Opowiadanie "Szansa od losu" - cz.IV ostatnia

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Opowiadanie "Szansa od losu" - cz.IV ostatnia

Postprzez Karpitsu w 26 Wrz 2008, 22:23

Witam!
Jestem tu nowy :-) Ale gdy po kupnie Stalkera trafiłem tutaj i zobaczyłem dział Twórczość, od razu do głowy wpadł mi pomysł na opowiadanie. Może się spodoba :wink:


Cichy wszedł do pomieszczenia zajmowanego przez swoich towarzyszy. Oparł plecak i karabin o ścianę, po czym stękając ze zmęczenia zasiadł przy ognisku.
- Śmierdzisz ? rzekł na powitanie Wasyl.
- Myślałby kto, czyścioszek się znalazł. Jakbyś połaził trochę po bagnach Jantaru to też byś tak pachniał.
- I co robiłeś? ? spytał Mruczek, ich nowy kompan.
- Poczekaj, zaraz wszystko opowiem ? odparł Cichy. Sięgnął do plecaka, z którego wyjął chleb, puszkę konserw i butelkę ?Kozaka?. Poczęstował nią towarzyszy, samemu otwierając konserwy i rozsmarowując je na pajdzie chleba.
- Będąc na wypadzie znalazłem parę artefaktów, nic wielkiego. Wróciłbym wręcz podku*wiony, gdyby nie to, że na bagnach usłyszałem strzały. Jakiś ranny stalker odpierał atak dwóch snorków. Pomogłem mu, dałem trochę amunicji i opatrunków. W zamian za to dał mi współrzędne do jednej ze swoich skrytek. Powiedział, że jest w niej klucz do kolejnej skrytki, w której ukrył kilka, podobno bardzo cennych artefaktów.
- No to tam leć ? wychrypiał Wasyl oddając mu butelkę wódki.
- Nie wchodzisz w to? ? spytał go Cichy.
- Nie wiem. Zobaczymy. W ogóle to idź do Sidorowicza. Nie wiem skąd, ale ten skurczybyk wytrzasnął dwie skrzynki Coca-Coli. Powiedział mi, że zostawi ci ze dwie butelki.
- Skoro miał mi zostawić to pójdę i kupię? Ale najpierw trochę odsapnę.
Cichy oparł się o swój plecak i obserwował smużkę dymu ulatującą przez dziurę w dachu chaty.
Wasyla, któremu zaproponował współpracę, znał od bardzo dawna. Był to mężczyzna mający około dwudziestu piecu lat, średniego wzrostu. Jego małe oczy patrzyły apatycznie w ogień, który oświetlał jego prosty nos, drobny zarost na policzkach i krótkie ciemnie włosy.
Ubrany był w wojskowe buty, szare, ortalionowe i ocieplane spodnie i stalkerski kombinezon spod którego wystawała kurtka w kolorze khaki z obszernym kapturem.
Wasyl był dość tajemniczym typem i Cichy nie wiedział wiele na temat jego przeszłości i życia sprzed przyjścia do Zony.
Mruczek z kolei był młodym kotem, o chłopięcej twarzy, pełnych rumianych policzkach i krótkich blond włosach. Od zaledwie dwóch tygodni przebywał w Kordonie.
Nie miał żadnego specjalistycznego wyposażenia, jedynie wojskowe buty, dresowe spodnie i ortalionową kurtkę przepasaną solidnym skórzanym pasem,a także starego AK-47, którego Wasyl oddał mu za bezcen. On też wymyślił mu ksywę ? gdy Mruczek przyszedł do niego po broń, przysłany przez któregoś ze stalkerów, nie mógł się wysłowić ze zdenerwowania. Wasyl skwitował to następująco: ?Jesteś kotem. Nie możesz słowa wykrztusić. Istny Mruczek z ciebie.? Od tej pory ksywa Mruczek przylgnęła do początkującego stalkera.
Sam Cichy był wysokim, barczystym mężczyzną. Skupiony wyraz twarzy i wysokie czoło były oznaką inteligencji i opanowania. Zapadnięte policzki, które świadczyły o wielu trudach przebytych w Zonie, podkreślały mocne kości policzkowe.
Jako doświadczony stalker posiadał stalkerski kombinezon, pod którym nosił czarną kurtkę i bluzę z kapturem. Całości dopełniały wojskowe buty i spodnie.
Minęła godzina. Cichy ociężale wstał. Założył plecak, przez ramię przewiesił swojego SGI 5k i wyszedł kierując się do bunkra Sidorowicza. Po chwili dogonił go Mruczek.
- Mogę iść z tobą? ? spytał.
Cichy skinął potakująco głową.
Minęli starą wioskę, obecnie zajętą przez stalkerów. W kilku miejscach grupki tych szalonych ludzi wypoczywały grając w karty, śpiewając i pijąc, zagłuszając w ten sposób wszelkie troski jakie napędzało życie w Zonie.
Sidorowicz ucieszył się na widok Cichego. Wyjął z pod lady dwie pół litrowe butelki Coli, lecz mimo swego dobrego humoru nie omieszkał policzyć sobie za nie więcej niż za wódkę.
- Takie czasy mój bracie. Prędzej znajdę ci tu sprawny karabin niż taką Colę ? tłumaczył się.
Cichy nie wykłócał się, jako że po sprzedaniu w Barze kilku artefaktów na podstawowe produkty nie brakowało mu gotówki, poza tym nie leżało to w jego spokojnej naturze.
Wracając do ich tymczasowego miejsca zamieszkania Mruczek był wyraźnie podniecony. Co chwila szukał okazji by zagadać Cichego.
- Co cię gryzie? ? spytał go w końcu Cichy, widząc, że bez pomocy Mruczek nie wygada się.
- Wiesz? Bo ja chciałbym iść z wami do tej skrytki. Tylko nie pomyśl sobie, że ja ten, czy coś? Jak coś to we dwóch się podzielicie zyskami. Pozwólcie mi tylko iść z wami!
Cichy spojrzał z ukosa na kota. W czasie tego wypadu nie przyda się im na wiele. Nie przewidywał też specjalnych trudności. Wszystko sprowadzało się do pójścia na wyznaczone współrzędnymi miejsce, zabranie klucza i ruszenie do właściwej skrytki. Mogła to być dla Mruczka świetna szkoła.
- Pójdziesz z nami. O zyski się nie martw, bo może ich wcale nie być.
Mruczek rozpromienił się i w jednej chwili zmienił się największą gadułę znaną Cichemu.
Przy wieczornym ognisku Wasyl rozpoczął rozpytywanie Cichego o szczegóły wypadu w głąb Zony.
- Czyli jednak idziesz? ? droczył się z nim Cichy.
- No ja bym nie poszedł? Zastanów się ? wyszczerzył się Wasyl.
- Pójdziesz to zobaczysz. Mogę wam powiedzieć tylko tyle, że pierwsza skrytka jest w Dolinie Mroku a druga nad Jantarem? I tak najpierw pojawimy się w 100 Radach.
- A po co?
- Trzeba Mruczka wyposażyć trochę, skoro już z nami idzie.
- Ale ja nie mam?
- Już ty się nie martw o nic.
- Kiedy ruszamy? ? spytał Wasyl.
- Przed świtem. Wtedy najłatwiej prześlizgnąć się obok wiaduktu i punktu kontrolnego wojska.
Cichy zbudził ich o czwartej nad ranem. Zebrali się szybko i ruszyli na północ.
Bez problemu przeskoczyli przez nasyp. Gdy zbliżali się do przejścia na wysypisko zbierało się na codzienną poranną ulewę.
Wtem z nieodległych krzaków doszło do ich uszu głuche powarkiwanie. Cichy dał znać swym towarzyszom by się zatrzymali i odbezpieczył karabin.
Warczenie i dziwne ponure burczenie powtórzyło się. Towarzyszył mu szelest poruszanych gałęzi.
Cichy podniósł powoli broń do ramienia i wystrzelił dwie krótkie serie w zarośla. Rozległ się przeraźliwy skowyt, niemal w tym samym momencie spomiędzy liści wyskoczyły trzy brunatno brązowe psy.
Stalkerzy otworzyli do nich ogień. Nim bestie pokonały połowę dystansu dzielącego je od przeciwników, leżały martwe na drodze.
- Brawo kocie, trafiłeś jednego ? powiedział Wasyl.
Przestraszony Mruczek skinął potakująco głową i powiedział drgającym głosem: - Już tutaj się zapuszczałem. Parę razy strzelałem do dzikich psów.
- Tylko jedna uwaga ? kontynuował Wasyl ? Staraj się przykładać kolbę nie na obojczyk, tylko pod, bo możesz go sobie solidnie obtłuc, a przy większych gnatach nieźle wszystko powyłamywać?
- Chodźcie, szkoda czasu ? poganiał ich Cichy.
Słysząc pierwsze grzmoty porannej burzy, trzej poszukiwacze ruszyli w głąb Zony.
Ostatnio edytowany przez Karpitsu 02 Paź 2008, 19:06, edytowano w sumie 2 razy
Awatar użytkownika
Karpitsu
Kot

Posty: 19
Dołączenie: 21 Wrz 2008, 16:55
Ostatnio był: 10 Lis 2014, 15:47
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Reklamy Google

Re: Opowiadanie "Szansa od losu"

Postprzez Ropasiak w 26 Wrz 2008, 22:35

Bardzo dobre opowiadanie, znalazłem tylko jeden błąd w całym tekście. Miło było mi czytać, troche się nauczyłem i troche tej nauki wykorzystam w Senie (pewnie widziałeś albo nie).
Ropasiak
Tropiciel

Posty: 333
Dołączenie: 29 Mar 2008, 18:02
Ostatnio był: 13 Lis 2024, 01:38
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 13

Re: Opowiadanie "Szansa od losu"

Postprzez Karpitsu w 27 Wrz 2008, 19:50

Ciąg dalszy opowiadania. Podzieliłem je na mniejsze party, żeby nie nawalić na raz za dużo. Zapraszam do oceny.

Cichy, mimo zdziwienia Mruczka i protestów Wasyla zboczył z drogi w stronę hałd gruzu i śmieci. Stanął w połowie drogi od nich. Licznik Geigera ostrzegawczo trzeszczał.
- Widzisz Mruczek te pousychane krzaki na prawo od nas, przed wrakiem ciężarówki? ? spytał.
- W-widzę ? niespokojnie odparł kot.
- Idź do nich.
- Ale?
- Idź i nie protestuj. Albo od razu wracaj do Kordonu.
Mruczek wziął głęboki oddech, jak pływak, który na długie sekundy ma zniknąć pod wodą. Szybkim, sprężystym krokiem, zachowawczo odbezpieczając broń, podszedł do krzaków po chwili wchodząc między nie.
Nie minęło pięć sekund, a do ich uszu dobiegł histeryczny krzyk Mruczka: - Mój Boże! Bonanza!
- Działaj, działaj ? mruknął Cichy.
- Co ty zrobiłeś? ? spytał Wasyl.
- Nic. Wracając tędy swego czasu z Agropromu musiałem uciekać z drogi przed pijawką. Wywaliłem za siebie cały magazynek i zatrzymałem się dopiero przy tych krzakach. Za nimi znajduje się spory dół pełen różnych artefaktów. Nie miałem wtedy ani siły ani chęci by je wyzbierać więc tylko je zamaskowałem. Miały być na czarną godzinę. No a wczoraj, z myślą o Mruczku, przyszedłem tu, sprawdziłem czy jeszcze są i dołożyłem kilka cenniejszych? Widziałem, że będzie chciał z nami iść, a z tym co ma daleko nie zajdzie?
- Nie poznaję cię? - westchnął zamurowany Wasyl ? Czy nad tym Jantarem nie urosło ci przypadkiem trzecie jajo? A może zombie cię ugryzł?
- Daj spokój. Mruczek wraca.
Młody Stalker z plecakiem wypełnionym artefaktami i uśmiechem od ucha do ucha podszedł do nich.
- Nie wiem Cichy, co tu jest grane ale?
- Zamknij się. Sprzedasz to wszystko u Barmana i kupisz sobie kombinezon, a jak starczy pieniędzy to lepszą broń i amunicję.
- Cichy, patrz! ? teatralnym, głośnym szeptem odezwał się Wasyl, jednocześnie rozpłaszczając się na ziemi. To samo uczynili jego towarzysze.
Cichy spojrzał w kierunku wskazywanym przez Wasyla. Daleko po drugiej stronie drogi po zboczu hałdy człapała czarna postać, lekko zgarbiona, z dala mogło się zdawać, że posiada ogromną brunatną brodę.
- To pijawka ? odezwał się Cichy. Wyjął lornetkę i przekazał ją Mruczkowi ? Masz, napatrz się bo to być może jedyna okazja w twoim życiu.
Stwór tymczasem zaczął piąć się w górę hałdy i po chwili zniknął za jej szczytem.
- W wiosce mówili, że one są niewidzialne? - wciąż szepcąc powiedział Mruczek.
- Bo są, ale dopiero jak atakują. I zawsze widać ich czerwone oczy. Po dopadnięciu do ofiary znowu się uwidaczniają. Parę razy miałem okazję obserwować jak łażą gdzieś między ruinami albo wysysają z jakiegoś trupa krew. Pijawki to najgorsze kures*wo Zony.
Dalsza podróż do Baru minęła im spokojnie. Na posterunku kontrolnym Powinności nikt nie robił im problemu z przejściem ? Wasyl i Cichy byli stałymi bywalcami w tych rejonach.
Szybko pokonali odległość dzielącą punkt kontrolny od zabudowań Rostoka i baru. Jak zwykle przy posterunku Powinności leżały rozciągnięte na ziemi trupy dzikich psów, które notorycznie, licznymi watahami atakowały Rostok.
Po chwili byli już w ?100 Radach?. Jak zwykle obok baru stał znudzony Kabel. Kilku żołnierzy Powinności opijało setną ofiarę jednego z nich. Oprócz nich od rana kilku innych stalkerów leczyło swe smutki przy butelce wódki.
Cichy podszedł do Barmana. W imieniu Mruczka sprzedał wszystkie artefakty i zakupił kombinezon, nowego AKM i naboje, bojąc się, że młodego handlarz mógłby naciągnąć. W barze nie zabawili długo. Przed południem wyszli i skierowali się na Wysypisko, by stamtąd przedostać się do Doliny Mroku.
Mruczek mimo nowego osprzętu nie mógł opanować nerwów przechodząc przez mocno napromieniowane rejony. Gdy zatrzymali się zdyszani, a liczniki przestały wydawać swe przeraźliwe dźwięki, Mruczek cały dygotał wprawiając wszystkie sprzączki i uchwyty na swym ubiorze w metaliczny szczęk.
- Człowieku opanuj się. Brzmisz jakby ktoś trząsł worem kopiejek ? poirytował się Wasyl.
Idąc ostrożnie i uważnie rozglądając się na wszystkie strony zeszli do doliny, minęli zanieczyszczone bajorko, gdzie liczniki znów dały o sobie znać.
Po kilku kolejnych minutach zatrzymali się w przydrożnych krzewach.
- Teraz najgorszy moment. Po lewej mamy budynki, w których zazwyczaj przebywają bandyci, przed sobą drogę po której często chodzą. Czekajcie chwilkę.
Cichy ostrożnie rozchylił gałęzie i po chwili znalazł się w przydrożnym rowie, osłonięty pniem dawno powalonego drzewa. Po chwili wrócił podenerwowany.
- Od budynków idzie dwóch. Stamtąd nie widać tego fragmentu drogi. Zdejmiemy ich i przeskoczymy na drugą stronę. Nikogo więcej nie ma. Teraz przygotujcie się.
Wasyl wzruszył ramionami i zaczął dokręcać tłumik do swego karabinu, który dawno temu zdobył na jakimś stalkerze. Cichy wyjął swój pistolet i również obdarował go tłumkiem dźwięku.
Mruczek nie posiadając odpowiedniej broni siedział za nimi bezużyteczny.
Po paru minutach doszły ich pierwsze słowa wypowiadane przez nadchodzących typków. Chwilę później zobaczyli wychodzących zza zakrętu trzech bandytów.
Cichy wskazał ofiarę Wasylowi, samemu mierząc w innego bandytę. Rozległo się kilka stłumionych strzałów i wszyscy trzej bandyci leżeli na drodze.
Stalkerzy podbiegli do nich i szybko ściągnęli z drogi w krzaki, w których uprzednio sami siedzieli.
Po szybkim przeszukaniu i zabraniu trupom kilku przydatnych przedmiotów przeskoczyli drogę i zniknęli po drugiej stronie.
Otoczyli dolinę szerokim łukiem. Po godzinie mozolnego posuwania się znaleźli się przy jej końcu, naprzeciw zabudowań zajmowanych przez bandytów.
- Po tej stronie drogi jest tylko kilka niewielkich budyneczków. W jednym z nich jest skrytka - wyjaśnił Cichy.
Skradając się doszli do muru który otaczał zabudowania. Wasyl i Mruczek podsadzili Cichego, który obejrzał przestrzeń za murem, po czym jednym zwinnym podciągnięciem przełożył nogę przez mur i przeskoczył na drugą stronę. Wasyl i Mruczek znaleźli się chwilę potem obok niego.
Cichy spojrzał na mapkę w swoim PDA. Następnie schował je, odbezpieczył karabin i skinął na kumpli. Weszli do najbliższego jednopiętrowego budynku.
Cichy miał wrażenie, że wszyscy w promieniu kilometra słyszą jego bijące serce. Skinął na Wasyla by zajrzał do pomieszczenia po prawej, Mruczka skierował na lewo, sam poszedł na wprost.
Na parterze nikogo nie było.
Ostrożnie weszli do góry po schodach. Cichemu serce łomotało w gardle.
Tu znajdowały się jedynie dwa pomieszczenia. Wasylowi kazał sprawdzić pierwsze. Sam ostrożnie zajrzał do drugiego. Odetchnął z ulgą. Z pokoju obok doszedł go szept Wasyla: - Czysto.
Cichy wszedł do pokoju, w którym był Wasyl. Wedle PDA w nim znajdowała się skrytka.
- Wyglądasz na zdenerwowanego ? stwierdził Mruczek.
- Kiedyś w tym budynku była bardzo wredna pijawka? Prawie się posrałem, że ją tu zastaniemy.
- Fakt, sam o niej zapomniałem. Każdy hałas sprowadziłby nam na głowy wszystkie okoliczne męty - dodał Wasyl.
Cichy nie słuchając go już rozglądał się po pomieszczeniu. Ściany nie nosiły znamion naruszenia ich w jakikolwiek sposób. Na jednej znajdowały się jedynie zatarty przez czas bryzg krwi.
Cichy przyklęknął. Palcami badał podłogę. Pod lewą ręką jedna z desek poruszyła się. Wyjął nóż i podwadził deseczkę. Pod nią, na betonowej wylewce leżał mały, niepozorny i zżarty przez rdzę kluczyk. Obok niego postrzępione i zapleśniałe zdjęcie.
- I to wszystko? ? spytał rozczarowany Wasyl.
- Kluczyk jest. Co więcej chciałeś?
- Sam nie wiem. W każdym razie nie wzbudził on we mnie zaufania.
- No trudno. Idziemy nad Jantar ? zakomenderował Cichy. Spojrzał na fotografię. Widać było na niej jedynie twarz stalkera, któremu pomógł nad Jantarem. Obejmował kogoś. Druga postać jak i dalsza część zdjęcia była jednak kompletnie zniszczona.
Schował ją do kieszeni w kombinezonie.
Wracali tą samą drogą, którą tu przyszli. Mruczek, jakby bardziej ośmielony po ostatnich godzinach odezwał się, przerywając długą chwilę milczenia:
- Czemu tak obawialiście się tej pijawki?
- Wiesz? kto się bał to się bał ? sprostował Wasyl.
- Zauważyłeś ten bryzg krwi na ścianie? ? spytał Cichy.
- Widziałem.
- To moja krew. Jeszcze jako koty, niewiele mądrzejsze od ciebie wyruszyliśmy tu w poszukiwaniu artefaktów z Wasylem. Nie słuchaliśmy zbytnio nikogo i wyszło jak wyszło? Zastała nas noc. Posraliśmy się na myśl o wracaniu po zmroku i postanowili zostać w tamtym budynku. Nie sprawdzając nawet parteru poszliśmy na górę. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy ryk i czerwone oczy rzuciły się na mnie. Przede mną stanęła wielka czarna pijawka. Jak uderzyła mnie łapskiem w lewe ramię tak tylko prysła krew. Wasyl władował w nią i okolicę cały magazynek. Pijawka odskoczyła i rozpłynęła się gdzieś. Wasyl i ja z rozwalonym ramieniem musieliśmy uciekać przed bandytami. Do tej pory nie mam zbytnio czucia w małym palcu.
- Musiała ci uszkodzić nerw ? powiedział Mruczek. Twarz jego wyrażała jedną jedyną myśl ? ?Mamo, czemu ja się nie uczyłem i nie poszedłem na studia?!?
Na drodze panował spokój. Nikt oprócz dzikich psów, które przepłoszyli przechodząc, nie zainteresował się ciałami w krzakach ? te były już napoczęte przez miejscową zwierzynę.
- W Zonie nic się nie marnuje, zapamiętaj to ? powiedział Wasyl do zzieleniałego Mruczka.
Dalsza droga nad Jantar nie nastręczała większych trudności. Przez Dzicz, na którą Powinność kilka dni temu wpadła z misją ?oczyszczania? przeszli bez problemu. Na ostatnim posterunku kontrolnym zostali jedynie poinformowani, że Jantar nie znajduje się pod panowaniem Powinności i udają się tam na własne ryzyko.
Awatar użytkownika
Karpitsu
Kot

Posty: 19
Dołączenie: 21 Wrz 2008, 16:55
Ostatnio był: 10 Lis 2014, 15:47
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Szansa od losu" cz. III

Postprzez Karpitsu w 01 Paź 2008, 15:43

Jantar i jego okolice jak zwykle przedstawiały ponury widok. Jezioro, niegdyś przepiękna oaza ptactwa i wszelkiej innej zwierzyny, zamieniła się w ponure radioaktywne bajoro, na którym roiło się od przedziwnych bestii, a często również stalkerów potraktowanych przez legendarny Mózgozwęglacz.
Ten obraz dopełniało jak zwykle ciemne, zasnute ołowianymi chmurami, niebo, które mógł opisać jedynie człowiek, który tam był. Ogrom beznadziejności, zagłady i śmierci jaki czuć było na każdym kroku był niewyobrażalny, dla kogoś, kto tysiące kilometrów dalej siedział przed telewizorem nie bardzo wiedząc o co chodzi ludziom, którzy mówią przed kamerami o braku zagrożenia, o jakimś Czarnobylu, wybuchach? Co to w ogóle był ten Czarnobyl?
- Daleko do tej skrytki? ? spytał Wasyl ściągając mocniej kaptur, gdy wiatr znad bajor Jantaru wzmógł się.
- Kawałek. Jest po drugiej stronie bagien.
- Jeszcze powiedz, że idziemy na przestrzał! ? zirytował się Wasyl.
- Jeśli chcesz. Ale wtedy będziesz śmierdział ? Cichy odciął się, za wczorajsze przytyki Wasyla.
Spojrzał na zegarek. W monotonnym i niezmiennym krajobrazie, gdzie niebo zawsze było czarne, a krajobraz w samych burych barwach, próżno było szukać znaków mówiących o upływie czasu. Było już po piętnastej. Narzucił więc dość szybkie tempo obawiając się, że mogą nie zdążyć przed zmrokiem.
Bagniska były zasnute dziwną, szaro-zieloną mgłą. Spomiędzy jej ciężkich obłoków gdzieniegdzie wystawały uschnięte kikuty drzew, niczym ostrza diabelskich wideł.
- Wiesz, zapomniałem ci powiedzieć, ale gdy cię nie było przez ostatnie trzy dni to zmarł Karelin ? ni stąd ni zowąd odezwał się Wasyl.
- Karelin? ? spytał Cichy nie wiedząc z początku o kogo chodzi przyjacielowi ? A ten Karelin. A co się stało?
- To przeziębienie, które go zmogło okazało się grypą. Facet męczył się ze dwa tygodnie. Wykitował tuż po twoim wyjściu. Stary, czy to nie jest śmieszne? Umrzeć w radioaktywnej Zonie na grypę? Aż wstyd!
- Nawet nie wiesz jak ja bym chciał umrzeć w spokoju na taką grypę, albo zawał serca ? powiedział Cichy ? Pochowali by mnie potem w pachnącej trumnie na cmentarzu z mnóstwem drzew i kwiatów?
- O zawał serca tu nie trudno, szczególnie gdy z pod ziemi wyrasta przed tobą snork ? skwitował Wasyl.
- Cóż, u większości stalkerów objawia się to wtedy raczej zwiększonym balastem w gaciach ? nieśmiało wtrącił Mruczek.
- Wiesz z własnego doświadczenia? ? nerwowo odpowiedział Wasyl, jakby ukłuty niewidzialną szpilką. Szybko jednak uspokoił się i wrócił do tematu ? A w ogóle to aż dziwne, że łatwiej tu dostać leki na chorobę popromienną niż aspirynę.
Ponieważ zaczęli się zbliżać do dzikszych części Jantaru rozmowy zamilkły. Szli, mając oczy dookoła głowy, na szczęście nie było im dane zmierzyć się z żadnym niebezpieczeństwem. Bezpiecznie uniknęli też zdradliwych anomalii.
Po ponad godzinie byli na miejscu ? skrytką była prawdopodobnie niewielka budka po jakiś urządzeniach elektrycznych ? okrążywszy jezioro znaleźli się całkiem blisko tajemniczego kompleksu budynków.
Cichy wyjął kluczyk i włożył w kłódkę tak samo jak on zardzewiałą. Ku jego zdumieniu klucz nie chciał wejść do końca, nie mówiąc nawet o przekręceniu się.
Zdziwiony Cichy wyjął go i zaczął oglądać.
- Skoro zawiodły tradycyjne metody to może zadziałamy tym? ? spytał Wasyl wskazując na swój karabin.
- Chyba cię do reszty posrało. Na północ od nas jest kompleks, gdzie wedle niektórych opowieści roi się od zombie a za plecami bagna pełne snorków! Może jeszcze rozpalmy ognisko i w międzyczasie wysuszmy galoty, co?
- Spokojnie, nie denerwujcie się tylko pomyślcie? - uspokajał Mruczek.
- Klucz jest zżarty przez rdzę. Tak się go nie włoży do zamka.
- Aż dziwne. To nie może być rosyjska kłódka. Zbyt wymagająca ? skwitował Wasyl ? A może by skombinować jakąś piłkę do metalu? Aż taka masywna to ona nie jest?
- To leć, spytaj, może snorki ci pożyczą ? mruknął Cichy.
Nie wiedząc co robić usiadł na ziemi i wyjął z plecaka butelkę coli. Odkręcił butelkę i napił się. Poczuł w ustach od dawna zapomniany smak.
- Mogę łyka? ? spytał Mruczek. Cichy podał mu butelkę.
Mruczek pijąc zakrztusił się i parsknął napojem pod nogi.
- Chłopaki wiem co możemy spróbować zrobić! ? krzyknął, aż sam wystraszył się własnego głosu i wzroku Wasyla ? Spróbujmy odrdzewić klucz Colą! Widziałem już takie bajery kiedyś!
Cichemu zabłysły oczy: - Wasyl, nie dawaj mu wódki póki jeszcze myśli.
- Tylko to może potrwać całą noc ? dodał mniej pewnie Mruczek.
- Więc zostaniemy tu na noc ?tonem beztroskiego turysty, jak gdyby byli nad zwykłym jeziorkiem, zarządził Cichy.
- To teraz ty idź i powiedz snorkom, żeby się nami nie przejmowały, nie będziemy im przeszkadzać! ? zrewanżował się Wasyl.
- Spokojnie. Nie zostaniemy ot tak, tutaj. Możemy przejść się do naukowców, może nas przyjmą? A jak nie, zatrzymamy się gdzieś bliżej Dziczy i wrócimy tutaj rano.
- To nie prościej iść już do baru? ? spytał zrezygnowany Wasyl.
- Chce wam się? Bo ja mam na dzisiaj dość. Trzeba odpocząć.
Wasyl nie oponował. Ruszyli więc w drogę powrotną, wrzuciwszy kluczyk do Coli.
Okolicę zasnuł pierwszy, wczesno wieczorny mrok. Potworny krajobraz, jeszcze bardziej zyskał na brzydocie.
Cichy pewnie prowadził grupę do polowego laboratorium naukowców. Liczył na gościnne przyjęcie, gdyż zdarzyło mu się sprzedać kilka cennych artefaktów jajogłowym. Tym razem również mógł im opchnąć jakiś. Jeśli oczywiście znajdą cokolwiek w skrytce.
Bunkier w którym urzędowali naukowcy był solidną konstrukcją, kolorystycznie wpasowującą się w okolicę. Otoczona wysokim murem z betonowych płyt zakończonych u góry zwojami drutu kolczastego, dawała poczucie względnego bezpieczeństwa.
Nikt jednak nie naprawił bramy, która od któregoś ataku stworów leżała powalona. Jako jej substytut postawiono kilka kozłów hiszpańskich i betonowych zapór, które naukowcy musieli dostać od wojska.
Cichy podszedł do masywnych stalowych drzwi i uderzył w nie kilka razy pięścią. Następnie ustawił się twarzą do małej kamery umieszczonej powyżej i czekał.
- Kto tam? ? rozległ się głos z trzeszczącego głośnika.
- To ja profesorze, Cichy. Przyszedłem z dwoma towarzyszami, moglibyśmy wejść?
- Czy to coś ważnego? ? spytał niechętnie naukowiec.
- Tak.
Drzwi otworzyły się. Weszli do niewielkiego przedsionka zakończonego kolejnymi drzwiami. Te jednak miały uchyloną niewielką klapkę, w której błyszczały nieufne oczy nieznanego Cichemu człowieka.
- Witam. Czy zastałem profesora Susłowa? ? spytał Cichy.
- Tak, jest.
- My do niego. Chcemy pomówić o artefaktach ? tajemniczo dodał Cichy, wiedząc, że coś takiego skłoni uczonego do otwarcia drzwi.
Po chwili znajdowali się w środku. Cichy przywitał się z Susłowem i wyjaśnił mu powody przybycia prosząc o jakiś kąt do noclegu.
- Z reguły nie przyjmujemy nikogo obcego do laboratorium, tym bardziej na noc? Dla pana jednak mogę zrobić wyjątek. Ale liczę, że pojawi się pan jeszcze kiedyś z ciekawymi artefaktami?
- Tak, postaram się. Może nawet jutro.
- Byłoby cudownie. Ostatnio właśnie badaliśmy jeden rzadki artefakt ? zaczął Susłow ? A zresztą? poczekajcie chwilkę, rozgośćcie się, ja zaraz wracam.
Wrócił z butelką wódki i paroma konserwami. Stalkerzy wyjęli swoje skromne zapasy i rozpoczęli biesiadowanie. Była to ich pierwsza okazja by zjeść coś tego dnia.
Profesor tymczasem opowiadał im o artefaktach, poczynionych badaniach i ostatnich nowinkach znad Jantaru i spoza Zony.
Posiedzenie nie trwało zbyt długo. Po dwudziestej drugiej Susłow wrócił do swych obowiązków, a Stalkerzy pousypiali kamiennym snem.
Awatar użytkownika
Karpitsu
Kot

Posty: 19
Dołączenie: 21 Wrz 2008, 16:55
Ostatnio był: 10 Lis 2014, 15:47
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Szansa od losu" - cz.IV

Postprzez Karpitsu w 02 Paź 2008, 19:06

Ostatnia cześć opowiadania. Może teraz ktoś coś napisze o całości? Byłoby miło.

Pierwsze co zrobił Cichy po przebudzeniu, to sprawdził zawartość butelki z Colą. Przelewając ją do puszki po konserwie wyjął kluczyk.
Wyglądał o wiele lepiej niż wczoraj. Część rdzy rzeczywiście zeszła, trochę jej jednak pozostało. W międzyczasie obudzili się jego towarzysze.
- Rdza trochę zeszła ? powiadomił ich Cichy.
- A co myślisz o tym by poprosić naukowców o jakąś piłkę do metalu, pilnik i podobne narzędzia? Obiecajmy im jeden artefakt, powinni się zgodzić.
- Przezorny zawsze ubezpieczony ? dodał Mruczek.
- Spróbuję pogadać na ten temat z Susłowem. Tymczasem zjedzmy coś i warto ruszyć jak najprędzej.
Cichy bez problemu załatwił potrzebne narzędzia. Gdy tylko się posilili, wyszli z laboratorium i udali się w stronę skrytki.
Szli tą samą drogą, mniej baczni na niebezpieczeństwo niż wczoraj. Mimo to Wasyl w pewnym momencie ostrzegawczo syknął:- Mruczek stój!
Ten zatrzymał się wpół kroku. Wasyl wyciągnął z kieszeni ciężką mutrę i rzucił przed Mruczka.
Śruba zakotłowała się i po chwili rozprysła na małe kawałki, wywołując przy tym spory huk.
Mruczek zraniony jednym z odłamków trzymał się za broczącą krwią dłoń.
- Widzisz, ciesz się, że mi powietrze przed oczyma zadrgało by już by cię nie było.
Szli już o wiele ostrożniej przezornie rzucając od czasu do czasu mutry i kamienie.
Mimo to, szybciej niż wczoraj, niesieni podnieceniem dodającym sił, doszli na miejsce. Cichy wyjął klucz, włożył do zamka? Wszedł cały. Ze zgrzytem przekręcił się. Kłódka odskoczyła. Drżącymi rękoma zdjął ją i otworzył drzwi.
W środku panował mrok. Zapalił latarkę. Było to pomieszczenie o wymiarach dwa na trzy metry. Oprócz resztek jakiś urządzeń elektrycznych stało w nim kilka metalowych, wojskowych skrzyń.
- Każdy niech otworzy jedną ? powiedział Cichy i sam podszedł do jednej z nich.
Zatrzaski z łatwością odskoczyły. Podniósł wieko do góry. W środku znajdował piękny snajperski Vintar i kilkanaście pudełek amunicji. Oprócz tego Cichy znalazł w nim kilka granatów i niewielkie blaszane pudełko. Otworzył je. W środku znajdował się PDA.
- Chłopaki, patrzcie! ? powiedział oniemiały Mruczek.
W skrzyni którą otworzył znajdowało się około trzydziestu artefaktów. O większości z nich jedynie słyszeli plotki. Znajdowały się wśród nich Korale Mamy, Baterie, Kryształy, Śluz i Błyski.
W skrzyni którą otworzył Wasyl znaleźli dwa karabiny szturmowe i amunicję.
W pozostały dwóch skrzyniach znajdowały się natomiast świetnej jakości kombinezony.
Gdy pierwsza fala radości minęła Cichy spojrzał na znalezione PDA. Znalazł w nim zapiski wyjaśniające taką ilość drogocennych przedmiotów.
Schowek ten należał do grupy bandytów, którzy wyspecjalizowali się w napadaniu stalkerów, w szczególności tych doświadczonych, wracających z cennymi artefaktami. Zabijali ich i zabierali wszelkie wartościowe przedmioty, które składowali w kilku skrytkach ? między innymi w tej, którą uważali z najbezpieczniejszą z powodu jej oddalenia od skupisk stalkerów jak i ich konkurencji. Składowali tu więc najcenniejsze trofea.
Czy to jednak oznaczało, że stalker któremu pomógł był bandytą? Mówił, że sam schował tu te rzeczy? Co skłoniło go więc do wydania mu skrytki? Skrucha, ludzki odruch? A może to niedopowiedzenie?
Cichy głowiąc się nad tym zakładał jeden z kombinezonów. Po zabraniu artefaktów i broni, które postanowili wymienić na lepsze odpowiedniki, znalezione w skrytce, zamknęli ją i udali się w drogę powrotną.
W pewnym momencie Cichy zboczył z drogi wprost w bagno. Zdziwieni Wasyl i Mruczek przystanęli, lecz nic nie mówiąc zaraz ruszyli za nim.
Odbezpieczyli karabiny. Po kilkunastu minutach Cichy zatrzymał się.
W tym miejscu z błota wyłaniała się malutka wysepka. Znajdowały się na niej jedynie poszarpane ludzkie szczątki.
Cichy nie bacząc zbytnio na nie rozglądał się wokoło. Po chwili znalazł to czego szukał ? PDA zabitego. Schował je pod kombinezon i wyjął zdjęcie, które znalazł w Dolinie Mroku. Spojrzał na nie ostatni raz i położył obok szczątek przyciskając kamieniem...


Gwar w barze był ogromny. Wieczorami przychodziło tu mnóstwo stalkerów, by przy wódce przedłużyć czas, w którym nie muszą szukać kąta do spania.
Cichy siedział z kumplami na uboczu, przy stoliku, który wykombinował dla nich barman. Mruczek ledwo żywy przysypiał na stole, obok niedopitej szklanki ?Kozaka?, na którą zęby ostrzył sobie już Wasyl.
Znalazł wreszcie czas by przejrzeć PDA zabitego.

?Wyśledziłem wreszcie tego sku*wiela ku*wica w katakumbach pod Agropromem. Zrewanżowałem się za morderstwo na Dzikim, Stiepanie i Łysym. Znalazłem przy nim klucz i PDA z namiarami do ich skrytki nad Jantarem. Klucz schowam i kiedyś na pewno go użyję??

?Drugi dzień leżę z rozwaloną nogą gdzieś na bagnie. To dziwne, ale czuję, że błoto przeżera mi kombinezon. W każdym razie coś się z nim dzieje od spodu??

?Przed chwilą zabiłem dwa snorki. Pomógł mi jakiś Stalker. Kim on jest ? nie wiem. Ale postanowiłem mu oddać klucz ? ja już stąd się nie ruszę? A to co zrabowały te bestie może pomoże w czymś temu uczciwemu człowiekowi. Mi to już zbyteczne. Stalker opatrzył mi ranę, dał trochę leków i amunicji. Niech mu się szczęści.?

?Wiem, że one tu są. Trawi mnie gorączka, jest ciemno. Nie widzę ich. Ale czuje że są. Czają się w błotach i patrzą na mnie? Żebym je widział to post??
? tu notatki się urwały.

Czy zabity stalker pomógł mi w czymś tym darem? zastanawiał się Cichy. Owszem. Moje kieszenie są teraz pełne rubli. Cenne artefakty rzeczywiście można znaleźć... Trzeba jednak lepszego wyposażenia, na które mogę sobie pozwolić. Potem można sprzedać je i żyć poza Zoną? Tak? Warto jeszcze tu zostać i ich szukać?
Awatar użytkownika
Karpitsu
Kot

Posty: 19
Dołączenie: 21 Wrz 2008, 16:55
Ostatnio był: 10 Lis 2014, 15:47
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości