Witam ponownie. Tym razem umieszczam całe, skończone już opowiadanie - pierwszą i drugą część z poprzednich postów i nową, trzecią. W pierwszych 2 częściach poprawiłem błędy i dodałem kilka rzeczy. Dlatego warto przeczytać wszystko jako jedną całość. Miłego czytania
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
X-17
Szary spojrzał na swój elektroniczny zegarek i zaklął. Było dopiero po dwudziestej a już ciemno jak w dupie. Był w Zonie już parę lat i wiedział że samotne nocne wędrówki zazwyczaj nie kończą się wesoło. Dlatego kiedy zaczęło się ściemniać, zdał sobie sprawę, że nie dojdzie do Baru przed zmierzchem, i zaczął szukać schronienia na noc. Po parunastu minutach znalazł jakiś na wpół zrujnowany domek w zaroślach niedaleko głównej drogi. Ceglany budynek miał tylko trzy ściany, i brakowało mu dachu. Od głównej drogi dzieliły go spore krzaki, ale można było dostrzec blask niewielkiego ogniska, które Andriej rozpalił na środku podłogi. Zapalił papierosa i zapiął kurtkę. Nocny wiatr był naprawdę zimny a schronienie marne „Gdyby nie ta pieprzona strzelanina już bym był w Barze” ze złością pomyślał Stalker i zaciągnął się papierosem. Nagle usłyszał jakieś szelesty. Chwycił swoje Aks74u z którym nigdy sienie rozstawał i zlustrował okolice. Noc była bez księżycowa a ognisko oświetlało tylko wnętrze budynku więc niczego nie dojrzał. Zacisnął palce na karabinku kiedy usłyszał kolejny odgłos. Tym razem był to groźny warkot. „O ku*wa… Nibypsy…!”- pomyślał Szary. Wszystko odbyło się momentalnie. Wielka bestia wystrzeliła z ciemności i rzuciła się na niego. Odruchowo skoczył do tyłu i pociągnął po mutancie długą serią. Czarna krew chlusnęła mu na twarz, a wielka włochata bestia grzmotnęła o ziemie. Serce zabiło mu szybciej, kiedy zobaczył następną parę ślepi świecących w ciemności. Rozjuszony mutant ruszył na niego z rykiem. Szary cofnął się dokładnie w momencie, kiedy bestia skoczyła do góry. Wystrzelił w jej kierunku, lecz potwór opadł mu na pierś, i wytrącił broń. Szary spojrzał w oczy swojej śmierci. Wielkie żółte ślepia wpatrywały się w niego, a z pyska bestii kapała mu na twarz gęsta ślina. Stwór już rozwarł szczęki aby odgryźć głowę Stalkera, kiedy w ciemności rozległ się strzał. Potem następny. Szary usłyszał jeszcze przeciągłe wycie konającego Nibypsa i zemdlał.
***
- Hej, stary, obudź się! – Szary otworzył oczy i zobaczył nad sobą uśmiechniętą gębę jakiegoś Stalkera – To cud, że byłem w pobliżu i usłyszałem co się dzieje. Inaczej stałbyś się posiłkiem Nibypsa – Facet podał Szaremu rękę i pomógł wstać. Następnie wystawił ją przed siebie - Jestem Wołodia. Wołodia Domanienko – Szary odwzajemnił uścisk dłoni. - Andriej. Ale wołają na mnie Szary . Przyjrzał się swojemu kompanowi. Wołodia był ubrany w wytarte wojskowe spodnie i kurtkę. Obrazka szeregowego Stalkera dopełniała maska przeciw gazowa przy pasie i Ak74 na placach. Miał krótko, po wojskowemu ścięte włosy, niebieskie oczy i kilkudniowy zarost, a na ustach drwiący uśmiech. Był młodszy od Szarego. Wyglądał na dwadzieścia parę lat.
-Właśnie wracałem do Baru z Wysypiska. Kojarzysz Biesa? Na same wzgórza nawet nie ma co włazić, ale warto się pokręcić niedaleko zbocz. Czasami się coś znajdzie – zadowolony wskazał na wypełnioną torbę przytroczoną do plecaka – W większości to same gówna w stylu „Meduzy” ale trochę rubli z tego będzie. Potem musiałem spieprzać przed bandytami i włóczyć się po nocy. Chociaż to chyba dobrze się złożyło. A ty? Co robiłeś w tym lokalu? – Wołodia z uśmiechem omiótł budyneczek wzrokiem.
- Też wracałem do Baru z „Grzybobrania” – uśmiechnął się Szary – I już grzałbym tam dupę gdyby nie ci cholerni bandyci. Człowiek się nałazi, naszuka, a te kur** na gotowe przychodzą. Kilku załatwiłem, a reszta zwiała.
–To jak? Zbieramy się do baru? We dwóch zawsze raźniej – Zapytał wesoło młody zarzucając na plecy wypchany plecak. Andriejowi który był cichy, opanowany i raczej zamknięty w sobie, podobała się ta młodzieńcza energia i zapał, które rzadko spotykało się w Zonie.
–Jasne, stawiam „Kozaka” za to, że uratowałeś mi dupę. – Szary również zebrał swoje rzeczy i obaj ruszyli drogą w kierunku baru.
***
Po godzinie marszu stanęli przed barykadą ustawioną pod bramą prowadzącą do Baru. –Stój! Kto idzie!? – Krzyknął strażnik ubrany w mundur powinności i wycelował w nich broń.
– To ja, Szary!
– A on? – strażnik wskazał na Wołodię.
–To porządny facet, uratował mi dupę w lesie – Szary poklepał Domanienkę po ramieniu – Idziemy do Baru, wpuścisz nas czy nie? –spojrzał na strażnika. Wielu Stalkerów znało jego imię a poza tym był dość rozpoznawalny. Był wysokim mężczyzną po trzydziestce. Nosił ciemne długie włosy i zawsze przystrzyżoną kozią bródkę. Przezwisko zawdzięczał swoim szarym oczom. Była w nich jakaś dziwna głębia. Odkąd pamiętał wszyscy go tak nazywali. Ubierał się w czarne jeansy i starą, zieloną wojskową kurtkę, a przez plecy zawsze miał przewieszonego swojego wiernego Aks74u.
–Jasne, po prostu dostałem rozkaz legitymowania każdego, kto tu wchodzi. Ostatnio strasznie dużo bandziorów się tu kręci. Wchodźcie.
– Niema sprawy – powiedział Szary, po czym obaj z Wołodią weszli do bazy. Szybko znaleźli się w ciemnym i śmierdzącym wnętrzu Baru. Odkąd Andriej pamiętał, Bar zawsze wyglądał tak samo. Parę drewnianych stolików i długa lada z okiennicami. Jak zwykle był też pełen gości. Niektórzy zawzięcie handlowali, inni topili swe smutki w wódce a cała reszta po prostu wypoczywała. Zamówili „Kozaka” i usiedli przy stole. Pili wódkę zagryzając kiełbasą, którą wygrzebał z plecaka Szary. Czas szybko mijał przy alkoholu i rozmowie. Andriej dopijał właśnie ostatek wódki, kiedy do Baru wpadł zdyszany szeregowiec Powinności.
–Wszyscy zdolni do walki natychmiast do północnej bramy! Ci pojebańcy z Wolności chyba zwariowali! Jest ich kilkudziesięciu i szturmują naszą barykadę! – Widać było, że to jeszcze kot. Prężył się z dumą w mundurze Powinności, ale kiedy zaatakowała Wolność, o mało co nie dostał ataku sraczki. Gdy tylko skończył mówić, wszyscy zerwali się z miejsc i pobiegli za nim. Andriej i Domanienko również.
– Zaczekaj Szary! – Barman powstrzymał go ruchem ręki – Poczekaj! Mam ważne wieści, a nie chce żeby dotarły do niepowołanych uszu. – Szary rozejrzał się . Rzeczywiście, oprócz niego i Barmana nie było w pomieszczeniu nikogo. –Mam misję. Nie musze chyba dodawać, że cholernie niebezpieczną. – Barman rozłożył na ladzie jakieś papiery –jak wiesz, zbieram różne dokumenty i mapy. Niedawno natrafiłem na ślad jakiegoś tajnego laboratorium. Robili tam jakieś eksperymenty na ludziach. Jak może wiesz, człowiek wykorzystuje tylko niewielką część mózgu. Reszta jest dla naukowców zagadką. Jednak nasi chłopcy z X-17, bo tak ochrzczono laboratorium doszli do ciekawych wyników. Otóż, eksperymentując na ludziach udało im się dojść do tego, jak uruchomić nieużywane dotychczas partie mózgu. Wyobrażasz to sobie? Oni dokonali tego, o czym ludzie marzyli od wieków! Samo regeneracja! Telepatia! Telekineza! Wszystko dzięki sile umysłu! Jednak nie jest tak różowo, nie myśl sobie. W papierach jakie mam, jest wzmianka o tym, iż taki „nadczłowiek” tracił nad sobą jakiekolwiek panowanie, a do tego stawał się kompletnym idiotą. Tracił zdrowy rozum. Niektórzy próbowali rozpieprzyć całą budę, inni ślinili się tylko. Wyobrażasz sobie jak trudno zabić takiego sku*wiela, który nic sobie nie robi z kulki w klacie, a parę minut potem nawet nie ma śladu po dziurze? ku*ewsko trudno. Te dokumenty które mam pochodzą z rozbitej ciężarówki którą wybebeszył jakiś kot. Jednak dokumentacja jest niekompletna. Podejrzewam, że druga część tych papierzysk jest w X-17. Musisz tam iść Szary i zdobyć dla mnie te papiery. Jest prawdopodobne, że doktorkom nie udało się ulepszyć Psi-Maszyny, jak nazwali swoje urządzenie do mieszania w łbie i dalsza dokumentacja zawiera jedynie opisy nieudanych eksperymentów. Ale jeśli mózgowcy ulepszyli maszynkę, to wyobrażasz sobie jakie to daje możliwości? Stajesz się niemalże półbogiem! Tak więc Szary, podejmujesz się? –Barman spojrzał na mnie pytająco – Jeśli zdobędziesz dla mnie tą dokumentacje do końca życia nie będziesz się musiał martwić o kasę. Stoi? – wyciągnął rękę do Szarego, który odwzajemnił uścisk.
– Stoi.
***
Andriej z Wołodią maszerowali żwirową drogą pośród starych drzew. Minęły już dwa dni odkąd opuścili Bar z zadaniem odnalezienia X-17.
-Dobra, stajemy. Zaraz się ściemni, a tu jest całkiem niezłe miejsce na postój – Domanienko wskazał ręką na zardzewiały blaszany barak. Miał 5 metrów szerokości, 3 wysokości i około 10 długości. Po drugiej stronie drogi stała drewniana budka strażnicza i resztki tego co kiedyś mogło być szlabanem – Chyba zbliżamy się do naszego laboratorium. Tu pewnie był jakiś punkt przeładunkowy, albo coś… - podrapał się w głowę. W tym czasie Szary podszedł do blaszanych drzwi baraku. Skorodowana kłódka puściła po kilku mocnych kopnięciach. Chwycił za metalowe uchwyty i pociągnął. Rozległo się głośne skrzypienie, ale zapieczone zawiasy wcale nie chciały się ruszyć. Szary spróbował jeszcze raz, lecz znowu drzwi były górą.
-Czekaj, spróbujemy razem – powiedział Wołodia, który do tego momentu stał z boku. Obaj chwycili za uchwyty – Na trzy. Raz… Dwa… Trzy! – Tym razem szarpnięcie dało efekt. Otworzyli drzwi na oścież i oświetlili wnętrze latarkami. Kontener był prawie pusty, nie licząc kilku skrzyń stojących pod ścianą. –Ciekawe co tu znajdziemy… - Młodszy Stalker podważył wieko pierwszej skrzyni długim, wojskowym nożem. – Hej, stary patrz! Już znaleźliśmy skarb! – Wołodia był bardzo zadowolony. Szary podszedł do skrzyni i również się uśmiechnął. W środku stało co najmniej dwadzieścia butelek wódki. W następnych skrzyniach znaleźli kilkadziesiąt konserw.
– No to kolacje mamy z głowy. – Powiedział wesoło Andriej. To był dopiero początek wyprawy, a już dopisało im szczęście. Miał nadzieje, że będzie tak do końca. Dwadzieścia minut później siedzieli już przy ognisku, jedli konserwy i popijali wódką.
-Ej, Wołodia jak trafiłeś do Zony? – Szary zaczął rozmowę. Normalnie nie był zbyt skory do konwersacji, ale polubił Domanienkę.
-Jak wielu. Byłem młody, szukałem wrażeń. Zresztą wiesz jak jest na zewnątrz… Tam mogłem co najwyżej kopać rowy, a tutaj sam jestem panem własnego losu. Oczywiście nie jest świetnie, sam wiesz, ale da się jakoś żyć. A ty? Co cie tu zagnało?
-Właściwie to uciekłem do Zony. Wiesz, uwzięło się na mnie paru gości. Robiłem w antyterrorce. Był taki facet. Nikołaj Bagdajev. Zajmował się przemytem – broń, narkotyki. Dostaliśmy informacje, że planuje większą akcje. Urządziliśmy zasadzkę. Akcja przebiegała sprawnie aż do momentu kiedy się okazało, że dowódca jest jego wspólnikiem i wystawił nas na odstrzał… Było nas ośmiu. Czterech zginęło na miejscu, dwóch umarło w szpitalu. Przeżyłem tylko ja i jeden facet. Nie miał szczęścia. Musieli amputować mu obie nogi.
-Przerąbane… i co? Dlatego zwiałeś? – Wołodia z zainteresowaniem patrzył na Szarego znad niedojedzonej konserwy.
-Tak. Jako dowódca jednej z drużyn wiedziałem o tym, że nas wystawili. Chcieli mnie wykończyć, żeby ich przekręty nie wyszły na wierzch –Stalker zamilkł na chwilę - Dobra, koniec opowieści. Idziemy spać, bo jutro po południu powinniśmy dojść do tego X-17 – Szary położył się na ziemi, okrył kurtką i już po chwili smacznie spał.
-Ehhh… Nie ma sprawy, postoje na warcie… - Wołodia oparł się plecami o ściankę baraku, chwycił karabin i zaczął lustrować okolicę.
***
Następnego ranka bez słowa ruszyli w dalszą drogę. Chcieli jak najszybciej dojść do placówki. Po kilku godzinach marszu stanęli przed metalową bramą. Cały teren otoczony był siatką, nad którą wisiał drut kolczasty. Na szczęście brama była uchylona. Ostrożnie, z bronią w ręku, weszli na teren laboratorium. Ich oczom ukazał się zwyczajny jak na Zonę widok. Niewielki piętrowy budynek otoczony kilkoma wrakami i trupami.
-No to czas się zabawić – mruknął Szary i podszedł do drzwi budynku. Zamek ustąpił po kilku strzałach. Ostrożnie weszli do środka. Wnętrze laboratorium nie wyglądało szczególnie interesująco. Kilka stołów, szaf i schody na pierwsze piętro, które okazało się częścią mieszkalną. Kilka pokoi, w każdym łóżko i szafa. Nic szczególnego. Ich uwagę przykuły spore pancerne drzwi. Były zamknięte na głucho lecz oglądając budynek wywnioskowali, iż prowadzą do niewielkiego pokoju. Wołodia przetarł ręką panel po lewej stronie drzwi. Był na nim niewielki ekranik i klawiatura.
- Cholera, mam nadzieje że to działa bo inaczej nie wejdziemy…. – Szary przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu kartki z kodem którą dał mu Barman. – Jest! Siedem, dwa, cztery… - czytał cyfry na głos, jednocześnie wciskając przyciski na panelu. Po wstukaniu całego kodu wcisnął „Enter”. Coś zapiszczało, dało się słyszeć jakby pracowanie silników i szczęk zamka. Wołodia chwycił za uchwyt, przekręcił go i otworzył pancerne drzwi. Oczom Stalkerów ukazała się niewielka klatka schodowa..
-No to zabawa się zaczyna… - westchnął Andriej i ruszył przed siebie. Klatka była niewielka. Zeszli w dół schodami na sam dół. Licząc stopnie, doszli do wniosku, że są około dwadzieścia metrów pod ziemię. Na dole dotarli do kolejnych drzwi. Te z kolei były otwarte. Weszli do ciemnego, podłużnego pomieszczenia oświetlanego jedynie przez gołą żarówkę przy suficie. Wzdłuż ścian stały jakieś elektroniczne urządzenia. Wiązki kabli znikały w ścianie. Obaj czuli się nieswojo, pomieszczenie było ciemne a ich kroki odbijały się echem od ścian.
-Pewnie tym prali ludziom mózgi – Wołodia powiódł strumieniem światła z latarki po konsolach.
-Ciiii… niewiadomo co się czai w tych pokojach… - Szary przyłożył sobie palec do ust i wymownie spojrzał na kompana.
Posuwali się dalej wolnym krokiem dokładnie lustrując pomieszczenie. Ostrożnie otworzyli następne drzwi. Znaleźli się w sporym pomieszczeniu które wyglądało na małą elektrownie. Pośrodku stał wielki agregat. Z jego boku ziała spora dziura, jakby coś w środku wybuchło. Na podłodze rozrzucone były puste kanistry, najprawdopodobniej po benzynie do agregatu.
-Ej, skąd mamy światło – Domanienko wskazał na słabe żarówki przy suficie – skoro to cholerstwo nie działa?
-Pewnie ten kod oprócz otwarcia drzwi uruchomił też jakieś awaryjne zasilanie. Pewnie z akumulatorów. Musimy się spieszyć, bo niemiło by było, gdybyśmy zostali w tym cholernym laboratorium bez światła. Bierzemy najpierw tą drogę – Szary wskazał na jedne z dwóch drzwi, którymi można było iść dalej. Gdy tylko je uchylił, do ich uszu dobiegł przeraźliwy skowyt. Nagle coś wpadło na drzwi od wewnątrz, a te odepchnięte uderzyły Andrieja w twarz. Stalker upadł na podłogę zamroczony. Zobaczył jak Wołodia pada na ziemie pod jakimś niewidzialnym ciężarem. W powietrzu błysnęły tylko dwa jasne ślepia. „Pijawka” pomyślał Szary i wystrzelił w niewidzianego przeciwnika cały magazynek, modląc się by nie trafić w przyjaciela. Głośny ryk który przerodził się w wycie świadczył, że Pijawka dokończyła swojego żywota. Podniósł się z ziemi i podbiegł do kolegi. Teraz Pijawka była widzialna. Szary zabił ją w ostatniej chwili. Ohydny, brązowy humanoid już oplótł głowę jego przyjaciela mackami wystającymi z otworu gębowego. Mocnym kopniakiem Andriej zrzucił truchło z przerażonego Domanienki i pomógł mu wstać.
-O kur**… dzięki stary… - Wołodia był w szoku – to bydle już się do mnie dobierało…
- Nie ma sprawy. Idziemy – Szaremu coraz mniej podobało się w tych cholernych podziemiach. Chciał je jak najszybciej opuścić, ale wewnętrzne poczucie obowiązku wykonania poleconej misji, nie pozwoliło mu uciec jak pies z podkulonym ogonem. Ostrożnie weszli do pomieszczenia z którego wybiegł mutant. Był to niewielki pokój, który Pijawka musiała zaadaptować na swoją kryjówkę.. Wszędzie było pełno zaschniętej krwi, a pod ścianą leżało kilka ciał.
-Ciekawe jak ta cholera tu weszła…- rozglądał się niepewnie Wołodia
– Pewnie tędy – Szary wskazał na dość szeroki wywietrznik w suficie. Pionowy tunel miał około dwadzieścia metrów długości. Wrócili do pomieszczenia z agregatem i ostrożnie otworzyli drugie drzwi które prowadziły na korytarz. Po przebyciu trzydziestu paru metrów trafili na otwarte, powgniatane drzwi. Weszli do środka świecąc sobie latarkami, ponieważ w pokoju nie było światło.
-Cholera, gdzieś tu musi być jakiś włącznik –Andriej zaczął macać ścianę po jednej stronie drzwi. – Wołodia, sprawdź drugą stronę… - szepnął do przyjaciela, który po chwili znalazł wajchę. Domanienko zdecydowanym ruchem pociągnął włącznik w dół. Jasne światło wypełniło pomieszczenie, a do oczu Stalkerów dotarł przerażający widok. Pomieszczenie wyglądało jak paranoidalna wizja jakiegoś psychopaty. Na środku pokoju stał stół operacyjny. Leżał na nim przypięty pasami człowiek. Nie miał połowy czaszki a wszystko wokół zachlapane było krwią. W rogu pokoju było kilka cel odgrodzonych kratami, za którymi leżało kilkanaście ciał. Z drugiej strony stało długie biurko zastawione dziwaczną aparaturą. W jednej z maszyn podobnej do mikrofalówki spoczywał mózg, prawdopodobnie denata ze stołu. Na ścianach widać było ślady po kulach, także większość aparatów była zniszczona. Wyglądało na to, że tutaj prowadzono „badania”.
-Oż kur**… - Wołodia zachwiał się na nogach i zwymiotował.
-Fak! Stary! W co my się wpakowaliśmy!? – Wołodia panikował klęcząc przy drzwiach pokoju – ja pier… co za posrańcy musieli to zrobić?!
-Spokojnie, już dobrze – Szary też był przerażony ale nie chciał tego okazywać, żeby nie dobić kolegi. – Wyjdziemy z tego, rozumiesz!? – sam nie bardzo wierzył w to co mówił.
-Po co myślmy tu leźli… - Domanienko wstał z podłogi, otarł rękawem usta i trzęsąc się jeszcze ze strachu wskazał na drzwi w końcu pomieszczenia – znajdźmy te pieprzone dokumenty i zmywajmy się stąd jak najszybciej. – Szary w odpowiedzi kiwnął tylko głową i obaj ruszyli do drzwi. Andriej położył rękę na klamce. On może wytrzymałby widok kolejnej masakry, ale Wołodia był na skraju załamania. Przełknął ślinę i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Wszedł pierwszy i zamarł. Na końcu zawalonego śmieciami i poprzewracanymi meblami pokoju zobaczył jakąś postać. Mężczyzna w białym kitlu stał do niego bokiem i majstrował coś przy szafie która stała obok.
Nagle odwrócił się do stojących w wejściu Stalkerów. Widok nie był zbyt miły. Jego twarz była zdeformowana a ponad czołem miał dziwną narośl wielkości pięści. Czarne zwisające z głowy kłaki miał polepione krwią. Jedną ręką kurczowo trzymał się swojego okrwawionego kitla a drugą, nienaturalnie wygiętą, począł wymachiwać w powietrzu.
-Uła…babuu! Buu! Łało! – potwór zaczął bełkotać i ruszył wolnym krokiem, zbliżając się do miejsca w którym stał Szary i Wołodia. – Ułababu! Uła! – teraz potwór niemal krzyczał. Andriej stał jak zahipnotyzowany i gapił się na mutanta. Poczuł, że wszystko wokół wibruje, jakby pokój napełniła jakaś energia.
-ŁOBO! – wrzasnął śliniący potwór i nagle w kierunku Stalkerów poszybowała spora beczka. W ostatniej chwili rzucili się na podłogę. Pokój wypełnił dźwięk przedmiotów latających po pokoju w poszukiwaniu intruzów. Andriej i Wołodia przeczołgali do przewróconego stołu, który dawał jako taką ochronę przed atakami mutanta. Szary wychylił się zza osłony i wystrzelił prawie cały magazynek w kierunku mutanta. Z przerażeniem obserwował jak trafienia po których padłby każdy człowiek nie wywierają na potworze żadnego wrażenia. W jeszcze większą panikę wprowadziło go to, że rany zaczęły goić się momentalnie i po chwili na ciele nie było po nich nawet śladu. „Cholera...Jak ja mam go do kur** nędzy zabić?” Andriej myślał gorączkowo. Przypomniał sobie jak był mały i ojciec opowiadał mu o wampirach. Zabić można je było tylko w jeden sposób: uszkadzając głowę lub serce.
-Głowa! – krzyknął mimowolnie, a Wołodia popatrzył na niego dziwnie – Głowa! Musimy rozwalić mu ten przerośnięty łeb! – W tym momencie odzyskali nadzieję, że wyjdą z tego w jednym kawałku. Jak na komendę wychylili się zza osłony i wystrzelili w kierunku głowy mutanta, który był coraz bliżej. Tym razem na nic zdały się moce mózgu. Głowa potwora pękła jak balon, bryzgając wkoło zakrwawionymi resztkami mózgu i czaszki. Wstali patrząc na bezgłowe ciało na podłodze. Ominęli je ostrożnie kierując się do następnych drzwi.
-To musiał być jeden z tych biedaków na których eksperymentowali – powiedział powoli Domanienko .
-Taaa…. Tyle że chyba coś im nie do końca się udało… Biedny koleś… Nigdy nie dałbym sobie czegoś takiego zrobić – Szary pokręcił smutno głową.
-Uważaj, bo oni się pytali… „Przepraszam, możemy pobawić się pana mózgiem? ”-ironizował Wołodia po czym przeniósł wzrok z trupa na drzwi – Idziemy dalej? Chce już wydostać się z tego wariatkowa –uśmiechnął się zgrywając twardziela, ale Andriej wiedział że jeszcze jedna taka akcja a młody Stalker narobi w gacie. W sumie mu się nie dziwił – sam bał się jak nigdy w życiu. Powoli otworzyli kolejne drzwi. Tym razem odetchnęli z ulgą. W pokoju nie było ani jednego potwora czy zmasakrowanego ciała na ziemi. Nie było nawet krwi na ścianach albo podłodze. Pokój, gdyby nie ślady walki wyglądałby jak pomieszczenie w jakimś biurowcu. Wzdłuż ściany stały biurka z komputerami. Z drugiej strony ustawione były szafy zawalone jakimiś papierami. Serce zabiło szybciej obu Stalkerom, lecz okazało się że niema w pokoju dokumentów których szukają. Żaden z komputerów nie był też sprawny. Ich uwagę przykuły metalowe drzwi w rogu pokoju. W przeciwieństwie do innych w kompleksie, te były zamknięte. Ponadto wisiała na nich tabliczka z napisem: „Dr Sasza Iwanov”.
-Ty, patrz. – Szary wskazał na tabliczkę – to pewnie gabinet głównego doktorka. Ciekawe czemu zamknął? – szarpnął drzwi – Wyważamy?
-Czekaj, mam lepszy pomysł. Zachowałem to cacko no czarną godzinę. – Wołodia wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki granat – Dostałem go kiedyś, jako część zapłaty. Przymocujemy go do drzwi, i wybiegniemy pokoju. Wybucha po jakichś pięciu-sześciu sekundach więc zdążymy. – Po chwili granat był umocowany do drzwi. Domanienko wyciągnął zawleczkę, odwrócił się na pięcie, i ruszył pędem do Szarego który czekał w drugim pokoju. Ledwo wpadł za załom muru granat eksplodował. Kiedy kurz opadł, zobaczyli, iż wybuch spełnił swoje zadanie. Wysadzone drzwi, leżały smętnie na podłodze. Wnętrze pokoju było nie naruszone. Na prawo od drzwi stało metalowe biurko. Nad nim wisiał portret jakiegoś faceta. Szary go skądś kojarzył ale nie potrafił sobie przypomnieć komu go przypomina. No przeciwko wejścia stała gablotka, w której znajdowało się kilka spreparowanych organów w formalinie. Andriej rozpoznał mózg i oko, nazw reszty wnętrzności mógł się tylko domyślać. Z lewej strony od wejścia stała szafa zawalona papierami. Wystrój tego niewątpliwie eleganckiego biura, psuł mężczyzna w białym kitlu siedzący na krześle. O jego złej kondycji świadczyła dziura w czole.
- To pewnie nasz doktorek – Wołodia wskazał faceta.
-Tak, i pewnie gdzieś tu są nasze dokumenty. – Szary chwycił leżącą na biurku żółtą teczkę. Tak jak się spodziewał w środku były raporty opisujące eksperymenty. Jego uwagę przykuły notatki które wyglądały jak pamiętnik Iwanova. Andriej oparł się o biurko i zaczął czytać na głos:
… ,,18 miesiąc badań, dzień 12 / Dziś z Nikolawiczem odnieśliśmy spory sukces. Obiekt nr 5 zaczął wykorzystywać ok. dwadzieścia dodatkowych procent mózgu. Potwierdziliśmy wystąpienie zdolności paranormalnych. Niestety nie udało się nawiązać kontaktu z Obiektem nr 5.
18 miesiąc badań, dzień 18 / Dziś Obiekt nr 5 doznał nagłego ataku agresji po czym zemdlał i zmarł. Prawdopodobna przyczyna śmierci: wylew do mózgu.
18 miesiąc badań, dzień 27 / Wdaje mi się że zmierzamy w dobrym kierunki i postanowiłem nie przerywać badań. Obiekt nr 6 wyrwał się spod kontroli i dokonał rzeczy dotychczas niemożliwej. Uniósł siłą umysłu młodszego asystenta Sachowa i uderzył nim w sufit 3 razy. Żal mi z powodu śmierci Sachowa, ale jestem zadowolony z postępu badań. Już niedługo wyeliminujemy agresję z zachowania Obiektów.
19 miesiąc badań, dzień 13 / Jezu! Czego ja dokonałem! Dziś obiekt nr 7 wyrwał się z pod kontroli i zmasakrował cały personel! Przeżyłem tylko ja bo zdążyłem zabarykadować się w gabinecie.
19 miesiąc badań, dzień 14 / Dokonałem decyzji. Muszę wyjść z gabinetu i zniszczyć cały sprzęt. Mam nadziej że mi się uda.
-------
Przeżyłem. Udało mi się zniszczyć cały sprzęt. Zniszczyłem też ważniejszą część dokumentacji. Z tej która pozostała nic nie można wywnioskować. Pozostawiam tylko te dokumenty ku przestrodze innych.
19 miesiąc badań, dzień 17 / Wegetuje w gabinecie już 3 dzień. Nie mam jak wyjść. Obiekt nr 7 szaleje na zewnątrz. Postanowiłem zakończyć swoje życie. Jeżeli ktoś znajdzie ten dziennik, błagam go niech nie próbuje kontynuować tych badań.
Żegnam wszystkich i przepraszam za wszystko,
dr Sasza Iwanov. ”…
-No i doktorka wykończyły jego własne „wynalazki”…- westchnął Wołodia – Barman nie będzie zbytnio zadowolony. Jego marzenia o nadludziach spełzną na niczym.
-Może to i lepiej. Najlepiej niech już nikt nie bawi się w takie potworności.
- To co, wracamy?
-Jasne, wiejmy z tego wariatkowa najszybciej jak się da. – Przytaknął mu Szary i obaj ruszyli do wyjścia.
***
Gdy tylko Barman zobaczył jak brudni i pokrwawieni wchodzą do Baru, wypuścił z rąk konserwę, która spadła z łoskotem na podłogę. Szary oparł się o ladę i westchnął.
-Macie!? – Barman był bardzo podniecony.
-Mamy, mamy – Andriej rzucił mu teczkę Sachova – ale się tak nie ekscytuj. Nic im się nie udało. – Streścił mu całą historię. – A teraz dawaj dwa „Kozaki”, muszę się porządnie schlać, żeby zapomnieć o tym wszystkim – Barman podał mu alkohol i rzucił się do czytania dokumentów. Andriej wziął wódkę i zostawił Barmana samego.
-Twoje zdrowie –Szary wzniósł do góry szklankę z wódką. Wołodia również uniósł szklankę do góry.
-Twoje zdrowie stary, twoje zdrowie!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam, Pietia