Chciałbym zaprezentować mój wysiłek który nie pozwolił mi wczoraj zasnąć.
Chciałbym aby administratorzy rozpatrzyli moją propozycję aby nie cenzurować prac literackich. Te które są ocenzurowane tracą smak. Proszę to rozważyć.
W tym opowiadaniu jest dużo przeklinania. Ostrzegałem.Żeby nie było.
Śmierć Nad Jantarem zaczęło się ściemniać. Długie cienie fabryki przysłoniły obóz naukowców, który teraz tętnił życiem. Stalkerzy zbierali się aby przenocować, odpocząć przed kolejnym (pracowitym) dniem w Zonie, który jak zwykle spędzali szukając wartościowych fantów w okolicach jeziora.
Lewus przywódca tej bandy, stał na warcie wraz z trzema innymi ludźmi,
którzy i tak zasypiali. Szef jako pierwszy zauważył postać idącą od strony fabryki.
- Wstawać gamonie! Mamy gości. - W jednej chwili cały odział był pod bronią. Pochowali się po kątach ubezpieczając tyły. Przy bramie zostało tylko czterech ludzi.
- Stój! Przedstaw się! – Wywrzeszczał Lewus. Facet zatrzymał się na chwile, jakby myślał, ściągnął Vintera z ramienia i ruszył chwiejnym krokiem w ich stronę. Stalkerzy dotąd cierpliwi wymierzyli swoje pukawki w nadchodzącego mężczyznę. – STÓJ!!! Bo jak boga kocham zabiję! - Facet z Vintarem upadł twarzą w błoto jeziora. Cała czwórka zerwała się i ostrożnie podeszła do gościa. Lewus jako przywódca miał zrobić rekonesans. Podszedł do niego i chwycił za broń z chęcią rozbrojenia potencjalnego przeciwnika.
- Zostaw. - Wystękał nieznajomy chwytając za lufę karabinka. – Pomóż mi. Zanieś mnie do doktorka. - Szef dopiero teraz zauważył cienką stróże krwi wypływająca z pod płaszczu obcego. – Matko najświętsza. Juri, Waśka nosze! Migiem! Ludzie zabezpieczyć teren, pełna gotowość! - Z obronnego pierścienia wybiegło dziesięciu rosłych ludzi uzbrojonych po zęby w najlepszy dostępny w Zonie sprzęt. Waśka z Jurim przynieśli nosze i gdy już nieprzytomnego zabierali do bunkra, rozległ się huk wystrzału, chwilę potem dźwięk który towarzyszy dziecku wskakującemu do kałuży.
ku*wa!!! Snajper! Kryć się! – Słychać drugi strzał. Tym razem chybiony. – Cholera!- Zaklnął dowódca. – Kto dostał?! Jurek! Gdzie on kórwaź jego mać jest! Nie wiem! Chyba na wzgórzu - Lewus wyciągnął lornetkę i wychylił się tylko o kilka cali aby sprawdzić wzniesienie. To był błąd. Kolejna wystrzelona kula przeszyła mu bark na wylot. – Aaaagh! Do kręgu! Szybko! – Gdy grupka wycofywała się, snajper nie próżnował. Powalił kolejnych samotników.
Przed następnymi trupami uratowało ich chyba tylko szczęście. Lewus kilka naście godzin wcześniej wysłał do Agropromu niewielki oddział, który miał załatwić zaopatrzenie dla całego obozu, na cały miesiąc.
- Lewus. Lewus. Co się dzieje? – Odezwał się ktoś przez radio. Dowódca poderwał się przerywając opatrywanie rany. - ku*wa! – Jęknął z bólu. – Leo to ty? Tak, mamy to, o co prosiłeś. Pal to licho. Słuchaj na wzgórzu, na wschód od twojej pozycji zaszył się jakiś gnój i próbuje nas wszystkich wychędożyć na odległość. He i co dajecie się? Taa bardzo śmieszne, ten cwel załatwił już czterech ludzi... Chłopaki słyszeliście, kto zabije snajpera, dostaje premie i coś extra.- Cała piątka odbezpieczyła broń i rzuciła zapasy ruszając pod górę. Wyćwiczona rutyna w zonie nauczyła ich, aby ubezpieczać kolegę obok, gdyż tak naprawdę nikt nie zna zony, dość dobrze aby poruszać się bezpiecznie. I tym razem to też się sprawdziło. W połowie drogi na szczyt ktoś otworzył w ich stronę ogień ciągły. Pochowali się za skrzyniami które były w pobliżu. – ku*wa szefie, jest ich więcej! Leo musisz wytrzymać. –Samotnik się rozłączył i zaklną. – Ja cie w dupe! Pawllow granaty! – Stalker wyciągnął z pod kamizelki dwa obronne i dał przywódcy. – Panowie jak rzucę, wiecie co robić. – Wyciągną zawleczki i cisną w stronę przeciwnika, cała reszta wyskoczyła za osłon i otworzyła ogień w stronę wzgórza. Ze swoich IL-ów nie wystrzelali po pół magazynka a wróg już leżał nie dając znaków życia.
Po chwili ciszy w radiu, szef usłyszał znów głos.
- Lewus. Lewus. Załatwione. – Dowódca odetchnął z ulgą. – Zona ich zabrała, a nas nie tknęła. Przyjdzie jeszcze po nas. – Po kilku minutach, którą przeznaczyli na sprzątanie terenu. Znów zawrzało na radiu. – Mamy prze*ebane. Co się stało Leo? To byli monolitowcy. – Po szyi stalkera który od dwóch lat był w zonie, który na słowo pijawka nie wzruszał się zbytnio, przebiegł dreszcz strachu. – Mówiłem zona nas zabierze. Czego oni chcieli Lewus? Nie wiem ale ktoś z pewnością będzie wiedział. –powiedział szef i spojrzał na bunkier doktora, z którego dobiegały stłumione krzyki i jęki konającego człowieka...
C.D.N
- - -
Źle zrobiliście to forum niema akapitów.
Akapity akapitami, a błędy typu "pomorze" to niefajnie wygląda ;D - MichuJa swój wyraz poprawiłem
Nie moglibyście wstawić tych akapitów to naprawdę źle wygląda. Z góry dziękuje i przepraszam za kłopot