gowno go obchodzi ten caly mozgozweglacz, ale jak przez niego ma pojsc z torbami, to woli sie przeniesc z interesem chocby do samego reaktora. Wilk skolowal mu jakiegos kamaza, posklejali tasma co sie dalo i pojechali. Dal mi nawet prezent- tracil reka pusta butelke- szkoda ze tylko jedna, ale zawsze o starym dobrze swiadczy.
-Wiec tylko ja przegapilem wylaczenie mozgozweglacza. Ale chyba jeszcze nic straconego. Tak to jest jak sie ma rodzine na utrzymaniu- nie wiadomo co czlowieka bardziej ciagnie. Czasem trzeba wrocic na normalna strone.
- Czy na pewno wiesz ktora strona jest bardziej normalna?
Grisza nieznacznie sie usmiechnal - tutaj przynajmniej nie ma podatkow. Bywaj mlody. I nie spac, zwiedzac hehe.
-Spierdalaj, a zebys w wyzymaczke wpadl zartownisiu.
Grisza Traper znikl tak samo jak sie pojawil. Przez chwile tylko jeszcze slychac bylo jego smiech.
***
Czemu jeszcze tu byl, nie potrafil sam sobie odpowiedziec. Kazali mu pilnowac opuszczonej bazy, a sami ruszyli w glab Zony. Nie mial wyjscia, byl kotem musial sluchac starszych. Wiele razy budzil sie w nocy czujac ze tez musi tam isc. Ale zostawal. Rozsadek mowil mu ze sobie nie poradzi, sam jednak czul sie przez to coraz wiekszym tchorzem. Wloczyl sie calymi dniami po opustoszalym kordonie, a bezsenne noce spedzal podsluchujac komunikaty radiowe nadawane przez stalkerow. Niestety baterie radiostacji wyczerpaly sie niemal tak szybko jak wodka. Popadl w jakies dziwne otepienie.
***
Koniec. Postanowil. Poprawil plecak, sprawdzil przewody maski przeciwgazowej. Przesunal karabin tak zeby wygodniej bylo go siegnac.
I wyruszyl na spotkanie z Zona.
-----
I tutaj skonczyly mi sie pomysly na dalszy ciag:) Jesli ktos ma pomysl jak to kontynuowac to prosze o sugestie, jesli ktos chce to moze takze dopisac dalszy ciag. A jesli sie nie spodobalo to moderator moze usunac, no problem:)