I kolejne opowiadanko. Wiem, że tytuł może się "kojarzyć", ale wasze skojarzenia mówią o was
Przygoda z doktorkiem
Szafa wdrapał się w końcu na starą, spróchniałą wieżę i rozejrzał się. Banda ślepych psów wciąż się włóczyła pod wieżą wyczuwając zapach stalkera. Wiedział, że tutaj go kundle nie dorwą, ale i tak nie chciał spędzać tutaj nocy. Wyciągnął z plecaka nowo zakupiony tłumik do swojego G 36, zamontował go na lufie i po cichu eliminował psy. Nie chciał robić strzałami hałasu, gdyż widział niebezpiecznie czającego się nibypsa jakieś 150 metrów dalej. Pozabijał wszystkie kundle spod wieży i zamyślił się – zaryzykować i spróbować zastrzelić tego nibypsa, czy po cichu się wycofać? Postanowił rzucić w stronę kundla swoim ostatnim granatem. Wiedział, że nibypsy mają dobry węch i nie rozróżniają granatu od kamienia. Tak więc przywiązał nitką kawałek kiełbasy do granatu, odbezpieczył i pomodlił się, żeby kiełbasa w locie nie odczepiła się od wybuchowej kulki. Rzucił i czekał na efekt. Durne psisko podlazło prosto na granat, złapało zębami kiełbasę i granat eksplodował z niesamowitym hukiem. Szafa wiedział jedno – pies zdechł. Stalker zlazł więc z wieży i spokojnie zmierzał w kierunku wysypiska. Przebywanie w Dolinie Mroku dłużej niż dzień było niewskazane, a wręcz niezdrowe.
Była godzina 18.00 kiedy Szafa wydostał się z otoczonego przez Elektro wyjścia z Doliny Mroku. Był głodny. Doszedł do wniosku, że marnowanie ostatniego kawałka kiełbasy na ścierwo psa było pomysłem idiotycznym. Szafa wlókł się więc w kierunku baru i zobaczył dwóch ludzi w czarnych płaszczach. – To jedyna szansa za zdobycie jakiegoś żarcia i przy okazji amunicji – pomyślał. Dokładnie wycelował w łeb bandziora, który szedł z tyłu i pociągnął za spust – tłumik sprawował się znakomicie i złoczyńca z przodu nie usłyszał strzału. Usłyszał za to gruchnięcie martwego kumpla na ziemię. Drugi bandzior od razu się odwrócił i zaczął celować w łeb jakiemuś gościowi w kombinezonie naukowców, darł się przy tym w niebogłosy. Szafa wcześniej tego naukowca nie zauważył. Wiedział za to co się dzieje – ten doktorek to był zakładnik, a bandyci na pewno prowadzili go albo do kryjówki, albo do miejsca wymiany jajogłowego na jakieś ruble. Szafy za to nie obchodziły ani zapewne „dobre” intencje doktorka, ani groźby bandziora. Wisiało mu, czy zakładnik zdechnie czy nie. Otworzył więc ogień w stronę drugiego bandyty, szybko go zlikwidował i przypadkowo trafił doktora w ramię. Podbiegł do trupów bandziorów i do stękającego naukowca. Uwagi Szafy nie przyciągnęły nawoływania o pomoc wydobywające się spod jego hełmu, ale plecak uczonego. Bez skrupułów i zbędnych ceregieli wyciągnął nóż, rozerwał ramiączka plecaka i zaczął w nim grzebać jak kret w ziemi. Znalazł apteczkę, jakieś chemiczne żarcie ( - To mi poratuje życie – pomyślał), stymulanty, notatki i artefakt. Nie byle jaki – był on opakowany w specjalną, metalową skrzynkę ze szczegółowymi notatkami na temat jego właściwości. W skrzynce spoczywał Jeżowiec:
- Zostaw to wredny złodzieju! Pracowałem pieczołowicie nad tymi notatkami…
- G**no mnie obchodzi jak i kiedy pracowałeś nad tymi notatkami doktorku. Teraz to jest moje – Szafie już błyszczała przed oczami okrągła sumka za ten artefakt. Myślał już ile wysępi od barmana albo Saharowa za to cudeńko.
- Jeśli myślisz że jestem takim samym tchórzem jak inni, to się grubo mylisz! – powiedział doktorek i sięgnął po pistolet bandyty. Był to oczywisty błąd. Szafa jednym strzałem przeszył doktorkowi hełm i kula przeleciała przez łeb naukowca jak przez sito. Zaraz po tym Szafa usłyszał przez radio jednego z bandziorów jakiś komunikat w nieznanym mu języku. Głos po chwili ucichł i zaraz pojawił się następny (tym razem mówił już po rosyjsku):
- Jurij k**wa, co się tam dzieje! Miałeś się odzywać co dziesięć minut! Jurij k**wa powiedz coś! Jak tam będę musiał pójść to wierz mi, nie skończy się to dla ciebie dobrze. Władek! Skrzyknij chłopców, idziemy po tego debila! A jak k**wa myślisz?! PO JURIJA! RUCHY K**WA! Ech, mogłem zostać u najemników, tam chociaż ludzie byli mądrzejsi…
I radio ucichło. Szafa szybko zabrał bandziorom dwie poobijane konserwy, pół litra i granat obronny. Wyciągnął lornetkę i zaczął się rozglądać w kierunku bram do baru. Widok go przeraził – najemnicy gromili siły Powinności stacjonujące przy wejściu na teren fabryki Rostok. Szafa przykucnął i porozglądał się za sobą – tam szło z piętnastu bandziorów, prosto w jego stronę. Nasz stalker szybko pognał w kierunku ruin po prawej. Dawno temu, kiedy artefaktów było dużo i Wolność miała bazę w Dolinie Mroku, był tutaj obóz neutralnych stalkerów – prawdziwa oaza na środku wysypiska. Szafa wiedział, że tuż za ruinami jest mała piwniczka, w której stalkerzy przeczekiwali emisje. Nasz bohater szybko tam wlazł, zabarykadował wejście bez drzwi jakimiś beczkami i uciekł na dół. Z dołu zaś dobiegał silny smród padliny. Szafa nie zastanawiając się zaczął strzelać we wszystkie strony – usłyszał przeraźliwy ryk i jakby znikąd pojawiło się ogromne cielsko z mackami zamiast ust – pijawka. Stalker mało nie narobił w portki ze strachu, i wylazł spod wielkiej bestii, otrzepał się i dla bezpieczeństwa strzelił pijawce trzy razy w łeb. Porozglądał się po zrujnowanej piwniczce – leżała tu kupa trupów, zmasakrowanych do granic możliwości. Resztki stalkerów pozbawione były głów, rąk, nóg i wielkich kawałków torsu. Szafa puścił pawia w koncie. Widział już dużo, ale to był dla niego szok. Te gołe kawałki mózgu na ścianach, te kałuże krwi, długie kawałki jelita walące się jak serpentyny po karnawale i ten smród. To wszystko było… no właśnie. Szafa nie potrafił ubrać tego obrazu nędzy i rozpaczy w jakieś słowa, które by wyrażały rozmiar tej tragedii. Wytarł rękawem usta, wyczyścił posmak rzygów w gębie wódką i od razu minęła mu ochota na jedzenie. Usiadł na w miarę czystym (czyli pozbawionym kości, narządów i krwi) kawałku podłogi i nasłuchiwał. Pierwsze strzały już padały, huki granatów, jęki bólu, co jakiś czas świsty anomalii, więcej jęków i wrzasków, więcej wystrzałów i ogromny wybuch po którym zaległa niczym już niezmącona cisza. – Pewnie RPG-7 – pomyślał Szafa. Po około kwadransie oczekiwania na jeszcze jakiś znak trwającej bitwy, Szafa wyszedł ze swojej kryjówki. Porozglądał się – krajobraz wyglądał podobnie, jak ten z piwnicy. Stalker po łebkach przeszukiwał ciała, ale niewiele znalazł. Amunicja była wystrzelona, żarcie porozwalane i przeszyte kulami, resztki zużytych apteczek walały się po ziemi. Broń też nie była jakoś specjalnie wyjątkowa więc Szafa ruszył w kierunku niebronionej przez nikogo bramy. Przeszukał trupy powinnościowców i usłyszał jęk zza baraku:
- Pomóż…
Szafa ruszył powoli za barak i tym razem postanowił uratować człowieka – może dlatego, że lubił ludzi Powinności (którzy kiedyś uratowali mu niejednokrotnie życie), może z powodu widoku rozszarpanych trucheł dawnych stalkerów:
- Człowieku, co tu się stało, skąd ci najemnicy.
- Pomóż…
- Już spokojnie…
Szafa pobieżnie opatrzył ranę stalkera (został trafiony w nerkę) i dał mu wódki – lekarstwa na wszystko. Było już grubo po dziewiątej, więc Szafa postanowił przeczekać przy rannym noc w baraku:
- Dobra, teraz mi powiesz co tu się wydarzyło.
- No więc tak: w Zonie pojawił się naukowiec, zbierał informacje o artefaktach i anomaliach dla jakiegoś bogacza z Anglii albo Stanów, nieważne. Owy bogacz zorganizował doktorowi ochronę w postaci kilkunastu dobrze uzbrojonych najemników. Różnymi drogami i kontaktami dogadaliśmy się, że nie będziemy tej eskapady atakować. Naukowiec miał wolną rękę w badaniu tych durnych artefaktów, a ochrona dbała o jego życie. Myśmy się nie wtrącali – jak zapłacili… No i pewnego dnia ambitny doktorek chciał się pobawić w stalkera i wylazł sam z terenu baru, pchał się w stronę Jantaru, chciał zobaczyć zmutowanych. No i zobaczył – ale nie zmutowanych a bandytów, którzy go porwali. Skontaktowali się z najemnikami i grozili śmiercią doktorka, jeśli nie dostaną jakiejś tam sumki. Umówili się w tych ruinach (stalker wskazał ruiny, w których Szafa się chował) i tam mieli dokonać „transakcji”. Ale jakiś debil zabił i bandytów i naukowca. Najemnicy natychmiast się o tym dowiedzieli ,bo naukowiec miał jakiś czujnik wykrywający tętno czy coś. Bogacz wpadł w szał jak się o tym dowiedział i błyskawicznie wysłał po ciało naukowca najemników, a ci bezceremonialnie pchali się po doktorka, jakby chodziło o ich życie. Przy bramie zaczęli się rzucać i walka rozgorzała. Dali nam w d*pę i popędzili w tereny tych ruin. I tam się dopiero zaczęło. Gościu, takiej wojny to ja nawet na filmach nie widziałem. W końcu ktoś wyciągnął bazookę i wszyscy pozdychali. Wtedy pojawiłeś się ty. Właśnie, a skąd ty wylazłeś?
- Ja? Eee, no tego… ja akurat byłem w Dolinie Mroku.
- Ciesz się, że nie wpadłeś na tą bitwę, ty mógłbyś nie żyć i ja bez twojej pomocy też.
- Drobiazg. Chodźmy już spać, śpiący jestem po tym dniu pełnym wrażeń… – i Szafa ugryzł się w język. Przecież stalker nie wiedział, że tym baranem który narobił takiego bigosu był Szafa. Na szczęście podchmielony powinnościowiec nie zadawał już pytań i poszedł spać. Szafa zamknął drzwi do baraku i po cichu modlił się, żeby komuś nie przyszło do głowy tu zaglądać. Kiedy żołnierz już chrapał, Szafa konsumował w pośpiechu i strachu chemiczne żarcie doktorka. Szafa nie lubił spędzać nocy w Zonie – chyba, że jakieś pięć metrów pod ziemią. Po najedzeniu się do syta nasz stalker zasnął.
Noc naszym bohaterom minęła spokojnie. Szafa pomógł rannemu stalkerowi (o ksywie Konan) dojść do baru i tamtejszej jednostki Powinności. Generał Woronin sowicie wynagrodził Szafie trudy (płacąc 6000 rubli), pożegnał się z nim i na odchodnym zadał naszemu bohaterowi jeszcze jedno pytanie:
- A myślałeś o wstąpieniu do Powinności? Potrzeba nam takich jak ty.
- Hmm, nie zastanawiałem się jeszcze nad tym, ale to rozważę w barze przy głębszym…
Weźcie coś pokomentujcie!