Melduję że się udało - za drugim razem Strielok pierwszy pognał pod helikoptery, ledwie nadążałem za nim, żeby mu chronić ten chudy zadek. Niestety - chłopaki z Ogończy zostali na placu boju. Z tym że to nawet lepiej - wiem że zakończenie nie jest w tym przypadku na maksa optymistyczne, ale to że w czasie jatki na koniec były straty dodaje tylko realizmu całej zabawie.
Teraz sobie zamierzam popykać w freeplaya. Tylko pytanie - jak wyjść z Prypeci? Będzie Garri czekał w pralni? No nic - przekonamy się jutro, bo dziś pora z Zony do żony
(swoją drogą mógłby to być niezły dowcip: wraca stalker do domu, zmęczony, ledwo na nogach się trzyma, a żona "śmierdzisz Zoną!")