Dzięki za pozytywny odzew
STA1KERpl, interpunkcja i ortografia mówisz, tylko nie widze błędów. Przeczytałem, i nic nie skoczyło mi do oczu, wrzuciłem do worda, znowu nic
Także myśle, że napisane jest to poprawnie od strony technicznej. Jeśli widzisz konkretne przykłady, zacytuj je prosze.
Tym czasem daje kolejną "część". Ale nie traktujcie tego jako drugi roździał, czy coś w tym stylu- To ciągle wstęp.
(...)i oni zastanawiają się teraz jak ją ominąć, co począć, może nawet rozważają powrót(…)
Moje myśli przerwał dźwięk otwierających się drzwi, potem głośny skrzypiący trzask, co wziąłem za ich zamknięcie, a następnie słychać było kroki mlaszczące w błocie. Jeden z Przemytników odsłonił zasłonę wejścia do naszej kabiny i powiedział bardzo spokojnym, wyważonym, lecz szybkim głosem:
- Dobra, wysiadajcie!
Więc nie wracamy- dojechaliśmy. Poczułem ulgę. Wszystkie złe myśli opuściły mnie, przynajmniej na tą chwilę.
Nie wiem, czy nikt nie zrozumiał tego, co powiedział, czy wszyscy byli w zbyt dużym szoku, żeby myśleć racjonalnie, ale nikt się nie ruszał. Wstałem więc powoli, chwyciłem plecak który leżał pod moimi nogami, chwyciłem w dłoń moją broń, i ciągnąc plecak po skrzypiącej podłodze pojazdu podałem go mężczyźnie na dole.
Na zewnątrz ciągle padało, spojrzałem w niebo, o dziwo nie było tak ciemne, tak mroczne, jak sobie je wyobrażałem podczas podróży. Było płynne, spokojne, zanosiło się, że deszcz niedługo ustąpi. Zona powoli budziła się do życia, słońce nieśmiało jeszcze świeciło swoimi delikatnymi promieniami spomiędzy drzew.
Gdy wszyscy byliśmy już na dole, razem z kierowcą, który zgasił silnik transportera, rozejrzałem się po okolicy. Wcześniej pomagałem w wyjmowaniu plecaków i innych torb bagaży kompanów mojej podróży. Każdy miał ze sobą co najmniej 30 kilogramów najróżniejszego towaru. Oczywiście też mieliśmy to, co nakazali zabrać ze sobą nasi Charonowie: Przede wszystkim medykamenty i maski gazowe, wojskowe lub robocze solidne buty, koniecznie bluzy bądź kurtki z kapturami, koniecznie z materiału, który nie szeleści i kilka innych rzeczy. Zalecali zabrać spodnie z wieloma kieszeniami, by mieć wszystko pod ręką, mapy Zony i okolic w dużej skali, liczniki Geigera, tego niestety nie udało mi się zdobyć. Polecali także zaopatrzyć się w duże ilości małych metalowych przedmiotów, najlepiej śrubek, do sprawdzania sobie drogi, do ucieczki przed anomaliami a także w jedzenie, które możemy szybko przygotować w mało sprzyjających warunkach, no i w broń.
Nie miałem większego problemu ze zdobyciem tego wszystkiego. Najłatwiej oczywiście było dobrać się do rzeczy takich jak śrubki, buty robocze, łopaty czy latarki. W życiu które zostawiłem daleko za sobą… tak, to był już fakt dokonany, jesteśmy tu, i tamto skończyło się wraz z chwilą, gdy wszystkie cztery koła pojazdu znieruchomiały… w tamtym życiu byłem architektem i inżynierem budownictwa, więc styczność z tym sprzętem, bardzo profesjonalnym i najwyższej klasy, miałem na co dzień. Broń? Kłusownictwo zaopatrzyło mnie w karabin myśliwski z lufą 610 milimetrów i magazynkiem na 5 naboi oraz doczepianą lunetą z 3 krotnym zoomem.
Drzewa, błoto pod nogami, budzące się słońce, niby nic niezwykłego, jednak wszystko było inne niż na zewnątrz, było podporządkowane Strefie. Droga asfaltowa którą podążaliśmy zmieniła się w szlak leśny porośnięty trawą, teraz przykryty cienką warstwą błota, w szlak, który kończył się jakieś 20 metrów na wprost od nas. Otaczający nas las poruszały krople deszczu który nadal nie ustępował.
Nasunąłem kaptur na głowę, a opartą o koło broń zarzuciłem na ramię poczym ruszyłem, tak jak reszta, za przewodnikiem. Kazał nam iść w 3 metrowych odstępach, szedł przodem, często zatrzymywał się pomiędzy drzewami poczym delikatnie zmieniał kierunek marszu, jakby coś omijał, a następnie wracał na właściwy tor. Musieliśmy podążać dokładnie jego śladami, lecz nie było to trudne, z uwagi, że jego buty zostawiały bardzo widoczne ślady w błocie. Za nami podążał kierowca, obserwujący ruchy każdego z nas, gotowy w każdej chwili krzyknąć do swojego partnera jakąś uwagę o naszym ewentualnym niestosowaniu się do poleceń.
Tak naprawdę, to nie wierzyłem, że nas tu dowiozą. Jakieś bezsensowne błądzenie w Danii, Czechach i Polsce, kontaktowali się z nami tyle co nic. To było jakieś nierealne. Ale gdy ich już spotkałem, gdy wszyscy zebraliśmy się w Kijowie, uwierzyłem. Mieli wszystko obmyślone, cały plan, od wylotu do Kopenhagi, do dnia dzisiejszego. Wszystko było konieczne. Byli chyba dwójką stalkerów którzy opuścili już Zonę. Co prawda wracają czasem, jak dziś, ale nie są w niej tak jak reszta. Bardzo zgrani, zorganizowani, nie wdawali się ze sobą w dyskusje typu „co teraz”. Po prostu robili swoje, wszystko według ustalonych wcześniej zasad, krok po kroku. Byli bardzo pewni i stanowczy. W ich oczach i ruchach widać było przekonanie, co do słuszności tego, co czynią, i co do tego, że to się po prostu uda. Nie liczyli na to, wiedzieli to. Ani razu nie wdali się z nami w żadne dłuższe dyskusje, tym bardziej nie rozmawiali z nami o planie. Przekazywali nam tylko to, co niezbędne, byśmy po drodze nie umarli, i nie zabili innych. Nie znaliśmy nawet ich imion. To też nie było konieczne. Domyślałem się, że podróże do Kopenhagi czy Pragi były na wszelki wypadek, ktoś przecież mógłby zgłosić kiedyś nasze zaginięcie- szukano by nas raczej w tamtych miejscach. Co do innych kwestii, na razie pozostawiam te domysły na później, to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że jesteśmy tu.
Słońce gdzieś się schowało, owiła nas gęsta mgła, a deszcz przestał padać.
Stawialiśmy bardzo ostrożne kroki, maszerowaliśmy wolnym tempem, ciągle w ślad za mężczyzną na przedzie. Podróż stała się trudna. Szedłem jako siódmy, ale mgła nie dawała nam spokoju. Widziałem tylko najbliższe otaczające nas drzewa i dwie postacie stawiające leniwe kroki przede mną. Trzecia jawiła mi się już jako wyblakły, poruszający się cień. Odnosiłem wrażenie zagubienia.
Wyobraziłem sobie, jak teraz, w tym lesie, podczas tej mgły i deszczu napada na nas pijawka czy inne dziecko Zony. Nie mieli byśmy najmniejszych szans. Nie we mgle w której wzrok sięgał maksymalnie 10 metrów dalej. Straciłem tą wielką wiarę w przewodników. Można było wierzyć, że dowiozą nas do Zony, i w to, że tą podróż przeżyjemy. Ale nie w to, że obronią nas wszystkich przed nią, gdy przyjdzie taka potrzeba. Powiedzieli, że gdy trafimy do strefy, mamy milczeć, nie dyskutować. Odzywać się tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne. Jeden z towarzyszy zapytał w tamtym momencie skąd będziemy wiedzieć, że to Zona. Odpowiedzieli, że po prostu to poczujemy. Tak, poczuliśmy, gdy to wszystko się zmieniło, w transporterze. Wtedy przekroczyliśmy granicę. Ale nowym elementem, po którym rozpoznałem, że tu jesteśmy, że to nie jest już tamten świat, było właśnie to, że zaufanie do przemytników minęło. Byli dobrzy, ale jednak czuć było ich ukrytą bezradność i obawę. Ich siły nie były już tak wielkie, jak przedtem. W tej chwili zrozumiałem różnicę jaka panuje pomiędzy tamtą granicą. Tam, skąd przybyliśmy, człowiek kreuje świat. Tutaj to Strefa dyktuje warunki. I to dało się odczuć.
Ktoś za mną szturchnął mnie, popędzając do przodu. Uświadomiłem sobie, że zwolniłem krok, może nawet przystanąłem na moment. Byłem 5 metrów za stalkerem przede mną. Szybko, z obawą, wyrównałem krok do 3 metrów. Dzięki mgle przemytnicy nie widzieli mojego błędu. Gdy sobie to uświadomiłem, poczułem niemałą ulgę. Takie błędy nie figurowały na ich planie, a do planu stosowali się perfekcyjnie, i to samo nakazali nam. Może nie obronią nas przed Zoną, ale Zonę przed nami jak najbardziej. Niby mała nieścisłość w moich krokach, odstęp powiększony do 5 metrów. Na pierwszy rzut oka nic takiego. Ale gdyby na przykład mgła zgęstniała, stracił bym z zasięgu wzroku mężczyznę przede mną, mógłbym zgubić nie tylko siebie, ale i wszystkich za mną. Ślepe błądzenie we mgle po Czarnobylskim lesie nie było czymś o czym marzyłem.
Maszerowaliśmy jeszcze kilka chwil, zanim zatrzymaliśmy się niepewnie.
----
Mała uwaga, gdy przekopiowałem tekst tutaj, wcięło akapity przez to tekst wyglądał mało estetycznie. W miejscach, gdzie są akatpiy, zrobiłem linijkę przerwy.
" Złota Kula wypełnia tylko najskrytsze życzenia, tylko takie, które muszą się spełnić, bo inaczej nie ma już po co żyć!".
" Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".