Wcześniej ktoś podał teorię, żeby wojsko skończyło z Zoną poprzez bombardowania itd. Ale takie postępowanie nie ma "sęsu", gdyż jak ktoś w S. to ujął (nie kojarzę teraz kto): "Zony nie można zbombardować, ponieważ jej reakcja zrównałaby z ziemią pół Europy", czy jakoś tak...
Wyobraźcie sobie taki (tragiczny i w ogóle ^^) scenariusz:
Jest ten rok 2012, Zona naprawdę istnieje, ludzkość powoli uczy się z nią żyć. Ale przy kolejnym zwarciu ginie kilkuset żołnierzy i masa cywili (obszar działania zwarcia wyszedł poza tereny Strefy), więc dowódcy największych państw podjęli decyzję, żeby zniszczyć Zonę. Nie informuję się o tym Stalkerów (w końcu to intruzi przebywający tu nielegalnie, więc niech mają za swoje...
), ustawia artylerię dalekiego zasięgu przy granicy, przylatują bombowce. Jako symbol nowego, lepszego świata operacja ma zostać wykonana dokładnie 31 grudnia o północy.
Stalkerzy, którzy akurat nie śpią, widzą przelatujące dosyć nisko samoloty. Huk strzelającej artylerii budzi większość ludzi w Zonie, obserwują początek końca. Na sarkofag spadają dziesiątki ton bomb i pociski artyleryjskie w kilkunastu salwach. Następujące po sobie ekslozje rozrywają całą elektrownię, ginie wielu wyznawców Monolitu.
Nagle następuję zwarcie tak potężne, jakiego świat nigdy nie poznał - Zona się mści. Niebo robi się wręcz oślepiająco białe, a przez teren przemijają olbrzymie ilości promieniowania, przez które w ciągu kilku minut padają nawet najwytrzymalsze mutanty. Generałowie, którzy dowodzili akcją, usadowili się w granicznym posterunku w Kordonie, teraz czują dziwne pieczenie... Ich ostatnią myślą było to, jak bardzo się pomylili, i jak bardzo świat przez nich ucierpi....
Wy akurat śpicie u siebie w domach, albo wracacie z zabaw sylwestrowych. Nagle cały świat dla was jest jaśniejszy niż w dzień, gdy zostajecie światkami początku końca... Skóra was piecze, czujecie, jak powoli rozpuszcza wam się skóra i gotują narządy wewnętrzne.
Poranek zastał nowy, apokaliptyczny widok. Wszystkie stacje telewizyjne i radiowe, które były w wystarczającej odległości od Zony donoszą o "niepowodzeniu" przeprowadzonej operacji... Nie znane są jeszcze rozmiary zniszczeń, liczba ofiar rośnie z każdą godziną... Ale wy już tego nie słyszycie. Leżycie martwi u siebie w domach lub gdzieś na ulicy, jeżeli byliście na tyle przytomni, że uciekaliście. No, chyba że mieliście na tyle szczęścia że odnaleźli was ratownicy, to teraz będą wam przedłużać życie jak długo mogą, więc jeszcze przez kilka godzin będziecie umierać w bólach, naładowani nieznanym ludzkości promieniowaniem...
Kilka miesięcy po fatalnej akcji. Świat zaczyna ogarniać nową rzeczywistość - Zona rozciąga się teraz od Czarnobyla do Smoleńska na północy, Berlina na zachodzie, granicę Grecjii na południu i Gruzji na wschód. Teraz ludzkość nie może myśleć o zniszczeniu Zony i żałuje, że tego spróbowała. Teraz wie, że musi się nauczyć z nią żyć...
Kurde, ale mi tragiczna wizja wyszła ^^
A co do frakcji (tutaj już krócej będzie): moją ulubioną są Samotnicy - nikt mi nie każe, gdzie iść, nie zabiera części łupów, ograniczają mnie tylko moje własne możliwości, a nie jakieś regulaminy i kodeksy.
Ale co do głównych frakcji, to uważam, że Wolność (poruszę ten drażliwy temat
) ma trochę racji - wg. mnie należy zostawić Zonę otwartą dla zwykłej ludzkości, pod warunkiem, że będzie taka wycieczka do skażonej strefy płatna (jak dzisiejsze), oraz dać "turyście" wybór: będzie wędrował w eskorcie wojska/wojskowych stalkerów i oglądał jakieś w miarę bezpieczne miejsca wedle ściśle ustalonego harmonogramu, albo wybierze się sam, dostanie tylko do podpisania dokument, że "wie o niebezpieczeństwie... blablabla...", żeby w przypadku wejścia w anomalię/zjedzenia przez mutanty/zabicia przez bandytów/ zgubienia się i zostania stalkerem "mimo woli", rodzina lub znajomi nie będą mogli się pluć do wojska za stratę bilskiej osoby (chamskie, wiem
).