przez Adam w 27 Lut 2010, 21:32
- Jakie wyda pan rozkazy? – zapytał Wasiaka jeden ze stalkerów.
- Takie, na jakie zasłużycie. Obrzucamy ich granatami, ostrzelamy i uciekniemy. Nie chcę tracić cennych ludzi. Z resztą nasze zapasy są już na wykończeniu.
- Dobra, ja proponuję następujący plan – rzekłem do wszystkich – Jest nas łącznie siedmiu. Wasiak i dwóch pozostanie na pozycji i przygotują resztę do ewakuacji, za to reszta pójdzie ze mną i wykonamy atak.
- W porządku, ale gdy wojskowi przeczuwają atak? Widać, że ten ich obóz to istna twierdza. Jak to załatwimy?
- Prosto. Podejdę do nich, że niby chcę pogadać szefem. Wtedy wy zakradniecie się i powybijacie tych w namiotach tłumikami i nożami. Wówczas ja zabije dowódcę i otworzę ogień do żołnierzy na zewnątrz. Wy mnie wspomożecie i akcja skończona.
- Do dzieła. – podsumował Wasiak.
Pewnym krokiem, skierowałem się do obozu. Armiści bardzo zdziwili się na mój widok. Nie spuszczali mnie z oka i początkowo trzymali na muszce.
- Stój! – krzyknął jeden z nich. Miał naszywki kaprala. – dokąd tak wędrujesz, stalkerze?
- Mam do załatwienia interes z dowódcą! Prowadzić do niego natychmiast!
- Eeee, Tak jest! – odpowiedział przerażony kapral wskazując mi drogę.
Na razie wszystko szło, jak należy. Zaprowadzono mnie do jednego z większych namiotów. namiotów środku siedział jakiś porucznik i dowódca posterunku w stopniu majora.
- Hmmm, znasz go Wałomin? – spytał młodszego stopniem.
- Nie, panie majorze!
- Grudeckij! Możecie już iść! – odpowiedział major do kaprala.
- Podobno macie do mnie jakiś interes. Co to jest?
- To mały drobiazg, wiem, gdzie znajduje się banda samotników, która grasuje…
- Chodzi ci o Wasiaka i jego ludzi? Te dranie panoszą się na moim rewirze! Musze ich dorwać. Co chcesz za informacje?
- Chcę coś wiedzieć na temat dziesięciu najlepszych bandytów. No i oczywiście 100 rubli!
Major na chwilę zamarł. Porucznik wyglądał na takiego, co urodził się wczoraj.
- Nic o nich nie słyszałem, ale wiem jedno. Nie zadziera się z żadnym z nich.
- Trzech już poznałem. Jednego własnoręcznie zabiłem.
- Pudla? On był najsłabszy. JA za to jestem silniejszy. – odparł major, pokazując tatuaż z rzymską cyfrą cztery.
Porucznik się poderwał:
- Ty jesteś jednym z nich? Jesteś bandytą, ale… - nie zdążył. Major wyjął Makatowa z tłumikiem i zabił go trafiając dwa razy w serce. Żołnierz początkowo upadł na stół, następnie zleciał na podłogę.
- On nie musiał tego wiedzieć. Zaraz podzielisz jego los. Straż!
- Niezupełnie! – odrzekłem i wybiegłem z namiotu. Wystrzeliłem do wojskowych przy ognisku. To był znak dla ludzi Wasiaka do ataku. Żołnierze niczego się nie spodziewali. Padali jak muchy. Jeden z nich, przeskoczył nad barykadą i począł uciekać w stronę Baru. Nikt z naszych nie mógł go uciszyć. Wtem, Wasiak i reszta jego ludzi ostrzelali go.
Z namiotu dowódcy, wybiegł Numer czwarty. Musiałem go teraz dorwać. Zabił dwóch moich ludzi, a trzeciego dotkliwie zranił. Wasiak i reszta byli oddaleni. Zostałem sam. Wyjąłem z rąk zabitego żołnierza Wintoreza i waliłem do majora. Ten za to, uzbroił się w PKM i zasypał mnie gradem pocisków. Oberwałem w nogę, ale zdążyłem celnie wystrzelić. Drań i wielka gnida dostał prosto płuco. Chyba kula przeszła na wylot. Wstałem, podpierając się o broń. Podszedłem do rannego bandyty.
- Jak to możliwe, że najzwyklejszy renegat i złodziej, stał się majorem Armii Ukraińskiej?
- To bardzo proste – powiedział poważnie ranny major - byłem normalnym żołdakiem, ale takie życie mi nie pasowało. Wiedziałem, że nic nie zarobię na g*wnianej misji w Czarnobylu. Zaprzyjaźniłem się z osobami, które teraz tak ścigasz. Mnie i Pudla dorwałeś fartem, ale reszta moich towarzyszy jest dla ciebie zbyt trudna do odnalezienia.
- Trudno, na razie posiłkuję się informacjami informacjami Yariku, Koli Awdanowowie i nieznanym bliżej gościu w stroju najemnika.
- Ocalił ci życie? Pudel był słaby fizycznie, ale ten, o którym wspomniałeś jest słaby psychicznie. Nie zniesie, jak zobaczy rannego ptaszka lub kotka. Ale siłacz i spryciarz z niego dobry.
- Jak on się nazywa? Przydaj się pod koniec.
- Nie powiem ci. – wyzionął ducha…