- Zulus 4. Powtarzam Zulus 4 odezwij się Zulus 4 tutaj ojciec Zeus odezwij się ! – Mówił głos z radia rozbitego transportera wojskowego gdzieś w czarnobylu. Transporter był wywrócony do góry nogami niedaleko drogi. Otaczały go spore zarośla i kłębiący się dość przeźroczysty biały dym wychodzący z podwozia. W Okół transportera leżało mnóstwo skrzynek karabinów amunicji , pistoletów oraz żywności. Wyglądało to tak jakby żołnierze stąd wybierali się na misję na przynajmniej kilka tygodni. Dzień był wyjątkowo piękny a słońce idealnie oświetlało Stefę czarnobylską ukazując całe jej groźne piękno w swej pełnej krasie. Jednak po za tymi rzeczami przy transporterze leżało czterech żołnierzy. Jeden siedział w sumie oparty o burtę pojazdu jednak nie dawał oznak życia z resztą w sumie jak pozostali. Wszyscy mieli wypisane na naszywkach wyraźnie widoczne słowa „14 pułk komandosów wojsk Ukraińskich”. Wiatr spokojnie powiewał głaszcząc twarze nieboszczyków a z daleka dało się słyszeć prawdopodobnie szczekanie. Mundury żołnierzy i ich kamizelki były już całe ubrudzone mimo iż wypadek zdarzył się ledwo kilkanaście minut temu. Jeden z żołnierzy który skulony leżał tuż przy bocznym włazie miał w swoich zaciśniętych już niestety martwych rękach licznik Geigera który co jakiś czas wydawał z siebie dziwny dźwięk jakby pukanie co miało ostrzegać przed zbyt wysokim poziomem promieniowania.
Wiatr ponownie zawiał i przemknął tym razem nawet po wnętrzu transportera sprawiając iż kolejna skrzynka w środku spadła z hukiem na ziemię. Z samej skrzynki wysypało się naprawdę sporo amunicji wywołując kolejny hałas zakłócając śmiertelną ciszę strefy. Radio w pewnym momencie po prostu zamilkło dzięki czemu teraz wyraźnie dało się słyszeć głosy pochodzące z sporej odległości. Był to przeważnie wiatr który kołysał drzewami na wzgórzach jednak co jakiś czas ciszę zakłócały poszczekiwania z daleka lub jak można było przypuszczać nawet strzały. Nagle jednak żołnierz który leżał twarzą do ziemi między małymi skrzynkami z żywnością głośno złapał powietrze co po raz kolejny dzisiaj przerwało koncert ponurej Stefy. Mężczyzna na którego hełmie koślawo zapisano jego imię „Grigorij” złapał powietrze w ten sposób jeszcze kilka razy. W międzyczasie drzwi na burcie od transportera które cały czas były otwarte przez wiatr zaczęły się kołysać raz w jedną raz w drugą stronę skrzypiąc pry tym potwornie. Do tego dołączył jeszcze jęk żołnierze który wolną ręką chwycił się za głowę. Leżał w tej pozycji jeszcze dobre kilka minut a następnie otworzył swoje oczy. Spod gogli wojskowych które miał na oczach można było dostrzec wzrok pełen bólu jak i przerażenia. Po tym Grigorji delikatnie i powoli uniósł głowę i podparł się na lewej ręce tak by móc obejrzeć całe to miejsce.
Jego największą uwagę przykuli martwi żołdacy których tutaj było tylko trzech a w środku było ich pewnie jeszcze kilku. Żołnierz podjął heroiczną próbę wstania pomagając sobie każdą kończyną jednak spełzło to na niczym. Jedynie po raz kolejny dziś wiatr niosący z sobą skażone powietrze uderzył z spokojem o jego twarz. Grigorji widząc iż próba wstania jest póki co bez owocna postanowił się podczołgać do skulonego trupa. Przy okazji sprawdził czy w kaburze nadal miał swój nieodłączny i prywatny rewolwer. Na jego szczęście nadal tam był. Po chwili już czołgał się w kierunku towarzysza i w niecałą minutę znalazł się przy nim. Na początek sprawdził czy żyję jednak okazało się iż zmarł. Mimo to wzrok żołnierza napotkał licznik trzymany w zaciśniętej ręce który wskazywał dawką przekraczającą tą którą może przyjąć człowiek. Wywołało w nim to panikę niemal że histerię. Wiele razy już słyszał co się dzieje z tymi którzy nie pamiętają o promieniowaniu. Nie czekając oparł się o najbliższy kamień i wyjął z swojej kieszeni tabletki które wręczono mu przed misją by zredukować promieniowanie w organizmie. Z strachu i paniki nie mógł wydobyć kapsułki a pierwszą przez przypadek zmiażdżył. Druga próba była udana. Grigorij nie zważając na nic połknął tabletkę jednak nie był to koniec ponieważ promieniowanie nadal mu zagrażało. Mimo iż miał na sobie specjalny wojskowy kombinezon jego twarz była odsłonięta. Tok myślowy przerwały wrony które akurat przeleciały nad jego głową a drzwiczki od pojazdu budowały naprawdę przerażającą atmosferę. Żołnierz pośpiesznie zaczął grzebać w swojej torbie z maską przeciwgazową. Ponownie wdały się nerwy przez co by ją założyć zmarnował przynajmniej kilka minut. Gdy owa maska znalazła się na nim odetchnął z wielką ulgą i teraz spokojnie gdy jego nerwy opadały mógł dokładnie omieść wzrokiem miejsce wypadku. Pojazd na pewno już do niczego się nie nadawał jednak jego wnętrza jeszcze nie widział. Ciszę strefy ponownie przerwało szczekanie jakby liczniejsze i nieco bliższe. Grigorij nie zwracał na to uwagi przynajmniej na razie. Po chwili spokoju wyjął z swojej kieszeni podręczne PDA i przyjrzał się uważnie mapce którą miał tutaj już wbudowaną. Z tego co widział znajdował się dwa kilometry od miasta zwanego Prypeć.
- Prypeć…miasto duchów – Wydukał po ukraińsku patrząc na mapkę na dotykowym ekranie swojego PDA. Prypeć było miastem zbudowanym dla pracowników elektrowni jednak po wybuchu całe je ewakuowano przez co dzisiaj nie ma tam nikogo za wyjątkiem ludzi zwanymi stalkerami którzy i tak bardzo rzadko tam zaglądają. Może dlatego że tylko kilku z nich zna drogę do tego przeklętego miejsca. Kilka wron gdy on oglądał i oceniał swoje położenie wylądowało na pobliskich nie działających liniach energetycznych. Wydawały z siebie nie miłe dla uszu odgłosy co denerwowało Grigorija. Na mapce zaznaczył pewien punkt gdzie znajdował się jego cel. Do granicy strefy miał sporo do przejścia a ta jest zbyt niebezpieczna by chodzić tutaj w pojedynkę. Dzięki ogarnięciu podstawowych rzeczy poczuł przypływ sił. Ponownie spróbował wstać pomagając w tym sobie kamieniem na którym się opierał. Dzięki temu stanął na równe nogi które jednak mimo to były jak z waty. Był to efekt promieniowania po za tym gdy wstał miał ochotę zwymiotować lecz się powstrzymał. Nie wydalił zawartości żołądka też dzięki świeżemu powietrzu dzięki swojej masce gazowej. Szybko przetarł jeszcze szybki maski i powolnym krokiem by ominąć ciała ruszył na przód ku transporterowi. Wrony w tym czasie usadowiły się na zwłokach żołnierza przy transporterze. Nie był to zbyt piękny widok. Do tego nie miał on zamiaru by ptaki ucztowały na jego kolegach przy nim samym tak więc od razu zaczął machać rękami i tupać aż ptaki znowu uniosły się w górę. Po tym odetchnął i poprawił swoją kamizelkę taktyczną. Najpierw powoli wziął z rąk martwego wojaka licznik Geigera a następnie uklęknął przy skrzynkach z amunicją. Zaczął wyjmować z niej magazynki do swojego AK 74. Wszystkie zapakował do kieszeni oraz plecaka który chwycił po drodze z szaroburej ziemi. Wrony patrzyły czas na niego z ciekawością a szczekanie w oddali nasiliło się. Nie był to dobry znak. Grigorji zajrzał jeszcze przez właz do transportowca. W środku było jeszcze dziesięciu żołnierzy którzy nie dawali oznak życia. Był to makabryczny widok tak więc nie patrząc nawet włożył rękę do środka by wyciągnąć swój karabin. W pewnym momencie wyczuł kolbę i pociągnął za nią a już po chwili trzymał AK 74 w swoich rękach. Cała kolba była ubrudzona krwią jakiegoś członka oddziału.
- Biedak… pewnie poleciał prosto na karabin w czasie wypadku – Ozwał się zniekształconym przez maskę gazową głosem. Krzaki znów zakołysały się na wietrze a wrony zaczęły nie spokojnie krakać. Grigorji zapakował jeszcze jakieś racje żywnościowe do plecaka i ruszył w stronę wzgórza z którego spadł pojazd. Po drodze cały czas patrzył na licznik który stopniowo wskazywał opad promieniowania tak więc gdy znalazł się na drodze mógł spokojnie zdjąć maskę i spakować ją do torby. Teraz dopiero głęboko odetchnął i rozejrzał się błądząc wzrokiem w każdą stronę. Po jednej Stronie miał wzgórze na które wszedł a do drugiej stronie obok drogi nie przenikniony las. Dalej dostrzegł drogowskaz z napisem „Malcanka 600 metrów”. Drogowskaz był stary i zardzewiały więc prawdopodobnie stał tutaj już od roku 1986. Długo się nie zastanawiając ruszył starą podziurawioną drogą do „Malcanki”. Gdy przeszedł ledwie dziesięć metrów dostrzegł jak w dole przy wraku sfora psów rozszarpywała kombinezony martwych żołnierzy. Nie były to zwykłe psy. Ich sierść była brudna a na ciele miały różne rany od oparzeń i co ważne w miejscu gdzie powinny mieć oczy widniały tylko dwie okrągłe ropiejące rany. Od razu pomyślał o tym że gdyby nie ruszał się szybciej skończyłby jak oni. Westchnął i odwrócił wzrok po czym szedł dalej. Po drodze cały czas kopał napotkany kamień wielkości małej piłki. Na horyzoncie gdzie były tylko pola i kilka drzew daleko mógł dostrzec stare wyniszczone bloki mieszkalne. To był jego cel Prypeć choć jeszcze tak odległy mógł go przynajmniej zobaczyć. Po drodze otoczenie się zmieniło. Lasy zamieniły się w kłębowiska pól i krzaków a przed nim wyrosło zaledwie kilka małych chatek wioski „Malcaki”. Wszystkie były zbudowane z drewna na wzór typowych domków starej Rosji. Wszystkie okna były zakurzone a w jednym z nich na świat spoglądała mała cekinowa lalka. W kolejnym mógł dostrzec jakiś wazon już niestety bez kwiatów. Droga biegła przez wioskę a domki były skoncentrowane w Okół niej. Samych skromnych budynków było zaledwie pięć. Przy wjeździe do osady stał stary zardzewiały i zniszczony samochód. Wszystkie jego szyby były wybite zaś na tylnym siedzeniu leżały walizki z ubraniami. Wszystko wskazywało na to że mieszkańcy musieli szybko opuszczać wioskę. Idąc dalej Grigorji nie świadomie zupełnie nadepnął wojskowym butem na jakiś przedmiot. Nie śpiesząc się zdjął stopę z obiektu i spojrzał w dół. Owym przedmiotem był pluszowy brązowy miś. Nie miał jednego oka zaś jego ucho było niemal w całości oderwane.
Żołnierz powoli schylił się i ujął w rękę zabawkę. Mimo upływu lat miś był ciągle miękki w dotyku. Przypatrywał mu się dobrą chwilę. Zastanawiał się do kogo mogła należeć ta zabawka. Tysiąc myśli nasuwało mu się do głowy jednak jego tok myślowy przerwał co najmniej dziwny hałas wywodzący się z budynku po jego lewej stronie. W tym momencie niemal odruchowo wyrzucił misia na drogę i przeładowawszy karabin wycelował swoim AK 74 w drzwi budowli. Cały dom był pomalowany na brązowo chodź pozostałości farby po tylu latach zaczęły już schodzić. Obok rósł sporych rozmiarów dąb który pod wpływem wiatru delikatnie uderzał gałęziami o szybę w oknie starej budowli. Budowało to napięcie jednak wyszkolony Grigorji zachował zimną krew i powoli acz stanowczo zaczął zbliżać się w kierunku drzwi. Zdawało mu się że jego kroki są teraz znacznie głośniejsze niż poprzednio a on sam zaczął się mocno pocić. Drzwi praktycznie ledwo trzymały się w nawiasach jednak nadal można było je spokojnie otwierać i zamykać. Nim się do nich zbliżył wciągnął dużo powietrza w płuca i ręką przetarł twarz po której spływały krople potu. Całe jego wnętrze hełmu było niemalże mokre co nie było zbyt przyjemnym uczuciem. Dziwny odgłos się nie ponowił jednak uparł się by sprawdzić wnętrze owego budynku. Wiatr wzmógł się a gałęzie zaczęły nerwowo pukać w szybę zaś nad jego głową ponownie przeleciało stado wron które jednak poszybowało dalej po za wioskę. Stojąc przed drzwiami wyciągnął rękę w kierunku metalowej klamki i mocno ją pociągnął w swoim kierunku. Drzwi rozwarły się ukazując przedsionek. W małym pomieszczeniu znajdowała się podniszczona szafka na której ktoś ułożył kilka zakurzonych par butów zaś na wieszaku wisiała szara zapinana na zamek błyskawiczny kurtka. Grigorji wkroczył do budynku i przeszedł przez przedsionek. Następny pokój był chyba jadalnią i salonem. W jednym z rogów przy oknie stał nie wielki stół przy którym ustawiono kilka drewnianych krzeseł zrobionych własnoręcznie chyba przez właściciela domu. Na stole dojrzeć można było kilka talerzy , dwa kubki z logiem ZSRR oraz książkę o nazwie „Powieść kryminalna Atoniego Michaiła. Noc w Moskwie”. Z drugiej strony pokoju stała sporych już rozmiarów szafa na której ustawiono kilka fotografii oprawionych w misterne ramki. Na fotografiach ciągle powtarzała się dwójka ludzi. Raz byli młodzi a raz starzy. Zdjęcia na których byli ukazani były bardzo stare. Blisko szuflady widniała duża kanapa której brakowało kilka poduszek. Przed kanapą na małym stoliku do kawy stał telewizor z lat osiemdziesiątych który był strasznie zakurzony z resztą jak wszystko inne. Na dodatek wszędzie na podłodze leżały stare deski sztućce rzeczy czy walizki lub książki. Grigorji zrobił kilka kroków przed siebie łamiąc po drodze jedną spróchniałą deskę oraz potrącając pustą szklaną butelkę po miodzie. Następny pokój w jakim się znalazł była sypialnia. Po środku było dwuosobowe łóżko na którym leżało jeszcze prześcieradło. Kołdra i poduszki były porozrzucane po całym pokoju. Tutaj stał tylko chwilę lecz w pewnym momencie spod łóżka wydał się ten sam odgłos który usłyszał będąc na zewnątrz. Automatycznie lufa karabinu powędrowała na łóżko. Odgłos powtórzył się jeszcze kilka razy zaś żołnierz stał nieruchomo. Nagle spod łóżka wybiegł nie wielki szczur i przeraźliwie piszcząc przebiegł pod jego nogami. To go przestraszyło więc bez swojej wiedzy pociągnął za spust a pocisk uderzył w podłogę robiąc sporych rozmiarów dziurę. Grigorji głośno oddychając oparł się o próg i przysiadł odstawiając karabin na bok. Dobył jeszcze jedną ręką swego noża polowego i patrząc na jadalnie rzekł sam do siebie z ukraińskim akcentem.
- Tutaj będę spał.
Koniec na razie Prologu
jest to moje pierwsze "Stalkerowe" opowiadanie więc proszę o wyrozumiałość i wszelkie rady też mile widziane. Fabuła będzie się ujawniać z czasem.
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.
"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."