przez Regot w 14 Paź 2008, 20:18
Pierwszy przytomność odzyskał Michał. Nie pierwszy raz ją tracił i wiedział jak należy się zachować. Z początku tylko leżał zbierając siły, po blisko pół godzinie gdy nieznajomy w ciemno zielonym płaszczu z kapturem i wojskowych spodniach zbliżył się Michał postanowił porozmawiać i zorientować się w sytuacji. Nie wiedział właściwie niczego, gdzie są, kim on jest i dlaczego im pomógł, a może czego chce za uratowanie życia. Nieraz spotykał takich łasych na pieniądze i fanty złodziei żerujących na cudzym nieszczęściu .
-Kim jesteś?- Zapytał ochrypłym głosem, ledwo można było zrozumieć co mówi.
-Zaczekaj, zaraz porozmawiamy-
Nieznajomy odpiją bukłak z wodą od pasa i pomógł podnieść się do pozycji siedzącej Michałowi. Następnie wręczył mu wodę i gdzieś odszedł. Michał mile zaskoczony przyjaznym gestem zaspokoił pragnienie, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo potrzebuje teraz wody. Tym bardziej że siedzi w palącym słońcu południa a o zmienię miejsca raczej niema mowy. Gdy opróżnił połowę litrowego bukłaka nieznajomy powrócił z czterema metalowymi prętami w jednej ręce i zwiniętym kocem w drugiej. Zaraz zajął się robieniem prowizorycznego zadaszenia. Michał opróżniwszy bukłak całkowicie niemal zgrał się z Obcym gdyż ten akurat skończył i odebrał swoją własność. Michał nie oślepiany już przez słońce mógł sięgnąć wzorkiem dalej. Kilka na miotów na wielkiej polanie, i nosze w cieniu drzewa na skraju, obok nich dwie osoby w tym jedna ubrana na biało z jakąś teczką pochyla się nad leżącym na noszach. Druga osoba w dżinsach i czarnej koszuli, z karabinem w rękach jakby strażnik, choć już z stąd widać było że zbyt się nie przykłada, wodzi zamyślony wzrokiem dookoła i nieomal zapomina o całym bożym świecie. W centralnej części polany mnóstwo skrzyń i walizek. Nieco na lewo sos drewna, najpewniej na ognisko. Poza tym cała polana zdawała się być zabezpieczona przez naostrzone drewniane pale powbijane w ziemię tak by wbiegający na polanę przeciwnik nadział się. stąd nie widział ale spodziewał się też jakiegoś rowu z kolejną porcją naostrzonych pali. W sumie ciekawy sposób na niektóre mutanty. Sprawdziło by się to na przykład przeciw wilkom. Nieznajomy dobroczyńca powrócił z kolejną porcją wody, ale niósł za sobą też stołek. Wracał od strony stosu skrzyń, tam zapewne wszystko składują.
-Pij, i mów. Jak cie zwą, co tu robisz dokąd zmierzasz i przed czym uciekałeś.
-Może, ty zaczniesz. Kim jesteś i co tu robisz.- Jego głos był już wyraźniejszy choć nie taki jak normalny. Choć zdawało mu się że mówi normalnie tak naprawdę mówił dość cicho.
-Zwą mnie Leśniczym. Zajmuję się przeprowadzaniem ludzie z miejsca na miejsce, mam aktualne mapy i znam teren. Jak poczujecie się lepiej za drobną opłatą mogę was bezpiecznie odprowadzić w bezpieczne miejsce. Teraz woja kolej.
-Michał, ja i Jacek zmierzamy do najbliższego miasta.
-Dobrze że mówisz cicho. Reszta tutejszych to banici wygnani z Miat, lepiej nie wspominaj pryz nich o Kotowskim i wszystkim co z nim związane. Mogę was tam zaprowadzić.
-Nie mamy wiele?
-spokojnie, oddacie mi swoje pistolet gdy dojdziemy na miejsca przy następnym spotkaniu może jakoś będziecie mogli mi się odwdzięczyć.- Uśmiechną się szeroko- Tym czasem jednak wypoczywaj, twój kolega przed chwilą odzyskał przytomność, muszę się nim zająć.
Michał niecierpliwił się, chciał ruszać czym prędzej. Po godzinie już był niemal w pełni sił. Wstał i skierował się w stronę Jacka. Ten też czuł się już nie najgorzej. Usiedli i porozmawiali chwilę, z jednej strony szkoda im było ludzi których zostawili, wprawdzie i tak nie mogli nic na to poradzić. Michał łatwiej pogodził się z faktami, widział o wiele więcej śmierci i cierpienia niż Jacek. Mimo to rozumiał go, sam stosunkowo niedawno bo trzy lata temu wstąpił do oddziałów zewnętrznych. Pierwsze dalekie wyprawy też nim wstrząsnęły ale świat to świetna szkoła życia a on jest pilnym uczniem. Szybko poją mechanizmy jakimi rządzi się nowy świat, jest o wiele bardziej brutalny i krwawy, miejsca w nim niema na słabych i tchórzliwych. Gdy tak rozmawiali dołączył do nich leśniczy. Pojawił się z nikąd trzymając w jednej ręce butelkę jakiejś wódki a w drugiej pistolet maszynowy, Michał rozpoznał go natychmiast, P-90 był wykorzystywany dość często przez elitarne oddziały Kotowskiego, tak zwane ?Duchy?. Michał nie krył zdziwienia, ale nie odważył się spytać skąd leśniczy go ma.
-I jak? Lepiej się czujecie? Jak ruszymy teraz dotrzemy przed zmierzchem.
-No, to ruszajmy.
Michał podniósł się i rozejrzał. Trzy osoby kręciły się przy skrzyniach, otwierały i kolejno sprawdzały każde pudło. Prawdopodobnie niedawno dopiero weszli w ich posiadanie. Wszyscy byli uzbrojeni w uzi i mp5. Michał zachodził w głowę skąd mają taki sprzęt. Może to jacyś zbóje? Napadli na jakiś transport, chociaż nie. Nie wyglądają na takich, poza tym poco by ich wtedy ratowali? Jak by nie było czas ruszać. Leśnik szedł przodem a Jacek i Michał zanim. Czuli się bezpieczni, leśnik zdawał sie być doświadczonym człowiekiem i widać że wie co robi. Jacek już właściwie nie miał gdzie wracać bo wszyscy z jego obozu zostali już przeniesieni, Michał postanowił zaoferować Jackowi robotę w mieście.
-Wiesz, nie mogą cie wziąć od tak do oddziałów zewnętrznych ale? jak byś poszedł na ochotnika do strażników to już za rok byś miał szanse.
-Jakich strażników?
-Pilnowałbyś barykad miejskich, to względnie spokojne zajęcie bo mutanty trzymają się z dala od naszych osad, pyzatym miał byś dostęp do dobrego sprzętu.
-Brzmi ciekawie, zastanowię się.
-Nie zastanawiaj się zasługo bo jeszcze wsadzą cie do jakieś fabryki i koniec, zgnijesz za murami. Ochotnicy to już właściwie jedyna droga do wojska, i to tylko jak ktoś się za Toba wstawi a mój przełożony ma sporo do powiedzenia w tej kwestii, przedstawię cie z dobrej strony i idziesz na strażnika.
-Rozumiem, a mógł byś mi jeszcze trochę opowiedzieć o mieście i tym jak to wszystko jest tam zorganizowane ?
-Z chęcią ale to jak już dojdziemy, co ja ci będę opowiadał jak zaraz zobaczysz wszystko na własne oczy.
Rozmowa zachodziła na różne tematy, gdy wspominali mutanty jakie spotkali przez chwilę do rozmowy wtrącił się leśnik. Znał się na rzeczy, dał im kilka rad w tym gdzie najlepiej celować i jak z różnymi poczwarami postępować. Przez rozmowę możliwe że i przewodnik nieco się rozkojarzył jednak na szczęście nie było żadnego zagrożenia. Rozmowa szła w najlepszy gdy Leśnik się zatrzymał i gestem ręki nakazał to Jackowi i Michałowi. Wystraszyli się że coś złego się dzieje więc dobyli broń.
-No, to koniec. Oddawajcie spluwy, wejście do obozu jest jakieś sto metrów dalej.
Leśnik ich uspokoił, oddali posłusznie broń i pożegnali się. Po chwili wyszli z lasu i stanęli przed wałem miejskim. Sterta gruzów nadziana była naostrzonymi prętami i pięła się dość stromo w górę, tam już worki z piaskiem przechadzający się za ich osłoną strażnicy. Jeden z nich dostrzegł Michała i stojącego zanim Jacka.
-Wiecie jak dojść do bramy?
-Nie-Odparł Jacek
-To kawałek w tamtą stronę, udajcie się tam natychmiast.- Żołnierz wskazał ręką w prawo.
Leśniczy nie doprowadził ich w prawdzie pod sama bramę ale i tak niedaleko. Doszli tam dość szybko. Wielka żelazna blacha zagradzała przejście. Brama zdawała się wychodzić z sterty gruzu. Gdy tylko podeszli coś zazgrzytało. Blacha poczęła powoli się przesuwać i wchodzić w wał. Odsunęła się na tyle by zrobić metr przerwy między włazem a wałem. Podeszli do otworu gdzie czekał już na nich jakiś mężczyzna. Michał uprzedził jego zapytanie szybko wyciągając z kieszeni jakąś kartę, podobną do dowodu osobistego. Wartownik zobaczywszy ją bez słowa wpuścił Michała z Jackiem do środka.
KONIEC